Resident Evil
[UWAGA! WULGARYZMY]
Wystrój domu naprawdę mu się podobał. Choć był taki niemalfoyowski, a do
tego taki… no, nowoczesny. Co też ta Pansy znowu wymyśliła, westchnął ciężko w
myślach. Jedynie ona mogła wpaść na tak idiotycznie szalony pomysł i urządzić
po mugolsku mieszkanie Malfoya. W ogóle urządzić tak jakiekolwiek
czarodziejskie mieszkanie. Nawet wstawiła tu tele-fun i tele-wizję, choć Draco
nawet nie wiedział, jak tego używać. Oraz po co, skoro żaden z jego znajomych
nie posiadał tele-funu, a mugolskiej popularnej sztuki Draco po prostu nie
znosił. No ale niezaprzeczalnie zakochał się w tym miejscu i jeśli trzeba,
będzie o nie walczył. A potem cichutko przemebluje je na nowo, gdy tylko Luciusowi
Malfoyowi przyjdzie na myśl znów używać budynku. Draco jakoś kochał ten dom
mniej od własnej skóry.
Zaraz po wyjściu dziewczyny, w domu przy Upper Brook Street pojawił się
jak zawsze wierny Paskuda, który dosłownie zakwiczał na widok tego, co
zdziałała podczas jego krótkiej – jak zdołał wydusić z siebie między kolejnymi
spazmami, w trakcie których przepraszał za to Dracona na kolanach –
nieobecności. Draco przez chwilę zastanawiał się, czy nie podać skrzatowi
czegoś na uspokojenie, ale wreszcie stworzenie jakoś wzięło się w garść. Choć
weszło do kuchni jak na pole minowe i przez jakiś czas stało niepewnie w jej
progu, nie wiedząc, od czego się zabrać. Po jakimś czasie Paskuda wyznał
chłopakowi, że dobrze, że nie powiedział o przyjęciu innym skrzacim służącym w
Malfoy Manor, bo oni na pewno wypapaliby wszystko Luciusowi, chcący czy
zupełnie przypadkiem. Sam Paskuda natomiast przyznał, że on z kolei mógł
kłamać, bo z miłości do panicza gotów był zrobić wszystko – kochał go nawet
bardziej niż bał się starego pana, a to było już coś. Draco poczuł się
wzruszony. Chociaż nie, on nigdy nie czuł się wzruszony, ale skrzat nie
wyglądał na przejętego jego brakiem reakcji. Najwyraźniej już się przyzwyczaił.
Natychmiast zabrał się za obeznanie z nowym wystrojem wnętrz i biadoleniem nad
bezguściem nieszczęsnej panienki Parkinson. Bardzo przejęty wyznał chłopakowi,
że na pewno rodzice nie poświęcali panience wystarczająco czasu i to był tego
efekt. Draco nie przyznał się, że jemu to wszystko nawet się podobało.
Oczywiście pomijając fakt, że ojciec obedrze go za to żywcem ze skóry.
Po ustaleniu, że skrzat jednak jakoś poradzi sobie z obsługą
unowocześnionej kuchni – dzięki ci Merlinie, że przynajmniej tutaj Pansy nie
wstawiła mugolskich wynalazków – chłopak zostawił Paskudę samego z
przyrządzaniem rzeczy z listy pozostawionej przez Pansy na lśniącym blacie
stołu i udał się do salonu, zafiukać do przyjaciela. W kuchni na niewiele się
zdał. Tak naprawdę nigdy nie zrobił sobie sam nawet głupiej kanapki i tylko
przeszkadzałby skrzatowi, który zakasał rękawy – przysłowiowe, oczywiście,
poszewka na poduszkę, która służyła mu za odzienie, nie miała rękawów – i od
razu zabrał się do roboty.
Draco ucieszył się, że Parkinson chociaż nie pozbyła się kominka.
Wysyłanie sowy było nieco kłopotliwe, zanim doleciałaby do adresata, minęłoby
trochę czasu, a do tego trzeba doliczyć jeszcze czas reakcji i tym podobne
głupoty, co mocno spowalniało proces. Tymczasem Blaise wyskoczył z kominka
dosłownie od razu na błyszczącą posadzkę w salonie i natychmiast zagwizdał z
podziwu.
— O kurwa — wyrwało mu się.
Draco, który od samego początku myślał dokładnie o tym samym, opadł na
swój ulubiony fotel – co z tego, że miał go od dwudziestu minut – i zatopił się
w nim jednocześnie z przyjemnością i konsternacją.
— Dokładnie — wymamrotał.
Zabini z zaciekawieniem rozglądał się po pomieszczeniu. Pewnie widział
coś takiego pierwszy raz w życiu. Nie on jeden zresztą. Czystokrwiści
czarodzieje byli wychowywani jeśli nie w nienawiści, to już z pewnością w
totalnej ignorancji dla mugolskiego życia i dotyczyło to zarówno osób
arystokratycznego pochodzenia, jak dla przykładu Draco, Blaise czy Pansy (tak
przynajmniej wszyscy do tej pory myśleli), ale również przeciętnych szaraczków
typu Weasley Family Big company. Oznaczało to, że jeśli nie znali oni bliżej
nikogo pochodzenia mugolskiego, czyli po prostu nie przyjaźnili się z
mugolakiem lub jakiś nie wżenił się w
ich rodzinę, nie mieli bladego pojęcia o świecie pozamagicznym. Tak
przynajmniej głosiła teoria, wyglądało jednak, że Parkinson ostatnio wzięła
kilka lekcji mugoloznawstwa od swojej współlokatorki z hogwarckiego
dormitorium. Draco jak na razie po prostu nie widział innego wyjaśnienia.
— Stary, ja zamelduję się u ciebie na stałe — stwierdził Diabeł z bardzo
szerokim uśmiechem, gdy wrócił z wycieczki po całym domu. Z tacą pełną kanapek,
którą najwyraźniej siłą wcisnął mu Paskuda, a on nie miał serca odmówić. Draco
poczuł nagle, że jest bardzo głodny. — Tu jest po prostu niesamowicie!
Widziałeś, co ona ci wstawiła do kilku pokoi? Jak się naciśnie guzik, to
pojawiają się kolorowe obrazki — opowiadał podekscytowany. — Gadające, kumasz?
GA-DA-JĄ-CE. Wciskasz guzik i nagle masz inny obrazek. Prawie nagie laski na
ekranie. Obłęd!
Draco przewrócił oczami
— Zdaje się, że nigdy nie słuchałeś zbyt uważnie naszej Corny, Diable. To
jest tele-wizja. Takie pudełko, które przekazuje obraz z miejsca oddalonego
nawet o tysiące mil od ciebie. Jak… czy ja wiem, projekcja. Pansy wcisnęła tu
mugolskie wynalazki, które chodzą na e-le-ktry-czność. Nie mam zielonego pojęcia,
jak one w ogóle tutaj działają. Pełno tu jest magii, powinny się od tego
zepsuć.
— Aaa…
Diabeł zastanowił się, nie przestając zasuwać kanapek, jakby nie jadł od
co najmniej tygodnia. Draco uchronił kilka dla siebie, podczas gdy Paskuda
przyniósł im dzbanek z gorącą kawą i jeszcze ciepłe ciasto z rodzynkami.
— Jesteś pewien, że nie masz tu tej całej e-fe-kty-mości? — zapytał
Blaise.
— E-le-ktry-czności — poprawił go automatycznie białowłosy i znów przewrócił oczami. — Do tej
pory jakoś tu jej nie było i szczerze wątpię, czy Pansy udało się to w cudownie
zmienić. Nie jestem pewien, ale wydaje mi się, że trzeba do tego chyba jakieś
rury podprowadzić, jak do wody, czy coś w ten deseń. — Wzruszył ramionami. — A
skoro ten budynek jest niewidzialny dla mugoli, byłoby raczej trudno to zrobić,
no nie? Mało prawdopodobne, żeby jakiś czarodziej to potrafił.
