Projekt X
Było już w pół do ósmej wieczorem,
kiedy Pansy w końcu wypuściła mnie z łazienki – zmęczoną, zniesmaczoną i
poirytowaną.
Czułam się, jakby przepuściła mnie
przez magiel. Bolały mnie części ciała, z istnienia których do tej pory nie
zdawałam sobie sprawy, mimo że wychowałam się przecież na ulicy, od lat
przyjaźniłam z Draconem i Blaise’em mającymi niebywałe wręcz zdolności do
pakowania się w kłopoty, a poza tym anatomię opanowałam w stopniu znacznym.
Jeśli o mnie chodziło, w niezbyt
odległej przyszłości planowałam zostać uzdrowicielem i dzięki niebywałej
uprzejmości chłopaków już teraz miałam okazję przeprowadzać praktyczną zawodu
naukę. Bo Draco i Blaise obiektami badań byli idealnymi – wiecznie coś sobie
łamali albo nadziewali się na rzeczy, które normalny człowiek ominąłby z
zamkniętymi oczami oraz z palcem w… ekhm, no sami wiecie gdzie. Rozbijali sobie
głowy i kolana, wdawali się w bójki, po których trzeba było szybko nastawić
rozbite nosy i opatrzyć rozcięte brwi, nim zobaczyliby to wrażliwi na piękno
swoich synów arystokratyczni rodzice. Prócz tego nieustannie włóczyli się po
lasach, gdzie zazwyczaj wpadali na stada nie do końca przyjaźnie nastawionych
istot magicznych bądź nie i musiałam potem opatrywać pogryzione, rozszarpane
lub rozdarte kończyny. Jak powiedział kiedyś pewien równie pechowy nastoletni
czarodziej z naszych czasów: oni nie musieli szukać kłopotów, to kłopoty zwykle
znajdowały ich.
Ale, jak mawiali mugole, człowiek
uczył się przez całe życie. Dowiedziałam się zatem, że włosy, rzęsy i powieki
także mogą boleć oraz że skóra na całym ciele posiadała wiele receptorów, o
których nie miałam pojęcia, ale które za to doskonale reagowały na wyrywanie
drobnych włosków ciepłym woskiem.
Tak nawiasem, w dalszym ciągu nie
mogłam pojąć, po jaką cholerę wyrywać w ogóle włoski z CAŁEGO ciała? No jasne,
ze względów higieniczno-estetycznych depilowanie pewnych jego części było jak
najbardziej zrozumiałe i być może nawet wskazane, jakoś specjalnie się przed
tym nie wzbraniałam, ale, na piękną Morganę i wszystkich wielkich alchemików,
ktoś mi powie, dlaczego ta piekielna dziewczyna dobrała się do moich pleców?
Czy naprawdę wyglądałam jak orangutan? Chyba po siedemnastu latach zauważyłabym
taki drobny szczegół, no nie?
Pansy najwyraźniej była prawdziwą
sadystką. W żaden sposób nie reagowała na moje protesty, prośby, błaganie,
groźby poskarżenia się Draconowi, modlitwy do Morgany ani na nieustanne jęki,
że boli, parzy, szczypie i że ogólnie to mi się nie podoba, więc proszę dać mi
spokój. Uparcie powtarzała, niczym zacięta płyta, że nie pozwoli, żebym
wyglądała jak jakieś czupiradło na swoim własnym przyjęciu urodzinowym i miałam
się zamknąć, bo mnie zaklei. Znęcanie się nade mną wyraźnie sprawiało jej
radochę i gdy dotarła do włosów na głowie, z miejsca narzekając, że należałoby
je skrócić, zaczęłam już poważnie panikować.
Właściwie, czemu ja się dziwiłam.
Osoba, która zaprosiła na przyjęcie jakieś sto osób, urządziła czarodziejskie
mieszkanie po mugolsku, a potem udekorowała je bukietami białych kwiatów,
musiała być zdrowo rąbnięta. Od tego niedaleko do zupełnego szaleństwa
niebezpiecznego dla otoczenia.
A to podobno ja byłam niespełna
rozumu.
— Czy aby taśma nie zniszczyłaby tego
doskonałego makijażu? — zapiszczałam nieelegancko, z niepokojem przyglądając
się odbiciu lokówki, która niebezpiecznie zbliżała się do moich włosów.
— W takim razie uciszę cię zaklęciem —
odparła Parkinson beztrosko i nawinęła na przyrząd gruby, czarny pukiel. —
Przestań zachowywać się jak pięciolatka. Poza tym naprawdę mogłabyś je ściąć,
chociaż o połowę. Takie długie włosy są teraz zupełnie niemodne, a gdy są tak
gęste, to także kompletnie niepraktyczne. — Zdjęty z wałka lok poddał się
grawitacji, opadając ciężko, przy czym natychmiast w połowie się rozwinął. —
Niewiele można z nimi zrobić, gdy mają taką masę, wiesz?
Posłałam jej w lustrze mordercze
spojrzenie, którego nie powstydziłby się sam profesor Snape, ale ona nawet tego
nie zauważyła, zajęta walką z moimi wrednymi kudłami, które nie lubiły lokówki.
Wyciągnęłam zatem najmocniejszy argument – wręcz nie do zbicia.
— Draco je lubi.
