Propozycje
Tym, co
mężczyzna ceni u kobiety, która mu się długo opierała, nie jest jej cnotliwość,
lecz jego własny upór.
Guy de de
Maupassant
W przeddzień przerwy wielkanocnej w Hogwarcie zawrzało. Na zewnątrz była
jeszcze dość mokra wiosna, lecz w zamku rozpoczęły się dyskusje, gorętsze niż
letnie upały. Niektórzy uczniowie nie mogli już doczekać się, kiedy wrócą do
swojego domu i własnego pokoju, zobaczą się ze swoimi rodzinami, mugolskimi
przyjaciółmi, zwierzakami czy czym tam jeszcze. W zamku panowała atmosfera
radosnego podniecenia, znów rozgorzały rozmowy i śmiechy, podobnie jak przed
pamiętnymi walentynkami.
Draco Malfoy nie miał zamiaru wracać na święta do domu. Puste mury,
zakurzone pokoje, kruki latające nad okolicą i staczający się coraz bardziej
ojciec nie były tym, co chciał oglądać przez dwa tygodnie wolnego. Może gdyby
wciąż mieszkała tam matka, zmusiłby się, żeby tam wrócić i nie pozwolić ojcu
znęcać się nad nią. Ale teraz wolał zostać w Hogwarcie z nieustannie
poprawiającą swoje idealne notatki Corny i jeszcze nie do końca w pełni sił po
przemianie Diabłem. No i oczywiście z niezastąpioną Znikającą Szafą w Pokoju
Życzeń.
Teraz natomiast siedział przy okrągłym stoliku w swojej sypialni i starał
się sklecić poprawny list do ojca, w którym informował go, że nie mógł
przyjechać na przerwę wielkanocną z powodu nawału nauki.
— Corny, może ty w ogóle przeprowadzisz się do mnie, co? — zakpił, gdy
spoglądając na swoje łóżko, widział, jak dziewczyna skrobała piórem esej na
eliksiry, leżąc na brzuchu i machając w powietrzu nogami. — Wywalimy Diabła do
Czarnej, a ty zamieszkasz ze mną. Mogę ci nawet oddać swoje łóżko, skoro tak
bardzo je lubisz, a ja przeniosę się na Diabła.
— Ja nigdzie się stąd nie ruszam — wymamrotał brunet, zagrzebany w swojej
pościeli tak, że nie wystawał mu nawet czubek głowy. Nadal pił wywar tojadowy i
spał tyle, że Dracona dawno by już od tego zemdliło.
Corny nie zareagowała tak spontanicznie jak Malfoy się spodziewał. Prawdę
mówiąc, wcale nie zareagowała, tylko dalej pisała wypracowanie i nawet nie
podniosła głowy znad pergaminu. Draco poczuł się urażony.
— To nie jest głupia myśl — mruknęła spokojnie, maczając pióro w
kałamarzu z atramentem. Draco z niepokojem przyglądał się temu zabiegowi,
obawiając o swoje białe prześcieradło.
— Nie zgadzaj się, Corny — odezwał się ponownie Zabini. — On chce cię
tutaj tylko po to, żeby nastawać na twoją cnotę. Wie, że w nocy może mu się
pomylić łóżko i wyląduje u ciebie.
— Och, zamknij się, Diable — zdenerwował się białowłosy.
Corny ze stoickim spokojem umoczyła pióro w atramencie. Miała już
zapisaną regulaminową stopę, a wyglądało, że jeszcze nie skończyła. Eliksiry
zawsze były jej ulubionym przedmiotem i nie zniechęcił jej do nich nawet
Slughorn. Rozmowa toczona w pomieszczeniu wydawała się nie bardzo ją obchodzić,
a ona włączała się do niej tylko z uprzejmości. Panna Morgenstern wiele rzeczy
robiła z uprzejmości. Na przykład nie traktowała propozycji Dracona poważnie. W
przeciwnym razie chyba nie byłaby z niej zadowolona.
— Wszystkie ładniejsze dziewczyny poznały się na tobie i przestały do
ciebie odzywać, że jesteś zmuszony nastawać na moją cnotę? — zapytała lekkim
tonem lekceważenia, który nie spodobał się Malfoyowi. — Jeśli cię to
uszczęśliwi, mogę oddać ci ją choćby zaraz.
