piątek, 27 grudnia 2013

Rozdział trzynasty

Projekt X

Było już w pół do ósmej wieczorem, kiedy Pansy w końcu wypuściła mnie z łazienki – zmęczoną, zniesmaczoną i poirytowaną.
Czułam się, jakby przepuściła mnie przez magiel. Bolały mnie części ciała, z istnienia których do tej pory nie zdawałam sobie sprawy, mimo że wychowałam się przecież na ulicy, od lat przyjaźniłam z Draconem i Blaise’em mającymi niebywałe wręcz zdolności do pakowania się w kłopoty, a poza tym anatomię opanowałam w stopniu znacznym.
Jeśli o mnie chodziło, w niezbyt odległej przyszłości planowałam zostać uzdrowicielem i dzięki niebywałej uprzejmości chłopaków już teraz miałam okazję przeprowadzać praktyczną zawodu naukę. Bo Draco i Blaise obiektami badań byli idealnymi – wiecznie coś sobie łamali albo nadziewali się na rzeczy, które normalny człowiek ominąłby z zamkniętymi oczami oraz z palcem w… ekhm, no sami wiecie gdzie. Rozbijali sobie głowy i kolana, wdawali się w bójki, po których trzeba było szybko nastawić rozbite nosy i opatrzyć rozcięte brwi, nim zobaczyliby to wrażliwi na piękno swoich synów arystokratyczni rodzice. Prócz tego nieustannie włóczyli się po lasach, gdzie zazwyczaj wpadali na stada nie do końca przyjaźnie nastawionych istot magicznych bądź nie i musiałam potem opatrywać pogryzione, rozszarpane lub rozdarte kończyny. Jak powiedział kiedyś pewien równie pechowy nastoletni czarodziej z naszych czasów: oni nie musieli szukać kłopotów, to kłopoty zwykle znajdowały ich.
Ale, jak mawiali mugole, człowiek uczył się przez całe życie. Dowiedziałam się zatem, że włosy, rzęsy i powieki także mogą boleć oraz że skóra na całym ciele posiadała wiele receptorów, o których nie miałam pojęcia, ale które za to doskonale reagowały na wyrywanie drobnych włosków ciepłym woskiem.
Tak nawiasem, w dalszym ciągu nie mogłam pojąć, po jaką cholerę wyrywać w ogóle włoski z CAŁEGO ciała? No jasne, ze względów higieniczno-estetycznych depilowanie pewnych jego części było jak najbardziej zrozumiałe i być może nawet wskazane, jakoś specjalnie się przed tym nie wzbraniałam, ale, na piękną Morganę i wszystkich wielkich alchemików, ktoś mi powie, dlaczego ta piekielna dziewczyna dobrała się do moich pleców? Czy naprawdę wyglądałam jak orangutan? Chyba po siedemnastu latach zauważyłabym taki drobny szczegół, no nie?
Pansy najwyraźniej była prawdziwą sadystką. W żaden sposób nie reagowała na moje protesty, prośby, błaganie, groźby poskarżenia się Draconowi, modlitwy do Morgany ani na nieustanne jęki, że boli, parzy, szczypie i że ogólnie to mi się nie podoba, więc proszę dać mi spokój. Uparcie powtarzała, niczym zacięta płyta, że nie pozwoli, żebym wyglądała jak jakieś czupiradło na swoim własnym przyjęciu urodzinowym i miałam się zamknąć, bo mnie zaklei. Znęcanie się nade mną wyraźnie sprawiało jej radochę i gdy dotarła do włosów na głowie, z miejsca narzekając, że należałoby je skrócić, zaczęłam już poważnie panikować.
Właściwie, czemu ja się dziwiłam. Osoba, która zaprosiła na przyjęcie jakieś sto osób, urządziła czarodziejskie mieszkanie po mugolsku, a potem udekorowała je bukietami białych kwiatów, musiała być zdrowo rąbnięta. Od tego niedaleko do zupełnego szaleństwa niebezpiecznego dla otoczenia.
A to podobno ja byłam niespełna rozumu.
— Czy aby taśma nie zniszczyłaby tego doskonałego makijażu? — zapiszczałam nieelegancko, z niepokojem przyglądając się odbiciu lokówki, która niebezpiecznie zbliżała się do moich włosów.
— W takim razie uciszę cię zaklęciem — odparła Parkinson beztrosko i nawinęła na przyrząd gruby, czarny pukiel. — Przestań zachowywać się jak pięciolatka. Poza tym naprawdę mogłabyś je ściąć, chociaż o połowę. Takie długie włosy są teraz zupełnie niemodne, a gdy są tak gęste, to także kompletnie niepraktyczne. — Zdjęty z wałka lok poddał się grawitacji, opadając ciężko, przy czym natychmiast w połowie się rozwinął. — Niewiele można z nimi zrobić, gdy mają taką masę, wiesz?
Posłałam jej w lustrze mordercze spojrzenie, którego nie powstydziłby się sam profesor Snape, ale ona nawet tego nie zauważyła, zajęta walką z moimi wrednymi kudłami, które nie lubiły lokówki. Wyciągnęłam zatem najmocniejszy argument – wręcz nie do zbicia.