— Aaa… — powtórzył Zabini niezbyt inteligentnie. — Ale i tak bajer —
stwierdził w końcu niefrasobliwie.
Draco parsknął cicho, ale zaraz potem zmarkotniał. Wciąż wisiał nad nim
cień groźby i odrobinę trudno było go tak po prostu zignorować. Gdyby nie
chodziło o zmianę na taką skalę, może machnąłby na to ręką i powiedział, że
trudno, jakoś to przeżyje, ale przemeblowanie całego domu? Nie mógł powstrzymać
jęku.
— Ojciec mnie za to zabije.
— E tam, martwisz się na zapas. — Blaise w ogóle się nie przejął jego
obawami, najwyraźniej nie widząc w tym wszystkim nic niestosownego. —
Zobaczysz, ludzie wprost padną z wrażenia, gdy tu wejdą.
— Nie wątpię…
Miał jedynie nadzieję, że żaden z gości nie doniesie na niego do
Mrocznego, zwłaszcza że wśród nich będą pewnie prawie wyłącznie młodzi
śmierciożercy lub śmierciożercy in spe
oraz dzieci obecnych, starych śmierciożerców. To pokręcone życie nie dawało mu
po prostu możliwości przyjaźnić się z kimkolwiek innym. Jeśli zatem Pansy
chciała się go pozbyć, mogła zrobić to w bardziej honorowy sposób – jakaś
trucizna dolana do wina, sprytne morderstwo upozorowane na samobójstwo,
zaszlachtowanie w ciemnej uliczce… Przynamniej umarłby od razu. I bez ciągnącej
się za nim przez następne tysiąc lat etykietki zdrajcy krwi, wielbiącego
mugoli. Tacy zaś zwykle konali w mękach. Zapewne urocza cioteczka Bella
osobiście się postara, żeby nie zdechł zbyt szybko i łatwo. Ojciec zresztą też,
przecież to była plama na jego malfoyowskim honorze.
Draco nie mógł nic na to poradzić, że ostatnio jego myśli nieustannie
zaprzątał problem własnej śmierci. Może Corny miała rację, twierdząc, że
wszędzie widział teorie spiskowe. Stał się paranoikiem zupełnie jak Snape. Co
śmierciożerstwo robi z ludźmi, westchnął w duchu. Może nigdy nie był beztroskim
dzieciakiem, któremu w głowie jedynie imprezy i dziewczyny – przy tym nie
zaprzeczając, że do tej pory jego głównym zmartwieniem były imprezy i
dziewczyny – ale nigdy nie myślał tyle o śmierci, co teraz. To się stawało
obsesją. Albo raczej chorym hobby – wymyślał tysiące sposobów, w jakie mógł
zginąć i zaczynało mu to sprawiać niezłą radochę. Chyba powinienem zgłosić się
z tym do psychoanalityka, sarknął w myślach. Tylko kto pomoże potem
psychoanalitykowi?
Jego przyjaciel nie miał takiego problemu, to widać było gołym okiem. Nie
musiał się też bać, że za rok, czy też dopiero za kilka lat, Mroczny zażąda od
niego wstąpienia do Armii Zła – wilkołaków omijała ta wątpliwa przyjemność z
racji tego, że znaczna część czarodziejów nie uważała ich za w pełni ludzi. Na
świecie było zresztą niewiele rzeczy, które mąciły zwyczajowy spokój Blaise’a
Zabiniego – lista obejmowała prawie wyłącznie kochanków i mężów jego szanownej
rodzicielki, a na jej smętnym końcu widniała zapewne Pansy Parkinson. Diabeł,
który zupełnie jak przesadnie przyjacielska Corny, zwykł lubić wszystkich ludzi
na świecie i nie przejmował się różnicami klasowymi, od jakiego czasu przepadał
za Czarną i wcale się z tym nie krył. Było to lekko podejrzane, choć sam
zainteresowany twierdził, że po prostu dziewczyna drażniła go swoją
gadatliwością, wścibstwem, plotkarskim usposobieniem (tym to akurat nie tylko
jego) oraz faktem, że przespała się z połową męskiej populacji Hogwartu. Gdyby
nie fakt, że Zabini chyba nadal durzył się w pewnej rudej cholerze z Gryfolandu
– której białowłosy nie będzie wymieniać z nazwiska, bo słowo Weasley wciąż nie bardzo przechodziło mu
przez gardło – Draco pewnie wysunąłby dość śmiałą tezę, że jego kumpel
prezentował wręcz książkowy przykład zazdrości o dziewczynę, która skradła jego
serce. Czy jak to się tam zwało. Albo i by nie wysunął, w trosce o swój nos i
zęby, które nie wyszłyby bez szwanku po spotkaniu z diabłową pięścią. Malfoy odnosił
wrażenie, że brunetowi nie bardzo przypadłoby do gustu oskarżenie go o
podkochiwanie się w pannie Parkinson. Już chyba wolałby, żeby cała szkoła
dowiedziała się o jego krótkotrwałym związku z narzeczoną Złotego Chłopca.
Dracona zastanawiało, czy zdążył się z nią przespać, ale po krótkim namyśle
stwierdził, że chyba jednak nie chciał tego wiedzieć. Co jak co, ale podboje
łóżkowe jego przyjaciela, również podboje łóżkowe kogokolwiek innego, nie były
jego ulubionym tematem do rozmyślań.
Draco czasem cieszył się z faktu, nikt nie znał jego myśli. Bo to nieco
kłopotliwe, gdy było się takim sarkastycznym dupkiem jak on, a co do tego, że
był sarkastycznym dupskiem, nie żadnych miał złudzeń. W końcu odziedziczył to
po tatusiu, Merlinie świeć nad jego duszą, gdy wreszcie zdechnie. Draco wolał
sobie nawet nie wyobrażać reakcji przyjaciela na te wszystkie jego rozmyślania,
gdyby ten w jakiś sposób zdobył do nich dostęp. Pewnie nie tylko jego nos i
zęby by na tym ucierpiały.
Dla zabicia czasu zaczęli grać w karty, popijając Ognistą, gdy w nagle
Blaise stwierdził, że było po prostu za cicho. Udali się więc na trzecie piętro
i skrupulatnie przegrzebali każde z wypełnionych po sufit starymi meblami
pomieszczeń. Trochę czasu im to zajęło, a przy tym Draconowi spadł na nogę
potężny, siedmioramienny świecznik z brązu, zaś Zabini nabił sobie guza o
VIII-wieczny stół, pod który wlazł w poszukiwaniu gramofonu. W końcu dokopali
się do starego sprzętu grającego i kolekcji płyt mugolskich zespołów, które
dawno temu matka Dracona przyniosła do Malfoy Manor, jako pamiątkę po swoim w
tamtym czasie siedzącym w Azkabanie, a obecnie podobno bardzo martwym kuzynie,
ukośnik kochanku. Pokryci kurzem, niemiłosiernie zasapani i do tego
kontuzjowani, przez co Draco klął głośno na czym świat stał, a Blaise zażądał z
kuchni woreczka z lodem, ale mimo wszystko zadowoleni, przywlekli skarby do
salonu na parterze. Paskuda z przestrachem zajrzał do pomieszczenia, dzierżąc w
chudych dłoniach wałek do ciasta, gdy z gramofonu popłynęły piosenki Pink Floyd
z jednej z winylowych płyt. Okładki pozostałych głosiły: Kiss,
Led Zeppelin, Slade, Queen, AD/DC, Jimi Hendrix, John Lennon, Scorpions [1]. Draco przyjrzał się im z
zaciekawieniem, po czym stwierdził, że nastoletni Syriusz Black miał
specyficzny gust muzyczny, nie dość że mugolski, to na dodatek bardzo… Po
namyśle doszedł do wniosku, że najbardziej pasowało tu określenie: głośny. Jednak wyglądało na to, że
Diabłowi przypadł on do gustu. Rozłożył się bardzo swobodnie na kanapie ze
szklaneczką bursztynowego płynu w dłoni i przymknął oczy z wyrazem błogiego
zadowolenia na twarzy. Malfoy wzruszył ramionami do Paskudy, który sterczał w
progu, co miało wyrażać, że zawsze mogło być gorzej – w porównaniu z Fatalnymi
Jędzami, był to miód na serce. Albo raczej na uszy. Mugolskie zamiłowania jego
znajomych przestały już go dziwić. Zresztą, byłby hipokrytą, gdyby je
krytykował, w końcu Pansy miała rację, sam ubierał się przecież prawie na
mugolsko.
