sobota, 5 maja 2012

Rozdział ósmy

Kwestia krwi

Matką głupich cię nazwali, nadziejo.
Jan Pietrzak

Szlag by to wszystko…, jęknął Draco w duchu, budząc się następnego dnia rano. Do jasnej cholery… Co za… Zaczął kląć niewerbalnie, bo gardło miał tak wysuszone, że nie mógł wydobyć z niego żadnego artykułowanego dźwięku. W ustach czuł niesmak. Poza tym przydałby mu się prysznic albo bardzo długa kąpiel. Wyraźnie czuł swój zapach, a nie był on zbyt zachęcający. Nie miał jednak siły wstać z łóżka. Bolało go całe ciało, wszystkie mięśnie, wszystkie kości, wszystkie komórki mózgu. Nawet włosy i gałki oczne, co wydawałoby się niemożliwe. A najgorzej miewała się jego głowa. Miał wrażenie, że ktoś stał nad nim i walił młotkiem w jego czaszkę. Łup, łup, łup. Jęknął głośno. Nawet to sprawiało mu niesamowity ból, jakby ktoś krzyknął wprost do jego ucha. Co mnie wczoraj podkusiło?, pomyślał, co przyszło mu z trudem. Miał siłę tylko kląć. Najwyraźniej do tego nie trzeba było używać mózgu, bo przekleństwa jakoś nachodziły go same. Co mnie wczoraj podkusiło, żeby tak się schlać? No właśnie nie wiedział. Gdzieś koło pierwszej w nocy definitywnie urwał mu się film. Zastanawiało go, jak trafił do swojego dormitorium, bo niewątpliwie w nim właśnie był. Kto go tu zaciągnął? Czyżby to była Corny? A może Diabeł? Albo Anioł? Nie, przecież Anioł się do mnie nie odzywa, zreflektował się. A potem przestał się nad tym głowić, bo nie miał już siły. Słyszał, jak Diabeł poruszał się na łóżku, słyszał szelest pościeli i chrapiący oddech kumpla. Zdawało mu się, że wychwytywał nawet odgłos bicia blaise’owego serca. Bo swoje własne to na pewno słyszał – waliło tak mocno, że łupało mu od niego w czaszce. Nigdy więcej, pomyślał i przypomniało mu się, że przyrzekał to sobie w każdą niedzielę rano po każdej imprezie. Idiota ze mnie, westchnął.
— I to cholerny — odezwał się bardzo cichy głos, gdzieś z prawej strony. Ewidentnie należał do Corny. Głos ten prawie szeptał, ale mimo to pogarszał draconowski ból głowy.
Draco z trudem otworzył oczy. Nic go nie oślepiło i jak po każdej imprezie dziękował, że w lochach nie było okien. Obraz początkowo był zamazany, nabierał ostrości, aż ukazała się blada twarz Corny. Jej wielkie, czarne oczy patrzyły na niego z politowaniem i zarazem z rozbawieniem. Opadające na poduszkę czarne włosy łaskotały go w szyję i zapewne by się zirytował, gdyby miał siłę. Nic z tego, mógł tylko westchnąć z rezygnacją.
— Ratuj — wychrypiał. Gardło zapiekło, jakby połknął palącą się pochodnię. A może zrobił to? Przecież nic nie pamiętał.
— Jak trwoga to do Corny, co? — sarknęła. — A jak prosiłam, żebyś nie pił to się nie słuchało. Mówiłam, że się dziś pochorujesz.
— Cornyyy — jęknął boleśnie, przeciągając ostatnią sylabę. — Miej litość…
Dziewczyna prychnęła głośno. Była w świetnym nastroju, kwitnąca jak kwiatuszek na wiosnę, tylko oczy miała nieco podkrążone. Zapewne siedziała z nim do końca imprezy. Nie miała makijażu, jej włosy były nieuczesane, a strój składał się z ascetycznej, szaroburej sukienki z gorsetem zapiętej aż po samą szyję. A mimo to wyglądała kwitnąco. Albo chciała tak wyglądać.
