Inny świat
W sumie to nawet lubił Aleję Śmiertelnego Nokturnu. W pewien sposób miała
swój klimat, no i nie zaprzeczalnie niezliczoną ilość bardzo podejrzanych
lokali, które oferowały klientom szeroki zakres trunków wysokoprocentowych i to
w taki sposób, że żaden porządny obywatel nigdy by tego nie przełknął, nie
narażając się na wypalenie strun głosowych. Ale Draco nigdy nie twierdził, że
był porządnym obywatelem. Pożądanym, owszem, ale porządnym?
Znajdujący się całkiem niedaleko sklepu Borgina i Burke’a Różany Krzak był najsłynniejszym
czarodziejskim burdelem w tej okolicy, ale Draco zwykł twierdzić, że
przybytkiem wątpliwej rozkoszy. Bardziej prawdopodobnej rzeżączki. Nie mniej
nazwa ta obiła mu się kilka razy o ucho. Budynek był wysoki, wąski i
zaniedbany, jak wszystko w tej okolicy, nad drzwiami wisiała tabliczka, z
której nie można było zupełnie nic odczytać, a pod nią stały dwie kobiety w
trudnym do określenia wieku i zachęcająco spoglądały na Dracona. On zaś w tej
chwili pożałował, że nie zabrał ze sobą śmierciożerskiego płaszcza, który
odstraszałby przechodniów. Za głupotę jednak zawsze trzeba płacić.
„Pod Różanym
Krzakiem” to dosyć… szerokie pojęcie, stwierdził z przekąsem, rozglądając
się wokoło. W zasięgu wzroku miał trzy zaułki oraz wejście do knajpy w
suterenie, które było tak głębokie, że bez problemu można było w nim kogoś
zamordować bez zwracania na siebie szczególnej uwagi. Ale trzech ludzi? Chyba
byłoby odrobinę zbyt ciasno. Kręcący się tutaj siedemnastolatek w śnieżnobiałej
koszuli był natomiast widokiem nieco niecodziennym i przyciągał wzrok. Jeśli na
dodatek miał prawie białe włosy i w sumie mocno przypominał Malfoya, zwracał na
siebie jeszcze większą uwagę. Jestem idiotą, pomyślał Draco, zauważając, że
ludzie za bardzo zaczynali się nim interesować. Skierował się w stronę
szczeliny między dwoma obskurnymi budynkami, która była skrótem na Pokątną,
starając się przy tym wyglądać pewnie i spokojnie. Trzeba będzie tu przyjść w
nocy. Ubranym w śmierciożerski płaszcz. W niewinnie wyglądającym nastoletnim
wydaniu jeszcze mógł zostać zaciągnięty w jakiś ciemny zaułek i zgwałcony…
Mimowolnie uśmiechnął się na samą myśl. Może i był mniejszy od Blaise’a,
wciąż dość mocno szczupły, ale to wcale nie oznaczało, że słaby. W ciągu
ostatnich lat nabrał trochę ciała i siły, i choć nadal sporo mu brakowało do
postury kumpla, to kilka razy udało mu się przydusić go do podłogi. A tak poza
tym miał w zanadrzu kilka magicznych zdolności i naprawdę nie chciałby być na
miejscu tego kogoś, kto próbowałby zaciągnąć go w ten ciemny zaułek.
Dlaczego, do diabła, Corny nie kręci się tutaj, gdy akurat to ja dostanę
wielką i tajną misję od Jego Mrocznej Mości Władcy Wszelkiego Zła?, westchnął w
duchu, wychodząc wąskim przejściem po środku Pokątnej. Życie na magicznej ulicy
jakby zamarło z nastaniem panowania Voldemorta, niewiele kręciło się na niej
osób, a ci, którzy się na to odważyli, chodzili grupkami, rozglądając się na
boki i rozmawiając przyciszonymi głosami. Samotny chłopak, na dodatek ubrany
prawie po mugolsku, także i tutaj zwracał na uwagę. Ale wysoki, przystojny
nastolatek o niezwykłym kolorze włosów oraz uśmiechający się złowieszczo pod
nosem, musiał przyciągać wzrok. Draco nie zwracał jednak uwagi na ciekawskie
lub zaniepokojone (ach, ten jego uśmiech) spojrzenia, pogrążony w własnych
myślach. Chętnie zaciągnąłbym ją w jakiś ciemny zaułek, drążył dalej na temat
Corny, i pokazał, że Nokturn nie jest odpowiednim miejscem dla dziewczyny z jej
wyglądem i aktualną pozycją… Albo nie, rozmyślił się nagle, kręcąc głową.
Zrobił poprawkę na jej szaleństwo, a w tym czasie siwowłosa wiedźma, która
oglądała wystawę sklepu z magicznymi roślinami doniczkowymi, zerknęła na niego
z zaciekawieniem, czego on nawet nie zauważył. Szedł w stronę Dziurawego Kotła.
Jeszcze, nie daj Merlinie, by jej się spodobało, prychnął w myślach i
absolutnie nie miał na myśli starszej czarownicy. A potem najpewniej musiałbym
ganiać ją po całej Alei, żeby nie wyszukiwała sobie wrażeń z kimś innym.
Westchnął, tym razem już nie w duchu. Nie to, że mógłby posądzić Corny o
niewierność, chroń Merlinie, już prędzej on by się na to złapał, ale, jak to
mówią, przezorny zawsze ubezpieczony.
W Dziurawym Kotle dosłownie ziało pustką. Draco może jakoś niespecjalnie
przepadał za tłumami, a knajpa na granicy Pokątnej i niemagicznego świata nie
była jego ulubionym miejscem na świecie (i nie chodziło tu o czystość, raczej o
klimat, którego dużo więcej miały podejrzane speluny na Nokturnie), ale wydało
mu się to nieco… nieprzyjazne. W jednym z ciemnych kątów siedziało dwóch
czarodziei w szarych szatach ministerialnych urzędników, którzy zamilkli na
widok chłopaka i teraz wpatrywali się w niego z szeroko otwartymi oczami, a
bezzębny barman Tom naraz zanurkował pod ladę za ścierką, którą z wrażenia upuścił.
Draco powstrzymał się od przewrócenia oczami i bez zatrzymywania przeszedł
przez pub, wychodząc na zatłoczoną, mugolską ulicę. Ach, ten malfoyowski urok
osobisty, ludzie wręcz nie mogli się mu oprzeć.