Spędzili tak czas do wieczora, grając w karty, pijąc i zmieniając płyty,
których było około trzydziestu. Draco bardzo starał się nie pić za dużo, żeby
móc wrócić po zmierzchu na Śmiertelny Nokturn w celach wiadomych. Jednak
najwyraźniej jego przyjaciel nie miał podobnych zamierzeń, bo jeszcze zanim
zaszło słońce, zasnął pod niskim stolikiem kawowym przyciskając do piersi na
wpół opróżnioną butelkę Ognistej Whiskey i uroczo śliniąc się na dywan. Draco
zachichotał. Widok był to co najmniej komiczny, aż chciało się zrobić zdjęcie i
wywiesić na tablicy ogłoszeń w pokoju wspólnym. Gdyby był to ktoś inny, Malfoy
prawdopodobnie zrobiłby coś takiego bez żadnych skrupułów, ale tym razem
chodziło o Diabła i dlatego Draco wezwał skrzata i kazał mu przetransportować
bruneta do sypialni na piętrze oraz dostarczyć jemu samemu śmierciożerskiego płaszcz
z Malfoy Manor. Rozsiadł się wygodniej na fotelu, nieelegancko położył nogi na
stoliku i czekał, aż na zewnątrz zrobi się w końcu zupełnie ciemno.
Nokturn w nocy ożywał. Z twarzą skrytą pod kapturem, Draco szedł Aleją
bez strachu, ale czujny, z uwagą rozglądając się na boki i rejestrując każdy
ruch, każdy podejrzany dźwięk. Z Tawerny
pod Wesołym Wisielcem wytoczyło się wprost na niego trzech pijanych w sztok
mężczyzn, śpiewających ochrypłymi głosami o Mary, która każdemu dawała w
ogrodzie za domem. Stojące na progu Różanego
Krzaku prostytutki w skąpych sukienkach odkrywających piersi i uda kusiły
przechodniów, obiecując niezwykłe rozkosze, oczywiście za drobną opłatą. Jakiś
obdartus poprosił bełkotliwie o sykla na wino. Draco kazał mu iść do diabła, na
co ten odpowiedział wiązanką przekleństw i oddalił się w ciemność chwiejnym
krokiem. Trochę dalej dwóch śmierciożerców zaciągnęło jakiegoś faceta w ciemną
uliczkę i przystawiło mu różdżkę do gardła. Malfoy chciał przyjrzeć się temu
uważniej, ale jego uwagę odciągnął handlarz podejrzanymi substancjami, który
pociągnął chłopaka za rękaw płaszcza i zaoferował mu szeroki wachlarz trucizn,
prawie niewykrywalnych przez ministerialne urzędy, a także spory zakres
zakazanych eliksirów miłosnych, tak dla kontrastu. Gdy Draconowi w końcu udało
się go spławić, śmierciożercy gdzieś się ulotnili, pozostawiając w zaułku
nieruchome ciało. Nie było już sensu podchodzić bliżej. Białowłosy w pośpiechu
minął dwie stojące bardzo blisko siebie i pochylone do siebie postaci w długich
płaszczach, które rozmawiały przyciszonymi głosami, zapewne o jakimś
podejrzanym interesie i zamilkły, gdy tylko się do nich zbliżył, odwracając w
jego stronę twarze, równie zakapturzone co jego własna. Zakręcił się w
uliczkach wokół Różanego Krzaku i sklepu
Borgina i Burke’a, patrząc uważnie pod nogi i szukając w świetle różdżki błysku
szkła między brukiem. Gdy już stracił nadzieję, ktoś podszedł go od tyłu.
Zarejestrował to bardziej instynktownie niż zmysłowo, bo ktokolwiek
chciał go zaskoczyć, poruszał się bardzo cicho. Jednak w mroku nocy nawet szept
wydał się być krzykiem. Doskonały słuch Dracona wyłapał odgłos kroków
nieznajomego, szelest długiego płaszcza, a kątem oka chłopak dostrzegł
ciemniejszy cień, gdy ten ktoś się zbliżył i stanął za białowłosym. Mięśnie
Dracona prawie automatycznie się napięły, jednak chłopak starał się sprawiać
wrażenie, jakby niczego nie zauważył. Wciąż pochylał się pod ścianą jednego z
budynków, przyświecając sobie różdżką i wolno przesuwając się głębiej w zaułek.
Nieznajomy stał przez chwilę nieruchomo w najciemniejszym miejscu, a potem
nagle skoczył.
Pierwszy zareagował instynkt. Draco dostrzegł ruch kątem oka i sam
poruszył się błyskawicznie – odwrócił i uderzył, mając zamiar trafić w żołądek.
Ale postaci już tam nie było i jego dłoń trafiła w pustkę. Zdezorientowany,
zachwiał się, gdy nie natrafił oporu, ale szybko złapał równowagę i rozejrzał
się czujnie. Nie pomogło, bo nim się zorientował, ktoś podciął mu nogi. Chłopak
zaklął głośno, czując, że zaraz wywinie bardzo efektownego orła i automatycznie
chwycił się tego, co akurat miał pod ręką, czyli w tym przypadku czarnego
płaszcza. Chwilę później dość boleśnie wylądował na twardym bruku, a prosto
niego z cichym, kobiecym piskiem spadł nieznajomy, uderzając dłońmi w klatkę
piersiową białowłosego, przez co ten stracił na chwilę oddech. Umysł Malfoya
nie przestał jednak działać i chłopak stwierdził, że nie tylko ten pisk wydawał
się jakoś podejrzany. Tajemniczy osobnik był po prostu zbyt drobny jak na
faceta. Draco zazgrzytał zębami.
— Zamorduję cię — wycharczał.
Błysnęło i w blasku różdżki ukazała się twarz Corny. Dziewczyna patrzyła
na niego przepraszająco z lekkim zakłopotaniem.
— Cześć? — mruknęła niepewnie, posyłając mu blady uśmiech.
— Zamorduję cię — powtórzył bardzo uprzejmie.
Wydostał się spod niej i stanął na równe nogi, wcale nie delikatnie
pociągając ją za sobą. Miał ochotę na wrzasnąć na tę wariatkę, ale nie chciał
zwracać na siebie zbytniej uwagi. Krzyki od razu przyciągnęłyby gapiów.
Warknąwszy cicho, mocno pchnął dziewczynę na najbliższą ścianę, na co ona
pisnęła boleśnie i spróbowała mu się wyrwać, ale trzymał jej ramiona w żelaznym
uścisku. Szamotali się przez chwilę w prawie zupełnej ciszy, aż w końcu Corny
skapitulowała i przestała walczyć. Nie oznaczało to, że poddała się całkowicie,
o czym świadczył ten oskarżający wzrok, którym obdarzyła chłopaka. Miała na
sobie długi, czarny płaszcz z kapturem, który zapewne spadł jej z głowy, gdy
przewracali się na ziemię, jej włosy były jak zwykle w ogromnym nieładzie, a
błyszczące w świetle różdżki oczy ciskały gromy.