— Litość — mruknęła. — Powoli zapominam, co oznacza to słowo. W końcu jesteśmy Ślizgonami, no nie? A ty byś się zlitował nade mną? — spojrzała na niego krytycznie. Zapewne musiał być w opłakanym stanie, bo westchnęła z rezygnacją. — Dobra, ale to ostatni raz — rzekła.
Nalała do szklanki wody z dzbanka i podała mu niedelikatnym ruchem, krzywiąc się przy tym z niesmakiem. Corny nie miewała kaca, bo tyle nie piła. A nawet jeśli, to na pewno nie takiego. Zawsze była w stanie dojść o własnych siłach do dormitorium, w przeciwieństwie do Dracona. Jednak jego pragnienie natychmiast zepchnęło wstyd i poczucie plamy na malfoyowskim honorze na dalszy plan. Wypił wodę prawie duszkiem, a potem dwie następne szklanki, jakby była to woda życia dająca nieśmiertelność albo Merlin wiedział co. Gdyby Draco miał siłę, pewnie dobrałby się do całego dzbanka, ale siły nie miał i musiał liczyć na pomoc Corny. Co ja bym bez niej zrobił?, zapytał siebie.
— Niewiele. Gadasz na głos — wyjaśniła, widząc jego pytające spojrzenie. — A tak nawiasem, to mógłbyś się wykąpać — dodała. — Nic nie mówię, ale wiedz, że tu nie da się żyć.
Miał tego świadomość. Kilka szklanek lodowatego napoju ożywiło go nieco i prawie postawiło do pionu. Znaczy wywlekł się z łóżka i, powłócząc nogami jak stary mugol, ruszył w kierunku łazienki. Gdyby go matka zobaczyła… Dostałaby zawału. A może i nie – ojciec co i rusz był w takim stanie. Wracał do domu tak nachlany, że skrzaty musiały wciągnąć go po schodach do sypialni. Matka zawsze wtedy omijała go szerokim łukiem przez kilka dni.
Świetnie, pomyślał Draco, gdy to sobie uświadomił. A zrobił to dopiero pod prysznicem. Tak pogardzałem ojcem, a robię to co on. Ale niestety, krew z krwi i jaki ojciec, taki syn. Dobrze, że matka tego nie widziała. Nie mógłby ścierpieć jej spojrzenia, pełnego strachu i niechęci. Uważała go za potwora, bo tak bardzo przypominał znienawidzonego męża. Lucjusz potrafił tłuc ją do nieprzytomności, a potem wyjść z domu i nawalić się tak, że nie mógł ustać na nogach. Wtedy już nie mógł jej złapać, a jeśli się nawinęła, to znów ją bił. Draconowi zwykle też się wtedy dostawało, zwłaszcza gdy bronił matki. I co z tego, że byli wielkim rodem arystokratów. Niczym nie różnili się od zwykłych szumowin, a zwłaszcza ojciec z tym swoim pijaństwem. To właśnie była jego miłość – magia, alkohol i dziwki. Tych akurat miał wiele, bo jak ćmy do światła lampy, tak one leciały do błysku jego galeonów. Dracona zawsze przerażała myśl, że mógł stać się taki sam – takim samym wynaturzonym wrakiem człowieka. Potworem.
Draco nie chciał być potworem, niezależnie od tego, co myślała o nim matka. Nie miał zamiaru być taki jak ojciec. Nie chciał być nędznym wrakiem.
Zimny prysznic obudził wszystkie pozostałe mu szare komórki do myślenia i otrzeźwił go. Nadal przeraźliwie bolało go całe ciało, zwłaszcza głowa, ale był już w stanie funkcjonować w miarę normalnie. Owinął się ręcznikiem. Cała łazienka była zaparowana. Przetarł lustro ręką i zobaczył cień człowieka o szarej jak papier twarzy z widocznym zarostem, przekrwionych oczach i białych włosach w okropnym nieładzie. Skrzywił się z niesmakiem. Zęby mył przez dobrych kilka minut, żeby całkowicie usunąć ten obrzydliwy smak, który następnego dnia pozostawiał alkohol. Ogolił się i chciał uczesać, ale nigdzie nie było grzebienia. Rozejrzał się bezradnie wokoło, a potem machnął ręką. Choć raz te włosy wyglądały inaczej. Wyszedł z łazienki w samym ręczniku.