Skrzywiła się nieznacznie i przestała
narzekać, choć na jej twarzy wciąż widać było niezadowolenie. Sama od roku czy
dwóch nosiła krótką fryzurkę, która sięgała jej ledwo ramion i zawsze była
zakręcona w misterne loki jak ze starych filmów kostiumowych. Pansy mówiła, że
to uczesanie nie miało prawa rozlecieć się nawet w czasie huraganu albo ulewy,
co osobiście chciałabym zobaczyć na własne oczy. Wzmacniała je zaklęciem, tak
jak wiele innych Ślizgonek zawsze wyglądających perfekcyjnie, ale jeszcze go
nie odkryłam. W sumie nigdy jakoś szczególnie mnie ono nie interesowało.
Z drugiej strony, być może mogłabym
je sprzedać za korzystną cenę Gryfonce albo jakiejś Kukonce. Ubiłabym interes
życia, zdradzając jeden z wielu sekretów ślizgońskiej doskonałości, od zawsze
denerwujących uczennice z innych domów. I to zupełnie bez znaczenia, że
koleżanki wydrapałyby mi oczy.
Moje włosy okazały się równie oporne
na modę jak ja sama i Pansy uzyskała jedynie lekkie pofalowanie, które, jak
stwierdziła z westchnieniem, musiało nam na dziś wystarczyć. Na koniec ubrała
mnie w nieprzyzwoicie krótką i obcisłą sukienkę z czarnej koronki, wcisnęła na
stopy buty na przeszło calowej platformie, po czym rozkazała zejść na dół i
pokazać się chłopakom, żeby mogli ocenić efekt. Dokładnie tak to ujęła: „niech
chłopacy cię ocenią”. Jakbym była jakąś drogą lalką z porcelany na sklepowej
wystawie.
Gdy stanęłam wreszcie w progu salonu,
obciągając nerwowo sięgającą ledwie połowy ud sukienkę, z miejsca zauważyłam,
że Draco i Blaise nie próżnowali, czekając na nasze zejście. Zdążyli opróżnić
do połowy butelkę wina, poczęstować się daniami podetkniętymi przez Paskudę i powyzywać
się nawzajem na czym świat stoi przy kilku kolejkach w karty. Na brzegu
niskiego stolika piętrzyły się talerze, w popielniczce tkwiły jeszcze świeże
niedopałki, a w obie strony leciały słówka nienadające się do druku.
Zaaferowani grą, w ogóle nas nie zauważyli. Pansy prychnęła na ten widok,
zazgrzytała ze złością zębami, po czym odkrząknęła – głośno i sugestywnie.
Właściwie zabrzmiała przez to
zupełnie jak nieszczęsna profesor Umbridge, która chyba do końca życia nie
wejdzie do lasu. Karma jest suką, jak to mówili.
Chłopacy jednocześnie spojrzeli w
naszą stronę i rozdziawili usta.
W ten właśnie sposób okazało się
nagle, że Parkinson w jakimś celu trzymała mnie w zamknięciu przez te przeszło
trzy godziny. Poczułam się przez to jeszcze bardziej idiotycznie.
— No i? Jak wyszło? — dopytywała się
bezlitośnie, stając tuż za mną i zaglądając do pomieszczenia przez moje ramię.
Blaise w odpowiedzi zamknął jedynie
usta z głośnym kłapnięciem, zaś Draco zamrugał gwałtownie. Zerknął przelotnie
na otwartą butelkę wina i mogłam wręcz usłyszeć, jak zastanawiał się, czy nie
wypił za dużo. Oboje jednak wiedzieliśmy, że ćwierć butelki to dla niego prawie
nic. Blaise równocześnie chrząknął nerwowo i odwrócił wzrok, starając się nie
wpatrywać zbyt nachalnie w moje odkryte kolana i uda, które wciąż nieudolnie
próbowałam zakryć. Piekielnie krępująca sytuacja.
Niespodziewanie przyszło mi głupio na
myśl, że teraz profesor McGonagall z przyjemnością wlepiłaby nam wszystkim
szlaban – za niestosowny ubiór, stręczenie do nierządu i niewłaściwe
spoglądanie na koleżanki. Wyglądało na to, że Ślizgoni naprawdę byli tak
zdemoralizowani, jak zawsze powtarzała
Blaise kilka razy otworzył i zamknął
usta, aż w końcu wydusił z siebie:
— Um, Corny… wyglądasz… hm, inaczej.
— To źle? — pisnęłam mimo woli.
Spróbowałam wycofywać się na korytarz, ale Pansy skutecznie zablokowała mi
drogę, przez co niechcący stanęłam jej szpilką na stopę. Zaklęła przez zęby. —
Morgano, strasznie cię przepraszam, Pansy — rzuciłam żarliwie, bo w sumie
trudno było jej się dziwić. Miała na stopie cienkie sandałki, które były
jednymi z tych butów, co więcej odkrywały, niż zakrywały. — Na wielką Morganę,
przepraszam, nie chciałam. Naprawdę cię przepraszam.
Przewróciła oczami i machnęła ręką.
Chyba miała coś jeszcze powiedzieć, ale nagle wtrącił się Blaise, uznając za
stosowne w tej właśnie chwili odpowiedzieć na moje pytanie, o którym zdążyłam
już zapomnieć.
