środa, 19 czerwca 2013

Rozdział dziewiąty

Żyj i pozwól umrzeć

Stojąc przy oknie, Mroczny z nieprzeniknioną miną przyglądał się pod światło niewielkiej fiolce. Srebrzysty eliksir skrzył się w promieniach rannego słońca, gdy mężczyzna lekko poruszał małym naczynkiem i delikatnie przelewał płyn po jego cienkich ściankach. Draco stał kilka kroków za swoim panem i z rękoma potulnie założonymi w tył, starał się nie wpatrywać zbyt intensywnie w plecy Czarnego Pana ani nie sprawiać wrażenia znudzonego, zniechęconego, czy zdenerwowanego, co było w tym przypadku najgorszym rozwiązaniem. Czuł się mocno nieswojo, to raz, a dwa, to na pewno źle by się skończyło, a on w tej chwili pragnął jedynie wrócić wreszcie do domu i położyć się spać. Szczerze wątpił, czy stanie się to szybko, bo przed nim była jeszcze największa próba tego poranka. Kłamanie Czarnemu Panu było niemożliwe, a zatajanie przed nim niektórych rzeczy w odmętach własnego umysłu – bardzo męczące. Draco był przez to całkowicie wyczerpany.
— Moich sług tam nie było? — zapytał Voldemort po raz setny, odwracając twarz w stronę ledwo stojącego na nogach chłopaka. Czerwone tęczówki z pionowymi źrenicami przeszywały Malfoya uważnym spojrzeniem, szukając choćby odrobiny fałszu, co zostałoby srogo ukarane.
— Nie, panie.
— A to leżało na ziemi?
— Tak, panie.
Draco od dawna wiedział, że zwięzłe odpowiedzi były kluczem do sukcesu. Z ojcem to zawsze się sprawdzało i nie istniał powód, dla którego nie miałoby się też sprawdzić z Voldemortem.
— Bez niczego, co wzbudziłoby podejrzenia?
— Nie, panie. Była tam tylko ta fiolka.
— I nie zauważyłeś nic dziwnego?
— Nie, panie.
— Interesssujące.
Draco powstrzymywał napływ myśli. Skupiał się na obrazie ulicy nocą, śmierciożercach atakujących ministerialnego urzędnika, na handlarzu zakazanymi substancjami i dziwkach na progu burdelu. Ostrożnie odtworzył w myślach obraz zaułka, w którym znalazł fiolkę, starannie omijając miejsca z Corny dyszącą mu w kark. Gdyby je przywołał, musiałby zatuszować jej obecność, przykryć pod własną projekcją, iluzją, fałszem. Mroczny bez trudu odkryłby jego ingerencję. Draco miał za mało praktyki na tak ryzykowny krok. To były jego koniec. Już sama myśl, że mógł oszukać czarnoksiężnika bardzo niebezpieczna i ryzykowana. Nie mógł też zablokować wspomnień za ścianą, bo to natychmiast wzbudziłoby podejrzenia. A podejrzenia były najgorszą rzeczą, która mogła spotkać człowieka.
Kropla potu spłynęła mu po karku.
Mroczny wreszcie odwrócił wzrok, nie znajdując nic niewłaściwego w umyśle swojego sługi. Odszedł kilka kroków i zamyślony spojrzał w okno. Malfoy widział, jak fiolka zniknęła w szerokim rękawie szaty Czarnego Pana, ale nie spoglądał długo w to miejsce. Co w niej było? To pytanie było bezpieczne. Ciekawość wciąż jeszcze była bezpieczna. Jeszcze.
— Za kilka dni mam zamiar oficjalnie przejąć Ministerstwo Magii i posadzić na stanowisku ministra Piusa Thicknesse — poinformował go Mroczny beznamiętnym tonem. Draco znał tego człowieka za sprawą ojca i domyślał się, że nowy minister nie był tak do końca w pełni władz umysłowych. — Sądzę, że jednak niekoniecznie będziesz tam potrzebny. Yaxley poprowadzi całą akcję. Przejęcie ministerstwa nie jest zadaniem ponad siły moich wiernych sług.
— Nie wątpię — powiedział białowłosy, skłoniwszy lekko głowę.
Zastanawiał się, dlaczego nagle został odsunięty. To miało drugie dno. Trwała wojna, a Voldemort był strategiem. Może nie jakimś geniuszem taktycznym, ale na pewno sprawnym dowódcą i każdy jego ruch miał cel. Od przypadkowych działań byli śmierciożercy pokroju Lestrange’ów. Czarny Pan był generałem, opracowywał manewry, planował, przewidywał, szarżował, tworzył strategie działań, lepsze czy gorsze, ale przemyślane. Ostatnio stawał się coraz bardziej roztargniony, omylny, popełniał błędy i ponosił drobne klęski, ale wciąż był przywódcą. A Draco raz był bliżej, a raz dalej jego względów. Teraz znów spadał. Coś się zmieniło.
— Możesz odejść.
Malfoy skłonił się kolejny raz i sztywnym krokiem wyszedł z pomieszczenia, starając się, żeby nie wyglądało to na ucieczkę. Nim odetchnął głębiej, upewnił się, że w pobliżu nie było cudownej cioteczki Belli, która zawsze była gotowa wesprzeć go w trudnej chwili. Chłopak oparł czoło o zimną, kamienną ścianę i zamykając oczy, ciężko wypuścił powietrze z płuc. Było ciężko, ale się udało. I tym razem mu się udało. Miał więcej szczęścia niż rozumu. Doprawdy, ile jeszcze razy będzie musiał naginać prawo, które go obowiązywało od ponad roku, żeby ocalić głowę swoją i Corny?
Po kilku minutach oderwał się od przyjemnie chłodnego kamienia i odrobinę chwiejnym krokiem ruszył korytarzem. Ledwo mógł ustać na nogach, a przecież musiał jeszcze stąd wyjść i dotrzeć do Malfoy Manor. Oczywiście nigdzie nie było wind, jakże inaczej. Prawdę mówiąc, cały Mroczny Dwór pełen był pustych pokoi, w których każdy mógł się zakwaterować, jeśli miał takie życzenie, ale sama myśl, że miałby spać w TYM miejscu, napełniała Dracona obrzydzeniem. Nikt go nigdy do tego nie zmusi, a jeśli nawet prawdopodobnie nie zmrużyłby oka albo spałby z różdżką w ręką jak… Snape! Nie, nie, nie. Nie ma mowy. Musiał stąd wynieść. Nikt nie będzie porównywał go do Snape’a.
Na szczęście tym razem nie czekał na niego w salonie komitet powitalny w osobie ojca i kieliszka wina w jego dłoni. Draco z ulgą przeszedł przez dolny hall, z trudem wdrapał się na schody i jakoś doczłapał do swojej sypialni, gdzie od razu padł w ubraniach na łóżko.
Obudziło go szarpanie za rękaw.
— Paniczu. Paniczu! — zawołał Paskuda, nie przestając nim potrząsać. — Proszę, niech się panicz wreszcie obudzi!
— Och, daj mi umrzeć w spokoju — wymamrotał chłopak w pościel, odtrącając skrzata i nakrywając głowę poduszką.
— Ależ paniczu! Pan kazał paniczowi natychmiast zejść na dół!
— Powiedz mu, że mnie nie ma — mruknął.
— Już powiedziałem, że panicz wrócił — pisnął Paskuda, szarpiąc tym razem za poduszkę i próbując ją ściągnąć z draconowskiej głowy. — Niech już panicz wstanie, błagam panicza. Pan na pewno ukarze Paskudę, jeśli Paskuda nie sprowadzi panicza zaraz na dół. Paniczu!
Draco zaklął głośno i gwałtownie przewrócił się na plecy, ze złością ciskając poduszkę na środek pokoju. Strzelił po łapach skrzata, który chyba znów zamierzał nim potrząsać. Paskuda zmieszał się i cofnął dwa kroki.
— Dobrze, już dobrze — warknął chłopak. — Idę. Nie musisz mną szarpać.
Wściekły i nadal wyczerpany, zwlekł się z łóżka i opuścił swoje pokoje, nie zaprzątając sobie głowy przebieraniem się ani też jękami skrzata, który truchtał tuż za nim i biadolił, że aż puchły uszy. Draco wiedział, że pewnie wyglądał jak siedem nieszczęść, ale w tej chwili miał to w głębokim poważaniu. Gdy stanął w drzwiach salonu, był jednak już jedynie zrezygnowany. I trochę znerwicowany, bo nie miał zielonego pojęcia, co też ostatnio zrobił.
Lucius zmierzył go zdegustowanym spojrzeniem i ściągnął usta w sposób, który chłopakowi zawsze przypominał McGonagall. Mężczyzna ubrany był bardzo elegancko w ciemnozieloną szatę, spod której oczywiście wystawał biały, sztywny kołnierzyk, na ramionach miał czarny płaszcz za kolana, zaś w dłoniach trzymał skórzane rękawiczki i wysoki cylinder.
— Jak ty wyglądasz, chłopcze? — rzekł pan domu ze świętym oburzeniem.
Draco przejechał dłonią po włosach, czyniąc w nich większe spustoszenie. Był wymięty i potargany, o czym doskonale wiedział. Wyglądał dokładnie tak, jak powinien wyglądać człowiek, który całą noc włóczył się za mrzonką po podejrzanej okolicy, potem bardzo skrupulatnie sprawdzał ze swoją dziewczyną nowe łóżko w londyńskiej rezydencji, a na koniec, nad ranem, zapukał do drzwi samego diabła i wręczył mu tajną przesyłkę, która przez ostatnie kilka nocy skutecznie spędzała mu sen z powiek. Ale nie miał siły tego tłumaczyć.
— Chciałeś mnie widzieć, ojcze?
Mężczyzna przeniósł na jego twarz spojrzenie, które do tej pory skupione było na żałośnie pomiętej koszuli smętnie wystającej z czarnych spodni. Gdyby jego syn miał siłę, pewnie poczułby się głupio. Ale w tej chwili potrafił jedynie stać w miarę prosto w jednym miejscu i czekać na rozkazy. W między czasie marzył, żeby znów położyć się do łóżka. Na wieki.
— Wyjeżdżam na kilka dni — oznajmił starszy Malfoy.
Hurra! Gdyby Draco nie był taki zmęczony, może odtańczyłby dziki taniec radości, jednak w tej chwili ograniczył się do westchnięcia, znaczącego: Chcesz mi powiedzieć, że ściągnąłeś mnie tu wyłącznie dlatego? Chcę umrzeć. Sam nigdy nie wpadłby na bardziej idiotyczny i równocześnie bardziej sadystyczny pomysł. Bo wyciągnięcie ledwie żywego człowieka z łóżka tylko po to, żeby oznajmić mu, że się wyjeżdżało, było sadystyczne.
— Nie krzyw się, Draconie — warknął Lucius, marszcząc brwi. — Pan wyznaczył mi zadanie i muszę pilnie wyjechać. Wrócę tuż przed Bardzo Ważnym Dniem, o którym pewnie już wiesz. — W tym miejscu nastąpiło znaczące spojrzenie. Niestety, pomyślał Draco. Wielka szkoda, że nie biorę w nim udziału. Umrę z rozpaczy. — Nie zrób nic głupiego przez te kilka dni.
— Oczywiście, ojcze. Czy mogę już odejść?
Lucius wyglądał, jakby z trudem powstrzymywał się przed przewróceniem oczami. Draco nieco otrzeźwiał. Doprowadzanie ojca do irytacji absolutnie nie było dobrym pomysłem ani teraz, ani nigdy. Natychmiast czujność chłopaka wzrosła o trzysta procent.
Starszy mężczyzna prychnął głośno, cmoknął z niesmakiem i pokręcił głową nad swoim nieszczęściem. Draco skurczył się nieco w sobie. Doskonale wiedział, co chodziło po głowie nestora rodu – za co Merlin pokarał go takim synem. Milion razy słyszał to z ust ojca.
— Idź. I doprowadź się do porządku!
— Oczywiście, ojcze.
Mężczyzna znów prychnął z rozdrażnieniem, patrząc spod zmarszczonych brwi, jak jedyny syn wychodził. Draco zastanawiał się, czy nie życzyć przyjemnej podróży, ale stwierdził, że to głupi pomysł. Ostatnim razem usłyszał, żeby przestał się wydurniać. Po raz kolejny tego cholernego dnia wspiął się na cholernie długie schody, doczłapał do swojego pokoju i padł jak długi na łóżko.
Umrzeć, pomyślał.