Diabeł straszliwie chrapał. I cuchnął. Jego łóżko jak zwykle przedstawiało plątaninę pościeli i kończyn. Poduszka leżała na podłodze, a lewa ręka Zabiniego zwisała bezwładnie z krawędzi łóżka. Gdzieś tam pod przykryciem musiała być też głowa, skoro chrapała, ale nie była widoczna. Patrząc na ten obraz nędzy i rozpaczy Draco nie miał sumienia budzić kumpla. Musiał więc ścierpieć jego woń i dźwięki, jakie brunet wydawał. Podniósł poduszkę i położył w okolicach miejsca, w którym powinna leżeć.
Corny siedziała ze skrzyżowanymi nogami na jego łóżku. Wyglądała, jakby żadna siła nie mogła jej stamtąd ruszyć. Oparła łokcie na kolanach, a brodę na ręce i patrzyła na Dracona. Który stał przed nią, mając tylko ręcznik na biodrach. Poczuł się nieco skrępowany.
— Mogłabyś wyjść — rzucił pozornie obojętnym tonem w drodze do szafy.
— A co, wstydzisz się? — Uniosła brwi w zbyt draconowskim geście. — Nie wiedziałam, że jesteś taki… pruderyjny. Po za tym nie jestem taką cnotką, za jaką większość mnie uważa.
Taa, jasne, pomyślał. I nadal jesteś dziewicą. Obojętnie zaczął przeglądać swoje ubrania, zastanawiając się, co założyć. Udawał przed samym sobą, że to nie tak, jak oboje myśleli.
— Najpierw wytłumacz mi, co znaczy pruderyjny, a potem może pogadamy — odparł. — A tak poza tym, informuję cię, że nie zwykłem przebierać się przy dziewczynach. To nie jest w dobrym tonie. Kobieta nie powinna… hm, być wystawiana na takie widoki — dodał, wzruszając ramionami.
— Jasssne — mruknęła. — Mów mi jeszcze.
— Hej! — zdenerwował się, odwracając gwałtownie. Dobrze, że ręcznik mu nie spadł. — Nie baw się we mnie, co? I z łaski swojej, a prośby mojej, opuść ten pokój.
— Mogę się odwrócić. — Wzruszyła ramionami.
Przejechał dłonią po twarzy w geście kompletnej rezygnacji. Popatrzył na dziewczynę między palcami z miną zbitego psiaka.
— Cors, błagam cię. Nie mam siły kłócić się z tobą — jęknął.
Spojrzała na niego z bezlitosnym uśmiechem, a potem zerknęła na zegarek.
— No dobra. Umówiłam się z Leanne i Sally, że pożyczę im książki z runów — powiedziała. — Wracam za piętnaście minut.
Po jej wyjściu Draco odetchnął głęboko. Ból głowy był nie do zniesienia, a Corny najwyraźniej miała zamiar się nad nim pastwić. Zwykle się spóźniała, ale pewnie tego dnia postanowiła być złośliwie punktualna. Na Merlina, dlaczego musiał urwać mi się film?, denerwował się. Co ja jej takiego wczoraj zrobiłem? Musiało to być coś wybitnie paskudnego, skoro nie pokierowała się swoją wieczną zasadą miłosierdzia i bez żadnych skrupułów znęcała się nad nim. Zemsta w wydaniu Corny Morgenstern. Jak on się idiotycznie cieszył, że był jej najlepszym przyjacielem. Liczył, że dzięki temu nieco przystopuje i tak bardzo go nie pobije.