— Corny, broń Merlinie, wcale nie…
um, źle. Nie, zupełnie nie źle, tylko… eee… hm… ten no, tego… tak trochę… eee…
— Wyglądasz zupełnie zjawiskowo —
wpadł mu Draco w słowo, sprawiając przy tym wrażenie, jakby dopiero teraz
odzyskał zdolność mowy.
To pozornie niewinne, rzucone lekko
stwierdzenie sprawiło, że zakłopotałam się jeszcze bardziej. Poczułam naraz, że
zarumieniłam się niczym nadobna dziewica pod wykonanym przez Pansy misternym
makijażem. Znów obciągnęłam sukienkę, próbując zakryć kolana. Parkinson
częściowo spięła mi delikatnie pofalowane włosy tuż nad karkiem, jednak
większość i tak opadała na plecy oraz na ramiona. Sukienka na szczęście była
prosta i nieprześwitująca, ale stanowczo zbyt krótka jak na moje standardy.
Rzadko nosiłam cokolwiek, co nie sięgało co najmniej kolan, przez co teraz
byłam niesamowicie skrępowana tą nagłą zmianą. Wbijałam spojrzenie we własne
buty, wciąż czując jednak na sobie wzrok Dracona – ślizgał się nieustannie po
moich odkrytych nogach. Nie miałam odwagi podnieść głowy i sprawdzić, co
dokładnie oznaczał.
Nagle Blaise westchnął teatralnie.
— Malfoy nam się zawiesił.
Usłyszałam, jak Draco przyłożył mu
ręką przez głowę i warknął coś do niego cicho, nieprzyjemnie, a jednocześnie
nie agresywnie, jak to tylko on potrafił. Potem znów patrzył tylko na mnie i
było to równie przyjemne, co krępujące.
— Corny, przestań obciągać tę kieckę —
fuknęła zaraz Pansy, strzelając mnie po dłoniach, aż plasnęło. Zapiekło, więc
odruchowo schowałam ręce za plecami. — Jeśli ją rozerwiesz, dam ci na zmianę
najbardziej różową i jaskrawą, jaką tylko znajdę. Z masą kokardek i cekinów — ostrzegła
grobowym głosem.
Zerknęłam na nią z urazą oraz lekkim
niedowierzaniem, jednak posłusznie przestałam znęcać się nad delikatnym
materiałem. Mimo wszystko wolałam nie ryzykować, nigdy nie wiadomo, co by tam
jej przyszło do głowy. W kwestii mody Pansy była jeszcze bardziej nieobliczalna
niż podobno ja na co dzień. O ile w ogóle byłam nieobliczalna, w co wątpiłam.
Mój mózg działał prawidłowo, nawet jeśli w krótkim czasie przetwarzał wiele
niezwiązanych ze sobą informacji.
Parkinson miała taką minę, jakby nie
do końca uwierzyła w zapewnienia chłopaków o moim doskonałym wyglądzie i
planowała zawlec mnie na piętro, żeby poddać mnie kolejnej fali tortur. Wolałam
nie ryzykować, dlatego szybko weszłam do pomieszczenia i śledzona przez trzy
pary oczu ostrożnie usiadłam na samym brzegu fotela, obawiając się, że
niechcący coś zniszczę i naprawdę dostanę wściekle różową, cekiniastą sukienkę.
W ogóle mi w różu nie do twarzy.
— Czuję się dziwnie — poskarżyłam się
w przestrzeń.
Mój mózg powtarzał: „nie patrz na
Dracona, po prostu nie patrz na Dracona, tylko na niego nie patrz”, a ja miałam
ogromną chęć to zrobić.
— Wyglądasz doskonale — zapewniła
mnie Pansy, przewracając oczami.
— Jak porcelanowa laleczka — dodał
Blaise, tym samym wypowiadając na głos moje najgorsze obawy.
Zerknęłam na niego i dostrzegłam, że
uśmiechał się szeroko. Pansy zgromiła go wzrokiem.
— Prędzej jak prostytutka —
sarknęłam. Spróbowałam bezskutecznie zasłonić uda dłońmi. Gładkie czarne
rajstopy w ogóle ich nie okrywały, przykleiły się za to do moich nóg, przez co
czułam się jeszcze bardziej naga. Wielki krzyczący neon: „SPÓJRZCIE NA MOJE
CIAŁO”. Choć paznokcie też miałam czarne, wyjątkowo mnie to nie pocieszało.
Wszystko we mnie było tak… wulgarne. — Ta sukienka jest niepoprawnie krótka. I
obcisła. Wyglądam, jakbym urwała się z burdelu.
— Następnym razem uszyję ci habit —
prychnęła Pansy i wyszła obrażona, choć słychać jeszcze było jak mamrotała na
schodach:
— Krótka! Też mi coś. Sama jest
krótka. Ona jeszcze w życiu krótkiej sukienki nie widziała.
Zacisnęłam usta, żeby nie krzyknąć
jej czegoś niemiłego, czego żałowałabym potem do końca życia. Od zachowywania
się nieprzyjemnie wobec ludzi był Draco, nie należało zatem wchodzić mu w rolę.
Draco siedzący pięć stóp ode mnie.
Draco nieodrywający ode mnie wzroku.
Draco, który powiedział, że wyglądałam
zjawiskowo.
