W sieci zła
Stwierdzenie, że Czarny Pan był wściekły, stanowiło niedopowiedzenie.
Lord krążył po niewielkim pomieszczeniu niczym dzikie zwierze w przyciasnej
klatce i tylko patrzeć, aż z jego nozdrzy buchną kłęby pary. W jednej dłoni
ściskał różdżkę, zaś z drugiej, mocno zaciśniętej w pięść, wystawało coś, co
wyglądało na skrawek pergaminu i najwyraźniej to właśnie to było powodem napadu
furii u Voldemorta.
Severus w milczeniu obserwował, jak jego pan miotał się po swojej niewielkiej komnacie w Mrocznym Dworze, a
razem z jego wzrokiem za Geniuszem Zła (jak to zdarzało się mężczyźnie
ironicznie nazywać swego pana)
wędrowało dwadzieścia innych równie zaniepokojonych spojrzeń. Mistrz Eliksirów
dawno już nie widział Voldemorta w takim stanie i nie wróżyło to niczego
dobrego. Snape ze spuszczoną głową stał na swoim stałym miejscu między
Rodolphusem Lestange’em a Albertem Yaxleyem w półokręgu, który tworzyło
dwudziestu odzianych w czerń i kościane maski śmierciożerców. Zwarty mur, który
powstał z ich długich, czarnych płaszczy, falował delikatnie od niespokojnych
oddechów. Wszystkie mięśnie Severusa były napięte prawie do granic, a całe
ciało przygotowane na możliwe w każdej chwili niespodziewane uderzenie zaklęcia
torturującego. Każdy z tutaj obecnych wiedział, że w takim nastroju Voldemort
rozdawał Cruciatusy swoim wiernym sługom
równie hojnie, co Dumbledore wszystkim wokoło cytrynowe dropsy.
Spojrzenia członków Wewnętrznego Kręgu wędrowały od Czarnego Pana do
prawego krańca łuku, gdzie stał obcy śmierciożerca. Wysoka, spowita w
identyczny z innymi płaszcz postać przyciągała nerwowy wzrok każdego ze zgromadzonych,
oprócz samego Voldemorta. Severusa zadziwiało, że ktokolwiek to był, przez cały
ten czas stał zupełnie prosto i nieruchomo. Niczym posąg. Żadnego pokornego
pochylenia głowy, zdenerwowanego drżenia, wiercenia się czy nawet tego falowania
przy przyśpieszonym oddechu. Zresztą, zerknąwszy przelotnie kilka razy w jego
stronę, przy czym bardziej z ciekawością niż z lękiem, Snape raczej nie dałby
sobie ręki uciąć, czy tajemniczy osobnik w ogóle oddychał. Diabli go wiedzą,
może Mroczny zapragnął ściągnąć sobie wampira albo inne nieumarłe cholerstwo z
piekła rodem. Z takim to nigdy nie wiadomo. Twarz nieznajomego, identycznie jak
twarze pozostałych śmierciożerców, zasłonięta była maską, a oczy skryte w
cieniu kaptura płaszcza. Im dłużej Severus przyglądał się obcemu, tym bardziej
dochodził do wniosku, że skądś tę nieugiętą postawę znał. I raczej nie chodziło
o Pottera, bo ten to nawet pięciu sekund nie wytrzymałby bez ruchu, a mowa o
dobrych dwóch godzinach, którą spędzili już w komnatach Czarnego Pana.
Voldemort w końcu przestał wydeptywać koleiny w i tak wytartym dywanie i
spojrzał na swoje sługi. Wszyscy starali się wyglądać jeszcze bardziej uniżenie
czy posłusznie, prócz nieznajomego, który nadal stał prosto jak rzeźba. Mroczny
nawet na niego nie spojrzał, sondując uważnie wzrokiem cały Wewnętrzny Krąg. Na
jego pergaminowo białej twarzy malował się grymas wściekłości. Severus
natychmiast przygotował się na tortury.
— Doniesiono mi — wysyczał Czarny Pan, przypatrując się kolejno każdemu
ze śmierciożerców — że Dumbledore przeżył bitwę i ukrywa się razem z ocalałą
resztką Zakonu Feniksa.
Szereg zamaskowanych postaci zafalował silniej i zaszemrał w odpowiedzi
ze zdumieniem. Coś obiło się o umysł Severusa, ale on nie pozwolił temu
wypłynąć na powierzchnię, znajdując się wciąż pod ostrzałem oczu i magii
Voldemorta. Może to była ulga, że staruszek jednak przeżył, a może złość, że to
oznaczało wznowienie roli podwójnego agenta. Snape wolał się nad tym nie
zastanawiać.
— Yaxley przechwycił wiadomość wewnątrz ministerstwa — ciągnął Mroczny z
pozornym spokojem, unosząc rękę i pokazując wymięty świstek pergaminu, który od
początku spotkania mocno ściskał w dłoni. — „Dumbledore żyje — przeczytał na
głos. — Zakon ukrywa się. Harry Potter jest bezpieczny.” — Ostatnie zdanie
wysyczał z czystą nienawiścią i natychmiast list w jego dłoni zapłonął ogniem. —
JAK TO MOŻLIWE, ŻE DUMBLEDORE PRZEŻYŁ BITWĘ, DURNIE?! — wrzasnął.
Dwadzieścia jeden postaci w czarnych płaszczach zgięło się nieco i
cofnęło o krok przed strumieniem napierającej na nich magii, gdy płomienie
świec wybuchły nad ich głowami i zadrżały szyby. Wściekłość Voldemorta często
wychodziła poza jego umysł, godząc we wszystko, co nie mogło lub nie potrafiło
się bronić. Nagle powietrze w pokoju zrobiło się gęste, drżało i pulsowało
niczym czarno-fioletowa, prawie niewidoczna mgła. Mroczna aura tężała jeszcze
wokół Voldemorta, oplatała go szczelnie niczym czarnomagiczny kokon, który
strzelał wokoło błyskawicami energii. Severusa zawsze drażniło, że większość
czarodziei dostrzegało magię jedynie w strumieniu zaklęć rzucanych z różdżki.
Jednak wprawione oko mogło ją zobaczyć, gdy unosiła się ponad naładowanym
zaklęciami przedmiotem, w miejscu, w którym rozegrał się pojedynek lub wokół
mocno uzdolnionego czarodzieja.