— Draco je lubi.
Skrzywiła się nieznacznie i przestała narzekać, choć na jej twarzy wciąż widać było niezadowolenie. Sama od roku czy dwóch nosiła krótką fryzurkę, która sięgała jej ledwo ramion i zawsze była zakręcona w misterne loki jak ze starych filmów kostiumowych. Pansy mówiła, że to uczesanie nie miało prawa rozlecieć się nawet w czasie huraganu albo ulewy, co osobiście chciałabym zobaczyć na własne oczy. Wzmacniała je zaklęciem, tak jak wiele innych Ślizgonek zawsze wyglądających perfekcyjnie, ale jeszcze go nie odkryłam. W sumie nigdy jakoś szczególnie mnie ono nie interesowało.
Z drugiej strony, być może mogłabym je sprzedać za korzystną cenę Gryfonce albo jakiejś Kukonce. Ubiłabym interes życia, zdradzając jeden z wielu sekretów ślizgońskiej doskonałości, od zawsze denerwujących uczennice z innych domów. I to zupełnie bez znaczenia, że koleżanki wydrapałyby mi oczy.
Moje włosy okazały się równie oporne na modę jak ja sama i Pansy uzyskała jedynie lekkie pofalowanie, które, jak stwierdziła z westchnieniem, musiało nam na dziś wystarczyć. Na koniec ubrała mnie w nieprzyzwoicie krótką i obcisłą sukienkę z czarnej koronki, wcisnęła na stopy buty na przeszło calowej platformie, po czym rozkazała zejść na dół i pokazać się chłopakom, żeby mogli ocenić efekt. Dokładnie tak to ujęła: „niech chłopacy cię ocenią”. Jakbym była jakąś drogą lalką z porcelany na sklepowej wystawie.
Gdy stanęłam wreszcie w progu salonu, obciągając nerwowo sięgającą ledwie połowy ud sukienkę, z miejsca zauważyłam, że Draco i Blaise nie próżnowali, czekając na nasze zejście. Zdążyli opróżnić do połowy butelkę wina, poczęstować się daniami podetkniętymi przez Paskudę i powyzywać się nawzajem na czym świat stoi przy kilku kolejkach w karty. Na brzegu niskiego stolika piętrzyły się talerze, w popielniczce tkwiły jeszcze świeże niedopałki, a w obie strony leciały słówka nienadające się do druku. Zaaferowani grą, w ogóle nas nie zauważyli. Pansy prychnęła na ten widok, zazgrzytała ze złością zębami, po czym odkrząknęła – głośno i sugestywnie.
Właściwie zabrzmiała przez to zupełnie jak nieszczęsna profesor Umbridge, która chyba do końca życia nie wejdzie do lasu. Karma jest suką, jak to mówili.
Chłopacy jednocześnie spojrzeli w naszą stronę i rozdziawili usta.
W ten właśnie sposób okazało się nagle, że Parkinson w jakimś celu trzymała mnie w zamknięciu przez te przeszło trzy godziny. Poczułam się przez to jeszcze bardziej idiotycznie.
— No i? Jak wyszło? — dopytywała się bezlitośnie, stając tuż za mną i zaglądając do pomieszczenia przez moje ramię.
Blaise w odpowiedzi zamknął jedynie usta z głośnym kłapnięciem, zaś Draco zamrugał gwałtownie. Zerknął przelotnie na otwartą butelkę wina i mogłam wręcz usłyszeć, jak zastanawiał się, czy nie wypił za dużo. Oboje jednak wiedzieliśmy, że ćwierć butelki to dla niego prawie nic. Blaise równocześnie chrząknął nerwowo i odwrócił wzrok, starając się nie wpatrywać zbyt nachalnie w moje odkryte kolana i uda, które wciąż nieudolnie próbowałam zakryć. Piekielnie krępująca sytuacja.
Niespodziewanie przyszło mi głupio na myśl, że teraz profesor McGonagall z przyjemnością wlepiłaby nam wszystkim szlaban – za niestosowny ubiór, stręczenie do nierządu i niewłaściwe spoglądanie na koleżanki. Wyglądało na to, że Ślizgoni naprawdę byli tak zdemoralizowani, jak zawsze powtarzała
Blaise kilka razy otworzył i zamknął usta, aż w końcu wydusił z siebie:
— Um, Corny… wyglądasz… hm, inaczej.
— To źle? — pisnęłam mimo woli. Spróbowałam wycofywać się na korytarz, ale Pansy skutecznie zablokowała mi drogę, przez co niechcący stanęłam jej szpilką na stopę. Zaklęła przez zęby. — Morgano, strasznie cię przepraszam, Pansy — rzuciłam żarliwie, bo w sumie trudno było jej się dziwić. Miała na stopie cienkie sandałki, które były jednymi z tych butów, co więcej odkrywały, niż zakrywały. — Na wielką Morganę, przepraszam, nie chciałam. Naprawdę cię przepraszam.
