piątek, 12 kwietnia 2013

Rozdział szósty

Fatalne zauroczenie

Mając na myśli ciężkie trzy dni, nie przewidział jednego – Corny nie należała do osób, które ułatwiały sprawę. Nie była także Pansy, Daph, Lily Moon, młodszą z sióstr Greengrass czy nawet Anie Gibbon, która nie przypominała przecież wyżej wymienionych. Corny była zupełnie inna od typowej Ślizgonki tak w zachowaniu, jak i w wyglądzie, a już zwłaszcza w sposobie ubierania się. Była za to denerwująco nieprzystosowana do życia w arystokratycznym świecie, do którego on sam należał niezaprzeczalnie. Przynajmniej ostatnio się czesała, a czasem malowała odrobinę mniej ostro, przez co nie była już skrzyżowaniem wampira z wiedźmą z mugolskich filmów, no i nie nosiła już tych żałobnych sukni do ziemi, przez które wyglądała jak zakonnica. Pansy sporo się namęczyła, żeby zmusić ją do zakładania normalnych (normalnych w pojęciu ślizgońskich arystokratek) ubrań, ze szpilkami Corny nie rozstawała się od piątego roku, więc chociaż o to nie trzeba było walczyć. Wciąż jednak była dużo mniej dziewczęca, niż wszystkie koleżanki, znajome, kuzynki i wszelkie inne dziewczyny, które Draco miał okazję poznać w swoim krótkim życiu.
I bardzo nieprzewidywalna.
— NIE. MA. MOWY! — wrzasnęła wojowniczo, wskakując na łóżko i łapiąc najbliższą poduszkę. Wyciągnęła ją przed siebie na wyprostowanych rękach jak tarczę. — Nie, nie, NIE! Po prostu nie! Nie zgadzam się! Po moim trupie!
Draco westchnął ciężko. Chwiejna nadzieja, która kiełkowała w jego umyśle od wczorajszego wieczoru, zakwiliła, zachłysnęła się powietrzem i zdechła. Jakoś nie przewidział tego scenariusza, choć do tej chwili myślał, że roztrząsnął każdy możliwy. W końcu, kto nie lubi imprez na swoją cześć?
Gdzieś w tył czaszki zapukała jeszcze do niego świadomość, że wydzieranie się było raczej dość głupim pomysłem. W końcu byli w domu Snape’a, który mógł w każdej chwili nadciągnąć z bardzo niezadowoloną miną. Ale przynajmniej tym razem Draco wszedł drzwiami, więc najwyżej przywita się uprzejmie i poinformuje go, że to wina jego niemądrej, oficjalnej córki. Z drugiej strony, dawno już stałby w drzwiach i żądał wyjaśnień, gdyby miał to zrobić, no nie?
— Cors, czy ty naprawdę musisz wszystko utrudniać? Zachowujesz się, jakbym co najmniej próbował zmusić cię do cholernego małżeństwa, a nie do przyjścia na imprezę urodzinową. Twoją własną imprezę urodzinową, pragnę zaznaczyć.
— Ale ja nie chcę żadnej imprezy urodzinowej! — jęknęła rozdzierająco, teraz dla odmiany przyciskając poduszkę do piersi. Zrobiła przy tym tak żałosną minę, że Draco poczuł się jak ostatni łajdak, próbując zmusić ją do czegoś tak potwornego, jak pójście na przyjęcie z okazji swoich siedemnastych urodzin. Chyba wolała już to małżeństwo. — Wszyscy się będą na mnie gapić. A Pansy każe mi założyć jakąś wściekle różową sukienkę z mnóstwem kokardek i falbanek — dodała ze zgrozą i aż się zapowietrzyła, gdy to sobie zwizualizowała. — Wyobrażasz to sobie?! Będę w tym wyglądała jak świąteczna choinka!
On z kolei za cholerę nie potrafił wyobrazić sobie Corny Morgenstern w różu, kokardkach i falbankach, choć Merlin mu świadkiem, że bardzo się starał. To tak, jakby wyobrazić sobie uśmiechniętego Snape’a. Nie istniało pojęcie uśmiechnięty Snape, tak jak nie istniała Corny Morgenstern w różowej sukience z falbankami.
— Dobrze — westchnął zrezygnowany, gdy wizualizacja nie przyniosła efektów. — Żadnego gapienia się na ciebie, żadnych choinek, różowych sukienek, kokardek i falbanek. Ubierzemy cię w habit i burkę, a potem razem z Diabłem, jako obrońcy twojej czci, zabijemy każdego, kto na ciebie spojrzy.
Żachnęła się i cisnęła w niego wymiętą poduszką, którą złapał kilka cali od swojej głowy. Miała dobrego cela.
— To nie jest śmieszne! — oburzyła się.
— Jestem śmiertelnie poważny.
— Właśnie widzę.
Obrażona klapnęła tyłkiem na materac, podciągnęła nogi i objęła je rękoma, po czym zaczęła kiwać się w przód i w tył. Draco westchnął po raz setny tego ranka, widząc jej jednocześnie zaciętą i płaczliwą minę. Jakby nie mogła się zdecydować, co byłoby bardziej efektowne. Widział tę minę milion razy, ale mimowolnie wciąż na nią reagował. Nie cierpiał płaczących dziewczyn. A Corny była geniuszem zła – doskonale wiedziała, że wystarczyło, że się rozpłakała, żeby on zrobił wszystko, czego tylko będzie chciała. W końcu stosowała to na nim odkąd tylko się znali – i nie tylko na nim, ale też na Blaisie, wszystkich swoich chłopakach, nauczycielach i kolegach ze szkoły. Cały czas działało. No ale przecież nie mógł jej zmusić, żeby poszła na przyjęcie urodzinowe, bez przesady. To w końcu miała być dla niej przyjemność, a nie jakaś kara. Chyba że wliczyć w to ten ostatni wypad na Nokturn, to można by pomyśleć nad jakąś karą, przyszło mu nagle na myśl, ale zaraz wyrzucił to z głowy. Niedorzeczne, pomyślał. Miejmy nadzieję, że Pansy jeszcze się nie rozkręciła, bo będzie większy problem z odwoływaniem, niż z samym urządzaniem. Choć znając ją, zaprosiła już pewnie setkę ludzi, których trzeba będzie potem poinformować, że jednak impreza się nie odbędzie. Nie cierpiał się tłumaczyć, a jeszcze bardziej nie cierpiał przepraszać. To takie poniżej jego godności.
— Dobrze, nie będzie żadnej imprezy — powiedział, siadając obok dziewczyny, która najwyraźniej nie miała zamiaru porzucić obronnej pozycji. Oparła głowę na kolanach, a długie włosy zakryły całą jej twarz. — Blaise po prostu chciał zrobić ci prezent urodzinowy i myśleliśmy, że ci się spodoba. Bo w końcu większość ludzi na świecie nienawidzi przyjcia urodzinowe, już zwłaszcza własne. — Nie mógł powstrzymać się przed dodaniem złośliwej uwagi. — No ale przecież nie będziemy cię do niczego zmuszać. Powiemy Pansy, że sprawa jest nieaktualna i po kłopocie.