W tej chwili z okolic diabłowego łóżka zaczął dochodzić odgłos, jakby
ktoś się dusił. Biała pościel, pod którą podobnież był Diabeł, zaczęła trząść
się od tłumionego przez bruneta śmiechu. Draco zastanawiał się, czy powinien
ratować kumpla, czy dobić go nogą od krzesła, której mało co nie wyrwał,
usłyszawszy słowa dziewczyny. Za to ona z niewzruszoną miną kreśliła swoje
kanciaste literki czarnym atramentem.
— Co?! — wyksztusił w końcu po kilku sekundach ciszy, przerywanej jedynie
skrobaniem pióra Corny i dźwiękami docierającymi od strony drugiego łóżka. Na
pergaminie z jego prawie skończonym listem pojawił się atramentowy kleks.
— Mówiłam — odpowiedziała spokojnie — że jeśli masz silną potrzebę, to
mogę oddać ci swoją cnotę, skoro i tak masz zamiar na nią nastawać.
W tej chwili Diabeł nie wytrzymał i wybuchł głośnym, tubalnym śmiechem,
który spowodował, że oboje na niego spojrzeli, a raczej spojrzeli w miejsce,
gdzie pod białym przykryciem siedział rechoczący ze śmiechu brunet. Dziewczyna
z zaniepokojoną miną odłożyła pióro i wstała. Podeszła do łóżka Diabła, odkryła
chłopaka i przyjrzała mu się uważnie.
— Blaise, dobrze się czujesz? — zapytała troskliwie. I, znając ją, wcale
nie był to sarkazm tylko zwykła opiekuńczość.
Zabini nadal głośno rechotał, tarzając się po białej pościeli.
— Może ma gorączkę — powiedziała do Dracona, nie patrząc na niego, tylko
podejrzliwie przyglądając się brunetowi. — Przecież kilka razy zdarzyło mu się
to po przemianie.
— A może zwyczajnie jest idiotą — odparł Malfoy ze złością, przyciągając
tym samym wzrok dziewczyny.
Podejrzliwe spojrzenie natychmiast spoczęło na nim, a on dopiero po
chwili zdał sobie sprawę, że zapomniał ściągnąć z twarzy wyraz szoku i
kompletnego osłupienia po jej poprzedniej wypowiedzi na temat jej własnej
cnoty. Natychmiast przybrał obojętną minę, ale brwi Corny już się zmarszczyły.
Diabeł w końcu przestał się śmiać, otarł łzy i wydusił do jej pleców:
— Szkoda, że nie widziałaś jego miny.
— A ty jakim cudem mogłeś widzieć moją minę, skoro miałeś kołdrę na tym
rozczochranym łbie? — prychnął krytycznie Malfoy.
Niepokoiło go, że może dziewczyna jednak widziała jego wyraz twarzy, bo
teraz stała przy łóżku Zabiniego, trzymając w ręku diabłowe przykrycie i wbijając
w Dracona ostre spojrzenie. Mówiło ono: Natychmiast tłumacz mi, o co ci
chodzi albo pożałujesz. Swoją drogą, już żałował. Nieoczekiwany wybuch
Diabła tak go zdekoncentrował, że zapomniał o minie pokerowego gracza. Malfoy,
wychodzisz z wprawy, powiedział sobie w myślach.
W końcu Blaise musiał zauważyć, że coś chyba było nie tak, zwłaszcza że
Corny nie oddawała mu, bądź co bądź, jego własnej kołdry. Ale zamiast się
zdziwić, posłał Malfoyowi tryumfujący uśmiech. Wściekły Draco odpłacił mu za to
takim spojrzeniem, że gdyby wzrok mógł zabijać, w tym dormitorium leżałby już
ciemnowłosy trup.
— Jakiej miny? — zapytała wreszcie Corny, po przedłużającej się ciszy.
— Którą zrobił, gdy powiedziałaś, że możesz oddać mu swoją cnotę — odparł
Diabeł, nim białowłosy zdążył zareagować. Wyszczerzył do niego zęby.
Dziewczyna patrzyła bezradnie to na jednego, to na drugiego, najwyraźniej
nie mogąc pojąć i jakoś połączyć faktów. Draco musiał przyznać, że sam miał z
tym problemy.
— Chwila. Czy któryś z was mógłby mi wytłumaczyć, o co wam, do jasnej
cholery, chodzi, nim się na siebie rzucicie i powybijacie sobie zęby? —
zirytowała się, poddając.