— Możesz mnie puścić? — zapytała, unosząc brwi i tym samym przerywając
przedłużającą się ciszę. — Czy ty naprawdę musisz zawsze ciskać mną jak
szmacianą lalką? — dodała z wyrzutem.
Ton jej głosu i spojrzenie mówiły wyraźnie, że to on był wszystkiemu
winny i powinien się wstydzić, że tak traktował niewinną dziewczynę. Draco
poczuł, że zaraz wyjdzie z siebie i normalnie stanie obok. Dziwne, że z nosa
nie buchnęły mu kłęby dymu, bo temperatura jego mózgu przekroczyła chyba tysiąc
stopni, a czerwona mgiełka przysłoniła mu pole widzenia. Po prostu nie mógł
pojąć, co takiego zrobił w życiu, że przypadła mu w udziale totalna wariatka z
samobójczymi zapędami. W poprzednim wcieleniu był mordercą? Cholera jasna, znowu?
— Co ty tu robisz, do kurwy nędzy?! — wycedził przez zaciśnięte zęby,
całkiem ignorując oburzone protesty Morgenstern, która znów próbowała
wyswobodzić się z jego stalowego uścisku.
— Zwiedzam — sarknęła bezczelnym tonem, po czym z całej siły kopnęła go w
kostkę. Nie zareagował. Westchnęła z bezsilnością. — Możesz mnie w końcu
puścić, co? Będę miała siniaki. Jak ja się będę prezentować z takimi paskudnymi
siniakami na własnych urodzinach, hę? — Spojrzała na niego wymownie.
Krew go zalała i przez chwilę myślał, że popełni straszną zbrodnię w
afekcie, tutaj, na miejscu, która to zbrodnia uratuje ludzkość przed
destrukcyjnym wpływem jego, tfu!, miłości życia, niech ją wszyscy diabli.
Przynajmniej miałby spokój na wieczność, a skoro i tak pójdzie do piekła, to co
mu szkodziło? A potem krew w jego żyłach zamieniła się w lód. Uśmiechnął się
paskudnie, a Corny nagle zadrżała.
— O ile do nich dożyjesz, słońce
moich dni — powiedział słodko takim tonem, że dziewczyna spojrzała na niego
z przestrachem. — Rozważam właśnie, czy nie przykuć cię w lochach Malfoy Manor
i nie obedrzeć żywcem ze skóry. Ewentualnie mogę cię udusić na miejscu, a potem
zostawić ciało na pastwę zbłąkanych psów i padlinożernych ptaszysk. I
nekrofilów.
Popatrzyła na niego oczami szeroko otwartymi z przerażenia. Chyba w końcu
dotarło do niej, że chłopak wcale nie żartował. Draco poczuł z tego powodu
chorą satysfakcję, choć wątpił, żeby dziewczyna zapamiętała jego słowa na
dłużej. Jak na osobę z jej poziomem inteligencji, miała bardzo krótką pamięć.
— Dowiem się wreszcie, co ty tu robisz? — powtórzył lodowatym tonem. — O
ile się orientuję, miałaś siedzieć na dupie u Snape’a i nie łazić po nocach po
Nokturnie za pierdolonymi przeczuciami. — Uniósł brwi.
— No ten… więc ja… tego no… — zająknęła się. — Właściwie, to ja przyszłam
do ciebie. — Jego brwi podjechały jeszcze wyżej. — No chciałeś, żebym
dowiedziała się, czy profesor znalazł tej twojej super-ważnej i super-tajnej fiolki
z mega eliksirem, no to się dowiedziałam — wyjaśniła pośpiesznie, plącząc się
nieco w zeznaniach. — Nie znalazł. A to oznacza, że musiała zostać gdzieś
tutaj. Pomyślałam, że skoro nie wiesz dokładnie, gdzie tych trzech zginęło,
mogę ci się przydać, żebyś nie kręcił się bez sensu po całej Alei. —
Uśmiechnęła się uprzejmie.
Mózg Dracona nie przyjął do końca tego tłumaczenia. Najwyraźniej Malfoy
był zbyt prostym człowiekiem, żeby to ogarnąć. Zmarszczył brwi.
— I dlatego zaszłaś mnie od tyłu?!
— Wcale że nie! — obruszyła się. — Chciałam ci tylko zasłonić oczy i
zapytać, czy wiesz kto to, a ty się rzuciłeś na mnie jak wściekły niedźwiedź!
— Czy ty jesteś normalna? — Spojrzał na nią, jakby w to wątpił. — Nie
możesz zachodzić ludzi od tyłu i liczyć na to, że nic ci nie zrobią, bo ty masz
zamiar tylko się zabawić! Merlinie, kto normalny wskakuje na ludzi na Nokturnie
i zasłania im oczy? Corny, do kurwy nędzy, miałem zamiar przystawić cię różdżkę
do gardła!
Prychnęła.
— Paranoik.
Poczuł, że po prostu nie ma siły. Tłumaczenie czegokolwiek tej małej
wariatce było totalnie niemożliwe. Wyrwało mu się westchnienie, zanim zdążył je
stłumić i spojrzał na nią prawie błagalnie. Zaczął uważać, że utrzymywanie jej
przy życiu było sprzeciwianiem się przeznaczeniu. Ona po prostu CHCIAŁA umrzeć.
Bo jak wyjaśnić to wszystko? Ze zrezygnowaniem pokręcił głową.
— Jesteś niemożliwa — wymamrotał.
Puścił ją, ale nie miał zamiar pozwolić jej sobie po prostu iść. Nim
zdążyła się odezwać, niezbyt delikatnie wciągnął jej kaptur na głowę. Znalazł
swoją różdżkę, która wciąż poniewierała się po bruku, poprawił swój płaszcz, a
potem brutalnie wypchnął dziewczynę na główną ulicę i kazał jej siedzieć cicho,
bo już otwierała usta, żeby coś powiedzieć. Fuknęła jak rozjuszona kotka, ale
mimo to nie zaczęła protestować. Pokornie dała się prowadzić, a może raczej
ciągnąć, bo Draco znów chwycił ją za ramię i trzymał blisko siebie tak, że
miała ograniczoną możliwość ruchu, a o ucieczce nie było mowy. Nie była zbytnio
z tego zadowolona, a chyba nie chciała go znów zdenerwować. Draco pozwolił jej
tylko wyjaśnić, gdzie dokładnie walczyła kilka dni temu ze śmierciożercami i
znów nakazał jej się zamknąć. Tym razem już się obraziła. Z wielkim fochem
odwróciła zakapturzoną twarz w drugą stronę, dając mu do zrozumienia, że żądała
przeprosin. Jakbym się tym przejmował, prychnął w myślach. Wiedział, że po
prostu nigdy nie zrozumie kobiet.
Poszukiwanie fiolki bez jej nieocenionej
pomocy byłoby może dłuższe i żmudne, nie oznaczało to jednak, że całkiem
niemożliwe. Gdyby ta wariatka siedziała na tyłku tak, jak jej kazał,
przynajmniej nie musiałby się martwić, że podczas jego nieuwagi porwie ją jakiś
podejrzany typ i odciągnie w ciemny zaułek, jakich tu pełno, zanim on
zorientuje się, że w ogóle mu zginęła. Corny oczywiście to nie obchodziło, ona
musiała, po prostu MUSIAŁA, wleźć w sam środek zamieszania. Najwyraźniej
jedynie po to, żeby potem zmartwiony Draco ją z tego wyciągał, przy okazji
mocząc szanowne cztery litery w jeszcze większym bałaganie. Merlinie, moje
życie bez niej byłoby takie proste i pozbawione trosk, westchnął żałośnie w
duchu. Może zabiję ją i będzie spokój?