Nikogo nie zdziwił siedemnastolatek, który pojawił się nagle znikąd i
prawie wpadł na młodą kobietę w czarnym kostiumie. Przeprosił uprzejmie, a ona
fuknęła tylko na niego i poszła dalej, lekko kołysząc się na niebotycznie
wysokich szpilkach i trajkocząc coś o cholernych dziennikarzach oraz ich pieprzonym
zamiłowaniu do sensacji. Białowłosy z ciekawością powiódł za nią wzrokiem,
nawet w magicznym świecie nieprzyzwyczajony do ludzi mówiących do siebie.
Dopiero potem dotarło do niego, że musiała rozmawiać z kimś przez to śmieszne
pudełeczko, przez które mugole komunikowali się jak siecią Fiuu. Tele-fun,
podpowiedział w myślach sam sobie. Corny mu o nim mówiła. Przekazywało ono głos
na ogromne odległości, jak kominek, podobno w niektórych pokazywał się nawet
obraz rozmówcy, tylko że nie można było przez nie przechodzić. A poza tym Corny
mówiła, że trzeba było płacić za każdą rozmowę w zależności od jej czasu i czy
była miejscowa, czy zagraniczna, a nie tak, że kupujesz proszek Fiuu i
rozmawiasz, jak długo chcesz, niezależnie skąd dokąd i tyle razy, na ile starczy
proszku. Draco nie miał pojęcia, jak oni to obliczali, kto z kim ile rozmawiał
przez tele-fun i jak namierzali jego miejsce pobytu. Mugole go zawsze
zaskakiwali.
Rozejrzał się wokoło, po czym ruszył w kierunku Leicester Square, gdzie
był najbliższy park, skąd miał zamiar deportować się do Hyde Parku,
znajdującego się w pobliżu Upper Brook Street. Pansy pewnie demolowała właśnie
jego rezydencję, twierdząc, że jedynie organizuje imprezę urodzinową. Od
Leicester Square dzieliła go przecznica pełna śpieszących się mugoli, a park
zapewne okupowany był przez matki z wrzeszczącymi bachorami w wózkach lub
równie wrzeszczącymi nieco starszymi bachorami, biegającymi między nogami
przechodniów, babć i dziadków z szczekającymi psami oraz nastolatków śliniących
się i beztrosko obściskujących na ławkach, jakby nie było innych miejsc na
świecie. Czyi ogólnie uroczo. Wprawdzie Draco mógł się deportować bezpośrednio
z Dziurawego Kotła, ale przecież krótki spacer przez Londyn jeszcze nikomu nie
zaszkodził, nieprawdaż?
Poza tym lubił obserwować mugoli. Ludzi śpieszących się do pracy lub z
niej wychodzących na lunch, dzieciaki jeżdżące na dwukołowych metalowych
koniach albo na płaskich deskach z czterema niewielkimi kołami, facetów w
garniturach i z czarnymi teczkami rozmawiających przez tele-funy, pędzące po
ulicach kolorowe, blaszane i bardzo głośne puszki wraz z zamkniętymi w środku
znerwicowanymi osobnikami krzyczącymi na innych znerwicowanych osobników,
łysych typków, którym wszyscy schodzili z drogi, a za którymi niosła się muzyka
z pudełeczek wielkości tele-funów. Mugole nie byli świadomi, że w magicznym
świecie toczyła się wojna i że ten białowłosy chłopak w białej koszuli ze
sztywnym kołnierzykiem, który nieśpiesznie szedł między nimi, był jej częścią.
Zajęci własnymi sprawami, nie zauważyliby magii, nawet gdyby ta wyskoczyła z
krzaków i z rozpędu kopnęła ich w tyłek. Co zresztą często robiła. Ale w jakiś
sposób byli fascynujący, radzili sobie bez magii, zamykali głos w pudełkach,
tworzyli konserwy na kołach, które poruszały się szybciej niż miotła i używali
e-lek-try-czno-ści. Draco nadal musiał to artykułować, bo miał problem z
wymową. To właśnie e-lek-try-czność skutecznie zastępowała mugolom magię,
dzięki niej działało większość urządzeń, a w domach było światło. Zadziwiające.
Nazwanie mugoli prymitywnym gatunkiem wydawało się być pod tym względem bardzo
krzywdzące.
Draco często dochodził do wniosku, że Mroczny nie do końca przemyślał ten
cały podbój świata. Chłopak wciąż nie potrafił pojąć, po co w ogóle było zabijanie,
grabienie, gwałcenie i palenie wszystkiego dookoła. Świat i bez tego nie był
zbyt przyjaznym miejscem, ludzie mieli naturalne potrzeby prania się po pyskach
za, nie ukrywajmy, byle gówno i absolutnie nie potrzebny był im jeszcze Lord
Voldemort, bo skutecznie niszczyli świat i bez niego. Jednak Lorda Voldemorta
nie obchodziło to zbyt mocno, był sobie i już, nie zamierzał tak po prostu
sobie pójść tylko dla tego, że ludzkość miała zamiar wytępić się bez niego. A
potem taki Draco Malfoy musiał szukać, Merlin jeden wie gdzie, jakiejś Bardzo
Ważnej Fiolki z Cholernie Ważnym Eliksirem, którą zacny Zdobywca Świata in spe nierozważnie powierzył idiotom
atakującym nocą niewinne nastolatki w bardzo podejrzanej okolicy, na dodatek
pod burdelem. Jeśli to nie była groteskowa sytuacja, to Draco sam już nie wiedział,
co to w takim razie było. A Corny powinna mieć na plecach tabliczkę: Obiekt pod napięciem. Zbliżenie się grozi
trwałym kalectwem, pomyślał kpiąco.