Nie odpowiedziała, tylko dalej kiwała się w przód i w tył, jak w transie. Draco nie lubił, gdy się tak przed nim zamykała. Zwłaszcza, że nie potrafił wtedy odgadnąć, o czym myślała, a on nie był przyzwyczajony, że ktoś miał przed nim tajemnice. Od zawsze chciał wiedzieć wszystko, absolutnie wszystko i zazwyczaj mógł, dlatego denerwowało go, gdy ktoś mu w tym przeszkadzał. Jak dziwnie mają zwykli ludzie, przemknęło mu mimowolnie przez głowę. Nie wiedzieć, co myślą inni. To musiało być bardzo frustrujące.
Odsunął ciemne kosmyki z twarzy dziewczyny i przyjrzał się jej. Zdziwiła go jej zmartwiona mina. Oczekiwał zadowolenia lub chociaż dalszego rozdrażnienia, że w ogóle wpadł na tak szalony i niedorzeczny pomysł, jak urządzenia przyjęcia z okazji siedemnastych urodzin. Zamiast tego zobaczył zmartwienie, gdy dziewczyna spojrzała na niego swoimi ogromnymi, czarnymi oczami. Zmarszczył brwi, nic z tego nie rozumiejąc. Jeśli istniał na świecie ktoś bardziej nieprzewidywalny i pełen niedorzeczności od Corny Morgenstern, Draco naprawdę współczuł jego rodzinie i znajomym. To było nie do wytrzymania.
— Cors, co tym razem? — zapytał, najspokojniej jak potrafił, choć wgłębi niego wzbierała irytacja niczym rwąca rzeka.
— Jesteś zły. —- To nie było stwierdzenie.
Zamknął oczy i potarł nasadę nosa, a potem wziął jeszcze kilka głębokich, uspokajających oddechów tak na wszelki wypadek. Jednak frustracja uszła z niego jak powietrze z przekłutego balonu, gdy tylko Corny przybliżyła się i wtuliła w jego ramię. Czasem wciąż jeszcze zapominał, że odczytywała uczucia nawet dużo lepiej, niż on myśli innych. Bo myśli można było schować za murem w umyśle, a uczucia tylko przykryć maską obojętności. A Corny była świetna zarówno w odczytywaniu, jak i w rozpraszaniu nadmiaru nieprzyjemnych emocji gromadzących się w człowieku.
— Nie, nie jestem — powiedział wreszcie, przyciągając ją bliżej siebie.
Poddała się temu bez oporów i oparła głowę na jego ramieniu. Czuł jej ciepły oddech na swojej szyi, tuż nad liną obojczyka oraz słyszał niespokojnie bicie serca. Czasem trochę go denerwowało, że nie była jak inne dziewczyny. Każda normalna Ślizgonka poszłaby za pocałowaniem ręki na imprezę na jej część i przez całą noc puszyła się jak paw, przyjmując honory. Nie-Ślizgonka może by zaprotestowała, uparła się, postawiła na swoim i również chodziła zadowolona, że wygrała. Ale nie, oczywiście Corny musiała widzieć jeszcze dziurę w całym. W całym uniwersum nie było bardziej niemożliwej dziewczyny, która musiała martwić się, że się niczym nie martwiła. To czyste szaleństwo.
— Ale byłeś — wymamrotała cicho. — To dlatego że nie podoba mi się pomysł z przyjęciem? Jeśli chcesz mogę na nie iść, nie chcę, żebyś się złościł… Albo żeby było przykro Blaise’owi … Naprawdę mogę tam pójść…
Przewrócił oczami.
— A potem stać pod ścianą z cierpiętniczą miną przez całą noc i wypominać mi to przez najbliższe tysiąc lat — sarknął. — Dziękuję, postoję.
Zrobiła płaczliwą minę i schowała twarz w kołnierz jego koszuli. Poczuł, że jego mózg nie wytrzymywał przeciążenia. Po prostu nie potrafił zrozumieć, o co jej znowu chodziło. Merlinie, dlaczego ona nie mogła być normalna? Albo chociaż pod tym względem inna niż te wszystkie dziewczyny i choć raz dokładnie wytłumaczyć, o co jej chodziło? Przecież to niemożliwe, żeby sam się domyślił. Jego prosty umysł po prostu tego nie obejmował.
— Corny, błagam cię — jęknął, gdy po raz kolejny pociągnęła nosem. — Jesteś chyba jedyną osobą na świecie, która płacze, że wygrała kłótnię. Nikomu nie będzie przykro, nikt się nie złości, nikt cię do niczego nie zmusza. Chcesz, to pójdziesz, nie chcesz, nie ma problemu, odwołujemy i zapominamy o sprawie. Naprawdę musisz robić z igły widły?
— Nic z niczego nie robię — mruknęła płaczliwie. — Ja po prostu… Nie lubię być w centrum uwagi — wydusiła w końcu takim tonem, jakby było to coś strasznego.
Draco powstrzymał ochotę pacnięcia się dłonią w czoło i to z powodu własnej głupoty. No jasne, pomyślał. Ale z ciebie idiota, Malfoy. Zawsze jakoś udawało mu się zapomnieć, że nie każdy był Draconem Malfoyem, dla którego bycie w centrum uwagi było tak normalne i naturalne, jak na przykład oddychanie. Choć było to też nieco kłopotliwe i najczęściej dosyć denerwujące, ale on się do tego przyzwyczaił. Miał przecież na to całe życie i dlatego zwykle nie zwracał na to uwagi. W końcu człowiek, wyglądający jak on – posiadający prawie białe włosy i szaro-srebrzyste oczy – miał pewne trudności z wtopieniem się w tłum.
— A więc o to chodzi… — wymamrotał prawie z ulgą. Chwała Merlinowi, że nie musiał się już nad tym głowić. — Naprawdę, nie mogłaś tak od razu?
— Jasne, następnym razem napiszę ci kartkę z tygodniowym wyprzedzeniem — prychnęła nagle, mocno szturchając go w żebra. Syknął. — Nie sądzi pan, że sam pan powinien zastanowić się nad swoim postępowaniem, panie Malfoy? Przychodzi pan do mnie wczesnym rankiem i informuje, że za trzy dni odbędzie się impreza z okazji moich siedemnastych urodzin. A zapytać to nie łaska?
— To był pomysł Diabła…
— Jasne, najlepiej zwalić na nieobecnego — sarknęła.
Wyplątała się z jego objęć i odsunęła, zakładając ręce na piersi z wojowniczą, zawziętą miną. Może i wyglądałaby groźnie, tylko że jakiś miesiąc temu z oczami mocno podkreślonymi czarną kredką i potarganymi włosami. Teraz ten obraz psuły wielkie czerwone kokardy, które miała zawiązane wysoko na obu kucykach oraz jaskrawy napis na koszulce głoszący: Pokój, miłość i prawda [1]. Mimo to Draco zgrzytnął zębami. Jakoś była teraz mało pokojowo nastawiona do świata.