Dziewczyna bezbłędnie wskazała miejsce zbrodni, które okazało się być tak
trochę dalej niż „pod Różanym Krzakiem”,
tam zaś Draco odnalazł niewielką, srebrną fiolkę, która skrzyła się lekko w
słabym świetle różdżki. Oboje przyjrzeli się jej z zaciekawieniem. Corny nawet
na chwilę zapomniała, że była obrażona.
— Ciekawe, co w niej jest — zastanowiła się na głos.
— Pojęcia nie mam, ale może użyjesz swych niesamowitych zdolności, żeby
się tego dowiedzieć? Może choć raz przydadzą się na coś, zamiast wciąż pakować
nas oboje w kłopoty — zakpił Draco, zanim zdążył się powstrzymać. Schował
eliksir do wewnętrznej kieszeni płaszcza.
Corny spojrzała na niego urażona.
— Nie musisz być niemiły, wiesz? W końcu znalazłeś to cholerstwo, więc o
co ci znów chodzi? Masz PMS, czy raczej drażliwość jest nierozerwalną częścią
twojej natury, do której mam się przyzwyczaić?
Zgrzytnął zębami. Naprawdę zachowywała się, jakby to on był wszystkiemu
winny, a ona nie miała z tym nic wspólnego.
— Hm, czy ja wiem? Czekaj, niech pomyślę… Może o to, że łazisz samotnie
po podejrzanych okolicach — warknął. — Czy ty naprawdę nie widzisz w tym nic
złego?
— Ee, nie? — Spojrzała na niego jak na idiotę. — Potrafię sobie sama
poradzić. Jak widzisz, to tamci trzej wąchają kwiatki od dołu, a nie ja, więc
przestań się rzucać, jakby spalili ci dom. Nic mi się nie stanie.
— Cors, dochodzę do wniosku, że albo jesteś szalona, albo po prostu
głupia.
Rzuciła mu wściekłe spojrzenie spod kaptura. Naprawdę nie wiedział, co z
nią było nie tak. Rozumiał, że miała trudne dzieciństwo, niedożywienie, kary
cielesne, ale, do cholery, kto nie miał? On nie łaził po Nokturnie dla
przyjemności.
— Czy obrażanie mnie ma jakiś szczególny cel, czy robisz to tylko dla
czystej, chwilowej satysfakcji? — zapytała zimno.
— Chyba mam nadzieję, że coś do ciebie dotrze, ale nadzieja matką
głupich.
Prychnęła.
— Tym sposobem dotarliśmy do tego, kto tu jest głupi. I nie jestem to ja.
— No tak — sarknął. Znów ogarniała go złość. — Bo ty po prostu masz TYLKO
przeczucia. Jak mogłem o tym zapomnieć? Błagam o przebaczenie.
Posłała mu rozdrażnione spojrzenie, które widział nawet mimo ciemności i
jej twarzy skrytej pod kapturem. I jak zwykle poczuł się paskudnie, że udało mu
się zdenerwować tak spokojną i opanowaną osobę jak Corny Morgenstern. Dlaczego
nikogo nie boli, że to jak się wkurzyłem?, pomyślał ze złością.
— Czy my naprawdę musimy się kłócić TUTAJ? — rzuciła wściekle. —
Zrobienie sceny na środku Nokturnu jest twoim życiowym marzeniem? — dodała
kąśliwie.
— Jasne, chodźmy, zrobimy scenę przed Snape’em. Będzie wniebowzięty, gdy
usłyszy, gdzie się włóczyłaś. Może nie jest twoim ojcem, ale myślę, że
przysługuje mu prawo wlepienia ci szlabanu. Albo porządnego lania.
— Odbiło ci? — syknęła, rozglądając się na boki. — Musisz się tak drzeć?
Jeszcze ktoś usłyszy.
Draco opamiętał się. Faktycznie, lekko podniósł głos, ale wciąż był on
bliżej wściekłego szeptu niż krzyku. Jednak na Nokturnie nie tylko ściany miały
uszy, ale też wszystko, co tutaj stało, leżało, wisiało lub poniewierało się po
kątach. Malfoy rozejrzał się i zauważył, że faktycznie ściągnęli na siebie
uwagę tych nielicznych osób, które miały odwagę zapuścić się nocą w te okolice.
Niewiele myśląc, chwycił Corny za ramię i gwałtownie pociągnął w stronę
najbliższego przejścia na Pokątną, nie bawiąc się w kurtuazję. Dziewczyna
syknęła z bólu, ale nie skomentowała tego głośno. Draco słyszał jak mamrotała
pod nosem o pierdolonych arystokratach od siedmiu boleści, awanturnikach,
damskich bokserach i cholernych paranojach, które nie dawały żyć normalnemu
człowiekowi. Normalnemu! Chyba nie myślała o sobie! Chłopak zacisnął zęby, żeby
nie warknąć. Bardzo dawno temu obiecał sobie, że nigdy nie uderzy kobiety, a w
tej chwili naprawdę niewiele mu brakowało.
Jego matka była delikatną, cichą i ułożoną kobietą, bezkrytycznie
posłuszną we wszystkim swojemu mężowi, któremu jednak to nie wystarczało. Lucius
lubił czuć władzę, o czym Draco doskonale wiedział. Wciąż panicznie bał się
gniewu ojca. Choć miał siedemnaście lat, całe jego życie kręciło się wokół pytania:
co ojciec na to powie? Przyjmował
poglądy ojca jak swoje, sumiennie spełniał każdy jego rozkaz i za wszelką cenę
chciał być idealny. Był dobrym żołnierzem. Dlatego nawet nie chciał sobie
wyobrażać awantury, jaka rozpętałaby się nad jego głową, gdyby nagle Lucjius w
jakiś przedziwny sposób dowiedział się o Corny. Pewnie nie wyszedłby z tego
cało.
A dziewczyna mu tego nie ułatwiała. Nie chodziło tu tylko o to, że
prosiła się wręcz o śmierć. Draco sprawnie tuszował jej istnienie. Choć znali
się dziesięć lat, ojciec wciąż nie miał o niej pojęcia. Nigdy nie dotarło do
niego, że w szkole jego syn przyjaźnił się z kimś niewiadomego pochodzenia i
statusu, nie dowiedział się, że to Draco umieścił dziewczynę u Snape’a i
rozpoczął cały ten cyrk. Snape też mu o tym nie powiedział, choć przecież mógł –
w tamtym momencie Draco nie miał wystarczającej pozycji w hierarchii, ba, wciąż
nie należał jeszcze nawet do Wewnętrznego Kręgu, żeby móc rozkazywać Mistrzowi
Eliksirów. Choć teraz jego status wśród śmierciożerców podskoczył, Snape nadal
był kilka schodków wyżej. Ale nic nie powiedział. Wziął Corny do swojego domu,
dał nazwisko i bez szemrania się nią zajął. Dla Luciusa Malfoya Corny po prostu
nie istniała. Choć nieznudzenie próbowała to zmienić.
Dlatego właśnie Dracona ogarniała taka wściekłość, gdy ona znów wyrywała
się, żeby posuć jego doskonałe plany. To wszystko było po prostu idealną
intrygą, nie do przejrzenia, nie do obalenia, ale mimo to nie wytrzymywała ona
obecności tej małej i niepozornej Corny Morgenstern. Dziewczyna była po prostu
jak morowa zaraza. Draco nie znosił, gdy coś szło nie po jego myśli, a Corny
tak skrupulatnie wciąż niszczyła każde zamierzenie, pakowała się w nie z tymi
swoimi szpilkami i rozbijała je w drobny mak. I, co najgorsze, robiła to w
dobrej wierze! A dobrymi intencjami piekło wybrukowane, jak to mówili.
Utrzymanie tego kłębka nieszczęść przy życiu było niemożliwe, skoro on sam
dosłownie pchał się na drugą stronę ze wszystkich sił. Draco naprawdę nie
potrafił tego inaczej wytłumaczyć.