Draco, który miał do czynienia z moją
złością, łzami, fochami oraz zwykłym „wariactwem typowym dla dziewczyny”, jak
to zdarzało mu się mówić.
Zaczęłam wygładzać nieistniejące
marszczenia na rajstopach, wbijając wzrok w swoje dłonie i kolana. Wyglądałam
wulgarnie i zupełnie jak nie ja. Draco nie lubił, gdy wyglądałam
„niecornowato”, przecież nie przepadał za moim domowym wcieleniem u profesora
Snape’a.
Ciekawe, gdzie leżała granica
cornowatości? Cornowate były długie suknie i gorsety, czerń, niezbyt subtelny
makijaż gotki oraz wiecznie nieuczesane włosy, a niecornowate były jeansy,
bluzki ze śmiesznymi napisami i grzeczne warkocze? A co z dopasowanymi
sukienkami, szpilkami i eleganckimi ozdóbkami? Znaczy, co dokładnie było
cornowate – to co pruderyjne czy to co ordynarne?
Nie zmieniało to faktu, że kiecka
była za krótka, a rajstopy zbyt prześwitujące.
— Dobrze — rzucił nagle Blaise,
gwałtownie podnosząc się z kanapy. Miałam wrażenie, że nawet jego głos się
uśmiechał. — To wy sobie pogruchajcie, gołąbeczki, a ja pójdę… tam — machnął
ręką w bliżej niesprecyzowanym kierunku — zrobić coś i jest to absolutnie pilna
sprawa.
— No normalnie mistrz taktu — rzucił
Draco zgryźliwie, ale Blaise był już za daleko, żeby to dosłyszeć.
Zerknęłam na niego spod rzęs.
— Twoje zakłopotanie wygląda
osobliwie — oznajmił, uśmiechając się jednym kącikiem ust, jak to tylko on
potrafił.
Tylko się nie rumień, nie rumień się,
nie rumień. Szlag.
— To źle, czy dobrze?
— Nie wiem, choć możliwe, że
wiedziałbym, gdyby mój mózg co chwila się nie zawieszał. Nie podoba mi się, że
po tych wszystkich latach znajomości wciąż daję się czymś zaskoczyć. —
Zmarszczył brwi. — A widziałem cię przecież chyba w każdej możliwej modowej
kombinacji, a nawet zupełnie bez niczego.
Zastanowiłam się, czy powinno mnie to
zakłopotać bardziej, niż mój nie do końca moralny ubiór. Draco rozparł się
wygodnie na kanapie i wcale nie wyglądał na zdenerwowanego albo zniesmaczonego.
Właściwie, wyglądał jak kot na widok miski śmietanki. A ja nie wiedziałam, czy
powinnam czuć zadowolenie, czy raczej zacząć się obawiać.
— Pansy się nade mną znęcała —
poskarżyłam się na wszelki wypadek, nadal przyglądając mu się spod rzęs. —
Polała mnie woskiem.
Posłał mi zdezorientowane spojrzenie.
Nie mogłam jednak nie zauważyć, że napiął wszystkie mięśnie.
— Czy to był jeden z zabiegów
upiększających, czy po prostu cię torturowała?
— Torturowała mnie za pomocą zabiegów
upiększających.
Rozluźnił się nieco.
— Czy chcę wiedzieć, do czego służy
ten wosk? — zapytał ostrożnie.
Pokręciłam lekko głową.
W łazience na piętrze Pansy
depilowała sobie właśnie nogi – z miną zupełnie obojętną na towarzyszący temu
ból. Czasem zastanawiałam się, czy czarodzieje nie mogli wymyśleć jakiegoś
cholernie praktycznego i całkowicie bezbolesnego czaru do usuwania
niepotrzebnego owłosienia. Czy czarownice się nie depilowały? Bez ostrzeżenia
napłynął do mnie obraz Amandy Merlow, zeszłorocznej modelki numer jeden
magazynu „Czarownica” i jej owłosionych nóg. Nie potrafiłam stwierdzić, czy
była to prawda, czy jedynie wytwór mojej nadto wybujałej wyobraźni.
— Możesz przestać znęcać się nad tą
sukienką i usiąść nieco bliżej. — Draco poklepał miejsce tuż obok siebie. — Nie
lubię krzyczeć przez cały pokój.
To nawet nie jest jedna czwarta
pokoju, chciałam powiedzieć, ale zamiast tego posłusznie przesiadłam się z
fotela na kanapę. Draco natychmiast chwycił mnie w talii i wciągnął sobie na
kolana z taką łatwością, jakbym ważyła niewiele więcej niż pluszowy miś.
Wymamrotał w moje włosy coś o uprzejmości wobec Blaise’a oraz niemarnowaniu
okazji. Przewróciłam oczami, a potem westchnęłam, gdy delikatnie uszczypnął
zębami skórę tuż za moim uchem.
— Wyglądam jak prostytutka? —
zapytałam, próbując zapanować nad reakcjami swojego ciała i umysłu.
— Nie. — Jego gorący oddech
połaskotał mnie w szyję. — Wyglądasz jak bogini i przysięgam, że przyłożę
każdemu, kto powie inaczej.
Odrzuciłam głowę do tyłu, mrucząc z
zadowolenia.
— Kto by pomyślał, że jesteś
romantykiem, panie Malfoy.
Świat oszalał.