— Wiesz, Smoczydło, jak śpisz, to nawet wyglądasz całkiem uroczo.
— Odwal się — wymamrotał w poduszkę. Zabrzmiało trochę słabo. — Poza tym obawiam się, że musisz zadowolić się nieodwzajemnioną miłością. Posiadam już swoją długą połówkę. Niestety.
— Zdążyłem zauważyć.
Coś wylądowało na jego twarzy. Miękki, niewielki skrawek materiału. Draco warknął cicho z irytacji i natychmiast go ściągnął, po czym otworzył jedno oko, żeby spopielić znalezisko wzrokiem. Ujrzawszy je, zamiast rozerwać materiał na drobne kawałeczki, uniósł brwi i popatrzył na przyjaciela z rozbawieniem.
— No wiesz co, Diable…? — mruknął z paskudnym uśmiechem. — Nigdy cię nie podejrzewałem o noszenie koronkowej bielizny. Tyle lat w jednym dormitorium, a ja tu nagle dowiaduję się takich rzeczy.
Zabini przewrócił oczami.
— Ha ha ha, bardzo śmieszne — prychnął. Natychmiast jednak wrócił mu dobry humor i wyszczerzył się bezczelnie do białowłosego. — Znalazłem to poniewierające się po podłodze na pierwszym piętrze. W twoim świeżo urządzonym londyńskim mieszkaniu. Możesz mi wyjaśnić, co tam robiło? — Jego uśmiech poszerzył się. — Na moje oko, to twój rozmiar to też nie jest.
Szlag, zaklął Draco w myślach. A pytałem, czy wszystko zabrała. Tylko ona mogła nie zauważyć braku tak znaczącej części garderoby.
Blaise wciąż uśmiechał się niezmiernie szeroko, gdy jego przyjaciel wrzucił czarne, absolutnie damskie majtki do szuflady szafki nocnej i trzasnął nią, a potem opadł na materac i przykrył głowę poduszką. Cała ta scena mówiła sama za siebie, ale Malfoy stwierdził, że w żadnym wypadku nie będzie jeszcze wypowiadał się na ten temat ani tłumaczył z czegokolwiek. Bruneta nie powinno w ogóle obchodzić, co on z kim i gdzie robił. A już zwłaszcza, co białowłosy robił w swoim własnym mieszkaniu ze swoją własną dziewczyną.
— Rozumiem, że nie dowiem się żadnych pikantnych szczegółów?
Draco w kilku niewybrednych słowach kazał przyjacielowi, delikatnie rzecz ujmując, spadać na drzewo. Brunet nie wyglądał na przejętego. Właściwie Zabini był wyraźnie szczerze ubawiony reakcją kumpla, który zawsze był oazą spokoju, a jeśli chodziło o Corny, wychodził z niego istny diabeł. Najwyraźniej miał nawet zamiar zapytać dziewczynę, co ona takiego robiła, że Draco zachowywał się jak wściekłe tornado w rejonie tropikalnym. Nie ma to jak wsparcie przyjaciela.
— Diabeł.
— Hę?
— Zamknij się — wycedził w pościel, zamykając oczy.
Umrzeć, pomyślał po raz kolejny.
— Przecież nic nie mówię.
— Zamknij się mentalnie, idioto.
— Aaa…