— Możesz już przestać mnie tarmosić? — zirytowała się Corny i jednym
ruchem wyrwała z jego uścisku.
Zatrzymała się, odrzuciła kaptur na plecy i spojrzała na Dracona
wyzywająco, zakładając ręce na piersi. Draco też odkrył twarz, która wciąż
ściągnięta była maską wściekłości. Ujrzawszy to, dziewczyna na krótką chwilę
spuściła z tonu, zmieszała się i jakby nieco zmalała, przygarbiła się trochę,
ale zaraz odzyskała rezon i znów przybrała prowokującą pozę. Stanęli prawie w
połowie Pokątnej, pustej, ciemnej i wyglądającej mało przyjaźnie, ale na pewno
dużo bezpieczniejszej, niż opuszczony przez nich przed chwilą Nokturn.
— O co ci, do cholery, znów chodzi, co? — zaatakowała Corny, próbując
zmusić go do odwrotu. — Wściekasz się ostatnio o byle gówno i wyładowujesz na
mnie. Ja bardzo dziękuję, znajdź sobie inny worek treningowy.
— Twoje nocne wycieczki na Nokturn nazywasz byle gównem? — zapytał cicho,
nie dając się sprowokować.
Prychnęła.
— Taaak? Wiadomość z ostatniej chwili, panie Malfoy, ja ZAWSZE robiłam
sobie nocne wycieczki na Nokturn. Jakoś do tej pory się o to nie wściekałeś.
— Bo jakoś do tej pory nie mordowałaś śmierciożerców, których teraz
wszędzie dosłownie pełno. Jeśli do ciebie jeszcze nie dodarło: MAMY WOJNĘ.
— Wiem! — krzyknęła z rozdrażnieniem.
Też założył ręce na piersi. Ze swoim wzrostem miał pewną przewagę, bo bez
trudu mógł patrzyć na nią z góry zarówno w przenośni, jak i dosłownie.
Doskonale wiedział, że ją to okropnie irytowało.
— Jakoś nie zauważyłem.
— Nie zachowuj się jak idiota! — warknęła. — To, że zaczęliśmy ze sobą
chodzić, nie oznacza, że masz prawo kontrolować całe moje życie. Umiem
zatroszczyć się o siebie, jeśli chcesz wiedzieć.
— Właśnie widzę — powiedział lodowato. — Doszłaś do takiego wniosku przed
czy po tym, jak wysłałaś do mnie sowę z wiadomością, żebym ratował twój tyłek? —
zakpił, unosząc brwi. — Chyba że uznamy to za chwilową słabość umysłu, których,
jak widzę, masz całkiem sporo. Całe twoje życie to jedna wielka słabość
umysłowa, na to wygląda.
— Ty…
Przez chwilę myślał, że go uderzy, gdy uniosła gwałtownie rękę. Nawet by
się nie bronił, doskonale wiedział, że przesadził. Zamiast jednak przeprosić,
wciąż stał z rozeźloną miną, niewzruszony niczym lodowy posąg. Jednak Corny
zatrzymała dłoń na wysokości jego twarzy i nagle zamarła. Patrzyła na niego
oczami płonącymi ze wściekłości, z pobladłą twarzą i ustami zaciśniętymi w
wąską linię. A potem dziewczyna odwróciła się na pięcie i odeszła bez słowa w
kierunku Dziurawego Kotła. Zarzuciła kaptur na głowę i odmaszerowała w ciemność
sztywnym krokiem.
No Malfoy, nawarzyłeś sobie piwa, to teraz musisz je wypić.
Zaklął, kopnął w drzwi Esów-Floresów, pod którymi przez cały ten czas
stali i znów zaklął, tym razem z bólu. To go jednak obudziło. Zaklął po raz
trzeci, schował dumę w buty i ruszył za dziewczyną.
— Corny!
Nie zatrzymała się, nie zwolniła, nawet nie drgnęła. Wciąż uparcie
zmierzała w stronę Dziurawego Kotła. Draco złapał ją za łokieć i odwrócił w
swoją stronę.
— Przepraszam — powiedział cicho. — Nie chciałem tego powiedzieć.
Nie mógł dostrzec jej twarzy, bo ukryła ją pod kapturem, ale mógłby
przysiąc, że płakała. Poczuł się paskudnie. Dwa razy w ciągu jednego dnia,
normalnie jesteś lepszy niż twój ojciec, odezwał się paskudny głos w jego
głowie. Zamknij się, rzucił do niego.
— Ależ oczywiści, że chciałeś, Malfoy — odparła dziewczyna. — Ty nigdy
nie mówisz rzeczy, których nie chcesz powiedzieć.
— Nie chciałem sprawić ci przykrości.
— W takim razie ci się nie udało — stwierdziła martwym głosem i wyrwała
mu swoje ramię. Odwróciła się i znów odeszła.
— Corny! — zawołał za nią.
Dopadł do niej w dwóch krokach i znów odwrócił ją twarzą do siebie.
Podczas gwałtownego ruchu, kaptur spał jej z głowy, odsłaniając nieszczęśliwe,
zapłakane oczy i przygryzioną wargę. Corny odwróciła głowę i spróbowała się
wyrwać.
— Puść mnie — zażądała, próbując się wyswobodzić, ale tym razem złapał ją
mocniej za oba ramiona. — Czy ktoś kiedykolwiek ci mówił, że jesteś brutalny?
Jeśli tak traktujesz wszystkie dziewczyny, nic dziwnego, że jeszcze nie miałeś
żadnej na stałe. Pewnie nie mogły z tobą wytrzymać.
Ugryzł się w język, zanim palnął, że to jedynie ona wyzwalała w nim
mordercze instynkty. Tym razem pewnie w końcu dostałby w twarz.
— Cors, czy ty musisz zawsze utrudniać sprawę? — zapytał ze
zrezygnowaniem, gdy wciąż z nim walczyła. — Naprawdę cię przepraszam, nie
powinienem był tego mówić. Tak, wiem co chcesz powiedzieć. — Przewrócił oczami,
gdy się uspokoiła i założyła znów ręce na piersi z rozeźloną miną. — Jestem zły
Malfoy. Ale naprawdę nie chciałem cię urazić. To po prostu… — zawahał się. — Po
prostu opanowała mnie chwilowa słabość umysłu — powiedział, z premedytacją
używając własnych słów. — Merlinie, czy naprawdę muszę cię ganiać po całej
ulicy, żeby cię przeprosić. — Nie mógł powstrzymać napływającej irytacji.
— To ostatnie mógłbyś sobie darować — rzuciła oschle.
Westchnął.
— Wiem. Przepraszam.
Wymamrotała coś pod nosem, ale nie zrozumiał co. Nie wyglądała jednak już
tak wojowniczo i chyba nie miała zamiaru uciekać. Ani też raczej go bić. Otarła
łzy wierzchem dłoni, rozmazując tym samym makijaż, który utworzył pod jej
oczami czarne smugi. Draco z rozbawieniem przewrócił oczami i wyciągnął
śnieżnobiałą chusteczkę z kieszeni spodni. Corny posłała mu poirytowane
spojrzenie i wyrwała mu ją z dłoni z taką miną, jakby ją do tego zmuszał.
Uśmiechną się pod nosem.
— Czyli wybaczasz? — zapytał ostrożnie.
— Wybaczone, ale nie zapomniane — burknęła nieuprzejmie, wcierając czarny
tusz w jego białą chusteczkę. — Nie znasz dnia ani godziny, Draconie Malfoy.
— Niech będzie, dobre i to — odparł, wypuszczając ze świstem powietrze z
płuc. — Ale jeśli jeszcze raz będziesz się włóczyć samotnie po Nokturnie ciemną
nocą, to obiecuję ci, że naprawdę zamknę cię w lochach Malfoy Manor, zakuję w
kajdanki i będziesz tam siedzieć do zakończenia wojny — ostrzegł ją grobowym
głosem. — Czyli na moje wyliczenia, bardzo długo.