***
Kurwa. To było pierwsze słowo, jakie
przyszło mu na myśl po przebudzeniu. Po nim zaś nadeszły bardzo niezręczne
pytania: gdzie jestem, jaki dziś dzień i co po mnie przejechało?
Ostrożnie otworzył oczy. Zmarszczył z
wysiłkiem brwi, bo tuż nad głową miał bukiet białych lilii. Pomyślał z
niechęcią, że ktoś postanowił pochować go za życia i dopiero po chwili
przypomniało mu się, że Pansy postanowiła przystroić cały dom kwiatami z okazji
urodzin Corny. To już coś – był w mieszkaniu przy Upper Brook Street w Londynie
i chyba nic go nie rozjechało. Chyba. Nadal jednak nie potrafił określić daty
ani tym bardziej swojego stanu. Postanowił zacząć od tego drugiego, bo było
łatwiejsze. Poruszył się na próbę, ale zaraz nieśmiało jęknął zachrypniętym
głosem. Wszystko go bolało, ale to przynajmniej oznaczało, że żył i
najwyraźniej nie utracił też żadnej części ciała. Po raz kolejny – chyba. Jakoś
się z tego specjalnie nie ucieszył. Weź się w garść, Malfoy, prychnął na siebie
w myślach. Zmusił się do podniesienia do pozycji siedzącej i rozejrzał po
pomieszczeniu.
Zajmował kanapę w salonie, który wyglądał
jak pobojowisko. Wszędzie puste butelki, śmieci i części garderoby różnych
osób. Z kilkunastu szklanych kloszy z kwiatami w nienaruszonym stanie pozostał
w zasadzie tylko ten nad kanapą i jeden przytulony do komody w kącie. Z pary
beżowych zasłon przy oknie uchowała się tylko połowa i to na dodatek nadpalona,
co Draco przyjął ze zdumieniem. Ciekawe, komu przeszkadzała. Wszystkie obrazy
były przekrzywione, zaś na żyrandolu bujał się smętnie różowy biustonosz, nad
którym Malfoy nie miał ochoty się zastanawiać. Całe pomieszczenie przedstawiało
obraz nędzy i rozpaczy, a Draco nie prezentował się wcale lepiej. Na dodatek na
sobie miał jedynie spodnie i za żadne skarby świata nie potrafił sobie
przypomnieć, co zrobił z koszulą i butami. Ostatecznie machnął na to ręką,
stwierdzając, że zajmie się tym później. Jak już wypije kilka litrów wody i
zrobi sobie porządną, czarną jak noc kawę. Taaak, królestwo za kawę.
Wstając, o mało nie nadepnął na
śpiącego pod kanapą Zabiniego. Zaklął pod nosem. I dziwić się temu cholernemu
kotu, skoro właściciel nie był lepszy, sarknął, z trudem omijając przyjaciela,
po czym wpadając na ustawione w chwiejną wieżę butelki. Bluzgnął zupełnie
odruchowo, jednak z dużo większym przekonaniem niż poprzednio i zaraz tego
pożałował, bo gardło zapiekło go żywym ogniem. Wody!, wrzasnął jego organizm.
Chwila, do jasnej cholery, odpowiedziała świadomość, gdy Draco próbował nie
wdepnąć w kolejne sterty butelek ani też w młodego Notta, który ulokował się w
drzwiach i chapał głośno. Też sobie miejsce znalazł, psia jego mać, pomyślał
Malfoy, przechodząc nad nim i potykając się na korytarzu. Jakby nie było już
powierzchni w salonie. W drodze do kuchni (dzięki Merlinowi, wiedział
przynajmniej, gdzie się znajdowała), natrafił na białą koszulkę z krótkim
rękawem, niezaprzeczalnie należącą do niego i poniewierającą się na schodach z
nieznanych mu powodów, nad którymi także miał zamiar dumać już po uzupełnieniu
poziomu kofeiny w organizmie. Wciągnął zatem T-shirt przez głowę, nie
przerywając swojej wędrówki do krainy wodą i kawą płynącej.
Wszystkie blaty w kuchni zawalone
były brudnymi naczyniami i pojemnikami po rzeczach jadalnych. Podłoga lepiła
się nieprzyjemnie do bosych stóp Dracona, ale ten stwierdził, że i tak
przydałby mu się prysznic. Ale to później, najpierw kawa. Wypił kilka szklanek
wody prosto z kranu, po czym zaczął otwierać każdą szafkę, aż wreszcie w jednej
z nich natrafił na puszkę ze szczęściem w proszku, które już za chwilę miało
się zamienić w szczęście płynne. Nalał wody do czegoś, co wyglądało na czajnik
i postawił go na kuchence. Gdy po minucie zauważył, że nic nie zaczęło się
dziać, zastanowił się, jak włączyć to ustrojstwo bez różdżki. Właściwie nie
miał pojęcia, co z tą różdżką zrobił… To nie mogło być przecież takie trudne.
— Eee… zagotuj się, proszę? —
zaryzykował niepewnie.
Czajnik pozostał niewzruszony i Draco
szturchnął go palcem. Gdyby to było mugolskie ustrojstwo, na pewno byłby na nim
jakiś przycisk, bo mugole kochali guziczki, które sprawiały, że różne rzeczy
włączały się i robiły PING! Ale Draco nie miał pewności, czy czajnik był
mugolskim wynalazkiem i czy posiadał guzik robiący PING! Właściwie, chłopak
rzadko miał okazję bywać w kuchni – tak w czarodziejskiej, jak i mugolskiej – a
już na pewno nigdy sam nie robił sobie kawy. Od tego były skrzaty. Albo Corny.