Zabini nabijał się z niego prawie do wieczora i pewnie robiłby to dłużej, może nawet do pieprzonego końca świata (który, jak się zanosiło, miał nadejść całkiem niedługo), gdyby Draco w końcu nie zagroził mu uszczerbkiem na ciele i duszy. Choć białowłosy był drobniejszy i mniej muskularny od przyjaciela, doprowadzony do ostateczności robił się niebezpieczny i bez trudu przemeblowałby pół Londynu (czytaj: zrównał z ziemią). Tak twierdziła teoria, a przynajmniej sam bezpośrednio zainteresowany i nawet Blaise nie chciał ryzykować. Albo po prostu naigrywanie się z kumpla zwyczajnie mu się znudziło. Kto go tam wiedział.
Draco wypełznął z łóżka chwilę po południu (nigdy nie potrzebował dużo snu i nie rozumiał naglącej potrzeby wylegiwania się cały dzień w pościeli, jaka to w wolnym czasie przyciskała jego kumpla) i rozkoszował się przerwą w teoretycznie dobrowolnych obowiązkach nowego pieska salonowego Jego Mhrrrocznej Mości Lorda Wszelkiego Zła. Był to jego pierwszy dzień wolny od bardzo dawna, a już na pewno od momentu wypłynięcia sprawy z zaginioną fiolką i chłopak miał zamiar zmarnować ten czas na kompletnym nic nie robieniu. W końcu miał wolne. Z błędu wyprowadziła go jak zawsze pomocna Pansy. Wpadając do Malfoy Manor jak do własnego domu i ściągnąwszy mocno rozleniwionego Dracona z kanapy, zmusiła go siłą, żeby zatwierdził menu, listę gości, wzór zaproszeń i urodzinowego tortu, projekt sukienki dla Corny, kwiaty, firanki, obrusy, talerze, serwetki, kokardki, wstążki, pogodę, dekret emancypacji skrzatów domowych… Blaise wytrzeszczył oczy, zmartwiał, skurczył się w sobie i w trybie ekspresowym schował za fotelem, żeby Parkinson przypadkiem i jemu nie wynalazła jakiegoś zajęcia. Malfoy przez niespełna godzinę bezskutecznie próbował przerwać potok słów, który wypływał z ust Czarnej, ale ona reagowała jedynie na „tak” lub „nie” i argumenty wyłącznie związane z tematem przyjęcia. Jakby dosłownie nie docierało do niej zupełnie nic innego. Zabini wychylał się zza fotela jak diabeł zza pieca, na wpół doskonale się bawiąc kosztem przyjaciela, a w połowie wciąż obawiając ataku na swoją osobę. Ale Pansy zupełnie nie zwracała na niego uwagi, zachwycając się nad lukrowanymi różami, gdzieś między firankami z muślinu a bukietami frezji. Draco czuł, że coraz bardziej bolała go głowa. No doprawdy, jakby w ogóle potrafił odróżnić śnieżną biel od mlecznej albo rozumiał różnicę w robieniu bukietu z siedemnastu czerwonych czy niebieskich frezji. Był facetem, do jasnej cholery, co go to w ogóle obchodziło? Interesował go efekt, a nie środki.
— Czarna! — wrzasnął wreszcie wprost do ucha dziewczyny, tak że o mało nie spadła z oparcia jego fotela, na którym przez cały czas siedziała.
Posłała mu przerażono-urażone spojrzenie.
— Czy to naprawdę konieczne? — zapytał już ciszej, swoim zwykłym obojętnie zirytowanym tonem. — Nie możesz zająć się tym wszystkim sama? Ja się na tym po prostu nie znam.
— Ale to ty urządzasz to przyjęcie! — oburzyła się Parkinson. — Musisz więc to wszystko zatwierdzić!
— Właściwie — rzucił Draco, spoglądając z paskudnym uśmiechem na ukrytego za fotelem przyjaciela — to przyjęcie urządza Diabeł, a ja jedynie wynajmuję lokal.
Pansy odwróciła głowę w kierunku bruneta, a ten jęknął bezgłośne: O nie! i nim się obejrzeli, już go nie było. Oboje popatrzyli za nim, nie mogąc uwierzyć, że powolny i leniwy Blaise potrafił poruszać się tak szybko, ale zobaczyli trzaskające drzwi i koniec. Czarna znów spojrzała na Dracona, unosząc wymownie brwi.
— Czy to nie oznacza, że wracamy do punktu wyjścia?
Prychnął i zrzucił z siebie górę broszurek, magazynów i katalogów, którymi go obrzuciła, żądając dokonania wyboru.
— Daj mi spokój — warknął, wstając z fotela. — Ja się na tym nie znam, kobieto, więc co to za różnica, czy zatwierdzę, czy nie? Zresztą, do przemeblowania mojego domu jakoś nie potrzebowałaś zatwierdzenia — zauważył kwaśno.
— Uch, w ogóle nie da się z tobą pracować — fuknęła dziewczyna.
Jednym ruchem różdżki pozbierała gazetki z dywanu, po czym opuściła pokój z wysoko uniesioną głową i bardzo obrażoną miną. Draco odetchnął z ulgą.
— Poszła sobie? — zapytał Diabeł, wyglądając z łazienki.
— Owszem, cykorze.
— Zdrajca — odgryzł się brunet.
— Mizogini.
— Odezwał się pantoflarz.
Draco posłał mu mordercze spojrzenie, dochodząc do niechętnego wniosku, że opuszczenie własnej sypialni byłoby poniżające. Zawsze mógł przecież wywalić kundla za próg. Szczerząc radośnie kły, Blaise przeniósł się na kanapę, dając mu do zrozumienia, że on absolutnie nigdzie się nie ruszał.
Co za życie.