— Uch!… Ja cię po prostu nie rozumiem, kobieto. Najpierw się wściekasz o nic, potem płaczesz, potem znów się wściekasz. I za cholerę nie wytłumaczysz, od co ci chodzi.
— Uważaj na język, Malfoy — warknęła groźnie. — Jeszcze mogę ci przyłożyć, tak dla równowagi.
Wypuścił ze świstem powietrze z płuc, kapitulując. W Slytherinie nauczył się pewnej rzeczy, której nigdy nie wpoił mu ojciec, a która okazała się być przydatna w życiu – nigdy nie zadzieraj z wściekłą Ślizgonką. Dlatego uznał, że to właśnie ta chwila, w której usuwał się z placu boju, może nie w glorii chwały, ale przynajmniej w jednym kawałku. Dlaczego nie mógł znaleźć sobie takiej dziewczyny, jaka była jego matka – cicha, nieśmiała, posłuszna i absolutnie nie pyskata? Mało chodziło ich po świecie, musiał akurat trafić na to cholerstwo, które nigdy go nie słuchało i na dodatek nie potrafiło trzymać języka za zębami? Już widział minę ojca, gdyby ją przedstawił na rodzinnym obiadku. Staruszek zszedłby na zawał, zanim jeszcze podano by pierwsze danie. W sumie, to nie był głupi pomysł.
Draco nagle poczuł, że jego myśli pobiegły w całkowicie innym kierunku, niż zamierzał. Gorzej, pobiegły w kierunku, który do tej pory skutecznie omijał. Miał dopiero siedemnaście lat i było trochę za wcześnie, żeby przedstawiać dziewczynę rodzicom. Tym bardziej, że jego ojciec w życiu nie zaakceptowałby Corny, nawet gdyby był pijany. Corny prezentowała to wszystko, czego nie powinna mieć idealna – według Luciusza – narzeczona dla Dracona. Była przerażająco uparta, miała swoje zdanie w każdej sprawie i zawsze żądała jego uwzględnienia, nigdy nie rozumiała, że czegoś jej nie wolno, odnosiła się z szacunkiem i sympatią do wszystkich i była przyjaciółką każdego człowieka na świecie, niezależnie od tego, kim był, z jakiej rodziny pochodził, czy ją lubił, czy nie oraz, co najważniejsze – nie była czarownicą czystej krwi. To ostatnie wykluczało ją już w przebiegach, nawet teraz, gdy była oficjalnie uznana za córkę Severusa Snape’a. Lucius Malfoy naprawdę umarłby na jej widok, bo nawet Pansy, która potrafiła wszystko, nie udało się zrobić z niej tak do końca przykładnej Ślizgonki. Corny wciąż była niepoprana politycznie i stanowczo niereformowalna, a Draconowi trudno było wyobrazić sobie ją siedzącą w salonie w fotelu jego matki, ubraną w sztywną suknię w zielonym kolorze i plotkującą przy herbacie z Pansy, Greengrassównami, Lily i Anie o ślubach, pogrzebach, nowych sukniach z Czarownicy i ostatnich modowych potknięciach innych arystokratek. Z całym szacunkiem dla Pansy, Daph, Tori, Lily i Anie, ale, do diabła, ta dziewczyna po prostu się do tego nie nadawała. To tak, jakby Snape zaczął rozdawać cukierki na Halloween. Czy ktokolwiek widział kiedykolwiek Snape’a rozdającego coś innego niż szlabany i kąśliwe uwagi?
Umysł Dracona zahaczył o tę niebezpieczną kwestię, zupełnie nie słuchając zakazów właściciela, któremu wcale się to nie podobało. Było to jeszcze bardziej frustrujące niż wszystkie inne frustrujące rzeczy razem wzięte, bo Draco doskonale zdawał sobie sprawę, że za kilka lat jego wolność zostanie gwałtownie ukrócona przez pana i władcę. Ojciec wybierze mu żonę, pod groźbą wydziedziczenia zmusi do podpisania kontraktu małżeńskiego i zamknie na dobre w Malfoy Manor. A on nie będzie miał nic do powiedzenia.
Już słyszał te wszystkie gryfońskie prychania, że przecież zawsze może się zbuntować. Taaa, jasne, spróbuj się zbuntować przeciwko Luciusowi Malfoyowi. Niezależnie, jak bardzo Draco go nie cierpiał, jak bardzo nim gardził i jak bardzo na niego narzekał, wciąż przeraźliwie się go bał. A poza tym weź tu bądź mądry, gdy odetną cię od źródła pieniędzy. Żaden Weasley nigdy nie zrozumie, jak trudno jest z dnia na dzień zmienić styl życia i zaczynać wszystko od zera. Dosłownie od zera. Zgodnie z zapisem, w razie wydziedziczenia Draco tracił prawo do wszystkiego, co posiadał, łącznie z majątkiem, który zapisali mu dziadkowie z pominięciem ojca i który przeszedł w jego ręce, gdy skończył siedemnaście lat. Dopóki ojciec żył lub nie przepisze tego wszystkiego na niego (a znając go, nie można być pewnym, czy dla kaprysu nie pominie jedynego syna w testamencie i nie zapisze wszystkiego na swoje kochanki), Draco był od niego całkowicie uzależniony. Najwyżej mógłby pokazać mu Corny i liczyć, że naprawdę od tego umrze. Najlepiej na miejscu, żeby nie zdążył spisać ostatniej woli.
Innymi słowy jego życie było do dupy.
— O czym myślisz? — zapytała Corny, widząc jego nieobecną minę. Całe te jego umysłowe wycieczki nie trwały dłużej niż chwilę, ale zdążyła zauważyć zmianę na jego twarzy. Trudno by nie było.
— Gdybym cię poprosił, żebyś uciekła gdzieś ze mną, zrobiłabyś to? — wypalił, nim ugryzł się w język. Natychmiast tego pożałował, ale było już za późno.
Spojrzała na niego ostrożnie. Nie było trudno zgadnąć, o czym myślała. Właśnie zastanawiała się, czy nie zwariował. W sumie, czemu nie? Draco Malfoy, który chciał gdzieś uciec? Ale po co? Przecież tutaj miał wszystko, czego tylko chciał. Prócz wolności, ale kto by się tym przejmował.
— Draco, czy wszystko w porządku?
— Jasne — odparł, przewracając oczami. — Pomyślałem tylko, że ojciec mnie wydziedziczy, gdy cię pozna. Ty nigdy nie robisz tego, co ci się każe. A na dodatek wciąż mi grozisz — dodał z przekąsem.
Uśmiechnęła się w sposób, który bardzo lubił i cmoknęła go w nos.
— Za dużo myślisz, moje Smoczątko — rzuciła lekko, siadając mu na kolanach i zarzucając ręce na szyję. — Kiedyś przegrzeją ci się procesory. A Pansy powiedz, że jeśli zobaczę coś różowego, zginie śmiercią tragiczną.
— Mhm — mruknął, ale jego uwagę zaprzątało teraz coś dużo przyjemniejszego.