Westchnął ciężko.
Ból głowy odbierał mu chęć
zastanowienia się nad lokalizacją własnego magicznego patyka, ale ochota na
kawę niestety mu nie przeszła. Nie mogło być gorszego początku dnia, niż
poranek bez kawy pomyślał i zmartwiał nagle. Nie wiedział nawet, która była
godzina i czy właściwie obecną porę można nazwać „paskudnym porankiem”. Równie
dobrze mogło być już południe. Albo wczesny wieczór. I byłoby mu tak samo
wszystko jedno. Rozejrzał się ze zrezygnowaniem po pomieszczeniu, szukając
pomocy lub też dogodnego narzędzia do popełnienia harakiri, gdy jego wzrok
przypadkiem padł na obcą różdżkę. Przez dłuższą chwilę przyglądał się jej z
bardzo tępą miną, a potem rzucił się na nią jak na ostatnią deskę ratunku.
Obca, nieobca, ale musiała zadziałać. Szturchnął nią czajnik, który od razu
zaczął syczeć i bulgotać. Eureka! Jesteśmy uratowani. Gdy woda się zagotowała,
Draco zalał nią pachnącą ratunkiem kawę, a potem zrzucił z długiego stołu
stertę foliowych toreb i ciężko opadł na krzesło przy nim. Sparzył sobie język
gorącym płynem, skrzywił się i ostatecznie odstawił kubek na kilka sekund.
Położył głowę na zimnym blacie.
Umrzeć, pomyślał z westchnieniem.
Dawno już nie miał takiego kaca. Dawno też nie nabawił się tak ogromnych dziur
w pamięci. To, co zapamiętał, było zresztą mgliste, zamazane i pomieszane.
Merlinie…
— Masz kawę? — wymruczała Corny z
zadowoleniem, wchodząc do kuchni.
Draco powolnym ruchem uniósł głowę.
Morgenstern miała na sobie jego białą koszulę, przewiązaną w pasie
zielono-czarnym krawatem, który do niego na pewno nie należał. Też była boso,
potargana i rozmazana, ale wyjątkowo lekka jak na osobę po ostrej imprezie.
Bezczelnie rozłożyła się na stole i od razu przywłaszczyła sobie kubek z
przypłaconą potem i krwią kawą. Draco nie miał siły zaprotestować.
— Czyje to? — zapytał zamiast tego i
pociągnął lekko krawat.
— Myślałam, że twoje — odparła Corny,
marszcząc brwi. — Leżało obok łóżka.
— Moje na pewno nie jest.
— To czyje?
Draco z trudem wysilił pamięć.
— Nie wiem. Wydaje mi się, że starszy
Nott przyszedł z czymś takim.
Corny popatrzyła na niego z
niezrozumieniem w oczach, które stopniowo zaczęły się powiększać, gdy
informacje zaczęły docierać do dziewczyny. Wreszcie głośno wciągnęła powietrze.
— Morgano, ja naprawdę nie chcę
wiedzieć, co on robił na moim łóżku — jęknęła z obrzydzeniem. — I z kim.
Draco też skrzywił się z niesmakiem
na tę uwagę.
— Ja tym bardziej nie chcę wiedzieć z
kim.
— Co z kim? — zachrypiał Blaise,
pojawiając się w drzwiach. Koszulę miał źle zapiętą, a włosy potargane nawet
gorzej niż zwykle. — Macie kawę?
— Mieliśmy — odparł Draco, zaglądając
do pustego kubka, który Corny właśnie odstawiła.
Dziewczyna przewróciła oczami.
— Zaraz zrobię więcej. Chcecie
śniadanie?
Zgodnie pokręcili głowami. Draco znów
położył głowę na stole.
— Obecnie pragnę jedynie umrzeć.
Zabini dołączył do niego z
twierdzącym pomrukiem.
_______________
Opis do tytułu: Projekt X (ang. Project X) – amerykańska komedia z 2012 roku.
Wróciłam. Tak jak obiecałam, w okolicy świąt i nie powiem, że w wielkim stylu, bo rozdział krótki i nie do końca satysfakcjonujący jak dla mnie, ale nie dałam rady wymyśleć nic innego. Może będzie edit, gdy dopiszę coś nowego. Może.
Jak widzicie, są dwie narracje. Chciałam spróbować czegoś nowego, a z perspektywy Corny mogę napisać tylko w pierwszej osobie. Tak już niestety mam. Podoba Wam się taki zabieg?
Boże, jak ja dawno nic tutaj nie dodawałam, aż wstyd. Cieszę się jednak, że już mniej więcej przez to przebrnęłam. W następnym odcinku wracamy już do Hogwartu i mam nadzieję, że będzie szło mi lepiej.