— A czy mogłabyś oddać mi moje przykrycie, nim Smoku się na mnie rzuci, a
ja wybiję mu zęby? — zaproponował Zabini z miną niewiniątka.
Kołdra natychmiast opadła na jego łóżko, a on znów całkowicie się pod nią
ukrył. Chyba ponownie dusił w sobie śmiech. Draco przyglądał się białej górce
na blaise’owym łóżku ze złowrogą miną, zastanawiając się, jakim zaklęciem
mógłby potraktować swojego najlepszego przyjaciela. Coś okrutnie paskudnego,
okrutnie bolesnego i co najważniejsze – okrutnie skutecznego.
— Wiesz co, Corny? — wycedził nagle przez zaciśnięte zęby. — On chyba
naprawdę miał gorączkę i przewróciło mu się pod tą czarną strzechą. Wydaje mi
się, że trzeba będzie to przeczekać. Ale jeśli ten stan będzie wracał po każdej
pełni, to ja osobiście go uduszę. Gołymi rękoma. Skrócę męki swoje i otoczenia.
— Spróbuj — odezwał się natychmiast głos Diabła spod przykrycia. — Corny
na to nie pozwoli. Prawda, Corny?
Cisza.
— Corny?
Zdziwiony Blaise wyjrzał spod kołdry i popatrzył na przyjaciółkę. Draco
też oderwał spojrzenie od bruneta i przeniósł je na nią.
Dziewczyna stała jak wrośnięta w ziemię i spetryfikowana. W pierwszej
chwili Malfoyowi wydawało się nawet, że nie oddychała. Chłopak szybko zerwał
się z krzesła i podbiegł do niej. Diabeł też wygramolił się ze swojego
posłania.
— Corny? — Draco pomachał jej ręką przed twarzą.
— Może to szok? — podsunął Zabini. — Słyszałem o przypadkach, że osoba,
która doznała głębokiego szoku, zapadła w śpiączkę.
— Nie pieprz głupot, Diabeł — warknął cicho Malfoy, nieco spanikowany.
Dziewczyna często się zawieszała, ale nie tak. — Corny! Hej, Corny! — Złapał ją
za ramiona i mocno nią potrząsnął.
— Ej, to boli! — wrzasnęła nagle.
Obaj chłopcy, doznawszy głębokiego szoku, natychmiast od niej odskoczyli.
Diabeł niespodziewanie znalazł się na podłodze po drugiej stronie swojego
łóżka, jęcząc głośno i żałośnie, a do tego klnąc niemiłosiernie. Draco zaplątał
się stopą w leżące na ziemi – no jakże by inaczej – prześcieradło bruneta i
wywinął orła, pociągając za sobą Corny, która stała na owym prześcieradle.
Skutek był taki, że on runął jak długi na kamienną posadzkę (dywan niestety był
nieco dalej), tłukąc sobie boleśnie łokieć, a ona wylądowała na nim z takim
impetem, że na chwilę obojgu zabrakło powietrza. Przez kilka sekund w pokoju
słychać było tylko bluźniącego na czym świat stoi Blaise’a.
— Diabeł! — wysapał Malfoy, gdy już nieco odzyskał oddech, czując wielką
chęć mordu. — Diabeł, ja cię kiedyś zatłukę za tę twoją pościel! Do jasnej
cholery, ona powinna leżeć na łóżku!
— Obiecuję, że ci pomogę. — Corny wiedziała, że powinna z niego zejść,
ale wciąż była nieco otumaniona. — Draco, nic ci nie jest?
— Wydaje mi się, że nie.
Niewybredne przekleństwa Zabiniego nadal dolatywały do ich uszu. Brunet
chyba nawet nie zauważył, że coś do niego mówili. Malfoy musiał przyznać, że po
tylu latach jego kumpel w końcu nauczył się porządnie kląć. Sam też miał na to
ochotę, ale nie chciał sypać niecenzuralnymi słówkami wprost do ucha Corny.
— Corny, mogłabyś…?
— Poczekaj — wymamrotała. Położyła głowę na jego piersi i starała się
zacząć normalnie oddychać. — Wciąż jestem w szoku.
— Okay. Ale powiedz mi, dlaczego jak się przewracamy, ty zawsze spadasz
na mnie? — sarknął, patrząc na czubek jej głowy.