Snape’a faktycznie nie było w domu – Draco nie wiedział, że nietoperze latały też za dnia, a cóż, ten był najwyraźniej jakiś zmutowany. Snape wyszedł w bardzo ważnej sprawie na krótko przed pojawieniem się Dracona w domu przy Spinner’s End, o czym ten został poinformowany przez Corny. Lepszej okazji chłopak nigdy by nie znalazł. Jednak przekonanie Morgenstern, żeby pozwoliła mu odrobinę pogrzebać w rzeczach starego belfra, nie było wcale takie łatwe. Draco miał już spetryfikować ją zaklęciem, związać dla pewności i zamknąć w jej sypialni, gdy w końcu ustąpiła, choć nie bez oporów. Odetchnął z ulgą i zabrał się za rewizję z dziewczyną ciągle depczącą mu po piętach i przypominającą, żeby nic nie przestawiał. Miał ochotę wrzasnąć na nią, że przecież nie był idiotą.
Sypialnia Snape’a była bardziej ponura, niż oboje sobie wyobrażali. Do tego niezbyt interesująco urządzona. Corny miała wręcz u siebie luksusy – Snape chyba mocno się postarał, żeby nie czuła się jak we więzieniu. Ściany pomieszczenia były tak samo biało-szare jak w pozostałej części domu, ale w przeciwieństwie do innych pokoi, tutaj prawie wszędzie osiadał kurz. Draco domyślił się, że Corny miała zakaz zaglądania do prywatnych apartamentów pana domu i siłą rzeczy tu nie sprzątała. Pomieszczenie było sporo większe od sypialni Corny, tak jak i tam, naprzeciw drzwi znajdowało się małe okno, jednak na tym zgromadziło się tyle pajęczyn, że można było robić z nich skarpety. Meble stały w podobnym ustawieniu – na prawo od drzwi łóżko, tylko że te prostopadle do ściany, podczas gdy łóżko Morgenstern ustawiono pod nią równolegle i na pewno było dużo mniejsze, na lewo znajdowała się szafa i niska komoda, a pod oknem biurko z jednym krzesłem. Brakowało regału na książki, ale Draco był pewien, że Snape miał w swojej prywatnej pracowni całą biblioteczkę. W sumie, jeśli się dobrze przyjrzeć, pokój urządzony był gustownie, meble były wprawdzie proste, ale za to ładnie zrobione, mahoniowe, łóżko przykryte białą, jedwabną pościelą, na której leżała ciemna, jednolita narzuta. Wyglądało na to, że właściciel miał wyczucie dobrego smaku, tyle tylko że był w swojej sypialni bardziej gościem niż stałym użytkownikiem. Od drzwi do szafy i łóżka, a od szafy do łóżka i biurka wytarte były w kurzu jaśniejsze smugi – ścieżki, którymi podążał Snape, gdy znalazł się w swoim pokoju. Na biurku leżał stos ksiąg, pergaminów, kałamarzy i piór, a wszystko w pedantycznym porządku. Snape najwyraźniej lubił porządek, ale nie zawracał sobie głowy odkurzaniem i ściąganiem pajęczyn.
Draco, który wychował się między domowymi skrzatami, nie potrafił pojąć, jak można było pozwolić, aby tak wyglądały codziennie używane pomieszczenia. Malfoy Manor miało jakąś setkę pomieszczeń, z czego trzy czwarte było nieużywane i niesprzątane, ale nawet Lucius Malfoy nigdy nie dopuścił do sytuacji, w której w gościnnym salonie zalegały warstwy kurzu.
Draco nakazał Corny zostać w progu, co nie obyło się bez jej protestów, które uciął krótkim: Siedź cicho, kobieto. Ostrożnie wszedł do pokoju. To niehigieniczne, pomyślał, uważnie stąpając po niezbyt wyraźnym śladach Snape’a. To było trochę jak chodzenie po polu minowym. Starał się nie naruszyć dywanu z kurzu, bo wtedy Snape na pewno od razu zorientowałby się, że ktoś myszkował w jego rzeczach. W sumie to była całkiem niezła ochrona antywłamaniowa. Albo raczej automatyczny system wykrywania włamania, poprawił się Draco w duchu. Początkowo zdziwił się, że paranoiczny Snape nie zabezpieczył swojego pokoju żadną klątwą, ale teraz stwierdził, że już przejście na drugą stronę pomieszczenia było dużo trudniejsze, niż łamanie magicznych zabezpieczeń. Gdy w końcu dotarł do komody, był już nieźle spocony i wymięty. Otarł dłonią czoło i odetchnął głębiej.
Na początek obejrzał szuflady pod kątem zakurzenia, żeby nie robić nowych śladów oraz upewnił się, że nie miały dodatkowego zabezpieczenia. Corny uwielbiała mugolskie kryminały, które przez roztargnienie zostawiała w jego dormitorium, a z nich nauczył się tego i owego. Zwykły włos spadający na podłogę mógł być oznaką, że Stary Nietoperz mocno pilnował swoich interesów. I że czytał mugolską szmirę. W szufladach Draco znalazł jedynie trochę poszarzały gatek, kilkanaście par czarnych skarpetek, dwa krawaty czarne, dwa ciemnogranatowe i jeden zielony, jedną muchę czarną i jedną ciemnozieloną, pudełeczko z eleganckimi spinkami do mankietów z wygrawerowanym na nich literami SS, a także zmiętą metkę od madame Malkin za płaszcz z wężowej skóry opiewającą na sumę czterdziestu pięciu galeonów. Draco zagwizdał przez zęby. Jeśli na to szła cała nauczycielska pensja starego Snape’a, to nawet nie dziwne, że mieszkał w takim… czymś. Draco miał pewne opory przed nazwaniem tego miejsca domem, ale z drugiej strony było ono bardziej podobne do domu niż do… hm, w sumie to sam nie wiedział do czego. Na wszelki wypadek, białowłosy opukał jeszcze szuflady pod względem tajnych skrytek, obejrzał je pod każdym możliwym kątem i nawet powąchał, tak dla pewności. Nie było w nich nic nadzwyczajnego, jeśli nie liczyć faktu, że były to szuflady Starego Nietoperza.
W szafie wisiały rzędem śnieżnobiałe koszule, czarne koszule, czarne szaty wyjściowe i czarne szaty domowe. Prawdę mówiąc, białych koszul było w sumie sześć, resztę wypchanego mebla – Draco nigdy nie posądziłby Snape’a o posiadanie tylu ubrań, a tu proszę – zajmowały rzeczy we wszystkich odcieniach czerni. Chyba jedynie ich właściciel i Corny, która w końcu sama też nosiła wyłącznie ubrania w tym kolorze, mogliby odróżnić grafitową czerń od głębokiej czerni. Zawiedziony Draco ponownie nie odkrył nic choćby odrobinę podejrzanego, mimo że dokładnie przejrzał każdy skrawek materiału, każdą kieszeń, kołnierz i szew. No może znalazł kilka tajnych zagłębień do przemycania niedozwolonych rzeczy, ale pustych, więc nawet się nimi specjalnie nie zainteresował. Sam też posiadał coś takiego w każdej swojej szacie, szalenia przydatna rzecz.
— I co? — zapytała Corny po raz tysięczny, nerwowo przytupując w progu.
Odwiesił ostatnią szatę na miejsce i zamknął szafę.
— I nic.
— Draacooo, chodźmy już — jęknęła Corny rozdzierająco, co i rusz spoglądając niespokojnie w kierunku schodów, jakby oczekiwała, że z ciemności nagle wyłoni się Snape i się na nią rzuci. — Profesor może w każdej chwili wrócić. Zamorduje nas oboje, jak przyłapie nas myszkujących w jego sypialni.
Draco przewrócił oczami.
— Jeszcze tylko biurko — odparł uspokajająco.