Wyniki zakończonych dotychczas sond są ciekawe. To miło, że większość z Was uważa "Serce" za godne polecenia, ale równie miło zrobiło mi się, gdy zobaczyłam, że trzy osoby jednak by się zawahały. To oznacza, że wciąż muszę nad sobą pracować. Co do Corny - jestem nieco zdziwiona, że zrobilibyście z niej córkę czarodziei czystej krwi. Nie sądziłam, że się do tego nadaje. Sama wciąż jestem zawieszona między dwiema opcjami - sierota o nieznanym pochodzeniu i córka czarodziei z pospolitej rodziny. Myślę, że to najbardziej pasujące do niej. Dziękuję wszystkim za oddane głosy i czekam na Wasze komentarze.
Morgano, cieszę się, że wróciłam. Naprawdę.
PS Przepraszam za błędy. Dopiero teraz zauważyłam, ile ich jest. Ale niestety Bea ma chyba gorączkę i nie poprawi wszystkiego za szybko. Mam nadzieję, że zbytnio nie utrudniają czytania. I nie pytajcie, czy nadużycie słowa "krępujące" było celowe, bo nie wiem. Może.
Napisałam komentarz i niechcący zamknęłam kartę przed opublikowaniem.
OdpowiedzUsuńNormalnie skleroza na starość nie boli.
Na całe szczęście mogę zacząć od nowa komentowanie, chociaż nie będzie tak fajny jak teraz.
Długo czekałam aż coś się pojawi i w końcu się doczekałam, ale na szczęście już jest nowy rozdział!
I oczywiście moja ukochana Corny.
Cudownie podkreśliłaś jej historię i romans miedzy Draconem.
Oni po prostu muszą ze sobą być i jeśli spróbujesz ich rozdzielić to normalnie dam w łeb.
I postaram sie żeby było osobiście, chociaż nie wiem jak to zrobię.
W ogóle warto było czekać na rozdział!
Jestem ciekawa jak będzie wyglądał ich powrót do Hogwartu, gdyż sama również na to czekam.
Tymczasem z mojej strony życzę szampańskiego sylwestra i żeby nowy rok był jeszcze lepszy od starego!
pozdrawiam serdecznie.
Aj, znam ten ból. Dlatego ja prawie zawsze kopiuję komentarze w trakcie pisania, żeby uniknąc zaskoczenia ;p
UsuńHah, wszyscy kochają romanse, nawet jeśli się do tego nie przyznają xD Osobiście nie jestem wielką romntyczką i fanką love story, ale nie martw się, jak na razie nie planuję rozłączać Dracona i Corny. Całkiem dobrze się bawie, opisując ich historię :D
Również pozdrawiam.
Na początek, jedna literówka, chociaż jestem śpiąca i może jest ich więcej.... "chapał głośno" - chrapał?
OdpowiedzUsuńFajne są dwie narracje. Zawsze się zastanawiałam, jak myśli Corny, bo zachowanie każdy dobrze zna. Ale nie zawiodłaś w tej kwestii. Widać, że jest zakochana w Draconie... No i ma dobre serce... Te wspominanie o chęci bycia medykiem, pomocy ludziom i ogólna skromność, która może być myląca przez sam styl bycia Corny, jej zamiłowania do czarnej magii i samego wyglądu:). W sumie chętnie przeczytałabym coś z jej perspektywy kiedy będzie z nim sam na sam :D If you know, what I mean :D:D:D
Trochę szkoda, że całkowicie ominęłaś samą imprezę, zostawiając czytelnikom taki niedosyt. Albo może pozwalasz nam na rozwinięcie własnej wyobraźni...?:D No bo w sumie co mogą robić Ślizgoni, jeśli nie chlać, bajerować, i spać ze sobą nawzajem? ( No dobra, nie wszyscy :)).
Rozdział był fajny, nie ważne, że krótki. No i cieszę się, że wróciłaś ;).
No i przepraszam, że komentarz także nie za długi, ale jakaś bez życia jakoś jestem...
Kurczę, serio tylko jedna? Może Ciebie też bierze przeziębienie? Ja ledwo myślę dzisiaj i czytanie jeszcze raz całego rozdziału szło mi słabo :/
UsuńMam wrażenie, że jednak nie do końca sprostałam własnym oczekiwaniom i za mało było szaleństwa w szaleństwie... A może właśnie o to chodzi, że tam szaleństwa w sumie jest niewiele, ale ludzie tak to odbierają, bo jest Ślizgonką - z jednej strony ciągnie ją do czarnej magii, a z drugiej jest nieślizgońsko skromna i dobra, jak to stwierdziłaś ;)
A jeśli pragniesz opisu sam na sam Corny-Draco, to zapraszam na Zapomnianą Szufladę. W opowiadaniu piętnastym scena pewna była ;p
Cóż, jestem ostatnio w mało imprezowym nastroju, stąd pewnie to ominięcie. Ale jeśli gro osób będzie jednak chciało poczytać co-nieco o ślizgońskiej bibie, to może stworzę kiedyś bonus uzupełniający do tego rozdziału? Kto wie? ;)
Ja też się cieszę, że wróciłam. Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo...
Pozdrawiam.
Znalazłam Cię dzięki rejestrowi blogów i bardzo się z tego faktu cieszę! :D
OdpowiedzUsuńNa próbę przeczytałam powyższy rozdział, coby się nie rozpędzać za bardzo z całością, jednak już do mnie dotarło, że zwyczajnie MUSZĘ przeczytać resztę. Polubiłam Corny, ma w sobie coś przyciągającego, może to jej sarkazm i te drobne złośliwości względem Pansy? O, właśnie! Nawet Pansy polubiłam, co jest dosyć niespotykane. Zazwyczaj odpycha mnie jej zołzowatość.