— Bo ty jesteś dużo cięższy i jakbyś wylądował na mnie, to niechybnie byś
mi coś złamał.
— No, Smoku — odezwał się niespodziewanie Diabeł. — Ona chyba dała ci do
zrozumienia, że możesz sobie odpuścić nastawanie na jej cnotę.
— Och, zamknij się — warknęli na niego jednocześnie.
— Au, au, au, aua!
— Och, Draco, przestań jęczeć — prychnęła Corny, bezlitośnie polewając
jego zdarty łokieć wodą utlenioną.
— Au, au!
— Draco, na Morganę, pełnia już minęła — zdenerwowała się, gdy musiała
mocno trzymać go za nadgarstek, żeby jej się nie wyrwał. — Poza tym wyje się do
księżyca. Zapytaj Blaise’a.
Malfoy wcale nie zwrócił uwagi na jej słowa.
— Aua! Corny, do jasnej cholery! Co robisz?!
Zaraz potem z ust chłopaka poleciała wiązanka przekleństw. Dziewczyna
zignorowała to, wywracając oczami i zastanawiając się, jak można tyle kląć i
wcale się nie powtarzać. Odstawiła buteleczkę na stolik i wzięła bandaż, nadal
nie puszczając jego ręki. Jeszcze by jej uciekł. Bardzo skrupulatnie i
niezmiernie równo zawinęła draconowski łokieć, nie zważając na jęki jego
właściciela. Odrzucony Diabeł musiał sam pofatygować się po lód do małego barku
ukrytego w szafie Malfoya, wrzucić go do wyczarowanej przez siebie samego
torebki i przyłożyć na guza, którego nabił sobie, uderzając głową w podłogę.
Głownie to bardzo bolesne uderzenie spowodowało, że zaczął sypać
przekleństwami. I nikt nawet go nie pogłaskał.
— Czy na tym świecie nie ma żadnej litości dla udręczonych wilkołaków? —
wyjęczał, pakując się na powrót do swojego wyrka, zgarniając z podłogi całą
pościel i przykrywając się po czubek głowy obłożony lodem.
— Nie, jeśli te wilkołaki są powodem całego zamieszania — odparł
bezlitośnie Draco. — Auuu! Corny, nie tak mocno!
— Draco, na stanik Morgany, to ledwie zadrapanie — wytknęła mu, gdy
skończyła. — Czy ty musisz zachowywać się, jakby odleciało ci pół głowy?
Malfoy obruszył się, uznając, że jego duma została urażona i strzelił
focha, odwracając się do niej plecami razem ze swoim krzesłem. Zabini wyjrzał
spod kołdry ciekawsko. Dziewczyna spojrzała bezradnie na Dracona, potem na
Blaise’a, przejechała dłonią po twarzy w geście rezygnacji i pokręciła głową.
Zebrała swoje rzeczy i skierowała się do drzwi, mrucząc:
— Paranoja, normalnie paranoja. Na wielką Morganę, z kim ja się zadaję?
— Też cię kocham — rzucili do niej jednocześnie obaj chłopcy, ale ona już
zamknęła za sobą drzwi.
Diabeł ziewnął, zakopał się w swoją pościel i po chwili Draco słyszał już
tylko jego równomierny oddech. Białowłosy pokręcił głową. Jak to możliwe, że
Zabini potrafił tyle spać?
— Nott.
Frederick Nott, rok starszy brat Anioła oraz kapitan i ścigający
ślizgońskiej drużyny quidditcha, przystanął i odwrócił się w stronę głosu. Był
tylko trochę podobny do młodszego brata, ale miał takie same roztrzepane,
ciemne włosy i oczy w kolorze letniego nieba.
Głos należał do Draco, który stał za nim, oparty plecami o kamienną
ścianę w pełnej nonszalancji pozie. Długa, biała grzywka opadała mu na czoło i
oczy, a srebrzyste oczy świdrowały bruneta, jakby ich właściciel chciał
przejrzeć obiekt zainteresowania na wylot. Zabandażowany łokieć ukrył pod
śnieżnobiałą koszulą, ręce trzymał w kieszeni czarnych spodni. Mina Notta
świadczyła, że mógłby on przysiąc, że jeszcze przed chwilą Malfoya nie było w
tamtym miejscu. Raczej trudno byłoby go nie zauważyć.