 W sumie niespecjalnie liczył, że cokolwiek tam znajdzie, ale wolał mieć pewność. Po drodze zahaczył jeszcze o łóżko, przejrzał szuflady szafeczki nocnej, zajrzał do stojącej na niej lampki i wytrząsnął zdezelowaną książkę o życiorysie jakiegoś alchemika ze średniowiecza, a potem pomacał pościel i materac, znajdując pod poduszką srebrny nóż z herbem Prince’ów na rękojeści. Paranoik, prychnął w myślach, odkładając go na miejsce i dokładnie wyrównując pościel. To różdżka już nie wystarczała? W końcu zabrał się za biurko.
Zastanawiał się, czy nieprzejrzenie każdego świstka papieru, który tam leżał, nie było zaniedbaniem, ale potrzebowałby na to tygodnia, a nie kilku minut. Jak zresztą zauważył, w większości były to przepisy eliksirów, a także wypracowania uczniów, które Snape zadał im tuż przed wakacjami. Draco stwierdził, że Nietoperz chyba naprawdę cierpiał na ostry pracoholizm, skoro w czasie wakacji sprawdzał te steki bzdur. Całe szczęście prace przed wakacjami zadawane były tylko do rocznika piątego i jego omijała już ta wątpliwa przyjemność. Starając się niczego tu nie przestawić, Draco sprawdził, czy pod papierzyskami nie było czegoś jeszcze. Pusto. Westchnął ze zrezygnowaniem i zajął się szufladami. W pierwszej znajdowała się wyłącznie prywatna korespondencja, głównie od Malfoya Seniora, ale przy drugiej nastąpił opór. Chłopak spojrzał na Corny ponad krawędzią biurka.
— Myślisz, że zwykła Alohomora tutaj wystarczy? — zapytał, przyglądając się zamkowi, jakby ten miał mu odpowiedzieć.
Dziewczyna z konsternacją podrapała się nad prawą brwią.
— Cóż, mówimy o Severusie Snapie, no nie? — odparła.
— Hm, ale nie zaszkodzi spróbować.
Wyciągnął różdżkę i szepnął zaklęcie, po czym pociągnął za klamkę. Żadnej zmiany. Zastanowił się. Wysadzenie w powietrze nie wchodziło w grę, w końcu miał nie zwracać na siebie uwagi Snape’a. A ten na pewno oskarżyłby o ten czyn Corny, co było jeszcze gorszą myślą. Ale w magicznym świecie istniała taka głupia zasada, że osoba znająca czarną magię, zawsze rozpozna czarnomagiczne zaklęcie, którego użyto. Draco stuknął i mruknął:
Ostendence [2].
Dzięki, tato, pomyślał chłopak kpiąco, rozbrajając magiczną szafkę Snape’a już bez najmniejszego trudu. Jego ojciec zawsze powtarzał, że znajomość ciemnej strony mocy była bardzo przydatna w życiu. Aż do tej pory w to nie wierzył, a teraz trzymał w dłoni swój własny sztylet. Co prawda z zaschniętą krwią na ostrzu, ale przynajmniej odnalazł się w mniej podejrzanych okolicznościach, niż wbity w ciało śmierciożercy wielkości szafy.
— No doprawdy, mógłby go chociaż dokładnie wytrzeć — wymamrotał, zanim na nowo założył klątwy i wyprostował się. — To bardzo cenna rzecz.
Corny odetchnęła z ulgą na widok narzędzia w jego rękach.
— Czyli nie będziesz miał kłopotów? — zapytała, gdy zamknęli za drzwi sypialni belfra zwanego Starym Nietoperzem.
— Po części. Teraz muszę znaleźć jeszcze Bardzo Ważną Fiolkę.
— Mam wrażenie, że to nie będzie takie proste.
— Co ty nie powiesz — sarknął.
Z lekkim wahaniem podał jej sztylet. Jeśli znów go zgubi, chyba będę musiał ją zamordować, pomyślał, patrząc, jak włożyła go z tyłu za pasek jeansów i zakryła bluzką. Wyglądało na to, że się z nim nie rozstawała. Była tak roztrzepana, że Draco chyba powinien dziękować Merlinowi, że zgubiła go dopiero teraz. Równie dobrze mogła zgubić narzędzie tysiąc razy w ciągu jednego dnia, więc raczej powinien się cieszyć, że to Snape je znalazł, a nie ktoś mniej przyjazny. On przynajmniej nie pobiegł od razu do Mrocznego Lorda i nie posłał chłopaka na śmierć. Ciotka Bellatrix, dla przykładu, zrobiłaby to z przyjemnością.
— Jest w ogóle możliwość włączenia tych twoich przeczuć? — zapytał Draco, podchodząc do najbardziej ponurych drzwi w tym domu.
— Jeśli się postaram…
— Świetnie. To postaraj się sprawdzić, co robi Snape, gdzie jest i kiedy wróci.
Żachnęła się.
— Nie jestem informacją turystyczną — prychnęła. — Ani namiarem na niego.
— Ale chyba nie chcesz, żeby przyłapał mnie, grzebiącego w jego prywatnej pracowni? — Draco sugestywnie uniósł brwi.
Zapowietrzyła się na chwilę. W milczeniu patrzyła, jak zdejmował klątwy z zakazanych drzwi i bez skrupułów wpakował się do środka. Ocknęła się dopiero, gdy zaczął zaglądać w każdy kociołek, każdą fiolkę, probówkę i flaszeczkę, jaka stała w zasięgu wzroku.
— Draco! — syknęła. — Co ty wyprawiasz?!
— Sprawdzam.
— Nie możesz! O Morgano, jestem martwa — wyjęczała z przerażeniem. — Tylko nic nie dotykaj! Jeszcze coś popsujesz i będzie na mnie. Profesor mnie zamorduje, jak nic mnie zamorduje — wymamrotała płaczliwie.
Przewrócił oczami. Tak naprawdę miał mierne pojęcie, czego właściwie miał szukać. Małej fiolki, wielka mi podpowiedź. Snape miał w swojej pracowni setkę albo i więcej małych, niepozornych fiolek z tajemniczą zawartością. Może gdyby Mroczny powiedział mu chociaż, co było w środku, Draco jakoś dałby radę to zidentyfikować na podstawie jakichś testów. Oczywiście z pomocą Corny. W ten sposób po prostu było to niemożliwe, szukał igły w stogu siana i po przejrzeniu, odkorkowaniu i powąchaniu kilkunastu flaszeczek, stwierdził, że się poddawał.
— Do diabła z tym — warknął, wychodząc z pomieszczenia. Starannie zamknął drzwi i zapieczętował je zaklęciami. — Ja nawet nie mam pojęcia, o co dokładnie chodziło temu staremu… — Corny posłała mu karcące spojrzenie — …Czarnemu Panu — poprawił się. — I chyba straciłem węch — pożalił się.
— Biedactwo moje — rzuciła dziewczyna bez współczucia. — A może ja go po prostu zapytam, co? Znaczy, profesora, nie Czarnego Pana — uściśliła.
Draco przeczesał włosy palcami. Miał już dawno ją o to poprosić, ale jakoś nie mógł wymagać od niej, żeby wplątała się w jego sprawy. Jednak to ona wszystko zaczęła. Chyba nie będzie zbytnim potworem, jeśli pozwoli jej pomóc sobie się z tego wysupłać. Wmawiaj to sobie, Malfoy, zakpił wredny głosik w jego głowie.
— Myślisz, że cię nie zabije?
Tym razem to ona przewróciła oczami.
— Mówiłam ci, że nie jest taki zły — odrzekła, machnąwszy ręką. — Nic mi nie będzie, jak go trochę przepytam.
— Byle szybko — stwierdził Draco z przekąsem. — Mam nieco ograniczony budżet czasowy.
— Bez obaw. Profesor będzie tu za kilka minut, to od razu przejdę do rzeczy.
Powstrzymał się od palnięcia się dłonią w czoło i okrzyku: Dlaczego mi tego wcześniej nie powiedziałaś! I tak by nie zadziałało. Zamiast tego ruszył w kierunku schodów, ciągnąc ją za sobą mimo jej protestów i puścił ją dopiero pod drzwiami wyjściowymi w dolnym holu.
— Informuj mnie od razu, jak się czegoś dowiesz — nakazał jej.
— Jest, sir. — Zasalutowała mu z szerokim uśmiechem. — A dostanę buzi na dowidzenia, proszę pana? — zapytała z psotną miną.
Pokręcił głową, ale nie potrafił odmówić. Gdy Snape z trzaskiem pojawił się na końcu ulicy, on już znikał za rogiem po drugiej stronie. Miał nadzieję, że Corny się czegoś dowie, a tymczasem mała wizyta na Nokturnie nikomu nie zaszkodzi.