To doprawdy idiotyczne, pomyślał, stojąc pod oknem pokoju Corny i ciskając w szybę kamykami. Nadal preferował odwiedzanie dziewczyny w ten sposób, niż jak każdy normalny człowiek wchodzić drzwiami. Jeszcze by, nie daj Merlinie, po drodze natknął się na Snape’a. Niebiosa, uchrońcie go od tego. Już chyba wolałby natrafić tam na wściekłego hipogryfa…
Hm, chociaż nie – po pierwszym i zarazem ostatnim spotkaniu z osobnikiem tego gatunku, białowłosy raczej nie zaryzykowałby bliższego kontaktu z żadnym innym. Wprawdzie szkolna pielęgniarka wyleczyła ranę po szponach tak, że zostały po niej jedynie ledwie widoczne blizny, to Draco mimo wszystko dostał nauczkę i nie miał zamiaru zbliżać się do końca życia do żadnego hipogryfa. Choćby mu za to zapłacili… Noo, zależy ile.
Wracając do tematu, odkąd na początku lipca podstępem wrobił Snape’a w opiekę nad Corny, Malfoy ze wszystkich sił starał się go unikać. Cały czas czekał na zemstę w wykonaniu Starego Nietoperza i stanowczo nie pocieszała go myśl, że za miesiąc miał wrócić do Hogwartu, w którym królować miał teraz Mistrz Eliksirów w swojej mrocznej aurze i chwale.
— Draco, oszalałeś? — syknęła Corny, wychylając się z okna.
— Nie bardziej niż zwykle — odparł chłopak półgłosem, unosząc przy tym prawy kącik ust. — Odsuń się, wchodzę.
Jakiś czas temu znalazł zastosowanie dla wyników morderczych treningów i miliardów godzin ćwiczeń, którym od wczesnego dzieciństwa poddawał go ojciec. Wspięcie się na pierwsze piętro okazywało się być dla niego drobnostką, co bardzo ułatwiło życie. Unikanie wchodzenia przez drzwi stawało się zadziwiająco łatwe do wykonania i to nawet za dnia. Draco bez trudu wynajdywał nierówności w murze, traktując ścianę domu jak skałkę wspinaczkową. Całkiem przyjemna zabawa, tylko bez asekuracji, za to z Corny jęczącą nad głową, że sąsiedzi patrzyli, a profesor był w swoim gabinecie i też mógł zobaczyć, a to będzie katastrofa…
— Zrzędzisz, kobieto — stwierdził Draco, zeskakując cicho z parapetu. — Jestem już mistrzem w skradaniu się. Mógłbym zostać szpiegiem.
Prychnęła.
— Jasne.
— Wątpisz w to? — rzucił z błyskiem w oku i nim zdążyła zareagować, chwycił ją w pasie, gwałtownie przyciągając do siebie.
Pisnęła cicho i próbowała się wyrwać, ale trzymał ją w mocnym uścisku. Miał doskonały humor, nawet mimo porannej wizyty w Mrocznym Dworze, ledwie paru godzin snu, nieprzyjemnej rozmowy z ojcem, złośliwych komentarzy Blaise’a oraz wizyty Pansy. Chyba głównie dzięki temu miał świetny nastrój i dlatego postanowił nieco się podroczyć z Corny. Uśmiechnął się złowieszczo.
— Śmiesz wątpić w moje zdolności? — powtórzył niskim głosem.
— Ależ skądże — odparła ze śmiechem, nie przestając z nim walczyć. — Uważam, że byłbyś świetnym szpiegiem. Normalnie, drugi James Bond. A teraz mnie puść.
Draco nie miał pojęcia, kim był James Bond i w ogóle czy powinien kojarzyć jego nazwisko, ale nie miał zamiaru się tym przejmować. Zamiast spełnić żądanie dziewczyny, przycisnął ją mocniej do siebie i zamknął jej usta swoimi. Bez wahania oddała mu pocałunek, jednocześnie zarzucając ręce na szyję. Draco miał wrażenie, jakby nie widzieli się długie miesiące, a nie zaledwie kilka godzin. Gdy w końcu odsunęli się od siebie, miał wrażenie, że kręciło mu się w głowie.
— Zdaje się, że miałem do ciebie jakąś sprawę — wymamrotał we włosy Corny, gdy opadli na łóżko, które stęknęło żałośnie pod ich ciężarem. — Ale teraz pojęcia nie mam jaką.
— Cóż, chyba w takim razie będziesz musiał zostać dłużej — westchnęła. — Albo przyjść jeszcze raz.
— Na to wygląda.
Czuł się odrobinę głupio, jak w cukierkowej powieści dla nastolatek, w ciszy leżąc na łóżku dziewczyny z nią prawie leżącą na nim, gdy za ścianą siedział jej ojciec (co z tego, że oszukiwany), a za oknami zapadał zmierzch. Brakowało tylko kogoś trzeciego do kompletu, najlepiej jakiegoś opalonego, napakowanego bruneta, biegającego nieustannie bez koszulki oraz rywalizującego o względy Corny z taką zaciętością, jakby co najmniej chodziło o jej życie. Draco prawie uśmiechnął się do swoich myśli. Zupełnie jak w ckliwym romansie. Wprawdzie bruneta mieli, i nawet był opalony, ale raczej nie zgodziłby się biegać półnago po mieście, a już na pewno nie konkurowałby z Draconem o żadną dziewczynę. Mieli całkiem inne gusta. Poza tym Malfoy dobrze wiedział (a prócz tego cały świat), że jego kumplowi w życiu nie przyszłoby przez myśl spojrzeć na Corny inaczej, niż jak na siostrę. I za to mu chwała na wieki.
Corny poruszyła się nagle. Podniosła się na łokciach i zawisła nad Draconem, zaś jej długie włosy jak zwykle opadły kurtyną po obu stronach jego twarzy. Tego dnia ich nie zaplotła. A może rozpuściła, wiedząc, że przyjdzie? Popatrzyła mu w oczy, jednocześnie przeczesując palcami jego grzywkę.
— Zrobiłam test — oznajmiła nagle.
Draco zamarł. Miał wrażenie, że krew w jego żyłach zamarzła. Te dwa słowa miały w sobie coś złowieszczego. Przynajmniej dla faceta. Zamrugał gwałtownie i spojrzał na dziewczynę z dużą rezerwą.
— Proszę? — zapytał ostrożnie.
Zaśmiała się.
— Nie taki, głuptasie — odparła i pacnęła go lekko w pierś.
Zanim się obejrzał, zerwała się z łóżka i lekko podbiegła do biurka. Uniósł się na łokciach, patrząc na nią z ciekawością. Corny pomacała dłonią pod blatem, żeby wyciągnąć stamtąd mały kluczyk i otworzyła nim najwyższą szufladę komody. Dla Snape’a to pewnie żadna przeszkoda, stwierdził Draco w myślach, ani na chwilę nie odrywając wzroku od dziewczyny namiętnie grzebiącej w szufladzie i mamroczącej przy tym coś pod nosem. Chłopak mógł założyć się, że klęła. W pewnym momencie z szuflady wypadła para czarnych, koronkowych majtek, bardzo podobnych do tych, które Blaise przyniósł rano do Malfoy Manor. Białowłosy uśmiechnął się do siebie. A to szczwana bestyjka, pomyślał z podziwem, patrząc na skrawek materiału poniewierający się po ziemi. Jeśli Snape bał się kobiet tak bardzo, jak Draco myślał, za nic w świecie nie wsadziłby ręki do szuflady pełnej damskiej bielizny. Corny nie można było odmówić sprytu. Ani zdolności do gubienia potrzebnych rzeczy, dodał zaraz w myślach, gdy cała zawartość szuflady wylądowała na podłodze. Prócz góry czarnych majtek na ziemi wylądowało jeszcze kilka cienkich, szarych teczek, małe kolorowe pudełko oraz dwa notesy. Dziewczyna przejrzała zawartość papierologii, odłożyła na bok gruby notatnik w ciemnej skórze, a potem wrzuciła resztę byle jak z powrotem. Zamknęła szufladę na klucz, schowała go ponownie pod blat biurka i dopiero wtedy podeszła do Dracona z bardzo zadowoloną miną.