Przewróciła oczami i machnęła ręką. Chyba miała coś jeszcze powiedzieć, ale nagle wtrącił się Blaise, uznając za stosowne w tej właśnie chwili odpowiedzieć na moje pytanie, o którym zdążyłam już zapomnieć.
— Corny, broń Merlinie, wcale nie… um, źle. Nie, zupełnie nie źle, tylko… eee… hm… ten no, tego… tak trochę… eee…
— Wyglądasz zupełnie zjawiskowo — wpadł mu Draco w słowo, sprawiając przy tym wrażenie, jakby dopiero teraz odzyskał zdolność mowy.
To pozornie niewinne, rzucone lekko stwierdzenie sprawiło, że zakłopotałam się jeszcze bardziej. Poczułam naraz, że zarumieniłam się niczym nadobna dziewica pod wykonanym przez Pansy misternym makijażem. Znów obciągnęłam sukienkę, próbując zakryć kolana. Parkinson częściowo spięła mi delikatnie pofalowane włosy tuż nad karkiem, jednak większość i tak opadała na plecy oraz na ramiona. Sukienka na szczęście była prosta i nieprześwitująca, ale stanowczo zbyt krótka jak na moje standardy. Rzadko nosiłam cokolwiek, co nie sięgało co najmniej kolan, przez co teraz byłam niesamowicie skrępowana tą nagłą zmianą. Wbijałam spojrzenie we własne buty, wciąż czując jednak na sobie wzrok Dracona – ślizgał się nieustannie po moich odkrytych nogach. Nie miałam odwagi podnieść głowy i sprawdzić, co dokładnie oznaczał.
Nagle Blaise westchnął teatralnie.
— Malfoy nam się zawiesił.
Usłyszałam, jak Draco przyłożył mu ręką przez głowę i warknął coś do niego cicho, nieprzyjemnie, a jednocześnie nie agresywnie, jak to tylko on potrafił. Potem znów patrzył tylko na mnie i było to równie przyjemne, co krępujące.
— Corny, przestań obciągać tę kieckę — fuknęła zaraz Pansy, strzelając mnie po dłoniach, aż plasnęło. Zapiekło, więc odruchowo schowałam ręce za plecami. — Jeśli ją rozerwiesz, dam ci na zmianę najbardziej różową i jaskrawą, jaką tylko znajdę. Z masą kokardek i cekinów — ostrzegła grobowym głosem.
Zerknęłam na nią z urazą oraz lekkim niedowierzaniem, jednak posłusznie przestałam znęcać się nad delikatnym materiałem. Mimo wszystko wolałam nie ryzykować, nigdy nie wiadomo, co by tam jej przyszło do głowy. W kwestii mody Pansy była jeszcze bardziej nieobliczalna niż podobno ja na co dzień. O ile w ogóle byłam nieobliczalna, w co wątpiłam. Mój mózg działał prawidłowo, nawet jeśli w krótkim czasie przetwarzał wiele niezwiązanych ze sobą informacji.
Parkinson miała taką minę, jakby nie do końca uwierzyła w zapewnienia chłopaków o moim doskonałym wyglądzie i planowała zawlec mnie na piętro, żeby poddać mnie kolejnej fali tortur. Wolałam nie ryzykować, dlatego szybko weszłam do pomieszczenia i śledzona przez trzy pary oczu ostrożnie usiadłam na samym brzegu fotela, obawiając się, że niechcący coś zniszczę i naprawdę dostanę wściekle różową, cekiniastą sukienkę.
W ogóle mi w różu nie do twarzy.
— Czuję się dziwnie — poskarżyłam się w przestrzeń.
Mój mózg powtarzał: „nie patrz na Dracona, po prostu nie patrz na Dracona, tylko na niego nie patrz”, a ja miałam ogromną chęć to zrobić.
— Wyglądasz doskonale — zapewniła mnie Pansy, przewracając oczami.
— Jak porcelanowa laleczka — dodał Blaise, tym samym wypowiadając na głos moje najgorsze obawy.
Zerknęłam na niego i dostrzegłam, że uśmiechał się szeroko. Pansy zgromiła go wzrokiem.
— Prędzej jak prostytutka — sarknęłam. Spróbowałam bezskutecznie zasłonić uda dłońmi. Gładkie czarne rajstopy w ogóle ich nie okrywały, przykleiły się za to do moich nóg, przez co czułam się jeszcze bardziej naga. Wielki krzyczący neon: „SPÓJRZCIE NA MOJE CIAŁO”. Choć paznokcie też miałam czarne, wyjątkowo mnie to nie pocieszało. Wszystko we mnie było tak… wulgarne. — Ta sukienka jest niepoprawnie krótka. I obcisła. Wyglądam, jakbym urwała się z burdelu.
— Następnym razem uszyję ci habit — prychnęła Pansy i wyszła obrażona, choć słychać jeszcze było jak mamrotała na schodach:
— Krótka! Też mi coś. Sama jest krótka. Ona jeszcze w życiu krótkiej sukienki nie widziała.
Zacisnęłam usta, żeby nie krzyknąć jej czegoś niemiłego, czego żałowałabym potem do końca życia. Od zachowywania się nieprzyjemnie wobec ludzi był Draco, nie należało zatem wchodzić mu w rolę.
Draco siedzący pięć stóp ode mnie.
Draco nieodrywający ode mnie wzroku.