_______________

Opis do tytułu: Fatalne zauroczenie (ang. Fatal Attraction) – merykański dramat z 1990 roku z Michaelem Douglasem i Glenn Close w rolach głównych.
[1] Peace, love and truth to nazwa kompilacyjnego albumu wydanego, aby uczcić pracę muzyczną Johna Lennona i Yoko Ono na rzecz pokoju.
[2] Ostende – (łac.) pokazać.


W sumie to nie wiem, czemu nie mogłam się doczekać, żeby dodać ten rozdział. Chyba dlatego, że znów pełno w nim scen z Corny. Nie wiem jak Wam, ale mnie ta dziewczyna zawsze poprawia humor. Jest taka pozytywna i zapamiętała w tym swoim szaleństwie. Jeszcze nigdy nie stworzyłam tak żywej i jednocześnie sympatycznej postaci.
Co do rozdziału, to wiem, że nie jest on najwyższych lotów, ale mimo to podoba mi się. Ostatnio z chęcią piszę rozdziały na "Serce", dawno już nie miałam takiego wena. Mam napisane już do ósmego rozdziału, teraz piszę dziewiąty i jakoś nie kończą mi się pomysły. Ten rozdział może nie obfituje w akcję, ale jest dosyć ważny dla fabuły, bo draconowski sztylet jednak się odnalazł. Co nie oznacza, że wątek z Bardzo Ważną Fiolką tak szybko się zakończy. Jeszcze odrobinę poczekacie.
Ostatnio doszłam do wniosku, że Draco i Corny albo się kłócą, albo całują. Chyba muszę im nieco urozmaicić to życie.
Co myślicie o zmianie szablonu?

Wasza,

17 komentarzy:

  1. Witaj kochana!
    Muszę w końcu znaleźć chwilę aby napisać do Ciebie na GG żeby Cię w końcu poznać, bo już tyle czasu czytam Twoje opowiadanie i nie miałam okazji.
    Tylko widzisz ta moja twórcza skleroza sprawia, że ciągle o tym zapominam!!
    I oczywiście jestem pierwsza, co dość często się zdarza.
    Ale mnie to cieszy!!

    Osobiście uwielbiam duet Corny&Draco.
    Po ostatnich problemach w pracy niesamowicie poprawiłaś mi humor kiedy przeczytałam ten rozdział.
    Moim osobistym zdaniem, gdyby Rowling pisała Twoim stylem HP byłoby o wiele lepszy.
    Taki bardziej Ślizgoński, gdyż lepszego Draco, którego Ty pokazujesz nie wyobrażam sobie.
    Ja sama nie umiem oddać go tak cudownie jak Ty.

    Co do duetu Corny i Draco może jakiś mały romans między nimi?
    Co prawda podobają mi się ich kłótnie, gdyż są po prostu świetne, ale jestem ciekawa reakcji samej Corny na fakt, gdyby wylądowali razem w łóżku.
    Bo to, że Draco ma na nią chęć to widać od razu, ale o myślach samej Corny nie wiele wiadomo.

    No i mam nadzieję, że uda mu się znaleźć te fiołkę, której poszukuje.
    Czarny pan, chyba nie darowałby mu gdyby zawiódł w tak ważnej sprawie.
    No i ta kwestia wydziedziczenia... jestem ciekawa jak zareaguje Lucjusz na Corny.
    Mam nadzieję, że pokażesz nam coś w tym stylu.