NIEDZIELA, 23 MARZEC
Draco, Draco, Draco… Draco Malfoy, zapewne jedyny żyjący biały Smok. Unikatowy, można by rzec. Draco jest najbardziej zbuntowany z całej tej niepokornej hałastry, która zapełnia korytarze Hogwartu. Może dlatego że pierwszy poczuł na własnej skórze nonsensowność działania Voldemorta. Choć się w tym wychował, nie czuje tego. Klimatu. A co ja mam powiedzieć? Boję się. Nie mówiłam mu tego, ale się boję. Mam nieokreślony status. A jeśli jestem mugolaczką? Szlamą? Taki osoby nie będą miały prawa istnieć w świecie, który planuje Voldemort. Brudna krew. Nawet jeśli jestem w Slytherinie, to nie gra roli. Nawet jeśli Voldemort sam jest półkrwi. Jeśli nie wstąpię do śmierciożerców, będę zbędna. Jak zwykły pasożyt, zwykła brudna szlama. Co się stanie z takimi jak ja? Ze mną, Hermione Granger,  Sally Anne Perks? Profesorowi się udało. Został jednym ze sług jego lordowskiej mości, mimo że jego ojciec był mugolem. I tym sposobem uniknął szubienicy. Ja nie nadaję się na śmierciożercę. Nawet gdybym ożywiła dawną Corny. Nie dam rady. Przecież wychowałam się wśród mugoli. Są wśród nich zarówno źli, jak i dobrzy. Tak jest też z czarodziejami.
Nie wiem, kim byli moi rodzice. Lub kim są, ewentualnie. Zawsze byłam ciekawa, jak to jest ich mieć, ale nie czuję potrzeby. Nie chcieli mnie. Stara Combs zawsze mi mówiła, że znalazła mnie pod drzwiami. Z inicjałami C.R.M. Nie chcieli mnie, porzucili jak starego kundla do schroniska. Nigdy nie odezwali się do mnie. Teraz ja ich nie potrzebuję. Nauczyłam się radzić sobie bez nich, żyć po swojemu, walczyć o to, co pragnę, niszczyć wrogów, zdobywać przyjaciół. Oni nic mi nie dali. Nic, prócz tych inicjałów na kocyku, w który byłam zawinięta. Mam go do dziś. C.R.M. Ceridwen Riannon Morgenstern. Tak nazwali mnie w sierocińcu. Jakaś szurnięta opiekunka, którą fascynowała mitologia celtycka. Jak mam naprawdę na imię? Cassandra, Cornelia, Cindy? Może Cecile albo Clara? Albo Christina? Ile jest imion na literę “C”? Poza tym moi rodzice niekoniecznie musieli być Anglikami. Mogli być na przykład Francuzami lub Niemcami. Lista wydłuża się automatycznie. To takie frustrujące. Jestem nie-wiedzieć kim. Bez przeszłości i pochodzenia. Gdyby nie Draco i Blaise, gdyby nie oni nie miałabym też przyszłości.
Ale wszystko się zmienia. Czasy są inne. Nadchodzi zło i mrok. Nadchodzi czas pogardy i czas ognia. Voldemort miesza ludziom w umysłach. Nie mam pewności, co zrobi Draco. Może zmieni zdanie i jednak na serio dołączy do Voldemorta? Co wtedy stanie się ze mną? Będę pewnie musiała wrócić tam, skąd przyszłam. Boję się tego. Chyba już zapomniałam, jak to jest tam żyć.
Wszystko zależy od Dracona. Od tego cholernego srebrnego Smoka. Jak on to uwielbia – gdy wszystko jest zależne od niego, gdy ma władzę. Lubi mieć władzę, czuć się kimś. To chyba jakaś cecha rodowa Malfoyów, czy coś. Draco nie wierzy w przeznaczenie. I dlatego jest mu lepiej. Bierze sprawę w swoje ręce. Ale ja nawet mimo przychylności losu nie mam na co liczyć. Wszystko jest zależne od niego. Od tego cholernego Malfoya.
Którą drogę wybierze? Mnie została tylko droga nadziei.

Draco ubrał się pospiesznie, obawiając się, że dziewczyna mogła w każdej chwili wejść do dormitorium i to bez pukania. Diabeł nie obudził się, nawet gdy Draco z hukiem wpadł na własny kufer i głośno zaklął. Corny wróciła akurat w chwili, gdy klnąc jak szewc, siedział na podłodze i rozcierał bolącą piszczel.
— A tobie co?
— Potknąłem się — bąknął.
Pokręciła głową z politowaniem. Nie miała tego dnia dla niego zbyt wiele ciepłych uczuć. Za to w ręku trzymała tacę z jedzeniem.
— Jeszcze jesteś wczorajszy, jak widzę — rzuciła. — Przyniosłam ci coś do jedzenia, żebyś mi tu nie zdechł z głodu.
— Jesteś aniołem — westchnął, dobierając się do kanapek. — Umarłbym bez ciebie śmiercią tragiczną.