Leicester Square pełne było piknikujących młodych małżeństw z dziećmi w
wieku od kilku miesięcy do lat dziesięciu. Starsze włóczyły się same, piły piwo
w ciemnych zakątkach, rozrzucały butelki i papierki po chipsach na trawie,
kopały śmietniki i ławki, obściskiwały się z miłościami życia i ryły na
drzewach serduszka z inicjałami. Draco naprawdę nienawidził być nastolatkiem, a
te wszystkie rozłożone na trawie mugolskie dziewczyny w króciutkich spodenkach
i cienkich bluzeczkach na ramiączka wcale mu nie pomagały. Buzujące hormony
były irytującą rzeczą, a dorośli, którzy wciąż nie traktowali cię poważnie,
normalnie wkurzali. Nastolatki miały po prostu do dupy i naprawdę trudno się
dziwić, że większość z nich była ogólnie denerwująca, buntowała się, uciekała z
domu, próbowała różnych używek i przygodnego seksu. W końcu Draco,
siedemnastoletni czarodziej, nie był lepszy od tej rzeszy nastoletnich mugoli,
która kręciła się po parku. Ale przynajmniej z klasą, dodał w myślach,
przyglądając się chłopakowi w czarnej skórze i ciężkich butach, który miał
kolczyki w nosie i prawej brwi oraz zielone włosy ułożone do góry w wysoki
grzebień. Dobra, te kolczyki to by jeszcze przeżył, wyglądały nawet nieźle,
ale, do diabła, zielone włosy?! Bunt buntem, ale nie przesadzajmy. Draco
naprawdę mógł wiele zarzucić swoim włosom, zwłaszcza ten piekielny kolor, który
ściągał spojrzenia wszystkich w zasięgu mili, a ciągłe pytania, czy jest
naturalny, czy może tleniony (chłopak nawet nie wiedział, co to znaczy) od
dawna były na porządku dziennym, ale, wypraszał sobie, w życiu nie pozwoliłby
niczego z nimi zrobić, a już na pewno nie przefarbować. I to na zielono! Na
brudne gacie Merlina, co za idiota malował włosy? Tylko dziewczyny to robiły,
koniec i kropka.
Przyglądając się bardzo posępnej, obkolczykowanej i obwieszonej srebrnymi
krzyżami młodzieży w ciężkich butach, czerni i różnokolorowych włosach, Draco
musiał przyznać, że w przeciwieństwie do nich, czarodziejskie nastolatki nie
miały zielonego pojęcia o buncie. W białej koszuli i ciemnych spodniach na kant
Malfoy wyglądał jak grzeczny chłopiec z dobrego domu, który grał na skrzypcach,
udzielał się w kółku teatralnym i przeprowadzał staruszki przez ulicę. Nikomu
by nawet nie przeszło przez myśl, że ten właśnie grzecznie wyglądający chłopak
pomagał podbić świat podobno najpaskudniejszemu czarnoksiężnikowi wszechczasów.
Przy okazji oczywiście korzystając z uroku bycia pięknym i bogatym. No ale
trzeba byłoby chyba być puchońskim niedorajdą lub cnotliwym Potterem, żeby w
tym wieku nie próbować tego, co zakazane.
Draco wciąż się zastanawiał, czy w ogóle ten cały wysławiany pod niebiosa
wybawca świata był kiedykolwiek w łóżku z dziewczyną w innym celu, niż żeby
grzecznie potrzymać ją za rączkę, dopóki nie zasnęła, ale szczerze w to wątpił.
No bo ludzie, Potter? On w ogóle umiał zagadać do dziewczyny i nie zrobić przy
tym z siebie kompletnego idioty? Wątpliwe. Zwłaszcza, że Draco miał kiedyś
okazję podsłuchać jego rozmowę z jedną Krukonką, Cho Chang bodajże i takiego
obrazu nędzy, rozpaczy i debilizmu jeszcze nie widział. Biedny Gryfonek, nie
mógł po prostu wydusić z siebie poprawnego zdania, a jego rumieńce wyglądały,
jakby przed sekundą wykąpał się we wrzątku. Przerażające. Draco nigdy tak nie
miał, nawet w wieku lat czterech, kiedy to człowiek jest słodki i niewinny.
Żadne z tych określeń nie pasowały do czteroletniego Dracona Malfoya.
Z trudem znalazł jakiś pusty, zakryty przed niechcianym wzrokiem zakątek
i deportował się. Uczucie towarzyszące teleportacji było paskudne, rozumiał
teraz świetnie, dlaczego ludzie woleli kominki lub świstokliki. To też nie było
może zbyt fajne, ale nikt nie przeciskał cię przez wąską, szklaną rurkę, no i
nie istniało ryzyko, że jakaś twoja część trafi w całkiem inne miejsce. Tacy
jesteśmy genialny, a środki transportu to mamy do dupy, sarknął w myślach, wychodząc
z chaszczy na ścieżkę Hyde Parku i wyciągając liście z włosów. Wyglądał, jakby
dopiero co zapoznał się bliżej z okolicznymi zaroślami z jakąś dziewczyną i
przeturlał po trawie. Chyba nie tylko on o tym pomyślał, bo przechodząca obok
staruszka z burym psem zmierzyła go spojrzeniem pełnym dezaprobaty. Uśmiechnął
się do niej bezczelnie i odszedł w przeciwnym kierunku. W Hyde Parku było
niewiele lepiej niż w Leicester Square, tak samo pełno uśmiechniętych
małżeństw, biegających wkoło, rozwrzeszczanych dzieciaków, staruszków z pasami
i całujących się nastolatków. Oraz jeszcze więcej skąpo ubranych dziewczyn.
Corny by mnie zamordowała, westchnął w duchu, gdy młoda mugolka w letniej
sukience puściła do niego oko. Wygląda na to, że zrobił się ze mnie pantoflarz,
dodał zaraz kpiąco i uśmiechnął do siebie. Z Hyde Parku do jego londyńskiej
rezydencji było dziesięć minut spacerkiem. Przez ten czas Draco został
obszczekany przez żółte bydle, którego roztrzepany na podobieństwo Pottera
właściciel beztrosko stwierdził, że przecież jego Fafik był zupełnie niegroźny
i nie potrzebował kagańca, potem zaczepiony prawie przy samym wyjściu przez
konesera trunków wyskokowych, który zapytał go, czy nie miał pożyczyć funta
(nie miał). Na koniec, już na Upper Brook Street, skrzyczała go drobna, ale za
to krzepka starsza pani w różowym kapeluszu, która stwierdziła, że chyba Boga
nie miał w sercu i kto to słyszał, żeby te wszystkie geje tak się panoszyły po
świecie, skaranie boskie z nimi i niech ich piekło pochłonie. Draco, jako osobnik
stanowczo heteroseksualny (a przynajmniej on nie widział, żeby było inaczej),
poczuł się dotknięty na tę jawną potwarz (nie, żeby miał coś do gejów, ale
wolał jednak kobiety). Uprzejmie kazał jej iść do diabła, za co o mało nie
dostał po głowie całkiem solidną laską. W obliczu przyszłego uszczerbku na
ciele, musiał schować honor w buty i salwować się ucieczką. Trzasnąwszy
wreszcie drzwiami domu, oparł się o nie plecami i ciężko dysząc, stwierdził, że
ostatni raz przechodził za dnia przez ten piekielny Londyn. Wściekłe psy, drące
się dzieci i pożyczających na wieczne nieoddanie meneli mógł jeszcze jakoś
ścierpieć, ale, doprawdy, oskarżenie go o homoseksualizm? Może te
przefarbowanie włosów to nie taki głupi pomysł?