— Dobrze, już dobrze — mruknęła, przewracając oczami. — Niech ci będzie,
nie będę się nigdzie włóczyć, obiecuję. Zadowolony? — prychnęła rozżalona,
niezbyt uparcie odpychając jego ramię, którym objął ją w tali. — Tyran. Choć
ten fragment z kajdankami możemy przerobić od razu — dodała, uśmiechając się
psotnie.
Pokręcił głową i zaśmiał się cicho.
— Ja kiedyś z tobą oszaleję.
_______________
Opis do tytułu: Resident Evil - amerykańska seria
thrillerów since-fiction na podstawie japońskich gier komputerowych.
[1] Początek
lub szczyt działalności tych zespołów oraz wokalistów przypada na lata 70.,
ewentualnie przełom lat 60./70. lub 70./80., czyli czas, gdy Syriusz Black był
nastolatkiem. Nie wiem, jak Wam, ale mi wydaje się, że ostry, mugolski rock
idealnie pasuje do takiego zbuntowanego chłopaka, jakim wydaje się być Syriusz
w wieku szesnastu, siedemnastu lat. Motocykle, skóry i ostry rock, mrau.
Miałam dodać wcześniej, ale odwlekałam, bo chciałam najpierw napisać następny rozdział. Nic z tego. Nie mam ostatnio w ogóle natchnienia. Ciągle nauka i nauka. Do obrzydzenia. Zapewne kolejny rozdział pojawi się dopiero po sesji, czyli za jakiś miesiąc. Przykro mi.
Wasza,
Oh, Bea, Bea... Prawie mi serce stanęło, gdy Corny pokłóciła się z Draconem. Ale od początku. Mam nadzieję, że Draco zdoła przywrócić dom do pierwotnego stanu, zanim Lucjusz będzie chciał go odwiedzić. Te zespoły też według mnie pasują do Syriusza. Sama ich słucham i muszę stwierdzić, że są świetne tak, jak rozdział. Dobrze, że Draco z pomocą Corny znalazł Bardzo Ważną Fiolkę Z Bardzo Ważnym Eliksirem. Tak w ogóle co w końcu stało się z Narcyzą? Napisałaś wcześniej, że ukryła się na Grimmauld Pace, a Bella coś mówiła, że ona nie żyje. Trochę się pogubiłam.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci weny i natchnienia, Brianna
Hm, myślę, że przywracanie domu do pierwotnego kształtu nie będzie konieczne. Skoro Lucjusz "uwolnił się" wreszcie od obecności żony, na rękę będzie mu pozbycie się syna z Malfoy Manor, żeby mógł całkowicie pogrążyć się w tym, co lubi najbardziej. A wiadomo, co Malfoyowie lubią najbardziej ;p
UsuńJa też bardzo lubię te zespoły i ten typ chłopca, który w młodości reprezentował Syriusz (skóra, motor i ostry rock) to właśnie to, co Bea lubi najbardziej ;)
Na razie nie zdradzę, co tak naprawdę stało się z Narcyzą, bo będzie to miało ważne znaczenia dla dalszej fabuły. Zwłaszcza, że przewiduję jeszcze jeden tom opowiadania, na który to wydarzenie będzie miało ogromny wpływ. Także jeszcze wszystko przed Wami i mogę jedynie poradzić, żebyś uzbroiła się w cierpliwość ;)
Pozdrawiam.
Aj biedna współczuje Ci ale ważne że jakoś dajesz radę.
OdpowiedzUsuńWciąż również jestem pod wrażeniem Twojego stylu pisma.
Naprawdę jesteś niesamowita i nie wiem czy już ktoś Ci to mówił.
Corny&Draco... to spotkanie na Nokturnie było genialne.
I ten wybuch Dracona... on naprawdę powoli traci do niej cierpliwość i wcale mu się nie dziwię.
Ostatecznie ile może prawda?
Ale mam nadzieję, że jakoś się pogodzą.
I to nowe mieszkanko Dracona.. mi osobiście sie podoba, ale jestem ciekawa jak sie z tego wyplączę przed ojcem.
Diabeł rownież był wyraźnie zachwycony i wcale mu sie nie dziwię.
Jestem ciekawa co będzie dalej.
pisz, pisz kochana i ucz się.
Ta której wciaż za mało pozdrawia serdecznie.
Nie mam wyboru, jak dawać radę. Teraz tylko sesja i wakacje, więc staram się spiąć w sobie, choć nie jest to łatwe.
UsuńOni oboje tracą do siebie cierpliwość. Każde jest na swój sposób irytujące, choć trzeba przyznać, że Corny osiągnęła w tym mistrzostwo. I za to ją kochamy, no nie? ;p
Diabeł jest zachwycony wszystkim, co jest wygodne i spokojne, idealne do spania i imprezowania. A dom Dracona obecnie nadaje się do tego doskonale. Cały Blaise.
Pozdrawiam.
Ach, nadchodzę z komentarzem! Wiem, jestem wstrętnym czytelnikiem, który czeka i czyta wszystko, ale słowa nie napisze.
OdpowiedzUsuńRaz chciałam, to się skasowało, a napisałam taką wyczerpującą wypowiedź!
A teraz przygotuj się *wyjmuje kisiel*.
Ach, kolejny świetny rozdział.Czytałam na historii i się sama do siebie śmiałam ;p Pansy urządziła dom Dracona w stylu nowoczesnym - wiedziałam, że wymyśli coś w tym stylu. Niecierpliwie czekam na imprezę urodzinową :p
Poza tym uwielbiam rozmowy o tele-funach i tele-wizji w wykonaniu Dracona oraz jego przemyślenia na temat świata mugoli. Zawsze sobie wyobrażam, jak śmiesznie to wypowiada.
Kłótnia z Corny była bardzo ciekawa. Może powinnam rozpaczać, że dwójka moich ulubionych bohaterów się kłóci, ale zainteresowała mnie postawa Corny i jej tok myślenia :) Nieźle udało jej się wkurzyć Dracona, czemu się w sumie nie dziwię. Nie ma to jak zbliżać się do kogoś od tyłu, będąc przy tym na Nokturnie w czasach wojny. Zaprawdę, pomysł godny geniusza ;)
Pozdrawiam i życzę dużo weny!
Nessa
Kochanie! Ale ja Cię dawno nie widziałam. Znaczy, nie czytałam... Wiesz, o co chodzi ;) Cieszę się, że w końcu coś skomentowałaś, bo już bałam się, że nauka pochłonęła Cię na dobre i zapomniałaś o starej, biednej Beatrice ;p
UsuńTylko Pansy mogła wpaść na taki pomysł, to trzeba przyznać. I tylko ona ma tyle odwagi, żeby wcielić swój zamysł w życie i to w domu Malfoya. W sumie ja zawsze twierdziłam, że nie bez powodu dzieli dormitorium z Corny.
Gdy pisałam tę rozmowę Dracona z Blaise'em na temat mugolskiej techniki, to leżałam na podłodze ze śmiechu.
No cóż, nigdy nie twierdziłam, że Corny jest normalna. Jej instynkt samozachowawczy nieco szwankuje. Myślę, że to wina Dracona, który zawsze trzymał ją pod kloszem z dala od kłopotów i teraz dziewczyna po prostu nie potrafi realnie ocenić zagrożenia. A może jest po prostu szurnięta ;p
Cieszę się, że wpadłaś. Napisz czasem na gg, żeby wiedziała, że żyjesz, czy coś ;)
Pozdrawiam.
"...od czego się zabrać." ( do czego się zabrać?)
OdpowiedzUsuń"wypapaliby" (wypaplaliby?)