— A to ty, Malfoy. O co chodzi? — zapytał spokojnie, taksując
białowłosego wzrokiem. Hogwart plotkował, że starszy z Nottów wolał chłopców.
— Mam do ciebie sprawę, Nott.
Draco oderwał się od ściany i podszedł do Ślizgona. Byli prawie równego
wzrostu i ich oczy znajdowały się na jednym poziomie. Malfoy musiał przyznać
przed samym sobą, że nie lubił spojrzenia Ricka Notta. Czuł się nieco
niekomfortowo, gdy ktoś ewidentnie rozmyślał o nim w taki sposób, w jaki on
kontemplował wygląd ładnych dziewczyn. To było nieco niesmaczne.
— Jaką? — Brunet oblizał usta, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
Draco przez chwilę rozważał możliwość ucieczki.
— Możemy porozmawiać gdzieś na osobności? — zapytał, krzywiąc się w duchu
i dusząc mdłości. W co ja się wpakowałem?, pomyślał. — Wolałbym, żeby nikt nas
nie podsłuchał.
Jeśli myślał, że Nott zaprotestuje i powie, że nie miał zamiaru nigdzie
się z nim ruszać, dopóki nie wytłumaczy mu, o co chodziło, to się pomylił.
Frederick skwapliwie pokiwał głową. Weszli do pierwszej z brzegu nieużywanej
klasy. Malfoy nie odrywał oczu od bruneta, w razie gdyby tamten zamierzał się
na niego rzucić. Do tej pory raczej omijał chłopaka i nie bardzo wiedział, jak
się zachować w jego towarzystwie. Na które – notabene – sam się skazał.
— Dobra, Nott, nie będę owijał w bawełnę — rzucił, siadając na brzegu
jednej z zakurzonych ławek. Znów kurz, prychnął w myślach. W tej szkole nikt
nie sprzątał. — Nie przyszedłem tu w sprawach towarzyskich, tylko w interesie.
— Nie inaczej — odparł Rick z niedbałym wzruszeniem ramion, stojąc na
środku klasy z rękoma w kieszeniach. — Każdy kto się do mnie zwraca, zwykle
robi to w interesie, a nie z jakiejś sympatii.
Draco westchnął.
— Myślałem, że dziewczyny cię raczej lubią.
— Jasssne — prychnął Ślizgon. Na jego twarzy odmalował się lekki niesmak.
— Ja je też. Do pewnego stopnia.
— I właśnie ten stopień nieco przeraża innych — mruknął sarkastycznie
Malfoy. Po chwili jednak zmienił ton. — Ale, jako że nie mam nic do ciebie, nie
o tym chciałem rozmawiać. Słyszałem, Nott, że nie bardzo podoba ci się, że twój
ojczulek pragnie, abyś zaraz po Hogwarcie wstąpił do śmierciożerców.
Spojrzenie bruneta nagle nabrało ostrości i podejrzliwości. Rick przestał
patrzeć na Dracona jak na pięknego herosa i swoją nową ofiarę.
— Skąd to wiesz, Malfoy? — warknął. — I co ci do tego?
— Nott, Nott, Nott. — Draco zacmokał lekceważąco. Wrogi ton nie zrobił na
nim najmniejszego wrażenia. — Ja wiem więcej, niż wam wszystkim się wydaje. I
wcale nie mam zamiaru cię tym szantażować, czego pewnie się obawiasz. Chyba
znasz tego powody.
— Naprawdę jesteś śmierciożercą? Próbowałem przycisnąć Theo, ale był
raczej nieskory do gadania.
— Tak, Nott. Od wakacji — przyznał się białowłosy. Postanowił grać
otwarcie, a jeśli uznałby, że brunet mógł sprawiać kłopoty, po prostu wyczyści
mu pamięć. Robił już gorsze rzeczy. — I mam dla ciebie propozycję.
— Jak już zdążyłeś mi wytknąć, ja nie mam zamiaru wstępować do armii
Czarnego Pana — przerwał mu Rick. — Przynajmniej dopóki mam możliwość.
Pogardliwe prychnięcie i złośliwy uśmiech na wargach Malfoya nieco zbił
go z pantałyku. Zwłaszcza że Draco jakoś wcale nie wyglądał tego wieczora
niebezpiecznie.
— Nott, ja wcale nie mam zamiaru wciągać cię w to bagno. Przeciwnie. Mogę
pomóc ci wywinąć się z tego.