— Draco! Jak dobrze, że jesteś! — zaświergotała Pansy, znalazłszy go w
tej nie bardzo komfortowej sytuacji, czyli wyglądającego, jakby uciekał przed
zastępem piekielnym. Dziewczyna zbiegła ze schodów, dopadła go, zanim zdążył
uciec przed nią i rzuciła mu się na szyję. Potem zauważyła, że coś z nim nie
tak. — Wszystko w porządku, Draco? — zapytała zmartwiona, przyglądając mu się z
uwagą.
Z trudem wyplątał się z jej objęć i odsunął ją jak najdalej od siebie. W
pewien sposób nadal ją lubił, ale bywała drażniąca. Zwłaszcza, gdy zachowywała
się jak nierozgarnięta trzpiotka, czyli przez większość czasu. Wśród dziewczyn
panowało głupie przekonanie, że faceci woleli paplające bez przerwy,
niefrasobliwe laleczki, już najlepiej blondynki, którym w głowie były tylko
ciuszki, szminki, buty i lakiery do paznokci, od inteligentnych dziewczyn,
które miały swoje zdanie i wiedziały o czymś więcej, niż kim była nowa
narzeczona księcia Anglii i jaki kolor był teraz w modzie. Draco nie cierpiał
blondynek. Może dlatego że sam był blondynem (choć z drugiej strony jego włosy
były bardziej białe niż blond), a może zwyczajnie nie podobał mu się ten kolor
włosów. Były takie… żółte. Gdyby lubił też trajkoczące nieustannie lalki ze
sztucznymi rzęsami i paznokciami, umawiałby się z Pansy, a nie z Corny.
Najwyraźniej nie był statystycznym facetem. Nie można było jednak zaprzeczyć,
że takie nierozgarnięte dziewczyny na pewno było łatwiej zaciągnąć do łóżka.
Nawet jeśli, tak jak Parkinson, tylko udawały mało inteligentne.
Pansy nie była blondynką. Miała czarne, kręcone włosy do ramion i Draco
mógłby przysiąc, że każdego ranka siedziała nad nimi dłużej, niż on
przeprowadzał całą poranną toaletę. Rzęsy i paznokcie też chyba miała
naturalne, choć co do tych drugich to ręki uciąć by sobie nie dał. Nie miał
pojęcia, jak odróżnić nieprawdziwe paznokcie od prawdziwych. W przeciwieństwie
do Corny, Parkinson była bardzo dziewczęca, dość wysoka, co jeszcze podkreślała
szpilkami, do tego ładnie opalona, zaś zielone oczy miała podkreślone subtelnym
makijażem. No i oczywiście nosiła jedynie drogie, idealnie dopasowane ubrania,
a wyobrażenie sobie jej w szerokiej bluzce z jaskrawym napisem: Pokój, miłość i prawda było równie
niemożliwe, co zwizualizowanie Corny w kokardach i falbankach lub
uśmiechniętego Snape’a.
— Oczywiście, że wszystko w porządku, Pansy — odparł Draco oschle,
usuwając się z zasięgu rąk dziewczyny. Jeszcze by jej się zachciało znów zacząć
go dusić.
— Hm, wyglądasz… — zawahała się — …osobliwie.
Przewrócił oczami. Facet, którego przed pięcioma minutami jakaś szurnięta
staruszka okrzyknęła gejem, po prostu musiał wyglądać osobliwie. Nie codziennie człowiek dowiadywał się ciekawych rzeczy
o swojej orientacji seksualnej. Nie, żeby miał coś do gejów. Po prostu sam nim
nie był, niezależnie co wygadywano za jego plecami. Nic nie mógł poradzić na
to, że urodę miał, jaką miał. Ale mógł się za to założyć, że przynajmniej
połowa z tych jakże uprzejmych
obgadujących była pewna jego ognistego romansu z Zabinim [1]. Przerażające.
— Miałem ciężki dzień.
— Draco, dopiero południe — zauważyła Czarna.
Przez krótką chwilę była poważna i normalna. Wbrew temu, co na co dzień
przedstawiała światu, Pansy Parkinson była jednak całkiem inteligentna. Z tego,
co Draco wiedział, przekroczyła dziewięćdziesiąt procent na SUMach (on zresztą
też, wcale się nie chwaląc), a McGonagall nieustannie kręciła nad nią głową,
dlaczego osoba z jej zdolnościami i potencjałem nie robiła z nimi czegoś dalej,
tylko marnowała czas na strojenie się i wdzięczenie do chłopaków. Draco dawno
doszedł jednak do wniosku, że Pansy po prostu lubiła taka być.
— Miałem ciężkie przedpołudnie — poprawił się, przewracając oczami.
Zachichotała.
— Cały ty. No chodź. Pokażę ci, co już zrobiłam.
Złapała go za rękę i pociągnęła w głąb domu. Wysłane poprzedniego
wieczoru skrzaty zdążyły do rana (nie takiego bardzo wczesnego rana, bo Draco
wątpił, żeby Pansy pojawiła się tutaj wcześniej niż po dziewiątej) odkurzyć
parter i wszystkie trzy piętra, a dziewczyna zajęła się resztą. Przemeblowała
mu dom. Draco stanął jak wryty w progu salonu. Może bywał tu rzadko i to we
wczesnym dzieciństwie, ale, do cholery, pamięć to on miał dobrą. A nie
przypominał sobie, żeby ich londyńska rezydencja urządzona była tak…
nowocześnie. Tak, to dobre słowo.