    Na koniec sumując rozdział mi się spodobał, jak zawsze zresztą.
    Jedynie zdarzają się drobne powtórzenia.
    Czy mi się wydaje czy za często używasz imienia Draco?
    Może gdyby je zastąpić jakimś innym sformuowaniem?
    Mi samej zwracano na to uwagę, gdy za bardzo przyczepiłam sie do imienia Granger;)

    Na koniec dodam że ten rozdział chyba należy do najlepszych w Twoim wykonaniu, ale ja chyba ciągle to ostatnio powtarzam.
    Nie mogę jednak przestać, gdyż naprawdę tak jest!!

    pozdrawiam serdecznie i czekam na NN!!

    p.s. szkoda że zawiesiłaś "Dzieci", ale na szczęście zostawiłaś moje ukochane "Serce".
    No tego bym chyba nie wybaczyła...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, nie martw się. Ja też o wielu rzeczach zapominam. Albo po prostu nie mam czasu. Ostatnio mam taką polkę galopkę na uczelni, że już zapomniałam, jak to jest studiować ;p

      Hah, nie sądzę, żebym pisała lepiej od pani Rowling. Raczej z innej perspektywy i może stąd ta różnica. Ona pisała o dobrym i grzecznym Potterze, ja o ironicznym i w pewien sposób zafascynowanym złem Malfoyu. Pisanie o nim sprawia mi wielką frajdę, jakoś tak łatwo mi to przychodzi. Jest idealnym obiektem ;p

      Cóż, Draco i Corny cały czas mają romans. Boję się jednak opisywać scenę łóżkową. Nie mam w tym wprawy i nie chcę sknocić.

      Tak, często piszę imię Dracona. Jakoś nie jestem zwolenniczką wielu zamienników. Wiem, że niekiedy wygląda to trochę nieestetycznie, ale w gruncie rzeczy, łatwiej załapać sens. Poza tym, przy opisywaniu samego Dracona nie jest tak źle, ale gdy mam jeszcze Snape'a, Blaise'a, Paskudę, Theo i masę innych postaci męskich, naprawdę nie jest tak łatwo stosować zamienniki.

      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Zgadzam się z Rosmaneczką - Rowling miała świetny pomysł na Harrego Pottera, ale z kolei średni styl pisania i tak naprawdę, to nie był on jakoś powalający. Z pewnością całą sagę mogła lepiej rozpisać.

      Usuń
    3. No ja się zgadzam, pierwszych lotów styl to w sadze nie był. Czytałam kilka ficków o dużo lepszym. Ale bez przesadyzmu, gdzie ja w porównaniu do tego?

      Usuń
    4. Myślę że nie powinnaś sie bać opisywać sceny między nimi.
      Spróbuj a osobiście jestem ciekawa co z tego będzie.

      Hmm no nie wiem kochana za skromna jesteś.
      Według mnie masz niekwestionowany talent i nie ukrywaj go;)

      Tak Draco jest wręcz niesamowity i można sporo o nim pokazać.

      Usuń
  2. dawno nie komentowałam, więc coś dla odmiany :)
    ten kurz to naprawdę jak rodem z kryminału. uwielbiam twój styl pisania. niby poważny a zabawny. miła rozrywka na sobotnie popołudnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Risa, słońce, jak Cię zobaczyłam, to aż się przeżegnałam ;p

      Czy aby czasem nie za bardzo zabawny? Chyba nie potrafię już pisać sztywnych, poważnych scen, komedia sama mi wskakuje.

      Miło że jesteś :)

      Usuń
  3. Chwała Ci, Merlinowi, że jednak dałaś mi znać o nowym rozdziale, nie mam przez to wygórowanych zaległości:) Dzięki, dzięki:**

    A rozdział mi się bardzo, ale to bardzo podobał. Także uwielbiam sceny z Corny, są takie ciekawe, ale jednak bardziej lubię, gdy pojawia się Zabini^^ Najlepiej jest, jak pojawia się cała trójka:) Wtedy jestem zachwycona :P

    Lubię relację, jaka jest między Draco a Corny. Tak droczą się między sobą, co nadaję fajnego obrazu ich związku, choć to pytanie Dracona, czy nie uciekłaby z nim, zaskoczyło mnie. Nie spodziewałam się tego i widzę, że właściciel tych słów take jest mile zaskoczony:)

    Myszkowanie w pokoju Snape'a naprawdę było ryzykowne, nadały temu kryminalny klimacik, a ja bardzo je lubię^^ Sztylet odnaleziony i domyślam się, że Bardzo Ważna Fiolka nie tak szybko zostanie odnaleziona. I Snape naprawdę jest pokręcony, że pod poduszkom chowa sztylet. Czego się boi? Corny? :P

    Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy:)
    Pozdrawiam serdecznie:**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma sprawy. Teraz na świeżo pamiętam, ale nie wiem, jak będzie potem. Postaram się jednak o Tobie nie zapominać.

      No ja się nie mogę zdecydować ;) Corny zawsze mnie zaskakuje i chyba bardziej się z nią identyfikuję, jako z główną postacią żeńską i na dodatek odautorską, a z drugiej strony, kocham pisać dialogi między Draconem a Blaisem. Ten ostatni zawsze mnie na łopatki rozłoży tym swoim poczuciem humoru ;)

      Hm, chyba wszystkich zaskoczyło, a najbardziej Dracona. Trudno mi jednak wyobrazić sobie, jak wieją na Zachód, biorą ślib w Vegas i żyją sobie skromnie, ale z miłością. Draco nie jest przyzwyczajony do pracy. Nie poradziłby sobie.

      Wiesz, Snape jest paranoikiem. Kurz, sztylet pod poduszką, nie zdziwiłabym się, gdyby miał rewolwer w swojej pracowni xD Ja też lubię kryminały. Mają swój urok.

      Pozdrawiam.

      Usuń
  4. Bardzo mi się podoba tan rozdział. Dobra, wszystkie rozdziały mi się podobają:). Mi też Corny poprawia humor. Bez niej nie wyobrażam sobie tego opowiadania. Skąd ty bierzesz takie superowate pomysły?!

    Przez chwilę myślałam, że Snape przyłapie Dracona na myszkowaniu w jego pokoju. Miałby chłopak niemały problem:/

    Szczerze mówiąc (ale kiedy ja nie jestem szczera?) oba szablony są śliczne, ale do Corny nie pasuje ta sukienka. Jak ją wycziłam na razie, to chybaby się w nią nie ubrała.

    Przyznaję z bólem serca, że się w jednej rzeczy pomyliłaś. Ten koleś, którego zdjęcie wstawiłaś do Blaise'a, to Crabbe albo Goyle. Zabini to murzyn.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahaha, dzięki. Pomysły biorę z głowy ;p Z książek, filmów, życia codziennego, czasem coś mi się przyśni. Już nie wiem, co skąd pochodzi. Zlepiam to potem razem i wychodzi takie cuś xD

      Ha! Już widzę, jak Draco tłumaczy się z tego. "Straszny ma pan tu bałagan, profesorze. Węch straciłem." xD

      Z tą sukienką to masz rację. Jest... hm, za jasna. Corny chodzi w czarnym i tylko czarnym, ewentualnie białym, ale to bardzo rzadko. No ale ta aktorka pasuje mi do tej roli. Ma ładny uśmiech, taki przyjazny.