Nastała długa chwila ciszy.
— Ty? Mnie? — wysapał w końcu brunet. — Nie rozumiem.
— Nie musisz — stwierdził Draco z rozbrajającą szczerością. — Wystarczy,
że mi pomożesz.
— Niby w czym?
— Widzisz, Nott, mnie też służba u Czarnego Pana jakoś nie bardzo kręci —
wyznał. — I przypuszczam, że w tej szkole jest więcej osób takich, jak my dwaj.
Pomożesz mi do nich dotrzeć.
— Dlaczego ja? — zdziwił się Frederick.
Zirytowany Malfoy przewrócił oczami. W zwykłych ludziach drażniło go to,
że wszystko trzeba było im dokładnie tłumaczyć. Corny i Diabeł jakoś zawsze
sami domyślali się, co miał na myśli. Może dlatego to ich wybrał na przyjaciół,
a nie takiego Ricka Notta.
— Bo nikt nie będzie podejrzewał o żadne ciemne sprawy i podejrzane
intrygi takiego ułożonego i niepozornego geja jak ty, Nott.
— Dzięęęki.
— Nie ma sprawy. — Draco zignorował sarkazm w głosie bruneta. — To jak,
pomożesz mi, czy mam wyczyścić ci pamięć?
— A mam jakiś wybór?
— Chyba nie.
PIĄTEK, 18 KWIECIEŃ
Od jakiegoś czasu męczą mnie sny. Pełno w nich krwi i mroku.
Pełno zła. Pełno bólu i strachu.. Budzenie się przypomina wynurzanie z
lodowatej wody na powierzchnię skutą lodem. Trudno znaleźć przerębel.
Nie mogę ich zrozumieć. Nie mogę się od nich uwolnić. Mogę
tylko wierzyć, że mnie kiedyś nie zabiją. I że nie zabiją innych. Do tej pory
nie sądziłam, że to w ogóle możliwe. Sny to sny, nie mają żadnego związku z
rzeczywistością. Jedyne co je z nią łączy, to podświadome pragnienia i żale.
Ale teraz…
Teraz nie wiem, w co wierzyć i komu ufać. Nic nie jest jak
dawniej. Wszystko jest czarne i złe. Wszędzie czai się mrok. Pochłania mnie i
ich. Dawno już wciągnął Draco. Jak go stamtąd wyciągnąć? Czy to w ogóle
możliwe? Widzę, że to co robi staje się dla niego coraz ważniejsze. Zatraca się
w wiecznej zabawie i wiecznym poddaństwie. A przecież on nie chce służyć. Draco
Malfoy nie został stworzony, żeby służyć. On chce władać, rządzić. I to może
źle się skończyć.
Spadam, niczym upadły anioł z nieba. Im większa chwała, tym
większy upadek. Spadam. Jak przed wiekami spadał najpiękniejszy z aniołów,
strącony z nieba za swoje nieposłuszeństwo. Jak niosący światło. Jak gwiazda
poranna. Jak Lucyfer. Morgenstern. Gwiazdy wirują w górze. Spadam. Płonę w locie.
Wszędzie widzę pióra. Są czarne. Wciąż czarne…
W dormitorium czekała na Dracona niespodzianka. Wrócił do niego chwilę
przed północą, po długim tłumaczeniu starszemu Nottowi całego planu. Nie był on
jakiś wybitnie trudny, ale dla prostego… hm, Notta było to trochę za dużo jak
na raz. Wspinając się po schodach do swojej sypialni, Draco czuł się nieco
wymięty i wyprany z emocji. Otworzył drzwi, wszedł w kompletne ciemności i miał
zamiar paść jak długi na swoje łóżko tak jak stał – brudny i w ubraniach, gdy
ze zgrozą zauważył, że było ono już zajęte. Przez chwilę rozważał możliwość
pomyłki i wtargnięcia do obcego dormitorium, ale chrapania Diabła nie dałoby
się podrobić. A co najgorsze – na łóżku Dracona spała Corny.
W obliczu wspomnień z porannej rozmowy na temat nastawania na jej cnotę,
chłopakowi nie bardzo się to spodobało. Zwłaszcza, że o mało nie zrobił tak,
jak przewidywał Zabini – przed chwilą miał zamiar wpakować się do niej do
łóżka. Ale przynajmniej go nie pomylił. Całe szczęście zarówno ona jak i Diabeł
spali, bo można by się spodziewać kolejnego ataku wariackiego śmiechu, który
natychmiast nawiedziłby bruneta.