A Draco... Takiego Ślizgona uwielbiam - ,,[...}nigdy sam nie robił sobie kawy. Od tego są skrzaty. Albo Corny. " tym zdaniem podkreśliłaś wszystko.
Pozdrawiam ciepło i zapraszam do siebie Cichy zabójca
Rzeczywiście dość krótko jak na Ciebie, kochana Bea ;)
OdpowiedzUsuńAle pomimo wszystko przyjemny rozdział.
Choć nie wiem, czy przyjemne jest to, że Corny padła w łapska Pansy i zaczęła ją torturować zabiegami pielęgnacyjnymi^^ Musiało to być dla Corny koszmarne i jeszcze zważywszy na taką krótką kieckę - ja z pewnością też bym panikowała, gdybym musiała włożyć krótką kieckę, ale wyobrażenie siebie w różowej sukience z cekinami też nie brzmi za przyjaźnie. Równie dobrze mogłabyć zamiast "Projekt X", nazwać post "Miss Agent" :P
Oj kac... Zła przyjaciółka porannego dnia. Wszyscy musieli się przezabawnie bawić, że urwał się im film. Podobał mi się ten fragement, gdy Draco tak nieustanie próbował sobie zaparzyć kawy xD Z trudem to przedsięwzięcie wykonał, a tu przyszła Corny i wypiła wszystko :)
A Blaise mnie rozbawił tym jąkaniem się, gdy zobaczył Corny :D
Chciałabym tak nieformalnie zaprosić Cię na mojego bloga (sorka, że tutaj, ale skoro już piszę tutaj... mam nadzieje, ze mi wybaczysz). Wiem, że nie lubisz Nowego Pokolenia i że nie przekonałam Cię moim Scorpiusem, w sumie się nie dziwię, bo sama uznałam, że był niskich lotów. Lecz postanowiłam pisać Scorpiusa od początku i z lepszymi przemyśleniami. Jeśli miałabyś chęć:
http://pogromca-smierci-sm.blogspot.com/
I w ogóle wybacz, że tak późno. Ostatnio mam trudny okres i mało bloguje, przez co zrobiło mi się sporo zaległości.
Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy :*
Wiem, że miałam skomentować już dawno, ale najpierw porwał mnie świąteczny wir, potem wyjazd sylwestrowy, potem z kolei sesja wpadła w odwiedziny, a potem miałam szykowanie do wyjazdu. Same przeszkody. Mimo to już jestem i cieszę się z tego bardzo.
OdpowiedzUsuńPodobała mi się narracja z perspektywy Corny. Była bardzo sympatyczna i uśmiałam się przy niej co nie miara. Jednak myślę, że Corny przydałoby się trochę więcej dziewczęcości. Ja wiem, że taki ma styl, ale trochę więcej czegoś czego nawet nie umiem nazwać, ale wierzę, że wiesz o co mi chodzi nie zaszkodziłoby :).
Och Draco, serio? Kawa? Taki mało wymagający jesteś? Ech... Faceci. Najpierw się schlają, a potem są problemy w postaci czajnika ;).
Pozdrawiam, Lady Spark.
No cóż, przeczytałam wszystko co można było na tym blogu przeczytać, chociaż od początku wiedziałam, że nie jest to najlepszy pomysł. Czemu? Otóż trafiłam tutaj już po zawieszeniu bloga i wiedziałam, że więcej rozdziałów - przynajmniej w najbliższym czasie - się nie pojawi. No i stało się. Twój blog mnie zafascynował. Napisany na prawdę dobrze po prostu wciąga czytelnika w tą "mroczną" krainę Dracona Malfoya, a kiedy orientujesz się, że nie ma już więcej rozdziałów czujesz zwyczajny niedosyt.
OdpowiedzUsuńRozpoczynając prolog pierwszego tomu liczyłam na historię dzięki której spojrzę na Draco z trochę innej perspektywy. I udało się. Teraz myślę, że rozumiem (przynajmniej częściowo) Ślizgonów i dzięki temu patrzę na nich trochę przyjaźniej. Co więcej coraz bardziej utożsamiam się z tym, wcale nie tak dawno jeszcze nienawidzonym przeze mnie, domem.
W tym miejscu muszę cię pochwalić za jeden tekst, którym mi na prawdę zaimponowałaś. Mianowicie bonus nr. 5. Bardzo ciekawy i oryginalny, jeszcze nigdy nie spotkałam się z czymś podobnym.
Nie chcę przedłużać dlatego nie opiszę niestety, a może na szczęście wszystkich moich odczuć związanych z twoim blogiem. Przykro mi tylko, że być może nigdy nie doczekam się kontynuacji tej historii.
Lupo, która tak na marginesie podziela upodobanie w imieniu Beatrycze.
Raczej wątpię, żebym kiedykolwiek tu wróciła, ale jeśli chcesz przeczytać coś mojego w podobnym stylu, zapraszam na "Pokutę Malfoyów". To podobna historia, choć widziana nieco inaczej ;p Dużo, dużo Dracona, dużo Corny i Blaise'a, dużo Ślizgonów. Może Ci się spodoba? ;)
UsuńBardzo chętnie, jak tylko znajdę chwilkę czasu. :)
Usuń