Czarny Pan zamarł na chwilę, żeby nagle poruszyć się niczym atakujący wąż
i cisnąć prosto przed siebie Cruciatusa. Czerwony promień ugodził Nicolasa
Notta, który padł z krzykiem na ziemię i zaczął wić się z bólu. Nikt nie ruszył
się, żeby mu pomóc. Voldemort, którego wykrzywiona w grymasie twarz była niczym
woskowa maska, natychmiast zdjął zaklęcie z Notta i rzucił je na następnego
śmierciożercę w szeregu, a potem następnego, i następnego. Severus padł na
kolana, czując jak setka cienkich i ostrych sztyletów wbija mu się w ciało, ale
nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Zagryzł wargi tak mocno, że poczuł w ustach
smak krwi. Voldemort nie przejmował się nim, bo już po chwili zajął się już
kolejnym członkiem Kręgu, który zaczął zwijać się w agonii tuż przy klęczącym
Snapie. Trochę dalej Bellatrix zawyła niczym ranne zwierze. Zaraz po niej
powinien wrzasnąć Lucius, ale miał szczęście i ominęła go ta przyjemność – tego
ranka wyjechał za granicę w sprawach Czarnego Pana. Na końcu Mroczny dotarł do
tajemniczego osobnika, który od rozpoczęcia się spotkania nawet nie drgnął. Gdy
ugodził w niego czerwony strumień Cruciatusa, padł na kolana z krótkim, cichym
jękiem, ale, tak jak Severus, nie zaczął tarzać się po ziemi, a z jego ust nie
wydobył się już żaden inny dźwięk, nawet westchnienie ulgi, gdy Czarny Pan
zdjął czar. To jednak wystarczyło Mistrzowi Eliksirów, żeby go rozpoznać.
Rzucił mu krótkie spojrzenie spod kaptura.
— Kretyni — wysyczał Voldemort. — Banda idiotów. — Każdy, kto zdążył się
już podnieść przynajmniej na kolana, został powalony na ziemię kolejną porcją
tortury. — Jak mam przejąć Ministerstwo Magii, skoro nie potraficie wykonać
PROSTEGO ZADANIA?! DURNIE! — Posłał między nich nowe zaklęcia.
Po trzecim uderzeniu Cruciatusa w mózgu Severusa wybuchła fala protestu i
zaczął się poważnie zastanawiać, czy wytrzyma kolejną dawkę. Bellatrix
podpełzła do Czarnego Pana i objęła go za nogi, ale ten odsunął ją kopniakiem.
Nie patrzył już, w kogo rzucał czar, tylko ciskał go przed siebie. Czerwone
promienie trafiały w skulone postaci, z których większość potraciła już maski,
ale też wypalały czarne dziury w kamiennych ścianach, podłodze czy meblach. W
pewnej chwili Severus z satysfakcją zauważył, że młody Malfoy w końcu się
zachwiał, jednak wciąż klęczał sztywno i w dalszym ciągu nie wydał z siebie
głosu. Snape był pod wrażeniem, ale szybko domyślił się, że odebrane wychowanie
zahartowało dzieciaka. Luciusowii zdarzyło się kilka razy mimochodem wspomnieć
o swoich genialnych (oczywiście tylko jego zdaniem) pomysłach na kary za
najmniejsze przewinienie, zaś Severus, jako wychowawca, miał okazję oglądać ich
skutki. Kolejna fala tortur była prawie nie do zniesienia, balansując na
granicy wytrzymałości psychicznej i fizycznej. Na szczęście następna nie
nadeszła. Voldemort wydawał się być wycieńczony. Czarna magia wymagała zużycia
ogromnej ilości energii, a on od dobrej godziny znęcał się nad przeszło
dwudziestoma śmierciożercami. Mężczyzna spojrzał jeszcze na nich z nienawiścią
czerwonymi oczami, a potem krótkim warknięciem kazał się wynosić wszystkim,
prócz młodego Malfoya, na którego kiwnął głową.
Severus z trudem podniósł się z podłogi, po czym na wiotkich nogach
opuścił pomieszczenie. Był wyczerpany fizycznie i psychicznie. Zwykle po takiej
wizycie w Mrocznym Dworze musiał jeszcze złożyć raport Dumbledore’owi. Zdał
sobie sprawę, że automatycznie o tym pomyślał i gdyby w porę się nie
zorientował, może deportowałby się wprost pod dom staruszka. Głupiec, wyrzucił
sobie. Tęsknienie za czymś takim jest objawem masochizmu lub raczej skrajnego
kretynizmu. Poza tym, czy to nie przez starego tak oberwałeś?
Bezpośrednio sprzed Dworu teleportował się na próg swojego domu, gdzie
się nieoczekiwanie zachwiał i musiał przytrzymać ściany. Zaklął głośno.
Wszystkie jego mięśnie były obolałe i odmawiały współpracy. Wszedł do budynku,
trzaskając drzwiami, jak zawsze po nieprzyjemnym spotkaniu z Czarnym Panem i
nagle zaklął po raz kolejny. Przypomniał sobie o obecności Morgenstern, które
pewnie spała jak gdyby nic, ale zaraz odsunął od siebie wyrzuty sumienia. Co go
w ogóle obchodziła jakaś głupia dziewucha?
Wspięcie się na schody było nie lada wyzwaniem. Gdy w końcu mu się to
udało i dotarł pod drzwi łazienki, jego ciało oblane było zimnym potem. Z
trudem zdjął czarny płaszcz, a potem szaty, w międzyczasie odkręcając kurek z
gorącą wodą nad wanną. W takich chwilach żałował, że nie posiadał skrzata
domowego, ale tę myśl także szybko od siebie odepchnął. Zanurzył się w gorącej
wodzie prawie z westchnieniem ulgi. Jego mięśnie powoli zaczęły się rozluźniać,
choć wiedział, że bez eliksirów przeciwbólowych się nie obejdzie, byłby obolały
jeszcze przez kilka dni. Sięgnął na półeczkę nad głową i wymacał tam trzy
fiolki. Zawsze trzymał je w pogotowiu. Wypił wywary, krzywiąc się nieco przy
ostatnim, który smakował, no nie oszukujmy się, jak stary kapeć, po czym oparł
głowę o brzeg wanny i przymknął zmęczone oczy.