Co Corny robi w moim łóżku?
Nie miał pojęcia. Wydawało się to co najmniej podejrzane. Chłopak wyjął
swoją różdżkę i zapalił nikłe światełko na jej końcu. Z przerażeniem zauważył,
że dziewczyna była tylko w cienkiej, białej koszulce, którą dostała na urodziny
od Czarnej. W bardzo seksownej koszulce z jedwabiu, która ledwie zasłaniała jej
tyłek i stanowczo zbyt mocno pobudzała jego zmysły. Odsunął się gwałtownie i
potrząsnął głową. Głęboko zastanawiał się, o co chodziło. Może Corny wzięła na
poważnie jego propozycję i naprawdę się do niego przeniosła, ale w takim razie
Diabeł powinien wynieść się do Czarnej. A może oni zmówili się między sobą i to
jego, Dracona Malfoy, wywalili z tej sypialni? Ta opcja nie podobała mu się
jeszcze bardziej.
Położył zapaloną różdżkę na szafce nocnej i przez chwilę stał nad łóżkiem
niezdecydowany. W końcu pochylił się nad dziewczyną i wdychając konwaliowy
zapach jej włosów i skóry, szepnął jej wprost do ucha:
— Corny, obudź się.
Poruszyła się lekko i wymamrotała cicho coś niezrozumiałego, ale nadal
spała. Spokojnie i niewinnie jak dziecko. Wyglądała jak mały aniołek strącony z
nieba. Nieco skonsternowany Draco popatrzył na nią trochę bezradnie. Delikatnie
dotknął jej nagiego ramienia i potrząsnął nim.
— Cors? Corny, weź się obudź.
— Draco? — wymruczała, nie otwierając oczu. — O co chodzi?
— No właśnie, ja też bym chciał to wiedzieć — odparł niezbyt uprzejmie.
Przysiadł na brzegu materaca. — Dlaczego śpisz w moim łóżku?
Dziewczyna nagle się rozbudziła, gwałtownie rozwarła powieki i poderwała
do pozycji siedzącej. A potem skromnie zakryła kołdrą aż po szyję. Spojrzała na
niego z zażenowaniem tymi wielkimi, czarnymi oczami, które w półmroku były
jeszcze bardziej ciemne, a on poczuł się jak jakiś podglądacz. I nawet mimo
ciemności widział, że się zarumieniła.
— Pansy wywaliła mnie z dormitorium — oświadczyła.
— CO?!
Popatrzył na nią z lekkim niedowierzaniem, zastanawiając się, czy miałaby
podstawy wymyślić takie kłamstwo. Ale Corny nigdy nie kłamała, jeśli naprawdę
nie musiała. Poczuł się głupio, że przeszło mu to w ogóle przez myśl. Nie, ona
by go nie okłamała. No ale… To było głupie.
— Jak to wywaliła cię z dormitorium?! — zapytał z oburzeniem i stanowczo
zbyt głośno.
— Jeśli będziesz się tak darł, to ja ciebie też wywalę — warknął
natychmiast Diabeł ze swojego skłębionego legowiska.
— Sorry — mruknął Draco bez skruchy. — Jak to cię wywaliła? — znów
zwrócił się do dziewczyny, ale już dużo ciszej.
Corny wzruszyła ramionami.
— No normalnie. Zdążyłam się umyć, a ona sprowadza do pokoju chłopaka i
zawzięcie się z nim całuje już od drzwi. To chyba był Donatan Travers. No to
się ulotniłam. Oni chyba nawet mnie nie zauważyli, bo namiętnie wymieniali się
śliną — skrzywiła się z niesmakiem. — Było obrzydliwe w ich wykonaniu.
Draco pomyślał, że prawdopodobnie miała rację. Czarna, no cóż, jak miała
humor, pozwalała sobie ze swoimi kochankami na obleśne rzeczy. On sam miał
nieprzyjemność natknąć się na nią kilka razy i tak szczerze, to wolałby tego
nie widzieć. Na samą myśl robiło mu się niedobrze. Parkinson nie miała zbyt
wielu zahamowań i jakoś jej to nie przeszkadzało. A że jej otoczenie patrzyło
na to z niesmakiem, to cóż… Nie jej sprawa.