Draco, który powiedział, że wyglądałam zjawiskowo.
Draco, który miał do czynienia z moją złością, łzami, fochami oraz zwykłym „wariactwem typowym dla dziewczyny”, jak to zdarzało mu się mówić.
Zaczęłam wygładzać nieistniejące marszczenia na rajstopach, wbijając wzrok w swoje dłonie i kolana. Wyglądałam wulgarnie i zupełnie jak nie ja. Draco nie lubił, gdy wyglądałam „niecornowato”, przecież nie przepadał za moim domowym wcieleniem u profesora Snape’a.
Ciekawe, gdzie leżała granica cornowatości? Cornowate były długie suknie i gorsety, czerń, niezbyt subtelny makijaż gotki oraz wiecznie nieuczesane włosy, a niecornowate były jeansy, bluzki ze śmiesznymi napisami i grzeczne warkocze? A co z dopasowanymi sukienkami, szpilkami i eleganckimi ozdóbkami? Znaczy, co dokładnie było cornowate – to co pruderyjne czy to co ordynarne?
Nie zmieniało to faktu, że kiecka była za krótka, a rajstopy zbyt prześwitujące.
— Dobrze — rzucił nagle Blaise, gwałtownie podnosząc się z kanapy. Miałam wrażenie, że nawet jego głos się uśmiechał. — To wy sobie pogruchajcie, gołąbeczki, a ja pójdę… tam — machnął ręką w bliżej niesprecyzowanym kierunku — zrobić coś i jest to absolutnie pilna sprawa.
— No normalnie mistrz taktu — rzucił Draco zgryźliwie, ale Blaise był już za daleko, żeby to dosłyszeć.
Zerknęłam na niego spod rzęs.
— Twoje zakłopotanie wygląda osobliwie — oznajmił, uśmiechając się jednym kącikiem ust, jak to tylko on potrafił.
Tylko się nie rumień, nie rumień się, nie rumień. Szlag.
— To źle, czy dobrze?
— Nie wiem, choć możliwe, że wiedziałbym, gdyby mój mózg co chwila się nie zawieszał. Nie podoba mi się, że po tych wszystkich latach znajomości wciąż daję się czymś zaskoczyć. — Zmarszczył brwi. — A widziałem cię przecież chyba w każdej możliwej modowej kombinacji, a nawet zupełnie bez niczego.
Zastanowiłam się, czy powinno mnie to zakłopotać bardziej, niż mój nie do końca moralny ubiór. Draco rozparł się wygodnie na kanapie i wcale nie wyglądał na zdenerwowanego albo zniesmaczonego. Właściwie, wyglądał jak kot na widok miski śmietanki. A ja nie wiedziałam, czy powinnam czuć zadowolenie, czy raczej zacząć się obawiać.
— Pansy się nade mną znęcała — poskarżyłam się na wszelki wypadek, nadal przyglądając mu się spod rzęs. — Polała mnie woskiem.
Posłał mi zdezorientowane spojrzenie. Nie mogłam jednak nie zauważyć, że napiął wszystkie mięśnie.
— Czy to był jeden z zabiegów upiększających, czy po prostu cię torturowała?
— Torturowała mnie za pomocą zabiegów upiększających.
Rozluźnił się nieco.
— Czy chcę wiedzieć, do czego służy ten wosk? — zapytał ostrożnie.
Pokręciłam lekko głową.
W łazience na piętrze Pansy depilowała sobie właśnie nogi – z miną zupełnie obojętną na towarzyszący temu ból. Czasem zastanawiałam się, czy czarodzieje nie mogli wymyśleć jakiegoś cholernie praktycznego i całkowicie bezbolesnego czaru do usuwania niepotrzebnego owłosienia. Czy czarownice się nie depilowały? Bez ostrzeżenia napłynął do mnie obraz Amandy Merlow, zeszłorocznej modelki numer jeden magazynu „Czarownica” i jej owłosionych nóg. Nie potrafiłam stwierdzić, czy była to prawda, czy jedynie wytwór mojej nadto wybujałej wyobraźni.
— Możesz przestać znęcać się nad tą sukienką i usiąść nieco bliżej. — Draco poklepał miejsce tuż obok siebie. — Nie lubię krzyczeć przez cały pokój.
To nawet nie jest jedna czwarta pokoju, chciałam powiedzieć, ale zamiast tego posłusznie przesiadłam się z fotela na kanapę. Draco natychmiast chwycił mnie w talii i wciągnął sobie na kolana z taką łatwością, jakbym ważyła niewiele więcej niż pluszowy miś. Wymamrotał w moje włosy coś o uprzejmości wobec Blaise’a oraz niemarnowaniu okazji. Przewróciłam oczami, a potem westchnęłam, gdy delikatnie uszczypnął zębami skórę tuż za moim uchem.
Wyglądam jak prostytutka? zapytałam, próbując zapanować nad reakcjami swojego ciała i umysłu.
— Nie. — Jego gorący oddech połaskotał mnie w szyję. — Wyglądasz jak bogini i przysięgam, że przyłożę każdemu, kto powie inaczej.
Odrzuciłam głowę do tyłu, mrucząc z zadowolenia.
— Kto by pomyślał, że jesteś romantykiem, panie Malfoy.
Świat oszalał.