Jego myśli poszybowały swobodnie. Na pierwszy plan szybko wysunął się
oczywiście Dumbledore, który miał być martwy, a nie był. Severusa zaciekawiło,
dlaczego do tej pory nikt z Zakonu się z nim nie skontaktował, choćby po to,
żeby poinformować go, że przeżyli. Czyżby mu nie ufali? Nic nowego. Był pewien,
że ze staruszkiem nie było najlepiej, w końcu dostał trzema czarnomagicznymi
klątwami na raz. Być może właśnie umierał. To było głupie ze strony Zakonników,
że żaden z nich nie pofatygował się po Snape’a. Może nie dałby rady uratować
dyrektora, ale pewnie udałoby mu się ulżyć nieco w cierpieniu. Głupcy, pomyślał
w otępieniu, które coraz mocniej zaczęło go ogarniać. Tyle razy powtarzałem
Dumbledore’owi, że bez niego to wszystko poleci na łeb na szyję, ale ten
oczywiście mnie nie słuchał. Nikt nigdy mnie nie słucha. Mówiłem, że trzeba
uważać na chłopaka? Mówiłem. I co? „Trzeba ocalić jego duszę”! Ha! Jakby było,
co ratować. Przecież dzieciak od małego siedział po uszy w czarnej magii, takie
rodziny jak Malfoyowie uczyły rzucania niewybaczalnych jak pieczenia
ciasteczek. I skończyło się na tym, że gówniarz był teraz nowym ulubieńcem
Geniusza Zła, psia jego mać. Dobrze, że się tam jeszcze przy nim kręcili
Morgenstern z Zabinim, to może dałobt się go jeszcze przeciągnąć…
Woda wlatująca mu do nosa i ust wyrwała go z błogostanu. Severus poderwał
się ponad krawędź wanny, plując, charcząc i klnąc. Zdał sobie sprawę, że
przysnął, a w tym czasie woda zdążyła już całkiem wystygnąć i nagle zrobiło mu
się zimno. Wytoczył się z wanny na lodowate płytki i szybko owinął ręcznikiem.
Wciąż miał nieprzyjemne uczucie w nosie i piekły go oczy. Nie przestając
przeklinać, ubrał piżamę i opuścił łazienkę.
Machinalnie spojrzał w kierunku pokoju Morgenstern i ze zdumieniem ujrzał
poświatę sączącą się przez szparę pod drzwiami. Może ręki sobie uciąć by nie
dał, ale mógłby przysiąc, że gdy wspiął się na schody, w pomieszczeniu było
ciemno. A teraz paliła się świeca. Zmarszczył brwi. Gdyby chodziło o to
trzaśnięcie drzwiami, Morgenstern dawno już by wyjrzała i może nawet na niego
nakrzyczała. Z nią nigdy nie było nic wiadomo. Jednak z drugiej strony, Severus
często trzaskał drzwiami po powrocie od Voldemorta i do tej pory jakoś na to
nie reagowała. Co się zmieniło?
Starając się, żeby nie zaskrzypiała pod nim podłoga, wolno podszedł do
drzwi i zaczął nasłuchiwać. Gdzieś w jego głowie zakołatała myśl, że mogłoby
wyglądać to mocno niestosownie. Morgenstern była jego siedemnastoletnią
uczennicą i takie zachowanie względem niej mogło uchodzić za niemoralne. Nie
zdążył się jednak za to skarcić, gdy za drzwiami usłyszał przytłumione głosy,
które natychmiast wyparły z jego umysłu wszystko inne. Oba były wyjątkowo
znajome.
— Nie powinieneś był tu przychodzić — powiedziała Morgenstern. Trzasnęła
zasuwana szuflada. — Profesor wrócił godzinę temu i nadal siedzi w łazience.
Jak cię przyłapie, będę miała kłopoty.
— Nie mam siły się z tobą kłócić — odparł mocno zmęczony głos, który z
całą pewnością należał do młodego Malfoya. Severus uniósł brwi. — A w Malfoy
Manor nie mam już żadnych eliksirów przeciwbólowych.
— Też mi wymówka… Mocno dostałeś?
— Nie, tak tylko mnie połaskotało — warknął chłopak nieprzyjemnie. —
Głupie pytanie. Gdybym dostał lekko, przychodziłbym do ciebie po eliksiry?
— Fakt, że wspiąłeś się na pierwsze piętro, nieco temu przeczy — odrzekła
na to bez oburzenia.
Przez chwilę nic nie mówili, a Severus usłyszał tylko ciche kroki
dziewczyny, dźwięk szkła obijającego się o szkło, gdy podawała Malfoyowi fiolki
z eliksirami oraz ledwo zauważalny szelest i skrzypienie, chyba gdy chłopak
podnosił się lekko na łóżku, żeby wypić wywary. Nie było pewności, czy się
jeszcze w ogóle odezwą, jednak na wszelki wypadek mężczyzna wciąż się nie
ruszał, żeby nie odkryli jego obecności. Domyślił się, że Malfoy dopiero co
przyszedł, na dodatek dostał się do pokoju oknem. Jak często to robił?,
zastanowił się w myślach. I to wprost pod jego nosem? Severus nie mógł wprost
wyjść z podziwu, że zdołało oszukać go dwoje nastolatków – jego, super-szpiega
stulecia.
— O co chodziło tym razem? — zapytała w końcu Morgenstern.
Łóżko znowu zatrzeszczało, tym razem chyba pod jej ciężarem. Zaszeleściła
pościel i ponownie skrzypnęło łóżko, a Severus domyślił się, że to Malfoy nieco
się przesunął, żeby zrobić dziewczynie miejsce na materacu. Mistrz Eliksirów
nie mógł się powstrzymać i zazgrzytał bezgłośnie zębami. Doprawdy, ten chłopak
wyraźnie czuł się tutaj jak u siebie.
Malfoy odezwał się po dłuższej chwili, wciąż słabym głosem.
— Był przeciek z Zakonu Feniksa. Dowiedział się, że Dumbledore żyje.
Dziewczyna wciągnęła powietrze tak głośno, że Snape usłyszał to nawet za
drzwiami. No w końcu była to dosyć niecodzienna wiadomość. Z drugiej strony, jej
udawało się wiedzieć rzeczy, o których nie powinna nawet zdawać sobie sprawy,
więc mogła sobie to przewidzieć.
— Naprawdę?
— Prawdopodobnie.
Znów cisza.
— Profesor wrócił godzinę temu — zauważyła w końcu dziewczyna. — Dlaczego
cię zatrzymał?
— Zlecenie mordu — odparł Malfoy lekceważąco.
— Co?!