— Wiem, muszę tam posprzątać — rzuciła na widok jego uniesionych brwi. — Ale to może poczekać. Mamy ważniejsze sprawy — dodała, podając mu notes i siadając obok niego ze skrzyżowanymi nogami.
— Co to jest? — zapytał z ciekawością, przekręcając się na bok i opierając na lewym łokciu, otworzył zeszyt.
— Sprawdziłam tę próbkę eliksiru, jak chciałeś. Przyznam, że łatwe to nie było, bo za dużo tego nie mieliśmy do badania. Poza tym, że zajęło mi to cały dzisiejszy dzień, kosztowało sporo nerwów, bo musiałam wybłagać u profesora pozwolenie na pobyt w jego pracowni. No ale czego się nie robi z miłości? Dowiedziałam się więc kilku ciekawych rzeczy o tym cholerstwie.
Draco z ciekawością zaczął wertować wyniki jej kilkugodzinnej pracy. Nie od dziś było wiadomo, że Corny uwielbiała eliksiry i trudno było ją od tego oderwać, ale białowłosemu nie przeszłoby przez myśl, że mogłaby siedzieć nad czymś przez cały dzień. Jednak na jej upór nie było siły.
— Nigdy czegoś takiego nie widziałam — ciągnęła dziewczyna, podczas gdy on zagłębiał się w lekturze pełnej nie do końca zrozumiałych dla niego nazw. — Ten eliksir nie jest podobny do żadnego mi znanego, poza tym dałam radę wyodrębnić jedynie kilka jego składników, zanim próbka dosłownie rozpadła mi się w rękach. Wyjątkowo delikatne cholerstwo. Nadal nie potrafię też powiedzieć, do czego służy i czemu Mrocznemu tak na nim zależy. Choć przyznam się, że mam kilka teorii — dodała po chwili. — Popatrz tylko na to.
Przewróciła kilka stron, a potem postukała palcem w jedną z nich. Draco nie mógł wyjść z podziwu, że w ciągu kilku godzin odwaliła taki kawał roboty. Notes był gruby i do połowy zapełniony zwięzłym, nieco kanciastym pismem, linijka pod linijką i na dodatek z przypisami. Niewiarygodne. Na kilku stronach mignęły mu też jakieś schematy, a do tego każda strona zawierała opis czegoś innego i odsyłała do innej, jak w książce do eliksirów. I to podobno on był pedantem.
W miejscu, które Corny wskazała mu palcem, jedno słowo wyraźnie różniło się od innych – napisane było starannie dużymi drukowanymi literami, a dodatkowo kilkukrotnie podkreślone.
— Hemoglobina — przeczytał chłopak na głos.
Zmarszczył brwi. Zastanawiał się, co to może znaczyć. Wydawało mu się, że gdzieś już słyszał tę nazwę, ale nie mógł sobie przypomnieć gdzie. Może od Corny? Często opowiadała mu o różnych dziwnych rzeczach, nierzadko mugolskich, ale on rzadko brał jej historie do siebie. Dziewczyna zalewała go informacjami, których jego czarodziejski mózg po prostu nie przyjmował. Teraz białowłosy podniósł na nią nierozumiejący wzrok, a ona westchnęła z rezygnacją. Obiecał sobie, że od dziś będzie jej uważniej słuchał.
— Hemoglobina znajduje się w krwi — wyjaśniła, kręcąc głową z politowaniem. — Doprawdy, wy, czystokrwiści czarodzieje, jesteście strasznymi ignorantami, jeśli chodzi o tak podstawowe rzeczy jak budowa człowieka czy fizyka — prychnęła. — W mugolskich szkołach uczą o czymś takim na poziomie podstawówki. Hemoglobina to białko, wchodzące w skład czerwonych krwinek — wyjaśniła takim tonem, jakby była to najbardziej oczywista oczywistość. — Pozwala rozprowadzać tlen w naszym organizmie, a jej obecność nadaje krwinkom, a tym samym i krwi, czerwony kolor.
— Okay — odparł Draco ostrożnie, nadal nie mając pojęcia, czemu było to takie ważne. Przeszukiwał swój umysł w kierunku połączenia eliksirów i krwi. — I co w tym niezwykłego? W zeszłym roku na eliksirach stosowaliśmy smoczą krew. Może i jest ona bardzo droga, ale nic w niej niezwykłego.
Corny machnęła na niego ręką, dając mu tym samym do zrozumienia, że jest to mało istotne. Sposób, w jaki się wypowiadała, najczęściej był równie pokręcony, co jej sposób na życie i przede wszystkim sposób myślenia. Draco domyślał się, że zapominała, że rozmawiała z osobą dużo mniej zaawansowaną w temacie od niej, co akurat nie było znowu aż takie dziwne. Corny lubiła zapominać o niektórych, jej zdaniem mało przydatnych, rzeczach, żeby mieć więcej miejsca w pamięci na coś bardziej potrzebnego. A przez to zrozumienie jej myślenia przysparzało Draconowi sporo kłopotów. Jak zawsze, zresztą.
— Och, owszem, w tym eliksirze znajduje się smocza krew. Ale to, na co w tej chwili patrzysz, to ludzka hemoglobina. Nie mogę powiedzieć nic poza tym, bo wszystkie inne składniki się rozleciały, a fragment DNA, który znalazłam, jest zbyt mały, żebym mogła cokolwiek z nim zrobić. Zresztą, nie mam tutaj do tego sprzętu, profesor nie bawi się mugolskim wynalazkami. Mogę jednak z całą pewnością stwierdzić, że w eliksirze znajdują się trzy rodzaje krwi.
— Trzy? — zdziwił się Malfoy, unosząc głowę. Naprawdę mogłaby mówić nieco jaśniej i nie kazać ciągnąć się za język. — Mówiłaś o ludzkiej i smoczej, co już samo w sobie jest dziwne, bo raczej nie robi się eliksirów na ludzkiej krwi, chyba że…
— Chyba że jest to czarna magia — wpadła mu w słowo. — Cały czas właśnie do tego zmierzam. Ten eliksir jest niezwykły pod każdym względem, a jego podstawą są trzy główne składniki i nie należy do nich smocza krew. Pierwszym jest ludzka krew i jestem na dziewięćdziesiąt procent pewna, że należy czarodzieja, znalazłam bowiem mimo wszystko doskonały fragment DNA z mutacją odpowiadającą…
— Corny, nie mam zielonego pojęcia, o czym mówisz.
Westchnęła.
— Totalna ignorancja — wymamrotała z irytacją, spoglądając na niego niezbyt przychylnie. — Drugim składnikiem jest coś dużo dziwniejszego — kontynuowała po chwili. — To jakiś metal, ale nie figurujący w żadnych tablicach, nigdy przedtem też czegoś takiego nie widziałam. Jest krystaliczny i trwały, ale łatwo daje się kruszyć i dzielić, więc gdybym miała zgadywać, strzeliłabym, że jest to Kamień Filozofów.
Draco, który znów wertował notatki, poderwał gwałtownie głowę, otwierając szeroko oczy ze zdumienia. Trochę to potrwało, zanim zebrał w końcu szczękę z podłogi. Gwizdnął z podziwem przez zęby.
— Łał. Robi się coraz ciekawiej.
Wyciągnęła z kieszeni spodni niewielką blaszkę i podała mu ją jako dowód. Draco obejrzał kawałek metalu z każdej strony, ale nie zobaczył w nim nic niezwykłego. Uniósł brwi, spoglądając na Corny, po raz tysięczny tego wieczoru kompletnie zbity z tropu.
— Spójrz tutaj — wyjaśniła, wskazując mu palcem dwie złote plamki na srebrnej powierzchni blaszki.
— Widzę. I co w związku z tym?
— To złoto. Wniosłam do pracowni kawałek stopu żelaza z węglem, a obecnie mam stop żelaza, węgla i w iluś milionowej złota.