***

Kurwa. To było pierwsze słowo, jakie przyszło mu na myśl po przebudzeniu. Po nim zaś nadeszły bardzo niezręczne pytania: gdzie jestem, jaki dziś dzień i co po mnie przejechało?
Ostrożnie otworzył oczy. Zmarszczył z wysiłkiem brwi, bo tuż nad głową miał bukiet białych lilii. Pomyślał z niechęcią, że ktoś postanowił pochować go za życia i dopiero po chwili przypomniało mu się, że Pansy postanowiła przystroić cały dom kwiatami z okazji urodzin Corny. To już coś – był w mieszkaniu przy Upper Brook Street w Londynie i chyba nic go nie rozjechało. Chyba. Nadal jednak nie potrafił określić daty ani tym bardziej swojego stanu. Postanowił zacząć od tego drugiego, bo było łatwiejsze. Poruszył się na próbę, ale zaraz nieśmiało jęknął zachrypniętym głosem. Wszystko go bolało, ale to przynajmniej oznaczało, że żył i najwyraźniej nie utracił też żadnej części ciała. Po raz kolejny – chyba. Jakoś się z tego specjalnie nie ucieszył. Weź się w garść, Malfoy, prychnął na siebie w myślach. Zmusił się do podniesienia do pozycji siedzącej i rozejrzał po pomieszczeniu.
Zajmował kanapę w salonie, który wyglądał jak pobojowisko. Wszędzie puste butelki, śmieci i części garderoby różnych osób. Z kilkunastu szklanych kloszy z kwiatami w nienaruszonym stanie pozostał w zasadzie tylko ten nad kanapą i jeden przytulony do komody w kącie. Z pary beżowych zasłon przy oknie uchowała się tylko połowa i to na dodatek nadpalona, co Draco przyjął ze zdumieniem. Ciekawe, komu przeszkadzała. Wszystkie obrazy były przekrzywione, zaś na żyrandolu bujał się smętnie różowy biustonosz, nad którym Malfoy nie miał ochoty się zastanawiać. Całe pomieszczenie przedstawiało obraz nędzy i rozpaczy, a Draco nie prezentował się wcale lepiej. Na dodatek na sobie miał jedynie spodnie i za żadne skarby świata nie potrafił sobie przypomnieć, co zrobił z koszulą i butami. Ostatecznie machnął na to ręką, stwierdzając, że zajmie się tym później. Jak już wypije kilka litrów wody i zrobi sobie porządną, czarną jak noc kawę. Taaak, królestwo za kawę.
Wstając, o mało nie nadepnął na śpiącego pod kanapą Zabiniego. Zaklął pod nosem. I dziwić się temu cholernemu kotu, skoro właściciel nie był lepszy, sarknął, z trudem omijając przyjaciela, po czym wpadając na ustawione w chwiejną wieżę butelki. Bluzgnął zupełnie odruchowo, jednak z dużo większym przekonaniem niż poprzednio i zaraz tego pożałował, bo gardło zapiekło go żywym ogniem. Wody!, wrzasnął jego organizm. Chwila, do jasnej cholery, odpowiedziała świadomość, gdy Draco próbował nie wdepnąć w kolejne sterty butelek ani też w młodego Notta, który ulokował się w drzwiach i chapał głośno. Też sobie miejsce znalazł, psia jego mać, pomyślał Malfoy, przechodząc nad nim i potykając się na korytarzu. Jakby nie było już powierzchni w salonie. W drodze do kuchni (dzięki Merlinowi, wiedział przynajmniej, gdzie się znajdowała), natrafił na białą koszulkę z krótkim rękawem, niezaprzeczalnie należącą do niego i poniewierającą się na schodach z nieznanych mu powodów, nad którymi także miał zamiar dumać już po uzupełnieniu poziomu kofeiny w organizmie. Wciągnął zatem T-shirt przez głowę, nie przerywając swojej wędrówki do krainy wodą i kawą płynącej.
Wszystkie blaty w kuchni zawalone były brudnymi naczyniami i pojemnikami po rzeczach jadalnych. Podłoga lepiła się nieprzyjemnie do bosych stóp Dracona, ale ten stwierdził, że i tak przydałby mu się prysznic. Ale to później, najpierw kawa. Wypił kilka szklanek wody prosto z kranu, po czym zaczął otwierać każdą szafkę, aż wreszcie w jednej z nich natrafił na puszkę ze szczęściem w proszku, które już za chwilę miało się zamienić w szczęście płynne. Nalał wody do czegoś, co wyglądało na czajnik i postawił go na kuchence. Gdy po minucie zauważył, że nic nie zaczęło się dziać, zastanowił się, jak włączyć to ustrojstwo bez różdżki. Właściwie nie miał pojęcia, co z tą różdżką zrobił… To nie mogło być przecież takie trudne.
— Eee… zagotuj się, proszę? — zaryzykował niepewnie.
Czajnik pozostał niewzruszony i Draco szturchnął go palcem. Gdyby to było mugolskie ustrojstwo, na pewno byłby na nim jakiś przycisk, bo mugole kochali guziczki, które sprawiały, że różne rzeczy włączały się i robiły PING! Ale Draco nie miał pewności, czy czajnik był mugolskim wynalazkiem i czy posiadał guzik robiący PING! Właściwie, chłopak rzadko miał okazję bywać w kuchni – tak w czarodziejskiej, jak i mugolskiej – a już na pewno nigdy sam nie robił sobie kawy. Od tego były skrzaty. Albo Corny. Westchnął ciężko.
Ból głowy odbierał mu chęć zastanowienia się nad lokalizacją własnego magicznego patyka, ale ochota na kawę niestety mu nie przeszła. Nie mogło być gorszego początku dnia, niż poranek bez kawy pomyślał i zmartwiał nagle. Nie wiedział nawet, która była godzina i czy właściwie obecną porę można nazwać „paskudnym porankiem”. Równie dobrze mogło być już południe. Albo wczesny wieczór. I byłoby mu tak samo wszystko jedno. Rozejrzał się ze zrezygnowaniem po pomieszczeniu, szukając pomocy lub też dogodnego narzędzia do popełnienia harakiri, gdy jego wzrok przypadkiem padł na obcą różdżkę. Przez dłuższą chwilę przyglądał się jej z bardzo tępą miną, a potem rzucił się na nią jak na ostatnią deskę ratunku. Obca, nieobca, ale musiała zadziałać. Szturchnął nią czajnik, który od razu zaczął syczeć i bulgotać. Eureka! Jesteśmy uratowani. Gdy woda się zagotowała, Draco zalał nią pachnącą ratunkiem kawę, a potem zrzucił z długiego stołu stertę foliowych toreb i ciężko opadł na krzesło przy nim. Sparzył sobie język gorącym płynem, skrzywił się i ostatecznie odstawił kubek na kilka sekund. Położył głowę na zimnym blacie.
Umrzeć, pomyślał z westchnieniem. Dawno już nie miał takiego kaca. Dawno też nie nabawił się tak ogromnych dziur w pamięci. To, co zapamiętał, było zresztą mgliste, zamazane i pomieszane. Merlinie…
— Masz kawę? — wymruczała Corny z zadowoleniem, wchodząc do kuchni.
Draco powolnym ruchem uniósł głowę. Morgenstern miała na sobie jego białą koszulę, przewiązaną w pasie zielono-czarnym krawatem, który do niego na pewno nie należał. Też była boso, potargana i rozmazana, ale wyjątkowo lekka jak na osobę po ostrej imprezie. Bezczelnie rozłożyła się na stole i od razu przywłaszczyła sobie kubek z przypłaconą potem i krwią kawą. Draco nie miał siły zaprotestować.
— Czyje to? — zapytał zamiast tego i pociągnął lekko krawat.
— Myślałam, że twoje — odparła Corny, marszcząc brwi. — Leżało obok łóżka.
— Moje na pewno nie jest.
— To czyje?
Draco z trudem wysilił pamięć.
— Nie wiem. Wydaje mi się, że starszy Nott przyszedł z czymś takim.
Corny popatrzyła na niego z niezrozumieniem w oczach, które stopniowo zaczęły się powiększać, gdy informacje zaczęły docierać do dziewczyny. Wreszcie głośno wciągnęła powietrze.
— Morgano, ja naprawdę nie chcę wiedzieć, co on robił na moim łóżku — jęknęła z obrzydzeniem. — I z kim.
Draco też skrzywił się z niesmakiem na tę uwagę.
— Ja tym bardziej nie chcę wiedzieć z kim.
— Co z kim? — zachrypiał Blaise, pojawiając się w drzwiach. Koszulę miał źle zapiętą, a włosy potargane nawet gorzej niż zwykle. — Macie kawę?
— Mieliśmy — odparł Draco, zaglądając do pustego kubka, który Corny właśnie odstawiła.
Dziewczyna przewróciła oczami.
— Zaraz zrobię więcej. Chcecie śniadanie?
Zgodnie pokręcili głowami. Draco znów położył głowę na stole.
— Obecnie pragnę jedynie umrzeć.
Zabini dołączył do niego z twierdzącym pomrukiem.