Choć Severus nie widział twarzy Morgenstern, mógłby przysiąc, że wyrażała
zdumienie, zgorszenie, może nutkę przerażenia. Na jego własnej pewnie malowało
się to samo. Jego brwi podjechały wyżej, a na dodatek ten beznamiętny ton
Malfoya przyprawił go o dreszcze. Zdziwił się. Zabójstwa na żądanie wykonywali
zwykle on albo Lucius, Czarny Pan nie powierzał tak delikatnych spraw mało
skrupulatnym osobom, a mowa żółtodziobom. Nawet Bellatrix nie dostawała takich
zleceń, bo była niedyskretna. Od kiedy to młody Malfoy był pupilkiem
Voldemorta?
— Znowu? — zapytała dziewczyna z taką irytacją, że Severus o mało nie
udławił się własnym językiem. W jej głosie nie było przerażenia. Z nią naprawdę
było coś nie tak. — Co tym razem?
Odpowiedź chłopaka brzmiała bardzo sennie. I znów lekceważąco, jakby nic
dla niego nie znaczyło zamordowanie z zimną krwią niewinnego człowieka. Z nimi
obojgiem było coś nie tak. Nawet Severus, płatny morderca z wieloletnim stażem,
nie traktował śmierci w kompletnie bezstresowy sposób.
— Jakiś tam ministerialny urzędnik.
— Mogliby ci przynajmniej za to płacić — westchnęła na to Morgenstern. —
Nie wspomniał nic o eliksirze? — dopytała się jeszcze z niepokojem.
— Hm, nie.
— To dobrze.
— Mhm…
Severus zastanowił się o jaki eliksir mogło jej chodzić, ale nagle
poświata pod drzwiami zgasła i spowiła go ciemność. Łóżko po raz kolejny
zaskrzypiało, znowu zaszeleściła pościel. Ale zamiast zapanować cisza, z pokoju
nagle zaczęły dobiegać kolejne trzaski i chrobotanie, a potem oburzony głos
chłopaka:
— Hej, co robisz?
Morgenstern cmoknęła z irytacją.
— Próbuję wziąć przykrycie. Jak sama nazwa mówi, tym się przykrywa, a nie
traktuje jako prześcieradło. Przesuń nieco, to je wezmę.
— No przecież… Auć! Nie wpychaj mi łokcia w żebra!
— Mówię ci, żebyś się przesunął. Mam użyć magii? Obawiam się, że nie
będzie to przyjemne.
— Zero litości — westchnął, ale najwyraźniej wykonał polecenie.
— Siedź cicho, jeśli nie chcesz wylądować na podłodze — zagroziła mu
jeszcze ze śmiechem.
Malfoy wymamrotał coś pod nosem w odpowiedzi, ale Severus już tego nie
dosłyszał. Postał jeszcze przez chwilę pod drzwiami, ale wkrótce zaczęły zza
nich dochodzić dwa wyrównane oddechy i tylko ciche trzeszczenie łóżka, gdy
któreś z nastolatków poruszyło się przez sen. Snape ostatecznie nie wiedział,
czy powinien zachować się jak wychowawca (lub może raczej ojciec) i czuć
oburzenie, że Malfoy spędzi noc w pokoju Morgenstern, czy może raczej
potraktować to po ślizgońsku i udawać, że o niczym nie wiedział. W końcu, wbrew
powszechnemu przekonaniu, sam też miał kiedyś te siedemnaście lat i nawet
zdarzało mu się myśleć o czymś innym niż czarna magia, eliksiry czy zemsta na
Potterze i Blacku. Stał tak przez dłuższą chwilę niezdecydowany, ale finalnie
wybrał drugą opcję i w końcu bezszelestnie przemknął do swojej sypialni.
Nawet on nie miał serca wywalać obolałego Malfoya w ciemność.
Rano nie mógł jednak odmówić sobie przyjemności bycia wrednym. Zamiast,
jak zwykle po spotkaniu w Mrocznym Dworze, wstać w okolicach godziny ósmej,
zebrał się z łóżka już koło siódmej (nie bez trudu, ale czego się nie robiło
dla idei), po czym ubrawszy się i wykonawszy poranną toaletę, pokuśtykał przez
górny korytarz i z energią zastukał do drzwi Morgenstern.
W pomieszczeniu wyraźnie zapanowało poruszenie.
— Morgenstern! — zawołał, nie mogąc powstrzymać uśmieszku cisnącego mu
się na usta. — Proszę natychmiast otworzyć drzwi.
— Jak… co… Chwileczkę! — odkrzyknęła z paniką. — Ja…
— Nielegalnie goszczę młodego Malfoya — dokończył za nią głosem ociekającym
jadem. — W tej chwili otwieraj te drzwi albo wywarzę je zaklęciem — zagroził.
Życie w pokoju zamarło. Po chwili rozległy się kroki, zazgrzytał
przekręcany w zamku klucz i drzwi stanęły otworem. Z Malfoyem na pierwszym
planie. Był na szczęście całkowicie ubrany (choć może odrobinę wymięty i
potargany), a przy tym nie wydawał się czuć ani odrobinę skrępowany sytuacją, w
której się znalazł.
— Dzień dobry, panie profesorze — przywitał się uprzejmie z prawie
bezczelnym uśmiechem. — Piękny poranek.
Severus wyrzucił sobie, że w sumie powinien się spodziewać. Jak do tej
pory nie udało mu się ujrzeć wyrazu skruchy na twarzy Malfoya, który miał
niezwykłe zdolności do obracania niesprzyjających sytuacji na swoją korzyść.
Doprawdy, była to bardzo irytująca cecha. Mistrz Eliksirów zgromił go wzrokiem
i spojrzał nad jego ramieniem. Morgenstern siedziała na łóżku zakryta szczelnie
marynarką chłopaka i, w przeciwieństwie do niego, wyglądała na mocno
skrępowaną. Jej opuchnięte usta i wyglądająca zza rozpiętego kołnierza Malfoya
świeża malinka świadczyły, że nie tylko Snape wstał dziś wcześniej.
— Rozumiem, że pan Malfoy zostaje na śniadanie? — zapytał jadowicie,
wciąż patrząc na dziewczynę, która zarumieniła się jeszcze bardziej.
— Bardzo chętnie — odparł chłopak, nie przestając się uśmiechać.
Morgenstern posłała tak mordercze spojrzenie w jego plecy, że sam Severus
by się go nie powstydził. Na jego widok mężczyzna poczuł przypływ satysfakcji i
miało brakowało, a uśmiechnąłby się tryumfalnie. Już on jej pokaże, co się działo,
gdy ktoś próbował oszukać Severusa Snape’a. Wykrzywił ironicznie usta.
— Może najpierw doprowadźcie się do porządku — rzucił sucho i odwrócił
się na pięcie, powiewając szatami.