— A masz tu złoto, bo…
— Bo skapnęło mi na blaszkę trochę podzielonego na rozcieńczone części eliksiru — wyjaśniła. — Dałeś mi tego dosłownie kropelkę, a ja musiałam podzielić to szajstwo na jeszcze mniejsze kropelki. Nie masz zielonego pojęcia, ile z tym było babrania się.
— Domyślam się — wymamrotał, patrząc na ścisłe notatki. — A trzeci składnik? — ponaglił ją. — Pewnie masz w związku z nim kolejną niespodziankę.
— Większą niż myślisz — uśmiechnęła się tajemniczo. — Trzeci składnik nadaje eliksirowi tę niezwykłą złocisto-srebrzystą barwę i utwierdza mnie w przekonaniu, że nie jest to eliksir na kaca. Znasz mugolskie podania o tym lekarstwie na śmierć? — zapytała nagle, znów zbijając go z tropu.
— Co proszę?
Przewróciła z rozbawieniem oczami. Draco mógłby przysiąc, że doskonale się bawiła, wciąż zaskakując go dziwnymi rewelacjami. Ale przynajmniej tamte miały jakiś sens, którego nie widział w mugolskich opowiastkach o nieśmiertelności.
— Alchemicy od starożytności poszukiwali Kamienia Filozofów, który mógł zamienić metal w złoto i był składnikiem eliksiru nieśmiertelności. Elżbieta Batory znalazła z kolei lekarstwo na starzenie się. Przez kilkanaście lat kąpała się we krwi dziewic, która działała jak botoks i kremy na zmarszczki.
— No dobrze, ale jak się to niby ma do tego eliksiru? — zirytował się Draco, kompletnie nie widząc związku.
— Kamień Filozofów i krew — podkreśliła wciąż z tą tajemniczą miną. — Będąc czarodziejem, wiesz nieco więcej niż mugole. Pomyśl zatem, co jeszcze w naszym świecie daje nieśmiertelność lub chociaż jej namiastkę? Nawet nie wiesz, że to wiesz, od pierwszego roku w Hogwarcie, a dokładnie od szlabanu z Hagridem.
Draco cofnął się pamięcią do dnia, a raczej nocy, w której musiał odrobić ten głupi szlaban w Zakazanym Lesie. Fakt, podkablowywanie Pottera nie było może zbyt szlachetne, ale należało mu się, a McGonagall mimo wszystko nie powinna karać także i jego, w końcu nie łaził po zamku dla przyjemności i chciał dobrze. W nagrodę za poprawną postawę społeczną uganiał się po lesie za jednorożcami z trzema Gryfiakami, niezbyt odpowiedzialnym półolbrzymem i jego tchórzliwym psem, który ślinił się na każdego, kto się do niego zbliżył.
Zaraz…
— Krew jednorożca! — zawołał w olśnieniu.
— Ciii!… — uciszyła go natychmiast Corny, rzucając nerwowe na drzwi, jakby czaił się z nimi Snape. Spojrzała na Dracona z dezaprobatą. — Czy możesz się tak nie wydzierać? Profesor jest w swojej sypialni.
Białowłosy zignorował to.
— Krew jednorożca jest składnikiem eliksiru?
— Dokładnie. — Kiwnęła głową. — Hemoglobina jednorożców jest nieco inna niż nasza, zamiast jednego centralnego atomu żelaza posiada dwa atomy srebra, atom złota i atom żelaza. Stąd srebrzysty kolor krwi jednorożców i złoty kolor eliksiru.
Draco zignorował także fakt, że znów kompletnie nic nie zrozumiał. Budowa hemoglobiny nie była tłumaczona na transmutacji czy eliksirach, nie widział też nic na ten temat w żadnej mądrej książce z biblioteki ojca i nie miał zielonego pojęcia, czym jest atom centralny i czemu żelazo miałoby nadawać hemoglobinie czerwony kolor. Trochę to nielogiczne. Najwyraźniej najwyższa pora dokształcić się nieco z mugolskich nauk ścisłych.
— Krwi jednorożców nie używa się w eliksirach — zauważył Draco, wyrzucając z głowy te bezsensowne rozmyślania. — W ogóle się jej nie używa. To zakazane.
— Owszem. Nie używa się jej w normalnych eliksirach, ale obecnie mamy do czynienia z czarną magią w czystej postaci. Do tego nawet jakby ładnej.
— Jeśli każdy z tych składników oddzielnie daje nieśmiertelność lub chociażby przedłuża życie — zastanowił się Malfoy na głos — to co dzieje się po ich połączeniu? Cofasz się o kilka lat? I po cholerę Mrocznemu coś takiego? Przecież mówi się, że już od dawna jest nieśmiertelny, a na dodatek trudno go zniszczyć. W końcu wrócił z martwych i takie tam…
— Może to ma być zabezpieczenie? — podpowiedziała Corny.
To miało sens. Voldemort był paranoikiem, jeśli chodziło o śmierć. Trudno było nie zauważyć, że przeraźliwie bał się umrzeć i zapierał się przed tym rękoma i nogami. Gdyby istniał eliksir, który raz na zawsze zapewni mu nieśmiertelność, bez strachu, że jego działanie kiedyś osłabnie, Mroczny nie wahając się nawet chwilę, oddałby za niego wszystko. Prócz własnego życia, oczywiście.
Cóż, gdyby Czarny Pan dowiedział się, że Draco wziął sobie kroplę tego cudu w butelce do badania, pewnie nie byłby zbytnio zadowolony. Chłopak nawet nie chciał myśleć, co by się z nim stało. Śmierć to najmniejsze zmartwienie, jeśli miało się do czynienia z gniewem Lorda Voldemorta.
Jak gdyby w odpowiedzi na rozmyślania chłopaka, Mroczny Znak zapiekł go nagle. Było to wrażenie skóry przypalanej rozgrzanym do białości prętem. Draco syknął i odruchowo złapał się za lewe przedramię. Zawsze irytowało go, że nikt nie brał pod uwagę leworęcznych, których w Anglii przecież nie brakowało. Corny popatrzyła na niego ze współczuciem, ale on nie potrzebował litości, nie pod tym względem. Nie było w końcu tak źle, to tylko chwilowa… niedogodność. Skrzywił się, bo ból nie ustawał, jak to zwykle bywało, tylko narastał. Mroczny był wściekły i nie zwiastowało to niczego dobrego. Draco miał tylko nadzieję, że przedmiotem tej wściekłości nie był powód właśnie zakończonej rozmowy i rozmyślań Malfoya.
— Muszę iść — rzucił przez zaciśnięte zęby, zbierając się z materaca.
Corny podniosła się razem z nim. Miała zatroskaną minę i pewnie rozmyślała, jak mu pomóc. Jakby w ogóle było to możliwe.
— Uważaj na siebie — powiedziała.
Przewrócił oczami.
— Jasne — mruknął nieprzyjemnie.
Na zewnątrz było już całkowicie ciemno. Draco przełożył nogi przez parapet i przez chwilę zamarł w tej pozycji. Piekące przedramię nie ułatwiało mu zadania. Z tyłu Corny zaproponowała, że może jednak wyszedłby przez drzwi, choć jeden raz jak normalny człowiek, ale Draco jej nie słuchał. Ześlizgnął się po szorstkim murze i opadł miękko na ziemię, jak kot. Wolałbym być tygrysem, przemknęło mu przez myśl, ale miał teraz gorsze zmartwienia niż kiepskie porównania. Nad jego głową z cichym trzaskiem zamknęło się okno, ale był pewien, że Corny nadal obserwowała go przez szybę. Nie potrafiła tak po prostu zrezygnować z zamartwiania się, to nie leżało w jej naturze. Chłopak oddalił się nieco od zabudowań i deportował z cichym trzaskiem do Mrocznego Dworu, po drodze zawadzając o Malfoy Manor.