— Pansy, czy ty oszalałaś? — wydusił w końcu z siebie.
— Skądże — zaćwierkała radośnie, wchodząc do pomieszczenia. — Pomyślałam,
że skoro twój szanowny ojciec już tu nie zagląda, przyda się tutaj małe
odświeżenie. Och, przestań. — Przewróciła oczami na jego sceptyczno-przerażoną
minę w stylu: ojciec mnie zamorduje. —
Nic nie wyrzuciłam. Doskonale zdaję sobie sprawę, że te meble mają kilkaset lat
i są w twojej rodzinie od pokoleń. Wszystko jest upchnięte w kilku pokojach na
trzecim piętrze. I nie, nie wydałam całego twojego majątku — dodała, gdy już
otwierał usta, żeby się na nią wydrzeć. — Prawdę mówiąc, twoja kieszeń pewnie
nawet tego nie poczuje. Wszystko jest mugolskie.
— Mugolskie? — jęknął.
— Draco, zachowujesz się niepoważnie. Prezentujesz właśnie obraz
mugolskiej mody i wypominasz mi kilka gratów? Mugole mają naprawdę świetne
pomysły na wystrój wnętrz i w ogóle. Pamiętaj, mój drogi, drewno i stal.
Draco wymamrotał pod nosem, gdzie mogła sobie wetknąć to drewno i stal,
ale postanowił się nie kłócić – kłócenie się było trochę poniżej jego godności,
jeśli z góry skazany był na porażkę. Prawdę mówiąc, nawet mu się podobał ten
nowy styl, proste meble o ostrych krawędziach idealnie oddawały jego uczucia
estetyki, ale nie zmieniało to faktu, że był przerażony tym, co Parkinson
zrobiła z jego domem. A raczej jeszcze nie do końca jego domem. Jeśli ojcu
kiedyś przyszłoby do głowy tu zajrzeć, Draco zostanie żywcem obdarty ze skóry.
I to przez jakąś wariatkę, która postanowiła skończyć siedemnaście lat nie
normalnie w roku szkolnym, ja każdy przyzwoity człowiek, ale w wakacje, gdy wszyscy
oczekiwali imprezy.
Salon był jasny i przyjemny. Ciężkie zasłony zostały zastąpione zwiewnym
tiulem, dywan był beżowy i znajdował się jedynie pod stolikiem kawowym, a sofę
i pufy z zielonym obiciem i zdobieniami na nogach zastąpiono skórzanymi w
kolorze kremowym. Zniknęły ponure obrazy toczących bitwy przodków, bogato
zdobiony stolik do kawy zamieniono na szklany, a na prostej, ciemnej komodzie
stała trochę samotna figurka anioła wykonana w chyba kości słoniowej. Tuż obok
pojawił się szklany barek zapełniony różnorakimi trunkami. Draco rozglądał się
z malejącym strachem, a ciągle rosnącą ciekawością i w końcu zażądał:
— Chcę widzieć resztę domu.
Pansy klasnęła w dłonie.
Draco pierwszy raz znalazł się w kuchni. No może niedokładnie pierwszy,
ale, jako arystokrata przyzwyczajony do obecności służby, całkiem naturalne
było, że rzadko tam bywał. To cud, że w ogóle wiedział, gdzie się znajdowała
tak tu, jak i w Malfoy Manor, kilka razy wpadł tam po coś do jedzenia i
szczerze wątpił, żeby jego ojciec to wiedział. Jednak Parkinson konsekwentnie
chciała pokazać mu wszystko i zaczęła właśnie z tego miejsca. Na przykładzie
kuchni dokładnie dowiedział się, co dziewczyna miała na myśli, mówiąc: drewno i stal. Te dwa materiały
królowały w tym pomieszczeniu. Następnie Pansy obowiązkowo przeciągnęła go po
dwudziestu trzech sypialniach i siedmiu łazienkach, na koniec prowadząc go do
siedmiu pokoi zamkniętych, które wypełnione były pod sam sufit starymi meblami,
obrazami, stertami pościeli i zasłon. Coś w środku Dracona wrzasnęło i zdechło.
Białowłosy właśnie nawrócił się na nowoczesność.
— Podoba ci się — stwierdziła dziewczyna, gdy wrócili do salonu.
Usiadła na jeszcze nieużywanej sofie, a Draco ulokował się w fotelu.
Mebel był bardzo wygodny. Po chwili chłopak zjechał niżej i położył stopy na
stoliku.
— Jestem gotów dokonać ojcobójstwa, byleby tylko nie przywrócił tu
starego porządku — wymamrotał, przymykając oczy.
Zaśmiała się.
— Oby nie, bo jeśli skończysz w Azkabanie, kto będzie nas tu zapraszał?
— Mądra myśl.
— Cóż, mój mózg nie jest taki bezużyteczny, jak się wszystkim wydaje —
rzuciła lekko, puszczając do niego oko. — Ale mamy ważniejsze rzeczy do
omówienia, niż mózg Pansy Parkinson. Zamówiłam tort, zrobiłam zaproszenia,
pozostało jedynie je wysłać, opracowałam listę gości i mam zamiar zabrać się za
robienie sukienki dla naszej solenizantki. Jakieś sugestie? — Uniosła
delikatnie jedną brew.
— Tylko jedna — mruknął, nie otwierając oczu. — Absolutnie żadnego różu,
jeśli chcesz mnie widzieć żywego. Oraz kokardek, falbanek, cekinów i klamerek.
Mam nadzieję, że niczego nie zapomniałem.
— Rozumiem, że to nie podlega dyskusji?
Otworzył oczy i spojrzał na nią stanowczym wzrokiem.
— A czy ja wyglądam na człowieka, z którym można dyskutować? — zapytał,
unosząc brwi w malfoyowski sposób. — Poza tym, nasza droga solenizantka pod tym względem wyraziła się bardzo jasno. I
głośno. Właściwie oznajmiła, że nie pojawi się na przyjęciu, jeśli jej sukienka
będzie miała choć jeden z wymienionych przeze mnie elementów. A na koniec
rzuciła we mnie poduszką.
Właściwie to nie zrobiła tego bezinteresownie, dodał zaraz w myślach, ale
postanowił nie przyznawać się głośno, że zażartował sobie z ubierania Corny w
habit i burkę. Jeszcze ktoś mógł pomyśleć, że miał poczucie humoru.