— Taak, na głupotę — sarknęła.
Zignorował to. Wolno przeżuł kilka kęsów, żeby nie zrobić jej przykrości, ale nie był wcale głodny. Raczej spragniony. No i chciało mu się rzygać. Nie powinieneś tyle pić, Malfoy. To zawsze źle się kończy. Zazwyczaj urywał mu się film i nierzadko budził się wszędzie, tylko nie we własnym łóżku. Zwłaszcza gdy na imprezie nie było Corny, która dotransportowałaby go do dormitorium i pomagała leczyć kaca. Diabeł nierzadko mu powtarzał – zapewne, aby wzbudzić w nim poczucie winy – że zawsze siedziała przy nim, gdy rzygał. Draco nie mógł sobie tego wyobrazić. Ani tym bardziej przypomnieć.
— Powiesz mi, co się stało wczoraj w nocy? — poprosił, gdy popił pół kanapki przeszło litrem wody.
— Przed czy po tym jak przeleciałeś Dorothy Phelps? — zapytała złośliwie.
Popatrzył na nią z urazą. Trudno było zapomnieć tę zwinną Krukonkę, z którą spędził kilka naprawdę przyjemnych chwil sam na sam. Miała cudowne usta i bardzo kształtne piersi, które naprawdę mu się podobały. Tylko jej imienia nie mógł sobie przypomnieć, ale jak widać Corny pamiętała je za niego.
— Po. To akurat jeszcze pamiętam.
Corny wydęła usta. Wyglądała bardzo… niebezpiecznie. To dziwne, ale przez chwilę przypominała Draconowi jego własną ciotkę, Bellatrix Lestrange. To samo szaleństwo w oczach, ta sama nieobliczalność, ten sam grymas warg. To ja wariuję, pomyślał gorzko. Śmierciożerstwo źle na mnie wpływa.
— Z nią chyba gorzej. — Corny uśmiechnęła się z przekąsem. Draco z trudem uświadomił sobie, że mówiła o Phelps, a nie o Bellatrix. — Wydaje mi się, że była tak wstawiona, że nie zapamiętała tej upojnej nocy z Draconem Malfoy. No, ale powinna być z tego powodu zadowolona. Przynajmniej oszczędziło jej to łez, które zwykle wylewają dziewczyny wychodzące z twojej sypialni.
— Jesteś bezlitosna — odparł na to.
— Dziękuję. Uczyłam się od mistrza.
Skrzywił się.
— Nie, przepraszam. Jesteś tylko niesprawiedliwa — poprawił. Nie w smak mu było, że uważała go za człowieka bezlitosnego. Za bardzo kojarzyło mu się to z ojcem. — Powiesz mi, co ja takiego ci zrobiłem, że mnie dziś tak traktujesz?
— Jak? — zapytała, udając, że nie wiedziała, o co mu chodziło. Musiała udawać, bo jej oczy mówiły całkiem co innego niż usta. Co ona miała do ukrycia?
Diabeł zachrapał, jęknął przez sen i przewrócił się na plecy. Poduszka znów wylądowała na podłodze. Corny przeszła przez pokój i rozciągnęła się na łóżku Dracona. Podłożyła ręce pod głowę i patrzyła poważnie na chłopaka. Jej mina nie zwiastowała nic dobrego.
— Możesz mi powiedzieć, czym ja różnię się od takiej Granger? No prócz tego, że jestem Ślizgonką — uściśliła.
Zdziwił się. Popatrzył na nią, nic nie rozumiejąc. A wydawało się, że ona nie chciała mu nic wytłumaczyć. W co ty pogrywasz, Cors?, cisnęło mu się na usta, ale się powstrzymał.
— W jakim sensie? — odparł pytaniem na pytanie z pokerową miną. Siadł na krześle w sporej odległości od niej. Wcale nie po to, żeby w każdej chwili zwiać. — O co ci chodzi? Możesz mi to wytłumaczyć? Corny, ja naprawdę nie rozumiem.
— Nadal chcesz wiedzieć — zaczęła z ociąganiem, wbijając wzrok w zielony baldachim łóżka — co się stało wczoraj?