— Cors, ona nie może sprowadzać chłopaków do waszego dormitorium bez
twojej zgody i jeśli ty tam jesteś — powiedział ostro. — Macie umowę.
— Najwyraźniej stwierdziła, że nasza umowa przestała obowiązywać w
świetle ostatnich wydarzeń. — Znów wzruszyła ramionami. — W każdym razie nie
mam zamiaru wracać do sypialni, póki on tam jest. A znając Pansy, posiedzą tam
nawet do rana.
Biorąc pod uwagę to, że skończył się właśnie ostatni dzień przed feriami
i następnego popołudnia miał odjechać Ekspres Hogwart-Londyn, Czarna i jej
fagas mogli tam siedzieć nawet trzy dni. Co wcale nie pocieszało Dracona.
— Wybacz mi, Corny, ale nie możesz spać u mnie — stwierdził stanowczo. —
Od razu zaczęłyby się plotki.
— Od kiedy przejmujesz się plotkami? — prychnęła.
— Od dzisiaj.
— Draco…
— Nie ma mowy.
— To gdzie mam spać? — zapytała bezbronnie, a jej dolna warga zadrżała,
co nieco go zaniepokoiło. — Mam iść do Pokoju Życzeń?
Wędrówka w środku nocy przez lochy i siedem pięter. Pustymi korytarzami i
obok kwater Gryfonów mieszczących się gdzieś tam pod drodze. W cienkiej
koszulce, która tylko prosi się o zdarcie jej. Po jego trupie. Mimo tego że nie
miał siły ani ochoty na spędzenie tej nocy poza swoim łóżkiem i dormitorium,
postanowił je wspaniałomyślnie odstąpić. Zwłaszcza, że zauważył łzy wzbierające
w jej oczach. Ona doskonale wiedziała, jak go podejść. Wystarczyło, że się
rozpłakała, a on już jej ustępował. Nienawidził tego. I zawsze się na to
nabierał.
— Dobra — westchnął w końcu. — Możesz zostać. Ale to pierwszy i ostatni
raz — zastrzegł z groźną miną.
— Oczywiście. — Posłała mu jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów. —
Posunąć ci się?
Spojrzał na nią z mordem w oczach. Wstał gwałtownie i wziąwszy różdżkę ze
stolika, zgasił ją. Pokój pogrążył się w kompletnych ciemnościach tak, że nie
widzieli swoich twarzy.
— Idę się umyć, a potem pójdę do Pokoju Życzeń — oświadczył. Każda próba
oporu mogła skończyć się bezlitosnym morderstwem.
— Jak sobie chcesz — mruknęła i mógłby przysiąc, że wzruszyła ramionami.
Po chwili usłyszał szelest i charakterystyczny odgłos zagrzebywania się w
pościeli. Najwyraźniej Corny przejęła jego łóżko na własność.
— Lumos.
Nikłe światełko znów wyłoniło okolicę z mroku. Dziewczyna jednak
zostawiła Draconowi nieco miejsca. Pokręcił głową z rezygnacją, szepnął Nox i
po omacku poszedł do łazienki. Gdy wyszedł spod prysznica, stwierdził, że nie
chciało mu się lecieć na siódme piętro. Stanowczo za daleko. Mógł przespać się
w Pokoju Wspólnym albo na podłodze – ta wersja nie podobała mu się jeszcze
bardziej – ale jego własne łóżko niezmiernie go kusiło. Bez problemu
zmieściliby się tam we dwoje…
Diabeł nie da mi żyć przez następny miesiąc, pomyślał, bardzo delikatnie
odgarniając ze swojej połowy poduszki wszechobecne włosy Corny i zanurzając się
pod białe przykrycie. Albo przez najbliższy rok, dodało jego sumienie, gdy
dziewczyna z ufnością wtuliła się w jego bok, zaciskając palce na szarej
koszulce, którą miał na sobie. Konwaliowy zapach jej skóry zadziałał na niego
jak cicha i jednocześnie bardzo zmysłowa kołysanka. Natychmiast zapadł w
spokojny sen.
_______________
Pisane przy dźwięku: Strachy na Lachy – Choć ze mną do łóżka. Może
dla tego nieco zakręcony rozdział.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pod rozdziałami proszę zostawiać tylko komentarze na temat treści. Wszystko inne będzie traktowane jako spam, a na spam jest odpowiednia zakładka.