— Idiota — syknęła Morgenstern, zanim zamknęły się drzwi pokoju.
Severus zaśmiał się cicho do siebie. Nie ma to jak miły początek dnia.
To było najdziwniejsze śniadanie, w jakim Severus miał okazję brać
udział, a kilka naprawdę dziwnych śniadań zdarzyło mu się w życiu. Malfoy
najwyraźniej miał wyśmienity humor, a ten ironiczny uśmieszek wciąż nie
schodził mu z ust, co doprowadzało Snape’a do szewskiej pasji. Z kolei
Morgenstern nie podzielała jego nastroju, wręcz sapała z irytacji i posyłała mu
nieprzyjazne spojrzenia znad swojego talerza. Mistrz Eliksirów po kilku
minutach stwierdził, że to było nawet zabawne, jednak szybko zweryfikował swój
pogląd, gdy zastawa na stole zaczęła drżeć.
— Morgenstern, o ile pamiętam, został ci jeszcze jeden dzień do
pełnoletniości — przypomniał sucho. — Folguj nieco z magią.
Nawet na niego nie spojrzała, ale miniaturowe trzęsienie ziemi od razu
ustało. Dziewczyna wciąż jednak nie przestała gromić Malfoya wzrokiem, ten
natomiast w ogóle na to nie reagował. Severus przyglądał się temu prawie z
fascynacją. Siedzieli naprzeciw siebie, Morgenstern po jego lewej, a Malfoy po
prawej stronie i toczyli między sobą niewerbalną batalię. Snape miał niewielką
wiedzę na temat związków, ale wydawało mu się, że nie do końca tak one
wyglądały. Najwyraźniej należało brać na to poprawkę, jeśli chodziło o tę
dwójkę.
Severus przyjrzał się bliżej chłopakowi. Pamiętał tego bladego
jedenastolatka, który sześć lat temu po raz pierwszy wkroczył do wielkiej sali
i usiadł na stołku, żeby dokonała się jego Ceremonia Przydziału.
Siedemnastoletni Draco Malfoy nie przypominał go tak bardzo, jak mogłoby się
wydawać. Wciąż był blady, wyniosły i bardzo sztywny, miał te same chłodne szare
oczy, prawie białe włosy, lekko zadarty nos i ostre rysy, jednak cała jego
postawa emanowała energią, czego nie można było powiedzieć o jedenastoletnim wymoczku
kryjącym się za plecami dwóch o wiele większych kolegów z roku. Obecny Malfoy
na pewno potrafił się obronić, a do tego porządnie przyłożyć każdemu, kto z nim
zadarł. Ten kpiący uśmieszek ewoluował przez ostatnie lata, ale wciąż nie
schodził z twarzy chłopaka, co w połączeniu z chłodnym, pretensjonalnym tonem,
bywało mocno irytujące. Dodatkowo w oczach Malfoya pojawił się dziwny błysk,
który dodawał mu drapieżności i (nawet Snape musiał to przyznać) urody, której
i tak mu nie brakowało. Draco w wieku jedenastu lat nie był zbytnio ładny, zbyt
chudy, niski i na dodatek wiecznie skrzywiony, jakby coś go bolało. Czas
obszedł się z nim łaskawie.
Morgenstern już na pierwszy rzut oka wyglądała jak jego przeciwieństwo,
co w tej chwili uderzyło Severusa mocniej niż dotychczas. Może dlatego że miał
tę dwójkę jednocześnie przed sobą i mógł się na nich bezkarnie gapić.
Dziewczyna nie wyglądała na arystokratkę, nawet mimo sześciu lat spędzonych
między tymi dobrze urodzonymi młodymi
ludźmi. Choć straciła nieco na drapieżności i nieustannie się uśmiechała, jakby
kochała każdego człowieka na świecie, nadal brakowało jej tej sztywności i
stateczności ruchów. No i na pewno nie miała modowego zamiłowania Ślizgonek,
które od wieków słynęły z doskonałego zmysłu w doborze ubrań oraz innych
damskich akcesoriów. Morgenstern w typowej dla siebie czerni wyglądała przy
nich tak bardzo niestosownie, że aż trudno było uwierzyć, że była jedną z nich.
Jej nieoficjalne stroje w Hogwarcie wyglądały jak zakonne habity, proste,
skromne i aż ascetyczne. Ubrania, które nosiła u Severusa, były tak mugolskie,
że to prawie bolało. Na dodatek lubowała się w jaskrawych napisach o
bezsensownej treści typu dzisiejszej: Gott
ist tot [1]. Jakoś nigdy nie oskarżał Morgenstern o religijność, ale to brzmiało
nazbyt agresywnie jak na nią. Poza tym, do tej pory nie posądziłby jej o
czytanie Nietzschego.
Posiłek trwał prawie godzinę w całkowitym milczeniu, przez co Severus
miał bardzo dużo czasu na rozmyślania. Bezczelnie obserwował nastolatków, nawet
się z tym nie kryjąc, ale oni chyba nic nie zauważali, zajęci sobą. To dziwne,
pomyślał Snape, przyglądając się im znad kubka z kawą. Jak długo można
prowadzić bitwę na spojrzenia? Przedtem nie miał zbyt wielu możliwości
obserwować zakochanych (jeśli można to tak nazwać). Jego rodzice nie byli
idealnym przykładem – ojciec pił do nieprzytomności i lał ich także do
nieprzytomności, a matka harowała całe dnie w mugolskim barze, zaś nocami
płakała i w tajemnicy uczyła Severusa pierwszych zaklęć. To właśnie dzięki niej,
a nie szkolnym kolegom, Snape pierwszy raz zetknął się z czarną magią. Mistrz
Eliksirów wiedział, że dzieciństwo młodego Malfoya pod tym względem wyglądało
podobnie.
Nieopatrzne porównanie siebie do chłopaka nieco go otrzeźwiło. Nie. Nawet
jeśli mieli ze sobą coś wspólnego, Severus i tak go nie lubił. Malfoyów po
prostu nie dało się lubić. No chyba że było się Morgenstern.
— Będę się już zbierał — powiedział nagle chłopak, odkładając na bok
sztućce i elegancko ocierając usta serwetką. — Muszę jeszcze wpaść gdzieś po
drodze.
Wstał od stołu, a jednocześnie podniosła się Morgenstern, jakby pociągnął
ją za sobą. Severus miał ochotę kazać jej usiąść, jednak Malfoy plączący się
samotnie po jego domu był ostatnią rzeczą na świecie, którą chciałby tu mieć.