"Miał ochotę na wrzasnąć na tę wariatkę"
"Puścił ją, ale nie miał zamiar"
Taaak! Kimże ja bym była, gdybym nawet po tak długiej nieobecności tutaj nie wytknęła Ci błędów? :P
Może zacznę od tego, co powtarzałam już milion razy - uwielbiam Blaisea! Jest kochany, uroczy i niepowtarzalny w swoim stylu bycia - zazdroszczę mu tego dystansu, lekkości i optymizmu, który wciąż w sobie posiada. Jest on niezmienny, i właśnie to w nim uwielbiam. Także proszę, nigdy nie kreuj go inaczej, bo właśnie będąc takim, jaki jest, jest po prostu unikalny:)
Stwierdzenie "Weasley Family Big company" tak mnie rozbawiło, że aż tą nazwę przekopiowałam do Worda, żeby od razu ci o tym tutaj w komentarzu wspomnieć :D
Draco jest skomplikowany i stanowczo pozbawiony dzieciństwa. W zasadzie wcale mu się nie dziwię, że podchodzi do życia w taki, a nie inny sposób, bo każdy chyba musiałby w takiej sytuacji szybciej dorosnąć i brać w sprawy w swoje ręce. Ale jednak ciągle mam wrażenie, że Draco pomimo swojej samodzielności, wyniosłości i niezaprzeczalnej inteligencji wciąż jest uwiązany i zależny od podłego Lucjusza. Przykro patrzeć na to, jak na synie przy każdej okazji ciąży widmo własnego ojca.
Kocham Corny i Dracona w duecie - zarowno jako spiskowców, przyjaciół i kochanków. Wspólnie tworzą tak nieprzewidywalną mieszankę wybuchową, że nie ma mowy o żadnej nudzie. Raz się kochają, przytulają, całują, a za chwilę wyzywają od najgorszych i wspólnie chcą się zamordować.
Poza tym, co jak co, ale trzeba przyznać Draconowi rację,że Corny jest niereformowalna i zdecydowanie w pewnych kwestiach pozbawiona wyobraźni. No bo kurcze, kto się rzuca na ciemnym Nokturnie komuś na szyje? Chyba tylko ona. Ale będąc tak szaloną i nieokrzesaną fajnie,że ma przy sobie kogoś, kto zawsze sprowadzi ją do pionu i (nie)cierpliwie będzie trwać przy niej, aż w końcu wszystkie głupie pomysły w końcu, chociaż na chwilę, ulotnią się z jej głowy.
Bardzo fajnie czytało się mi się ten fragment na Nokturnie, a raczej już samą kłótnię na linii Malfoy - Morgenstern. Nie, nie uważam żeby sama sytuacja miała być dla któregokolwiek z nich przyjemna, ale przyszło mi na myśl to, jak wygląda mój związek, w którym to ja zawsze głośno wykrzykuję swoje racje(jak Corny), a mój chłopak skutecznie sprowadza mnie do pionu ( jak Draco). Chociaż i tak, to ja zazwyczaj przepraszam xDDD
No nic. Już cie przeprosiłam za długą nieobecność, ale nie zaszkodzi jeszcze raz tutaj. Wierzę, że ciężko jest z tą nauką, dlatego póki co życzę ci w niej cierpliwości, a czas na rozdział w końcu przyjdzie :))
Pozdrawiam bardzo mocno! :)
Uch, jesteś jak zawsze niezawodna. Czytałam ten rozdział chyba milion razy i zobacz, nadal są błędy. Chylę czoło przed Twym majestatem, o Pani ;p Szkoda, że nie wszyscy piszą tak rozległe komentarze ;)
UsuńNie mam zamiaru zmieniać Blaise'a. Stworzyłam go właśnie takiego i zostanie taki, bo na tym właśnie polega urok tej postaci. A mała dawka humoru przyda się w tej historii, zwłaszcza takiemu ponurakowi jak Draco.
Draco jest związany z ojcem w ten najgorszy sposób. Jest przy nim uwiązany i nie potrafi się uwolnić. To taki toksyczny związek, coś, co zawsze niezmiernie mnie fascynowało. Wiesz, ktoś mi kiedyś powiedział, że opisuję relacje dziecko-rodzic jak osoba skrzywdzona przez rodziców ;) Śmieszna sytuacja, zwłaszcza że mam doskonały kontakt z moimi rodzicielami. Ale jakoś fascynują mnie ludzkie tragedie.
Corny to... Corny. Nieco (czyt. mocno) pokręcona, pozbawiona instynktu samozachowawczego, ciesząca się z byle czego i denerująca obrażonego na cały świat Malfoya.
Myślę, że oni oboje są dla siebie stworzeni. Corny pokazuje Draconowi, jak cieszyć się życiem i daje mu trochę wytchnienia od tego wszystkiego, co musi oglądać i przeżywać w Malfoy Manor i Mrocznym Dworze, a on z kolei wciąż utrzymuje dziewczynę przy życiu i pilnuje, żeby nie zginęła przez własną głupotę. Podobno przeciwieństwa się przyciągają ;p
Bierz przykład z Corny. Ona, nawet jak nie ma racji, doporowadza do tego, że to Draco czuje się winny i ją przeprasza, choć to nie była jego wina ;p Niezły sposób sobie wypracowała, cholernica jedna xD Pozdrów swojego chłopaka. Gratuluję mu cierpliwości xD
Pozdrawiam.
Po pierwsze: Szablon jest cudowny! Po drugie: Postać Draco mnie ujęła. Jest taki, jakiego go sobie zawsze wyobrażałam. Twardy jak stal, zimny, wyniosły i stanowczy. Sama kreuję taka postać, ale Tobie wychodzi to niesamowicie. A może to po prostu talent do opisów i przekazywania emocji. Nie mam pojęcia, ale wszystko razem cudownie się komponuje. Urzekła mnie również jego "więź" z ojcem. To dość skomplkowane wszystko, między nim jest więź i przepasc. Tak to przynajmniej interpretuje. Bądz co bądz bedę Cię odwiedzać, więć informuj o nowościach.
OdpowiedzUsuńDodatkowo zapraszam do mnie na francuska-pokusa.blogspot
Jest to opowiadanie o dziewczynie Gabrielle, która przeniosła się z Francji do Anglii i teraz musi rozpocząć ostatni, siódmy rok nauki w Hogwarcie ;) Co ją czeka? Czy znajdzie przyjaciół i prawdziwą miłość? Możesz się przekonać czytając ;)Zależy mi na szczerych opiniach Zapraszam ;)
Dziękuję, że najpierw skomentowałaś rozdział, zamiast czysto spamować. To się chwali w tych czasach.
UsuńLubię właśnie taki obraz Dracona - chłodny, wyniosły, ale nie do końca zły. Nie uważam, że moje opisy to coś wyjątkowego, ale i tak dziękuję za miłe słowa :) Ciepło robi się człowiekowi na sercu.
O nowych notkach nie informuję, nie mam na to czasu. Do Ciebie na bloga zajrzę w wolnej chwili.
Pozdrawiam.
Przeczytałam ^^. Wiesz już pewnie, co myślę o imprezach w fanfickach, więc nie będę już się wysławiać na ten temat, aczkolwiek Pansy i mugolskie wynalazki? Serio? Naprawdę mi ta twoja Pansy zgrzyta z kanonem, powinnam się w końcu przyzwyczaić, że kompletnie odbiegasz od książek. Ale mimo wszystko wolałam oryginalną wersję, niezbyt lubię takie modyfikacje w postaciach.
OdpowiedzUsuńLubię jednak Corny, ta dziewczyna jest naprawdę szalona z tym zachowaniem, i jeszcze się dziwi, że Malfoy się na nią rzucił xD.
Wgl ta scena z Nokturnem podobała mi się bardziej niż ten początek o przygotowaniach do imprezy, może dlatego, że wolę mroczne klimaty, i odczuwam znaczny przesyt imprez w twoich opowiadaniach :). Noale, styl jak zwykle okej ^^.