_______________

Opis do tytułu: Projekt X (ang. Project X) – amerykańska komedia z 2012 roku.


Wróciłam. Tak jak obiecałam, w okolicy świąt i nie powiem, że w wielkim stylu, bo rozdział krótki i nie do końca satysfakcjonujący jak dla mnie, ale nie dałam rady wymyśleć nic innego. Może będzie edit, gdy dopiszę coś nowego. Może.
Jak widzicie, są dwie narracje. Chciałam spróbować czegoś nowego, a z perspektywy Corny mogę napisać tylko w pierwszej osobie. Tak już niestety mam. Podoba Wam się taki zabieg?
Boże, jak ja dawno nic tutaj nie dodawałam, aż wstyd. Cieszę się jednak, że już mniej więcej przez to przebrnęłam. W następnym odcinku wracamy już do Hogwartu i mam nadzieję, że będzie szło mi lepiej.
Wyniki zakończonych dotychczas sond są ciekawe. To miło, że większość z Was uważa "Serce" za godne polecenia, ale równie miło zrobiło mi się, gdy zobaczyłam, że trzy osoby jednak by się zawahały. To oznacza, że wciąż muszę nad sobą pracować. Co do Corny - jestem nieco zdziwiona, że zrobilibyście z niej córkę czarodziei czystej krwi. Nie sądziłam, że się do tego nadaje. Sama wciąż jestem zawieszona między dwiema opcjami - sierota o nieznanym pochodzeniu i córka czarodziei z pospolitej rodziny. Myślę, że to najbardziej pasujące do niej. Dziękuję wszystkim za oddane głosy i czekam na Wasze komentarze.
Morgano, cieszę się, że wróciłam. Naprawdę.