Skinął więc w milczeniu głową na jej pytające spojrzenie i wrócił do Proroka
Codziennego, jakby było w nim cokolwiek interesującego. Gazeta coraz bardziej
ulegała wpływom nie tyle ministerstwa, co Czarnego Pana i podległych mu
urzędników.
— A właśnie — rzucił niespodziewanie Malfoy, zatrzymując się w progu
kuchni i odwracając na pięcie. Wyraz jego twarzy nie spodobał się Severusowi. —
Pytałaś już pana profesora o pozwolenie na spędzenie całego jutrzejszego dnia,
a potem też i nocy u mnie? — zwrócił się do Morgenstern z psotnym uśmiechem.
Dziewczyna zgromiła go wzrokiem, co Severus i tak zauważył, mimo że była
odwrócona do niego plecami. Uniósł brwi. Westchnęła ciężko i spojrzała w końcu
w jego stronę.
— Draco, Blaise i Pansy urządzają dla mnie przyjęcie urodzinowe —
wyjaśniła beznamiętnie.
Brwi Snape’a podjechały wyżej.
— Ukończenie siedemnastu lat oznacza pełnoletniość, Morgenstern. Myślę,
że w takim wypadku pytanie mnie o pozwolenie nieco mija się z celem.
Posłała mu słaby uśmiech pełen wdzięczności. Malfoy najwyraźniej nie czuł
się jednak usatysfakcjonowany i już otwierał usta, żeby coś dodać, kiedy
kopnęła go mocno w kostkę. Posłał jej mordercze spojrzenie, ale nawet się nie
skrzywił. Po nocnej wizycie u Voldemorta było to pewnie bardziej jak
łaskotanie. Morgenstern nie zwróciła uwagi na jego wzrok godny bazyliszka,
bezpardonowo wypychając go z kuchni na korytarz, gdzie – sądząc po odgłosach –
jeszcze raz mu przyłożyła. Ta dziewczyna ma coś nie tak z głową, pomyślał
Severus z niechcianym podziwem, mimowolnie słuchając ich kłótni prowadzonej
półgłosem w przedpokoju. A Malfoy tym bardziej, skoro się z nią spotykał. Żaden
człowiek o zdrowych zmysłach długo by tego nie wytrzymał. Severus dawno już
doszedł do wniosku, że Morgenstern po prostu była kłębkiem szaleństwa, na
dodatek niebezpiecznie oddziaływującym na otoczenie. Tylko czekać, aż sprowadzi
na nich wszystkich gniew Voldemorta.
______________
Opis do tytułu: W sieci zła (ang. Fallen) – amerykański horror z 1998
roku.
[1] Gott ist
tot (niem. Bóg nie żyje) – Fryderyk
Nietzsche.
I znów mamy perspektywę Severa. Lubię do niego wracać. Niektórzy z Was zastanawiali się pod jednym z wcześniejszych rozdziałów, co by się się stało, gdyby Sever przyłapał Dracona w pokoju Corny. Ależ proszę bardzo. Moim zdaniem nie mogło stać się nic innego, gdy zetknęły się ze sobą dwa tak ironiczne charaktery jak Draco i Sever. Szkoda mi tylko Corny, bo ona najgorzej na tym wyszła.
Sama nie wiem, czy rozdział mi się podoba. Nie jest dokładnie taki, jaki oczekiwałam, że będzie, słodko-gorzki i zbytnio przepełniony przemyśleniami, ale ostatnio mam problem z przelaniem myśli na papier. I - Morgano ratuj! - brakuje mi pomysłów na to opowiadanie. Chyba coś tam wewnątrz mnie się wypaliło, ale nie będę się nad tym rozczulać i biorę się do roboty. Mam zamiar skończyć tę historię i tak też zrobię.
Tak w ogóle, to miałam dodać tutaj bonus z okazji drugich urodzin opowiadania (stuknęły 17 maja), ale po jego przeczytaniu (fragmentu, bo jest jeszcze nieskończony), stwierdziłam, że się tutaj jeszcze nie nadaje. Jest zbyt... hm, odważny, momentami nieco wulgarny i choć prawie nie ma w nim przekleństw czy też w ogóle nie ma typowych scen erotycznych, chyba lepiej będzie zamieścić go na Zapomnianej Szufladzie. Jeśli więc ktoś jest ciekawy, co się stanie, jeśli Beatrice przesadzi z Dramione i Sevmione, zapraszam tam. Notka powinna pojawić się na dniach. Oczywiście, tych parringów tam nie będzie, to jakby opowiadanie z alternatywnego świata "Serca Smoka" z Draconem i Corny w rolach głównych. Ciekawskich i przede wszystkim odważnych serdecznie zapraszam.
EDIT. Sama nie wiem, czy jestem nieuważna, czy po prostu głupia, ale podałam Wam zły adres mojego bloga z opowiadaniami, co uzmysłowił mi dopiero komentarz Dusi. Już to poprawiłam. Bardzo Was za to przepraszam, moje niedopatrzenie. Na pojawienie się miniaturki będzieci musieli jednak poczekać, bowiem mój lapek jest w naprawie.
Całuję.
Wasza,
Wasza,
I nie ma to jak być pierwszą! ^^
OdpowiedzUsuńPrzeczytam rozdział później, najpóźniej do jutra:)
Jestem! ^^
UsuńMyślałam, że wczoraj dam radę przeczytać, lecz jak co rusz przymierzałam się, aby przeczytać, coś znów mnie zatrzymywało.
Spóźnione życzonka, ale zawsze... Gratuluję Ci drugiej rocznicy bloga! Oby dotrwała do trzeciej;) Pisz, pisz, kochana, bo to opowiadanie jest niesamowite;) I jakoś nie mogę dotrzeć do "Zakazanej Szuflady", pisze, że nie ma takiej strony.
Co do rozdziału. Jak zwykle genialny. I do tego cały rozdział z perspektywy Severusa, co mnie zaskoczyło - w pozytywnym sensie. W sumie to ja także zastanawiałam się, co by to było, gdyby Sev przyłapał ich razem w pokoju, mimo iż nie pisałam tego w komentarzach... (a może pisałam? - skleroza nie boli). Wyszło naprawdę dobrze. Tak, jak powinny zderzyć się światy Malfoya i Snape, i tak, zgadzam się całkowicie - Corny na tym źle wyszła.