Gorliwie pokiwał głową. Czuł lekki niepokój. Czy na pewno tego chcę? A może lepiej nie wiedzieć? Jeśli to było coś de facto tak paskudnego, że nie tylko ona wolałaby o tym zapomnieć. Jeśli… Merlinie, błagam cię, niech tylko nie chodzi o nią, modlił się w duchu.
Corny usiadła, oparła się ramieniem o kolumienkę łóżka i spojrzała na niego w taki sposób, że gdyby wzrok mógł zabijać, już dawno byłby martwy.
— Po pierwsze musiałam cię dociągnąć tutaj — zaczęła wyliczać. — A to nie było takie łatwe, bo ledwo trzymałeś się na nogach. Dwa, przez ponad godzinę ratowałam cię, żebyś nie zasnął we własnych rzygach. Jako podziękowanie słuchałam na koniec, że to wszystko wina szlam. Zwłaszcza Granger. Możesz mi powiedzieć, dlaczego ty tak nienawidzisz Granger? — zapytała rozeźlona. — Co ona takiego ci zrobiła? Przecież to całkiem miła dziewczyna.
— Denerwujesz się o to, że nagadałem na mugolaków? — zdziwił się, celowo nie używając obraźliwego określenia.
Nagadałeś — przedrzeźniała go. — Ja nie nazwałabym tego tak. Nakląłeś i naplułeś na nich, wcale nie bojąc się używać miana szlama — dodała, nie pozostawiając mu żadnych złudzeń i śmiejąc się mu prosto w oczy za jego poprzednią ostrożność. — Draco, ja też jestem szlamą — oznajmiła mu szyderczym tonem. Jej oczy śmiały się złośliwie. Z niego. — A przynajmniej tam mi się wydaje — dodała mniej pewnie.
— Przestań.
Wstał gwałtownie i zaczął chodzić po pokoju. Był zły. Wściekły. Na siebie czy na nią? Tego nie wiedział. Nigdy więcej, przyrzekł sobie, ale wiedział, że tego nie dotrzyma. Nie mógł sobie odmówić. Przeklęte geny Lucjusza.
Corny wciąż mówiła. Powtarzała jego słowa, nie bacząc na to, że sama przecież nie przeklinała. Nie mógł tego słuchać. Draco, ja też jestem szlamą. Nie, nie jesteś. Co to jest szlama? Dlaczego on powtarzał tę cholerną obelgę, skoro tak nie uważał? Dlaczego zawsze gdy za dużo wypił? Podświadomość. Podobno po pijanemu człowiek zawsze mówił, co myślał. Czy on tak naprawdę myślał?
Czy on musiał być takim samym potworem jak jego ojciec?
— Przestań — jęknął, wplątując palce we włosy. Były jeszcze wilgotne. — Cors, błagam cię, przestań.
— Teraz przestań, tak? A co było wczoraj? Draco — nagle zmieniła ton głosu i chłopak zatrzymał się gwałtownie — ty naprawdę tak myślisz? Powiedz mi. — Nie mógł określić, czy to była prośba, czy rozkaz.
Nastała chwila ciszy. Nawet Diabeł oddychał jakby ciszej, ale na pewno spał. Nikt nie miał co do tego wątpliwości.
— Nie wiem — brzmiała odpowiedź. — Uwierz mi, że sam nie wiem.
— Draco…
Jej głos był pełny takiej boleści, że miał ochotę podbiec do niej i ją utulić, wbrew sobie i swojej naturze. Ton, jakim wypowiedziała jego imię, kontrastował z jej poprzednimi wypowiedziami. Już nie była silna i groźna. Czy ona ma rozdwojenie jaźni?, zastanowił się. A może to ja?
— Draco, jeśli będziesz miał o mnie takie zdanie jak o Granger, powiesz mi, prawda? — Znów nie wiedział, czy to była prośba.
— Co ty mówisz, do jasnej cholery?! — zdenerwował się. Kilkoma wielkimi krokami pokonał dzielącą ich odległość. Pochylił się nad nią, opierając jedną ręką o kolumienkę łóżka, a drugą o materac. — Co ty w ogóle gadasz?! Czy ty sama siebie słuchasz?! Co to za bzdury?! Ja nigdy tak nie pomyślę! Rozumiesz mnie?! Nigdy! Przestań opowiadać takie idiotyzmy!