_______________

Opis do tytułu: Żyj i pozwól umrzeć (ang. Live and Let Die) – ósmy oficjalny film o przygodach Jamesa Bonda z 1973 roku, na podstawie powieści o Jamesie Bondzie z 1954 roku autorstwa Iana Fleminga. W rolę agenta 007 wcielił się Roger Moore.


Nie było mnie miesiąc, ale po prostu nie potrafiłam skończyć tego rozdziału. Zaczęłam go pisać jeszcze przed opublikowaniem poprzedniego, ale nie miałam w ogóle natchnienia na tworzenie. Jest on trochę inny niż zamierzałam, zakończenie też wyszło nie do końca tak, jak początkowo planowałam, ale w trakcie przyszły mi do głowy nowe pomysły i pomyślałam, że to może się udać.
Mam niesamowite zaległości na wielu blogach. Pocieszeniem jest fakt, że jeszcze tylko dwa dni i koniec, mam dwa miesiące wakacji, wyłączając oczywiście ostatnie tygodnie sierpnia, bo jestem pewna, że będę zakuwać do sesji poprawkowej. Nie jestem tak genialna jak większość bloggerek, które chwalą się, że zaliczyły sesję bez poprawek. Niestety, Bea jest trochę mniej idealna. Zresztą, nie jest to takie ważne.
Nie mam pojęcia, kiedy pojawi się nowy rozdział. Najpierw muszę zacząć go pisać, ale następne kilka dni będzie gorące, dosłownie i w przenośni. Nie liczyłabym więc na wiele.
A tak w ogóle to za dwa dni mija druga rocznica opowiadania. Jak ten czas leci...

EDIT. Poprawiłam błędy. Nie ręczę jednak, że nie znajdą się tam jakieś literówki.

Wasza,

12 komentarzy:

  1. Rozdział, jak zwykle, świetny. Widziałam kilka błędów, gdzieś zgubiłaś przecinek, gdzieś literkę, ale nie rzucało się to strasznie w oczy.

    Ciekawe, co Mroczny znowu kombinuje z tym eliksirem i za co się tak wściekł.

    Chęć śmierci Malfoy'a była powalająca. Dosłownie.

    Swoją drogą, ładny szablon. Widać Dracona, Bellę i tylko Severusa mi do szczęścia tam brakuje.
    Pozdrawiam, ja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, tak, domyślam się, że błędy są. Moja beta właśnie wychodzi za mąż i znów nie mam serca dowalać jej rozdziały do sprawdzania. Poprawię to w wolnym czasie, choć przyznam się, że nie potrafię znaleźć błędów we własnym tekście.

      Cóż, mam kilka pomysłów związanych z Voldemortem, nie wiem, które wykorzystam, bo na razie są to tylko wstępne plany. Ale mogę obiecać, że będzie nieco mniej cukierkowo ;)

      Szablon spodobał mi się właśnie ze względu na Bellatrix. Stwierdziłam, że jest świetny, zwłaszcza że Lestrange odegra w przyszłości większą rolę. Ale nie będę spojlerować, niedługo sami się dowiecie. Mnie z kolei brakuje na szablonie Corny. Ostatnio świat Dracona kręci się wokół niej.

      Pozdrawiam również.

      Usuń
    2. No może Corny też powinna tam być, ale ja jestem Snaperką, więc Severa mi trochę bardziej brakuje:)

      Pozdrawiam po raz drugi

      Usuń
    3. Everybody loves Snape xD

      Nie twierdzę, że go tam nie brakuje. Zawsze lepiej mieć Severa, niż go nie mieć, ale jeśli o mnie chodzi, chętnie zamówiłabym gdzieś szablon ze wszystkimi ważnymi postaciami tego opowiadania, ale pewnie byłoby to "lekkie" przegięcie ;) Zresztą, nie masz nawet pojęcia, jak trudno jest znaleźć dobry szablon z Draconem, który nie jest Dramione. Mówię Ci, szukanie czegoś takiego to koszmar.

      Usuń
  2. Wróciłaś.
    Nie masz pojęcia jak bardzo się cieszę.
    Ciągle korciło mnie aby się spytać Ciebie o nowy rozdział ale jakoś nie miałam okazji ciągle brała w górę moja skleroza.

    Sam rozdział według mnie był rozbrajający.
    Szczególnie ten kochany Malfoyowski Malfoy szukający śmierci i pocieszenia.
    Zaintrygowałaś mnie też końcówką z Corny.
    Przez moment naprawdę mi jej brakowało.
    Przyzwyczaiłam się do Corny i z niecierpliwością oczekuje aż ona coś wymyśli.