PS Przepraszam za błędy. Dopiero teraz zauważyłam, ile ich jest. Ale niestety Bea ma chyba gorączkę i nie poprawi wszystkiego za szybko. Mam nadzieję, że zbytnio nie utrudniają czytania. I nie pytajcie, czy nadużycie słowa "krępujące" było celowe, bo nie wiem. Może.

10 komentarzy:

  1. Napisałam komentarz i niechcący zamknęłam kartę przed opublikowaniem.
    Normalnie skleroza na starość nie boli.
    Na całe szczęście mogę zacząć od nowa komentowanie, chociaż nie będzie tak fajny jak teraz.
    Długo czekałam aż coś się pojawi i w końcu się doczekałam, ale na szczęście już jest nowy rozdział!
    I oczywiście moja ukochana Corny.
    Cudownie podkreśliłaś jej historię i romans miedzy Draconem.
    Oni po prostu muszą ze sobą być i jeśli spróbujesz ich rozdzielić to normalnie dam w łeb.
    I postaram sie żeby było osobiście, chociaż nie wiem jak to zrobię.
    W ogóle warto było czekać na rozdział!
    Jestem ciekawa jak będzie wyglądał ich powrót do Hogwartu, gdyż sama również na to czekam.
    Tymczasem z mojej strony życzę szampańskiego sylwestra i żeby nowy rok był jeszcze lepszy od starego!
    pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aj, znam ten ból. Dlatego ja prawie zawsze kopiuję komentarze w trakcie pisania, żeby uniknąc zaskoczenia ;p

      Hah, wszyscy kochają romanse, nawet jeśli się do tego nie przyznają xD Osobiście nie jestem wielką romntyczką i fanką love story, ale nie martw się, jak na razie nie planuję rozłączać Dracona i Corny. Całkiem dobrze się bawie, opisując ich historię :D

      Również pozdrawiam.

      Usuń
  2. Na początek, jedna literówka, chociaż jestem śpiąca i może jest ich więcej.... "chapał głośno" - chrapał?

    Fajne są dwie narracje. Zawsze się zastanawiałam, jak myśli Corny, bo zachowanie każdy dobrze zna. Ale nie zawiodłaś w tej kwestii. Widać, że jest zakochana w Draconie... No i ma dobre serce... Te wspominanie o chęci bycia medykiem, pomocy ludziom i ogólna skromność, która może być myląca przez sam styl bycia Corny, jej zamiłowania do czarnej magii i samego wyglądu:). W sumie chętnie przeczytałabym coś z jej perspektywy kiedy będzie z nim sam na sam :D If you know, what I mean :D:D:D

    Trochę szkoda, że całkowicie ominęłaś samą imprezę, zostawiając czytelnikom taki niedosyt. Albo może pozwalasz nam na rozwinięcie własnej wyobraźni...?:D No bo w sumie co mogą robić Ślizgoni, jeśli nie chlać, bajerować, i spać ze sobą nawzajem? ( No dobra, nie wszyscy :)).

    Rozdział był fajny, nie ważne, że krótki. No i cieszę się, że wróciłaś ;).
    No i przepraszam, że komentarz także nie za długi, ale jakaś bez życia jakoś jestem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę, serio tylko jedna? Może Ciebie też bierze przeziębienie? Ja ledwo myślę dzisiaj i czytanie jeszcze raz całego rozdziału szło mi słabo :/

      Mam wrażenie, że jednak nie do końca sprostałam własnym oczekiwaniom i za mało było szaleństwa w szaleństwie... A może właśnie o to chodzi, że tam szaleństwa w sumie jest niewiele, ale ludzie tak to odbierają, bo jest Ślizgonką - z jednej strony ciągnie ją do czarnej magii, a z drugiej jest nieślizgońsko skromna i dobra, jak to stwierdziłaś ;)
      A jeśli pragniesz opisu sam na sam Corny-Draco, to zapraszam na Zapomnianą Szufladę. W opowiadaniu piętnastym scena pewna była ;p

      Cóż, jestem ostatnio w mało imprezowym nastroju, stąd pewnie to ominięcie. Ale jeśli gro osób będzie jednak chciało poczytać co-nieco o ślizgońskiej bibie, to może stworzę kiedyś bonus uzupełniający do tego rozdziału? Kto wie? ;)

      Ja też się cieszę, że wróciłam. Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo...

      Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Znalazłam Cię dzięki rejestrowi blogów i bardzo się z tego faktu cieszę! :D
    Na próbę przeczytałam powyższy rozdział, coby się nie rozpędzać za bardzo z całością, jednak już do mnie dotarło, że zwyczajnie MUSZĘ przeczytać resztę. Polubiłam Corny, ma w sobie coś przyciągającego, może to jej sarkazm i te drobne złośliwości względem Pansy? O, właśnie! Nawet Pansy polubiłam, co jest dosyć niespotykane. Zazwyczaj odpycha mnie jej zołzowatość.
    A Draco... Takiego Ślizgona uwielbiam - ,,[...}nigdy sam nie robił sobie kawy. Od tego są skrzaty. Albo Corny. " tym zdaniem podkreśliłaś wszystko.