Chyba przesadził, bo wyglądała, jakby zaraz miała się rozpłakać. Jej oczy zrobiły się wilgotne. Draco nie lubił tego momentu. Nie wiedział, co robić. Dlaczego dziewczyny tak często musiały płakać?
— Ale ja… ja jestem… szlamą — wyjąkała.
Prychnął, a potem zaklął głośno i wcale nie elegancko. Oderwał się od niej i zaczął ponownie krążyć po sypialni. Jego wzrok spoczął na Diable. Jak on może tyle spać?, zastanowiło go. Jak on może spać, kiedy tutaj przebiega tak ważna rozmowa? Kiedy oni tak wrzeszczą? A może to tylko Draco tak wrzeszczał.
Corny postawiła go w niekomfortowej sytuacji. No ale sam był sobie winien, nie powinien nawet tak myśleć. Co mam teraz zrobić? Przeprosić Granger, że obraziłem ją, chociaż nawet tego nie słyszała? To niedorzeczne. Wszystko było niedorzeczne. Jak ona w ogóle mogła tak pomyśleć? Że stawiał ją na równi z Granger? Przecież panna Ja-To-Wszystko-Wiem była głupią Gryfonką. Gryfoni byli… gorszym gatunkiem.
Znał Corny dziesięć lat. Wystarczająco długo, by czuć do niej przywiązanie. Nigdy nie mógłby pomyśleć o niej w ten sposób. Jak o Granger. Nie mógł, bo była dla niego kimś ważnym. Ale ona najwyraźniej nie zdawała sobie z tego sprawy. Albo miała jeszcze niższą samoocenę, niż on przedtem sądził. A myślał, że ona taka domyślna.
— Cors, nie znasz swoich rodziców — powiedział w końcu z takim spokojem, na jaki tylko było go stać. Stanął przed nią trochę bezradnie. — A może byli czarodziejami? Nic o nich nie wiesz. Nie wiesz, kim jesteś. Dlatego nie stawiaj się na równi z innymi. I nie rycz — dodał. — Wiesz, że tego nie lubię.
— W tej chwili akurat mało mnie obchodzi, co lubisz, a czego nie — odparła zaczepnie, rozcierając łzy po twarzy. Chyba trafiły do niej jego słowa.
— Asz ty. — Dobra nasza, pomyślał. Przywołał na twarz teatralną złość, choć w środku kłębiły się całkiem inne uczucia. — Takaś ty? Ja tu do ciebie z sercem, a ty co? Hę?
Rzucił się na nią i zaczął ją łaskotać. Roześmiała się głośno i radośnie. Przewalali się po jego łóżku, śmiejąc i podskubując nawzajem, jakby poprzednia rozmowa nie miała miejsca. Draco grał, ale czy ona też?
— Oszaleliście…? — wyjęczał Diabeł gdzieś z kłębowiska pościeli po drugiej stronie dormitorium. — Musicie się wydzierać tak rano?
— Blaise, dochodzi druga po południu — poinformowała go łaskawie Corny.
Ale chłopak znów zapadł w sen. Dracona zawsze zastanawiało, jak on mógł tyle spać bez przerw. Albo budząc się tylko po to, żeby wypić duszkiem kilka litrów wody. Nie mógł tego rozgryźć.
Pocałował dziewczynę w czubek głowy, po bratersku. Zsunął się z łóżka i poprawił ubranie.
— Chyba powinniśmy iść na obiad — stwierdził, podając jej rękę.
Pokiwała głową. Jej oczy ukazywały dawny smutek i złość, bardzo dobrze ukryte. I to poczucie bezradności. Czy to musi być zawsze moja wina?, westchnął Draco w duchu. Poza tym miał kaca. Niech ten dzień już się skończy, poprosił z boleścią i wyszedł za Corny ze swojej sypialni. Miał nadzieję, że nie będzie musiał wracać do tej rozmowy. Ani dzisiaj, ani nigdy.
A Diabeł nadal spał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pod rozdziałami proszę zostawiać tylko komentarze na temat treści. Wszystko inne będzie traktowane jako spam, a na spam jest odpowiednia zakładka.