    Będę trzymać za Ciebie kciuki i mam nadzieję że w wakacje odpoczniesz.
    Podoba mi się równieś szablon na zdjęciu.
    Jest taki mroczny i ma w sobie coś.

    pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba w ostatnim czasie każdy jest taki zalatany, że skreloza go łapie. Ja też non stop zapominam o wielu rzeczach. Zwłaszcza na egzaminach xD

      Raczej Draco od dłuższego czasu szuka guza, zawsze się w coś wpakuje. Albo Corny go w coś wpakuje, na jedno wychodzi ;)

      Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Ja to jestem pod wrażeniem tego rozdziału, naprawdę. Ten opis eliksiru, na którym tak zależało Mrocznemu, był niebywały. Corny nieźle się napracowała (w tym także Ty, bez najmniejszych ceregieli ^^) Voldemort rzeczywiście ma bardzo chytry plan za zabezpieczenie. Oby mu się nie udało z tym, bo wtedy byłoby krucho. Może Draco coś zdziała w tym kierunku?
    Mam to nadzieje, że Voldemort nie wezwał go z powodu tego eliksiru, bo miałby naprawdę wielkiem kłopotu. Już i tak musiał nakłamać Panu o tym, że kiedy znalazł ten wywar, nie było tam z nim Corny.
    Robi się naprawdę ciekawie.

    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za uznanie ;) Trzeba przyznać, że nad tym fragmentem z eliksirem ślęczałam bardzo długo, próbując doprowadzić go do perfekcji. Albo chociaż do przyswajalnego stanu, który nie spotka się z ostrą krytyką ;) Ciężka sprawa, nie zaprzeczam.

      Voldemort zawsze wymyśla miliony chytrych planów, z których większość i tak bierze w łeb, więc nie przejmowałabym się tym tak mocno ;) Draco chętnie pewnie by przeciwdziałał, tylko biedaczek za bardzo nie wie jak. Zwłaszcza, że Corny zawsze coś tam na broi i potem jest problem z wyłganiem się z tego. Ale to w końcu Draco, no nie? xD Zawsze coś tam wymyśli.

      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Mam dobrą wiadomość!
      Widzę już Twoje Rozdziały na Pulpicie Nawigacyjnym :D
      Wylogowałam się i zalogowałam się ponownie, no i zadziałało :)

      Usuń
    3. Och, to fajnie :) Może w końcu naprawiło się to coś, co się wtedy zepsuło ;)

      Usuń
  4. Jesteś dziwna. Serio. Te twoje studia oparte na chemii i biologii doprowadziły do tego, że spokojnie możesz zacząć pisać podręczniki dla maturzystów, tak wszystko perfekcyjnie objaśniasz. Zacznę od środka, a raczej prawie końca, że całe stworzenie dialogu i opisu sytuacji, w której Corny tak szczegółowo wypisała wszystko co koniecznie, wyszło ci GENIALNIE. Rozumiesz? GENIALNE! Byłam pod ogromnym wrażeniem, a oczy to mi z orbit wyszły, zrobiły się jak 5 złotych i takie tam inne. Aż w sumie to nie wiem, co napisać, ale to chyba jeden z najlepszych fragmentów, jaki kiedykolwiek ci wyszedł. Jestem w totalnym szoku, z którego się po prostu nie mogę otrząsnąć. Nawet sobie nie wyobrażam, jak długo musiałaś nad tym ślęczeć.

    Kiedy w ostatnim rozdziale poniekąd odetchnęłam, że fiolka dla Mrocznego w końcu się znalazła i Draco chociaż na chwilę odpocznie od tej całej trwogi, tak teraz chyba bym wolała, aby wciąż jej szukali, aniżeli główkowali się do czego służy hemoglobina jednorożca, smoka i czarodzieja. Nawet sobie nie wyobrażam, jak wielki mętlik w głowie musi mieć zarówno Malfoy jak i Morgenstern.
    Zastanawiam się też, dlaczego Draco został pominięty w uczestnictwie przejmowania ministerstwa, ale może po prostu tak jest i nie ma w tym żadnego podtekstu. Chociaż z drugiej strony...

    Pansy jest płytka, albo bardzo stara się sprawiać takie wrażenie. Niemniej jednak jej postać i perspektywa imprezy sprawia, że nad opowiadaniem nie wisi aura wiecznego strachu, tylko jest także i miły akcent oraz trochę śmiechu. No bo, naprawdę? Draco ma wiedzieć jakie wstążki są odpowiednie? Haha, bez żartów :DD.
    Kocham Blaisea, ale to już wiesz. Niemniej jednak będę to powtarzać tak często, jak tylko się on tutaj będzie pojawiał, może nawet częściej, abyś o tym nie zapomniała ;dd

    I bardzo się ciesze, że Lucjusz wyjechał.
    I uwielbiam też miłość Draco i Corny, bo wychodzi ci ona cudownie - nie jest przesłodzona, ale nie jest też pozbawiona całej tej esencji zakochania:)

    Pozdrawiam ciepło w nasze jakże upalne, pozbawione deszczów, lato... <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż to? Żadnych błędów? Święto jakieś, czy coś? xD

      Rozumiem, że stwierdzenie "Jesteś dziwna" mam uznać za komplement ;p No cóż, nie zaprzeczę, że genetyka i biologia molekularna bardzo mnie interesują, chemia może nieco mniej, ale jako że jest to główny przedmiot moich studiów, znam się trochę na tym. Napisanie tego tekstu zajęło mi kilka godzin i jestem z niego zadowolona jak nigdy. To, co miałam Wam przekazać, przekazałam.

      Myślę, że Pansy lubi być postrzegana jako taka osoba. Każdy ma jakąś formę obrony przed światem - Draco jest wredny, Corny trochę szalona, a Pansy... No jaka Pansy jest, każdy widzi ;) I właśnie o to chodzi, żeby wprowadzała do historii komediowy akcent. Świat staje się nagle mniej mroczny.

      Hm, Blaise to moim zdaniem taki idealny starszy brat. Trochę złośliwy, wiecznie uśmiechnięty, zawsze skory do dobrej zabawy, ale też gotowy kryć cię przed rodzicami, gdy zachodzi taka potrzeba. Osobiście lubię, gdy Czytelnicy zwracają uwagę na postaci drugoplanowe (choć nie mam pewności, czy Blaise taki właśnie jest, ale gdy stwierdzimy, że pierwszoplanowy jest Draco, to tak nam właśnie wychodzi), bo to znaczy, że potrafię stworzyć barwne charaktery, które przyciągają uwagę, a nie są tylko tłem do historii :)

      Ja uwielbiam opisywać Dracona i Corny razem :) Miłość według Dracona to bardzo trudna i skomplikowana sprawa, więc naprawdę trudno opisać to bez przerysowania. Ale w końcu mowa o Draconie, dla niego patos i przesada to chleb powszedni ;) Niemniej, nie lubię cukrowych romansów a la "Zmierzch", więc sprawa wygląda tak, a nie inaczej.

      Pfff... U Ciebie też pada? U mnie od piątku co najmniej paskudna pogoda, o opaleniu się na wesele mowy nie ma. Cóż za cholerny pech.

      Pozdrawiam.

      Usuń

Pod rozdziałami proszę zostawiać tylko komentarze na temat treści. Wszystko inne będzie traktowane jako spam, a na spam jest odpowiednia zakładka.