    Pozdrawiam ciepło i zapraszam do siebie Cichy zabójca

    OdpowiedzUsuń
  4. Rzeczywiście dość krótko jak na Ciebie, kochana Bea ;)
    Ale pomimo wszystko przyjemny rozdział.
    Choć nie wiem, czy przyjemne jest to, że Corny padła w łapska Pansy i zaczęła ją torturować zabiegami pielęgnacyjnymi^^ Musiało to być dla Corny koszmarne i jeszcze zważywszy na taką krótką kieckę - ja z pewnością też bym panikowała, gdybym musiała włożyć krótką kieckę, ale wyobrażenie siebie w różowej sukience z cekinami też nie brzmi za przyjaźnie. Równie dobrze mogłabyć zamiast "Projekt X", nazwać post "Miss Agent" :P

    Oj kac... Zła przyjaciółka porannego dnia. Wszyscy musieli się przezabawnie bawić, że urwał się im film. Podobał mi się ten fragement, gdy Draco tak nieustanie próbował sobie zaparzyć kawy xD Z trudem to przedsięwzięcie wykonał, a tu przyszła Corny i wypiła wszystko :)

    A Blaise mnie rozbawił tym jąkaniem się, gdy zobaczył Corny :D

    Chciałabym tak nieformalnie zaprosić Cię na mojego bloga (sorka, że tutaj, ale skoro już piszę tutaj... mam nadzieje, ze mi wybaczysz). Wiem, że nie lubisz Nowego Pokolenia i że nie przekonałam Cię moim Scorpiusem, w sumie się nie dziwię, bo sama uznałam, że był niskich lotów. Lecz postanowiłam pisać Scorpiusa od początku i z lepszymi przemyśleniami. Jeśli miałabyś chęć:
    http://pogromca-smierci-sm.blogspot.com/

    I w ogóle wybacz, że tak późno. Ostatnio mam trudny okres i mało bloguje, przez co zrobiło mi się sporo zaległości.

    Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiem, że miałam skomentować już dawno, ale najpierw porwał mnie świąteczny wir, potem wyjazd sylwestrowy, potem z kolei sesja wpadła w odwiedziny, a potem miałam szykowanie do wyjazdu. Same przeszkody. Mimo to już jestem i cieszę się z tego bardzo.
    Podobała mi się narracja z perspektywy Corny. Była bardzo sympatyczna i uśmiałam się przy niej co nie miara. Jednak myślę, że Corny przydałoby się trochę więcej dziewczęcości. Ja wiem, że taki ma styl, ale trochę więcej czegoś czego nawet nie umiem nazwać, ale wierzę, że wiesz o co mi chodzi nie zaszkodziłoby :).
    Och Draco, serio? Kawa? Taki mało wymagający jesteś? Ech... Faceci. Najpierw się schlają, a potem są problemy w postaci czajnika ;).
    Pozdrawiam, Lady Spark.

    OdpowiedzUsuń
  6. No cóż, przeczytałam wszystko co można było na tym blogu przeczytać, chociaż od początku wiedziałam, że nie jest to najlepszy pomysł. Czemu? Otóż trafiłam tutaj już po zawieszeniu bloga i wiedziałam, że więcej rozdziałów - przynajmniej w najbliższym czasie - się nie pojawi. No i stało się. Twój blog mnie zafascynował. Napisany na prawdę dobrze po prostu wciąga czytelnika w tą "mroczną" krainę Dracona Malfoya, a kiedy orientujesz się, że nie ma już więcej rozdziałów czujesz zwyczajny niedosyt.

    Rozpoczynając prolog pierwszego tomu liczyłam na historię dzięki której spojrzę na Draco z trochę innej perspektywy. I udało się. Teraz myślę, że rozumiem (przynajmniej częściowo) Ślizgonów i dzięki temu patrzę na nich trochę przyjaźniej. Co więcej coraz bardziej utożsamiam się z tym, wcale nie tak dawno jeszcze nienawidzonym przeze mnie, domem.

    W tym miejscu muszę cię pochwalić za jeden tekst, którym mi na prawdę zaimponowałaś. Mianowicie bonus nr. 5. Bardzo ciekawy i oryginalny, jeszcze nigdy nie spotkałam się z czymś podobnym.

    Nie chcę przedłużać dlatego nie opiszę niestety, a może na szczęście wszystkich moich odczuć związanych z twoim blogiem. Przykro mi tylko, że być może nigdy nie doczekam się kontynuacji tej historii.

    Lupo, która tak na marginesie podziela upodobanie w imieniu Beatrycze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej wątpię, żebym kiedykolwiek tu wróciła, ale jeśli chcesz przeczytać coś mojego w podobnym stylu, zapraszam na "Pokutę Malfoyów". To podobna historia, choć widziana nieco inaczej ;p Dużo, dużo Dracona, dużo Corny i Blaise'a, dużo Ślizgonów. Może Ci się spodoba? ;)

      Usuń
    2. Bardzo chętnie, jak tylko znajdę chwilkę czasu. :)

      Usuń

Pod rozdziałami proszę zostawiać tylko komentarze na temat treści. Wszystko inne będzie traktowane jako spam, a na spam jest odpowiednia zakładka.