Voldemort jest w swoim żywione i rozdaje niewybaczane zaklęcia na prawo i lewo (w sumie porównanie z tym z Dumbledore'owymi dropsami mnie rozwaliło xD). Az jestem pod wrażeniem, że Severus i Draco tak dzielnie przyjęli te zaklęcie - wiadomo, że skutki uboczne są i jestem pod wrażeniem, że Malfoy po tym wszystkim poczłapał się do okien Morgenstern.
Końcowa kwestia mnie zaintrygowała, bo rzeczywiście, z tym zachowaniem Coryny to tylko czekać, aż sprowadzi na nich wszystkich gniew Voldemorta.
Czekam niecierpliwie na dalszy ciąg:)
Życzę duuużo wenki, bo pewnie się przyda ;)
Pozdrawiam:*
Ochjej. Widzisz, moja droga, nawet nie zauważyłam, że pomyliłam się w adresie własnego bloga :/ Uch, ale ze mnie gapa. To nie "Zakazana", tylko "Zapomniana Szuflada". Już to poprawiłam i powinno się bez problemu otwierać. Dodałam tam także zapowiadaną notkę ;)
UsuńPerspektywa Severa bardzo mi pasuje. Może dlatego że jest on wrednym dupkiem? xD Nie wiem, ale niezaprzeczalnie pisze mi się z jego punktu widzenia równie dobrze, co z punktu widzenia Dracona. Co do Voldemorta, miałam napisać, że rozdawał Cruciatusy jak cukierki na Halloween, ale gdzieś to czytałam i nie chciałam plagiatować. Z tymi dropsami chyba wyszło nawet lepiej ;)
Dzięki za życzonka. Mam nadzieję, że Ten blog jeszcze trochę pociągnie.
Pozdrawiam.
To może zastanowiłabyś się nad opowiadaniem o Severusie? ;) Ja bym bardzo chętnie przeczytała o jego historii z Twojej perspektywy ;)
UsuńA to trochę dziwne, bo ja na Scorpiusie użyłam porównania z "cukierkami na Halloween", ale nie wyczytałam nigdzie takiego porównania, więc może nie posądzą mnie o plagiat :P
A adres już działa^^ A czy dodasz na tej stronie Gadżet do Obserwowania postów? Na pewno tam zagoszczę, muszę tylko wszystko obczaić na tym blogu;)
No normalnie ktoś śmiał mnie uprzedzić!
OdpowiedzUsuńDusiu wiesz, że zamorduje?
Zawsze ja byłam pierwsza!
Ale nic wracając do treści.
Tak w końcu się doczekałam.
Naprawdę właśnie najbardziej liczyłam na to spotkanie i w końcu ale.... zabrakło mi trochę emocji.
Myślałam chociaż że Sev okaże się bardziej sadystyczny... no ale mniejmy na uwadze, że Draco miał bardzo ciężką noc i należała mu sie mała ulga taryfowa.
Co do Corny to faktycznie wyszła na tym najgorzej i wręcz aż jej współczuje.
Na szczęście ta dziewczyna ma jaja i to dosłownie.
Niemal z każdej sytuacji wyjdzie z obronną ręką!
Naprawdę warto było czekać na rozdział chociaż nie tak długo jak Ci się to zdarzało wcześniej.
Cieszę się że postanowiłaś kontynuować opowiadanie mimo przeciwności losu.
Nie chcesz wiedzieć co bym zrobiła gdybyś porzuciła mi Corny.
Normalnie sam Merlin, by Cię wtedy nie obronił he he.
Co do bonusu na pewno zajrzę i na pewno poczytam z przyjemnością co tam wyskrobałaś.
A na koniec życzę przyjemnych wakacji.
Wiem, że zasłużyłaś.
pozdrawiam!
Jeeny, wiesz, że dopiero zauważyłam Twój komentarz? Zakwalifikował się jako spam, nie mam zielonego pojęcia czemu. Dziś przejrzałam zakładkę ze spamem na pulpicie i zauważyłam komentarz. Przepraszam Cię bardzo.
UsuńHm, myślę, że obaj mieli bardzo ciężką noc, a Sever jakoś nieszczególnie miał ochotę dobijać Corny. To bardziej ona dostała taryfę ulgową, nie Draco. Malfoy jeszcze swoją działkę złościwości dostanie, Sever tak łatwo mu nie przepuści ;)
No cóż, Corny musi sobie radzić, przecież nieustannie przebywa w towarzystwie Dracona, a ten to uwielbia pakować się w kłopoty i wciągać w nie innych.
Nie mam najmniejszego zamiaru porzucać opowiadania. Obecnie poprawiam pierwsze rozdziały, pisanie nowych idzie mi jednak dość opornie, ale będziemy działać. Staram się, jednak nie jest to dla mnie najlepszy czas.
Pozdrawiam.
No nie! Skandal! Znowu nie mam czego wytknąć... Eh, opuszczam się.
OdpowiedzUsuńRozdział z perspektywy Severusa - powiało grozą na początku, to fakt, ale potem wybacz, ale nie potrafię być poważna jeżeli chodzi o jego postać, nawet jeśli jest gburem, w dodatku faktycznie nieprzyjemnym dla całego otoczenia. I to tylko u ciebie w opowiadaniu wszystko co sprowadza się do niego mnie po prostu bawi, a wszystko to przez te nieszczęsne, kiedyś wspomniane kanapki z serem i pomidorem, które no, po prostu, zakodowałam sobie w głowie na amen.
Jak już wspomniałam, faktycznie na początku rozdziału zrobiło się trochę strasznie. Mroczny rzeczywiście ma nierówno pod sufitem, ale to chyba dla nikogo nie jest zaskoczeniem. Sądzę, że to jego maniakalne dążenie do zdobycia wszelkiej władzy i potęgi kiedyś jego samego zabije, a wtedy wszyscy odetchną z ulgą. Ale nie o tym chciałam napisać. Zajebiście, bo inny wyraz nie przychodzi mi na myśl, ukazałaś siłę i upór Draco, który za wszelką cenę nie chciał okazać słabości pośród wyjących śmierciożerców, ranionych zaklęciem niewybaczalnym.
Co jeszcze? To, jak bardzo Malfoy musi grać, jak bardzo musi być silny, aby z jednej strony swojego życia okazywać siłę, kłamstwo i samozaparcie, a z drugiej jednak jak potrafi być opiekuńczy i po prostu ludzki, kiedy w relacjach z Corny całkowicie poddaje się jej i całemu uczuciu, istniejącemu między nimi.
A co do konfrontacji całej trójki przy śniadaniu, to wyszło ci to super, nic dodać nic ująć. Cały czas miałam banana na twarzy, kiedy to czytałam :DD.