Pansy spojrzała na niego z zaciekawieniem, siedząc bardzo sztywno na
sofie po lewej stronie Dracona, podczas gdy on rozłożył się całkiem wygodnie w
swoim fotelu. Bo to już był JEGO fotel. Prawdopodobnie dziewczyna nie była po
prostu przyzwyczajona do faktu, że ktoś mógłby nawrzeszczeć na Dracona Malfoya
i rzucić w niego czymkolwiek. A już na pewno nie Corny Morgenstern, która była
taką cichą i spokojną istotką, która dla wszystkich była taka miła i uprzejma.
Tylko raz poniosły ją nerwy, gdy Pansy oskarżyła ją o spotykanie się z Draconem
po ich wspólnym wypadzie do Hogsmeade w walentynki.
Draco właśnie uświadomił sobie, że nikt prócz Blaise’a nie widział
jeszcze, że teraz on i Corny spotykali się już tak całkiem na serio. To będzie
rzeź, pomyślał, przyglądając się Parkinson spod na wpół przymkniętych powiek.
Jeśli zareagowała tak wtedy, co zrobi teraz? Ona i kilka innych Ślizgonek. Miał
nadzieję, że oboje to przeżyją. I że ten dom nie wyleci w powietrze.
— Nie martw się — wyszczerzyła się nagle dziewczyna, na co zmarszczył
brwi. — Już o wszystkim wiem. Karty mi powiedziały.
— Wiesz o czym?
— O tobie i Corny, oczywiście — wyjaśniła, machnąwszy ręką i uśmiechnęła
się do niego promiennie. — I naprawdę nie mam zamiaru jej mordować, czy coś.
Już mi przeszło. Znaczy, no nie do końca mi przeszło, nadal mi się podobasz,
ale skoro ty i Corny to tak na serio, to chyba nie mam szans, co? — Wzruszyła
ramionami. — Teraz poluję na Theo, ale on chyba lata za Daph… Tak, wiem, co
powiesz, już się z nim przespałam. — Machnęła na niego ręką, gdy już otwierał
usta, żeby jej dogryźć z tego tytułu. Kłapnął nimi jak ryba wyciągnięta z wody.
— Ale chodzi o to, że chłopcy w waszym wieku nie przywiązują emocjonalnej wagi
do seksu.
— Czy wyjdę na idiotę, jeśli stwierdzę, że za cholerę nic z tego nie
rozumiem? — zapytał ostrożnie.
— I widzisz? O to właśnie mi chodzi. Wy w ogóle nie przejmujecie się
naszymi uczuciami. Pff, typowy facet. Masz pojęcie, ile dziewczyn wypłakiwało
sobie oczy z twojego powodu?
Przyjrzał się jej podejrzliwie.
— Eee… nie?
— No właśnie. W ogóle nie liczyłeś się z ich uczuciami — drążyła dalej z
taką zapalczywością, że nagle Draco poczuł się odrobinę niekomfortowo, fotel
zrobił się jakiś taki niewygodny, a chłopak zaczął obawiać o swoje zdrowie
fizyczne. — A te biedactwa liczyły, że może znaczą dla ciebie coś więcej i w
końcu odkryjesz, co do nich naprawdę czujesz. Ty natomiast znalazłeś sobie
kolejną naiwną.
Odebrał to jak policzek. Poczuł, jak wzbierał w nim gniew. Usiadł sztywno
i rzucił dziewczynie poirytowane spojrzenie, które nie zrobiło na niej
wrażenia. Tak to mogła go ignorować Corny, bo dobrze wiedziała, że i tak nic
jej nie zrobi, ale nie dotyczyło to w żadnym razie Parkinson. Nią w każdym
momencie mógł mocno potrząsnąć, bez uszczerbku na ciele i jej godności. W końcu
nie bił kobiet.
— Aha, czyli uważasz, że to jednak nie jest tak na serio? — wycedził.
Przewróciła oczami.
— No przepraszam cię bardzo, całe życie grałeś niegrzecznego chłopca i
nagle mam uwierzyć, że postanowiłeś wejść na drogę cnoty? No sam przyznaj, że
brzmi to co najmniej nieprawdopodobnie.
— Z tą cnotą to bym się raczej nie zapędzał — odrzekł chłodno. — Jednak
mylisz się, sądząc, że i tym razem postanowiłem skorzystać z okazji.
— No fakt, w Hogwarcie jest jeszcze pełno dziewic powyżej piątego
rocznika, które możesz sprowadzić na złą drogę — zakpiła. — Nie, czekaj,
została tylko Corny. Nawet Granger ktoś w zeszłym roku przeleciał, nie będę
wytykała palcami kto. I nie mam tu na myśli Pottera — dodała z bardzo złośliwym
uśmiechem.
Jeśli Draco do tej pory nie żałował tej, jak to nazywał, chwilowej
umysłowej słabości swojej i Granger, to teraz zaczął.
— Gratulacje, udało ci się mnie wkurzyć. Mam zacząć bić brawa?
Wypowiedział te słowa tak lodowatym tonem, że nagle Pansy spłoszyła się i
zamknęła usta, choć najwyraźniej miała zamiar jeszcze coś dodać. Wydawało się,
że nie do końca jej o to chodziło. Rzuciła mu przerażone spojrzenie i
przygarbiła się nieco, jakby chciała zmaleć i zniknąć mu z oczu. Nie była już
tą kpiącą, sztywną Ślizgonką o niezbyt wielkim rozumku, która plotła trzy po
trzy i miała wszystko w głębokim poważaniu. Chyba właśnie zrozumiała, że
powiedziała o jedno słowo za dużo. A wszyscy wiedzieli, że nie należy wkurzać
Dracona Malfoya, jeśli chciało się dożyć następnego dnia.
Draco nieco spuścił z tonu. Jakoś niespecjalnie widziały mu się plamy
krwi na jego nowej kanapie.
— Dobrze — rzucił z chłodnym spokojem. — Powiedzmy, że puszczę tę naszą
rozmowę w niepamięć. Jeśli jednak jeszcze raz usłyszę takie oskarżenia, źle się
to dla kogoś skończy, jasne? — Uniósł brwi.