      Wiem, wiem, Blaise jest czarnoskóry. Wiem. Problem w tym, że nie wiedziałam tego, gdy zaczęłam pisać pierwsze opowiadanie, w którym się pojawił. Cztery lata temu? Właśnie wtedy napatoczyło mi się to zdjęcie. Gdy pierwszy raz spotkałam się z Blaisem w ff, w bohaterach było właśnie zdjęcia Shane Westa i teraz mi to już zostało. Takie moje zboczenie. I nie, to nie jest ani Crabbe ani Goyle. To Shane West. Możesz sobie wyobrazić, że Blaise Zabini to tak naprawdę nie Blaise Zabini, tylko inna osoba, po prostu nosząca jego nazwisko ;) Nic nie poradzę na to, musiałabym połowę rozdziałów zmieniać, żeby jego kolor skóry poprawić.

      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Ojtam, ojtam:) Mówię jak jest w książce, ale można to pominąć:)

      Usuń
    3. No można. Ficki mają na szczęście to do siebie, że kanon zwykle idzie się... eee, kochać. Dlatego Blaise jest biały ;) No ale to w sumie dobrze, że ktoś zauważył. Znajomość kanonu przy ff to podstawa, no nie? xD Eh, a dużo przebywam z Draco, uaktywnia mi się jego paskudne poczucie humoru.

      Usuń
  5. Znalazłam błąd!!!!!!!!!!! Ale kurde rozdział czytałam w południe i nie wiem teraz, w którym miejscu on był :D Literówka, nic takiego, ale jaka bym ja była, gdybym o niej chociaż nie wspomniała :D

    Powiem ci, że chociaż ja jestem osobą dość marudną i niezdecydowaną, i ciężko mnie w tym przebić, to jednak Corny jest mistrzynią! Cholera, tak czytałam jej rozmowę z Draco na temat tej imprezy i chyba tak samo nie nadążałam za humorem Morgenstern, jak on. Najpierw się wkurza, potem dąsa a na koniec płacze, naprawdę jest lepsza ode mnie.:D
    Ale w zasadzie, to jest to urocze. To jest właśnie cała Corny - wrażliwa, wredna, charakterna, uparta. Cały ten misz masz różnorodnych, w ogóle nie pasujących do siebie, cech sprawia, że jest ona tak bardzo wyjątkowa i nie do podrobienia. Wcale się nie dziwię, że Draco stracił dla niej głowę.
    No właśnie, a co do panicza Malfoya - ależ mnie zdziwił! Normalnie byłam w szoku, że tak poważne myśli, jak przedstawianie Corny ojcu lub ożenienie się nawiedziły jego głowę. Szok. Zawsze uważałam, że Draco poza czubkiem własnego nosa to raczej nic nie widzi, a tu jednak takie (miłe) zaskoczenie.

    Kiedy poszli myszkować w kwaterze Severusa byłam wręcz pewna, że ich nakryje. Aż mnie ciary przechodziły, bo dałabym sobie rękę uciąć, że w pewnym momencie wparuje on do pokoju, oczywiście pełen wdzięku z uśmiechem na twarzy (mało tego, przy tym wejściu smoka ciągle widziałam go z kanapką z serem i pomidorem w ręce, ale nie wnikaj, nie wiem czemu :D). Ale ostatecznie cieszę się bardzo, że tego nie zrobił.
    I wcale nie uważam, że jest tak mało akcji. Mnie pasuje, że Corny i Draco ciągle się kłócą i całują :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Że znalazłaś, to się nie dziwię, ale samo oznajmienie mi, że znalazłaś, nie bardzo pomoże ;) Widzę jednak, że wytykanie mi błędów sprawia Ci frajdę ;p

      Corny jest, hm, rozchwiana emocjonalnie? Sama nie wiem, jak to nazwać. Dużo myśli i przez to co chwilę zmienia jej się humor. Ja sama za tym nie nadążam, a mowa Draco albo Wy, Czytelnicy ;) Kurczę, sama nie wiem, jak to się dzieje, że moje postaci po pewnym czasie wymykają mi się spod kontroli. A Draco potraci jeszcze kilka innnych części ciała, prócz głowy, jeśli nie upilnuje tej małej wariatki ;)

      Cóż, chyba Draco nam dorósł, moja droga. Trochę dojrzał i zmądrzał, ale wciąż uważam, że jest jeszcze za wcześnie, żeby myśleć o tak poważnym kroku. I on też tak myśli ;)

      Coś Ty się tak do tych kanapek z serem i pomidorem przyczepiła, co? xD Już raz mi je wytknęłaś przy Snapie, a teraz znowu? Czy seryjni mordercy nie jedzą kanapek z serem i pomidorem? Może chełpczą krew, co? xD Snape je kanapki, choć niekoniecznie z serem i pomidorem. Ma nieco, hm, niecodzienny smak, więc pewnie byłoby tam pełno chili, pieprzy Cayenne i cynamonu xD Ale jak widać, sprostałam zadaniu i mimo komizmu, w powietrzu unosiła się groza... Czy jakoś tak xD

      Cóż, obawiam się, że oni niedługo zaczną się kłócić, całując ;p

      Pozdrawiam.

      Usuń
  6. Draco i Corny z rana zawsze spoko ;). Matko ten Draco na prawdę ma skaranie boskie z tą Corny. Cały czas jakieś problemy ;). Oczywiście z pewnością za to ją uwielbia. Sztylet jest to spoko, ale niepokoi mnie ta fiolka no i to czy rozmowa Corny ze Severusem nie sprowokuje do sprawdzenia przez Nietoperza szuflady, w której leżał sobie bezpiecznie.
    Wrócę z egzaminu to z pewnością przeczytam najnowsze dzieło ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. A więc dotarłam xD. Sorry, że tak długo to trwa, ale jestem tak bardzo leniwaaaa ;P.
    Ale naprawdę się nie dziwię, że lubisz Corny i zawsze z taką pasją o niej opowiadasz. Już samo opowiadanie odzwierciedla, że to bohaterka bardzo ważna dla ciebie i że przykładasz się do pisania. Zresztą moim zdaniem dobrze ją kreujesz; ona z jednej strony jest taka troszkę dziecinna i zahukana, czasem wręcz słodka, ale z drugiej, ewidentnie skrywa temperament i jest troszeczkę jakby szalona. No, taka pełna sprzeczności. Podoba mi się też w niej to, że ma swój styl i jest mało kobieca.
    Może się powtarzam, ale nie pamiętam, co pisałam w komentarzach pod poprzednimi rozdziałami xDD.
    Oni to musieli być odważni, że tak myszkowali w pokoju Snape'a ;P. Ale bardzo podobał mi się ten opis, serio. Mimo, że nie było akcji, samym opisem ich czynności, refleksjami i nawet rozmowami potrafiłaś zaciekawić i nawet sprawić, że momentami miałam banana na twarzy.
    Fajnie przedstawiłaś to wszystko z perspektywy Draco, i przybliżyłaś także trochę jego postać ;).
    Ogólnie, podobało mi się, a jak przeczytam kolejne rozdziały, to i tam ci zostawię opinie ;PP.

    OdpowiedzUsuń

Pod rozdziałami proszę zostawiać tylko komentarze na temat treści. Wszystko inne będzie traktowane jako spam, a na spam jest odpowiednia zakładka.