Naprawdę skandal xD Jak mogłam napisać bez żadnego błędu ;p Czy mi to kiedykolwiek wybaczysz? xD
UsuńNie no, dzięki. Będziesz mi całe życie wytykać te kanapki? ;) Wybacz mi, sweety, że zrzucę Cię z różowego obłoczka, ale mordercom i szpiegom zdarza się jeść na śniadanie kanapki z serem i pomidorem ;p
Nikt nigdy nie mówił, że wielcy dyktatorzy są w pełni normalni. Gdyby byli, nie mordowaliby milionów ludzi dla własnego kaprysu, no nie? Ale trzeba przyznać, że Mroczny jest jednym z najbardziej stukniętych samozwańczych władców świata.
Draco jest uparty, bo tak go nauczono. Ukazanie słabości jest dla niego hańbą, dlatego za wszelką cenę chce wszystkim pokazać, że jest silny. Chyba przede wszystkim samemu sobie. Może dlatego tak ciągnie go do Corny? Bo przy niej nie musi być zawsze najlepszy i nieustraszony? Sama nie wiem. Piszę o nim, a czasem mam wrażenie, że w ogóle go nie rozumiem, jakby wymykał mi się z mojego schematu. Poza tym, Corny jest tak przepełniona ciepłem i szaleństwem, że udziela się to otoczeniu.
Nie masz pojęcia, z jaką miną ja opisywałam to śniadanie ;)
Pozdrawiam.
Lubię takie historie i ta również niezwykle mi się spodobała. Podoba mi się Twój styl pisania i to jak ukazujesz Malfoya. Często jest mi go nawet żal za to, że tak musi udawać i znosić to wszystko. Voldzio... no cóż... jak zawsze świruje, ale to się chyba nigdy nie zmieni. Pozdrawiam i życzę weny( oczywiście czekam z niecierpliwością na nowy rozdział)
OdpowiedzUsuńhttp://broken-heart-ff.blogspot.com/
Dziękuję. Staram się ukazać Dracona jak najbardziej rzeczywiście - zarówno dobrego, jak i złego, nie przeginając w żadną ze stron. Mam nadzieję, że mi się udaje.
UsuńCieszcie się i radujcie, albowiem król Julian powrócił na to blogspotowe zadupie po długich dwóch tygodniach nieobecności.
OdpowiedzUsuńBea, przeczytałam sobie ten rozdział i stwierdzam, że jest świetny(jak każdy inny z resztą.)
Rozdział z perspektywy mego idola, Severusa Snape'a? Geniusz! Sever jest lepszy nawet od The Simpsons, Happy Tree Frends i kucyków Pony razem wziętych! Kocham tego gościa. Chcę więcej rozdziałów z perspektywy Snape'a.
Więcej mi się nie chce pisać, rozdział ładny, piękny, masz fajny styl pisania et cetera et cetera.
Czekam na rozwój akcji i znkam.
Nic nie widziałaś i nic nie słyszałaś... (Puff!)
Heh ;p Czekałam na Ciebie. Już zaczynałam się bać, że mnie opuściłaś, my dear ;)
UsuńCieszę się, że Ci się podobał, choć ja mam co do niego kilka zastrzeżeń. Mam wrażenie, że ta scena w Mrocznym Dworze wyszła mi za bardzo patetycznie i troszkę wyidealizowałam Dracona. Nie chcę, żeby od razu był takim superbohaterem, Panem Doskonałym, ale nie zawsze mi to wychodzi.
Sever oczywiście wymiata ;) Jakże inaczej.
Nic nie widziałam, nic nie słyszałam, o niczym nie wiem xD
Ale mnie tu dawno nie było. Zrobiłem sobie dłuższą przerwę od blogosfery i muszę nadrabiać zaległości. Dziś w końcu mi udało nadrobić te zaległości u ciebie.
OdpowiedzUsuńMówiłem ci już, że podziwiam cię za te opisy? No naprawdę świetne ;d.
Dużo się tu działo przez te 10 rozdziałów (a raczej jedenaście, bo przecież jedyneczka była podzielona na dwie części).
Uwielbiam jak piszesz z perspektywy Severusa, ale to już wiesz, bo kilkakrotnie o tym wspominałem :).
Jednak nakrycie Nietoperza w swoim domu Dracona, nie było takie straszne, jak mogło się wydać Cors.
A propos Cors. Coś tam wyczytałem, że brakuje ci pomysłów (w co nie wierzę). A gdyby tak Morgenstern okazała się podwójnym agentem, tak jak Snape, i wszystko co by jej mówił Draco, przekazywała ukrywającemu się w Zakazanym Lesie Zakonowi?
To ja z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam.
PS. Na dniach na moim blogu powinna pojawić nowa notka. Głównym bohater będzie ten sam, ale historia nieco inna.
No nie było Cię :) Tak się zastanawiałam, czemu zniknąłeś i czy w ogóle wrócisz (niektórym zdarza się zniknąć na wieki). Cieszę się, że mimo wszystko powróciłeś. I czekam na newsa u Ciebie.
UsuńHah, a nie znawidziłeś tych opisów po przeczytaniu na raz jedenastu notek? ;) Mnie to by chyba niedobrze się zrobiło. Osobiście nigdy nie przeczytałam swojego opowadania w całości, pewnie nawet nie wiem, co kryje się w pierwszych rozdziałach. Krótka pamięć.
Kto nie kocha Severa? No cóż, nie da się nie zauważyć, że go lubisz, skoro masz go w avatarze xD Wszyscy chyba lubią czytać z jego perspektywy. Ma takie niecodzienne spojrzenie na świat, nieco inne niż Draco, choć równie ironiczne. I chyba lekko denerwujące.
Corny szpiegiem? Ajajaj, to byłoby trudne do wykonania z kilku powodów. Po pierwsze, jest na to zbyt szalona - nikt nie zrobiłby szpiega z osoby, której nie można upilnować. Secundo, jestem wierna Draconowi, a Corny to moje alter ego, więc wiesz, nie mogłabym mu tego zrobić. Choć muszę przyznać, że sam pomysł jest ciekawy.
Pozdrawiam.
A zapomniałem jeszcze o szablonie. To Bella czy może szalona Corny? Raczej to pierwsze ;p.
OdpowiedzUsuńTo absolutnie Bellatrix. Helena Bonham Carter zagrała ją fenomenalnie i nie mogłabym tego zmienić. A Corny jest odrobinę za młoda, żeby wyglądać jak Bella na zdjęciu.
Usuń