Pokiwała głową tak gorliwie, że jeszcze trochę i by się jej urwała. I tak
marny jest z niej pożytek, stwierdził Draco w myślach. Najwyraźniej te
dziewięćdziesiąt procent na SUMach niewiele znaczyło. Pansy westchnęła z ulgą i
wyprostowała się nieco, a po chwili uśmiechnęła blado do chłopaka. Odrobinę
niepewnie wracała do swojej dawnej postaci, wciąż zerkając na niego bardzo
ostrożnie. Najwyraźniej wzięła jego ostrzeżenia na poważnie. I bardzo dobrze,
dokładnie o to mu chodziło. Wprawdzie nie miał zamiaru znęcać się nad nią
fizycznie, czy ją torturować, broń go Merlinie, ale nie widział nic złego w
porządnym nastraszeniu tej plotkary. Miałby pewność, że dałaby mu spokój,
przynajmniej na jakiś czas.
W końcu Pansy przerwała ciężką ciszę, która zapadła między nimi, mówiąc,
że powinna wracać do domu i zacząć rozsyłać zaproszenia. A potem szyć sukienkę
dla Corny. Draco kiwnął głową i grzecznie odprowadził ją do drzwi, nie siląc
się na uprzejmą rozmowę. Dziewczyna pocałowała go w policzek na dowidzenia i
posłała mu przepraszający uśmiech, a gdy była już za progiem, coś sobie
przypomniał.
— A. I jeszcze jedno. Pansy, na litość Merlina, przestań wróżyć na mój
temat — jęknął błagalnie.
Jej uśmiech stał się szerszy i trochę bardziej pewny.
— Ale sprawdziło się — stwierdziła wesoło. — Mówiłam, że zakochasz się w
kimś ze swojego otoczenia i się zakochałeś. No może wtedy po cichu liczyłam, że
padnie na mnie, ale mówi się trudno — dodała, wzruszając ramionami.
— Merlinie, naprawdę nie masz innych obiektów?
— Mam — odparła ze śmiechem. — Ale ty jesteś najciekawszym — zaśmiała się
i puściła mu oko.
Radosnym krokiem odeszła w stronę Hyde Parku, skąd zapewne miała zamiar
teleportować się do domu. Draco szczerze życzył jej, żeby napadła ją staruszka
i poinformowała, że dawniej panny wstydziłyby się wyjść z domu tak jak ona i
niech ją piekło pochłonie. Ale wątpił, czy los byłby na tyle sprawiedliwy. W
końcu nie od dziś wiadomo, że nie istnieje pełne szczęśnie.
— Ewidentnie, ktoś na górze mnie nienawidzi — westchnął .
Zamknął drzwi i stwierdził, że ten dzień nie mógł być bardziej pokręcony.
A czekała go jeszcze nocna wizyta na Alei Śmiertelnego Nokturnu w poszukiwaniu
szczęścia. Nie, przepraszam, Bardzo Ważnej Fiolki z Bardzo Ważnym Eliksirem.
_______________
Opis do tytułu: Inny świat (fr. L’autre monde) – francusko-belgijski thriller z 2010 roku.
[1] Wiem!
Przepraszam! Ale po prostu nie mogłam się powstrzymać! Przeczytałam w życiu
wiele fanficków i w przynajmniej połowie z nich Draco jest gejem! Ludzie, to
jakaś plaga, czy co? Trzeba też zaznaczyć, że w znacznej części tych opowiadań
Draco miał bardziej lub mniej znaczącą przygodę
z drogim Blaise’em. Wyobrażacie to sobie? Natomiast dziewięćdziesiąt dziewięć
koma dziewięć procent tych historii (znaczy, historii, w których Draco jest
gejem) to romans Malfoy-Potter. Mój świat został na zawsze zniszczony.
W sumie to sama nie wiem, co mnie natchnęło do napisania tego rozdziału. Jest bardziej o niczym niż wszystkie inne rozdziały o niczym. No ale pojawiła się Pansy i chyba cały ten rozdział powstał tylko i wyłącznie dla niej. Ja ją lubię, mimo wszystko. Nawet jeśli wychodzi mi z niej tania podróbka Corny w połączeniu z jakąś mega-sweet-różową blondynką (nie obrażając blondynek, nie wszystkie są... ee, blondynkami?). Poza tym, jestem ciekawa Waszych reakcji na "Dom nie do poznania według Pansy Parkinson". Właściwie, to ten rozdział nosił taki tytuł roboczy, ale uznałam, że jest odrobinę za długi.
W następnej części będzie już ukochany przez wszystkich Blaise, no i jeszcze więcej Corny, a potem trochę Voldemorta, Lucjusza, jeszcze więcej Blaise'a i wyczekiwana przez wszystkich impreza. Jeny, pojęcia nie mam, jak to opisać. Trzymajcie kciuki.
Wiecie co? Mam tyle nauki, że zapomniałam już, co to znaczy studiować.
Wasza,
Widzę nowy rozdział Bea! Juz niedługo będę miała czas na nadrobienie wszystkich zaległości!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Cieszę się, że wpadłaś. Dawno Cię nie było ;)
UsuńNo i ktoś mnie uprzedzić xp.
OdpowiedzUsuńAle w końcu się doczekałam a właśnie miałąm się pytać na gg kiedy nowy rozdział;)
Wspaniale pokazałaś klasę Dracona, a ta rozmowa na końcu z Pansy?
W sumie jakoś nie zaskoczył mnie jego romans z Granger.
W końcu nawet taki Ślizgon ma odrobinę uczuć i chwili słabości do których nigdy w życiu się nie przyzna.
Zaskoczyło mnie natomiast to co powiedziałaś.
Draco i Blaise?
Czy możesz napisać coś więcej o tym wątku?
W sumie to zawsze wyobrażałam go sobie jako strasznego homofoba nie wiem czemu a tu taka niespodzianka.
W ogóle te zmiany które wprowadziła Pansy w jego domu bardzo mi się podobały.
I te opisy... jak ty to robisz że są tak rewelacyjne?
Ja sama aż zazdroszczę bo tak nie umiem.
I szkoda że zmieniłaś szablon ale ten też jest ładny.
Czy aby nie pochodzi z Dzieci Slitherinu tylko w innym kolorze?
tymczasem pozdrawiam i czekam na next
Uporałam się z problemami i dodałam nowość. Całe szczęście, że rozdział został napisany już dawno, bo teraz w ogóle nie mam na to czasu ani natchnienia. Nie mówiąc nawet o nadrabianiu zaległości na Waszych blogach. Idzie mi to jak krew z nosa :/
UsuńNie nazwałabym tego zajścia z Granger romansem. Raczej był to jednorazowy wypadek, którego żadne z nich nie chce teraz pamiętać i woli się do tego nie przyznawać. I zmartwię Cię, ale nie było też żadnego romansu z Blaise'em. Nasze (moje i Dracona) poczucie humoru kazało zastanowić się nad tymi wszystkimi wątkami homoseksualnymi z Draconem w roli głównej, które pojawiają się w milionach opowiadań o nim. Nie jestem ich zbyt wielką fanką. Draco nie jest homofobem, utrzymuje przyjacielkie kontakty z Rickiem Nottem, który w moim opowiadaniu jest homo, ale sam Draco jest absolutnie jak najbardziej hetero. Nie wyobrażam sobie tego inaczej, nie w tej wersji.
Szablon nie pochodzi z "Dzieci", ale tak, zdjęcie jest to samo. Ginger zgodziła się wykonać dla mnie szablon z tym samym zdjęciem, bo jest cudowne. A ktoś na "Dzieciach" skomentował (chyba Dakra lub Lady Spark), że ten szablon bardziej pasuje tutaj. Nie chciałam jednak mieć takiego samego na dwóch blogach, więc poprosiłam o "odświeżenie". Bardzo mi się podoba, choć mam wrażenie, że literki z prawej strony nieco zlewają się z tłem.
Pozdrawiam.
Droga Beatrice!
OdpowiedzUsuńWłaśnie przed chwilą przeczytałam Twój rozdział i twierdzę, iż jest wspaniały. Posiadasz wyśmienity styl pisania, jak już kiedyś Ci oświadczyłam... Nie no, co ja robię?! Wybacz mi, ale na polskim powtarzaliśmy dzisiaj pisanie listów i mi jakoś w głowie zostało.
Co do rozdziałów, to jest całkiem fajny. Znów trochę brakuje Corny, ale twierdzisz, że w następnym rozdziale będzie, więc Ci wierzę. Uśmiałam się strasznie przez tą staruszkę osądzającą Dracona o bycie homo. Z niewiadomych powodów wyobraziłam sobie Umbridge.
Mój świat został na zawsze zniszczony, gdy czytając jakiegoś fanficka Voldemort przegrał pojedynczą bitwę i po odesłaniu wszystkich śmierciożerców oprócz Bellatrix, powiedział: "bella, rozbierz się". To mnie będzie prześladować do końca życia :/.
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozział
Brianna
He he, nie mam nic przeciwko listom. Choć wyrosłam już z czasów szkolnych, a język polski był jedynym przypadkiem ich pisania ;p Szkoda. Listy to piękne pamiątki, a teraz zanikł zwyczaj ich pisania w dobie smsów i mejli.
UsuńFragment ze staruszką jest jednym z moich ulubionych. Śmiałam się w głos, gdy go pisałam ;) Nie śmieszył mnie sam fakt, że Draco mógłby być posądzony o bycie homo, tylko w jaki sposób to się stało. Starsza pani go pokonała xD I nie mam pojęcia, czemu skojarzyła Ci się Umbridge. Może to ten kapelusz? ;)
O Morgano, rozebrana Bellatrix... Mam nadzieję, że młoda, bo inaczej... Nie, nie ma różnicy i tak miałabym koszmary. A wiesz, że ja kiedyś też czytałam coś podobnego? Ten tekst: "Bella, rozbieraj się" jakoś mi się kojarzy. Albo czytałam też ff, w którym Voldemort sypiał z Bellą. Brrr... Straszne. Kto wpada na takie pomysły?
Pozdrawiam.
Tak to chyba ten kapelusz. Nie wiem. Co do fanficków Bella&Voldemort, to już to "nie dotykaj mnie" z 7 części mówi samo za siebie. Ach, listy. Szczerze mówiąc nie za bardzo lubię je pisać. Są takie... Nie wiem jak to określić... Po prostu nie w moim stylu.
UsuńSorry za komentarz bez ładu i składu. Czekolade jadłam i trochę źle na mnie wpływa:)
Na samym początku chciałabym, abyś wybaczyła mi spóźnienie. Ostatnio mam sporo nauki i przez ten tydzień staram się wszystko nadrabiać.
OdpowiedzUsuńRozdział mi się podobał. Początek rzecz jasna mistrzowski, zazdroszczę Ci tak pięknych i obrazowych opisów. Oczywiście wzmianka tej staruszki mnie rozbawiła. Ta przechadzka po Londynie musiała być męcząca^^
Pansy nieźle się spisała. Dom został przerobiony, i rzeczywiście można by było go nazwać Domem nie do poznania:)
A ja z niecierpliwością oczekuję rozdziału z Bardzo Ważnym Eliksirem oraz Imprezom. I pojawi się dużo Blaise'a, cieszy mnie to bardzo^^
Życzę dużo wenki i trzymam kciuki, aby rozdziały się udały i były niesamowite jak te dotychczas;)
Pozdrawiam serdecznie:**
Inny świat <3. Świetny tytuł dla rozdziału (tym bardziej, że sama tak zatytułowałam historię Evelyn, hehe xDDDDDD). Ale mi się pysio cieszył, jak ujrzałam ten tytuł.
OdpowiedzUsuńAle myślę, że chyba trafny, w końcu było tu dość sporo refleksji na temat świata mugoli, a Draco okazał całkiem fajne podejście do niego. A ta jego niewiedza i np. nazywanie telefonu tele-funem było wręcz urocze. Bo dla czarodziejów ten świat faktycznie może być takim Innym światem. I chyba też niepotrzebnie uważali mugoli za coś gorszego, bo ci, choć nie znali magii, potrafili za to radzić sobie w inny sposób i znajdować jakieś zamienniki, podczas gdy czarodzieje wciąż szli na łatwiznę i gnieździli się w tym starodawnym świecie.
Ogólnie podobało mi się, choć nie zdziwiłam się wcale, widząc na końcu te wstawki o imprezie i tak dalej ;). Znam już troszkę twoje upodobania. Ale grunt, że opisów nie brakowało xD.