sobota, 5 maja 2012

Rozdział piętnasty

Spięcie na linii 

Trzymaj swoich przyjaciół blisko, ale jeszcze bliżej trzymaj swoich wrogów.
Mario Puzo, Ojciec Chrzestny

— Wiedzieliście?
Środa. Trzeci dzień przerwy wielkanocnej. Jedni leczyli kaca, inni uczyli się, jeszcze inni spędzali ten czas na leżeniu do góry brzuchem i kompletnym acz konsekwentnym nicnierobieniu. Byli też tacy, co nie wiedzieli, cóż mieli ze sobą zrobić i kręcili się bez celu po pokojach wspólnych albo towarzyszyli osobom z powyższych grup. Na przykład w bibliotece.
Daphne Greengrass rzuciła swoją torbę szkolną na stolik, zmiatając z niego kilka pergaminów – Corny powiodła za nimi wzrokiem, póki nie opadły na podłogę, a potem zmarszczyła brwi – i usiadła na jednym z wolnych krzeseł. Pani Pince wyjrzała zza najbliższego regału (wszystko o astronomii) z miną mówiącą: Jeśli zrobiłaś coś z moimi książkami, to zaraz wywalę cię z biblioteki i wlepię ci szlaban. W jasnych upiętych w luźnego koka włosach Daphne błyszczała srebrna spinka ze szmaragdami, a na szyi mienił się przepiękny wisior z literą “G” wysadzaną drogocennymi kamieniami. Zapewne pamiątka rodzinna. Dziewczyna bawiła się nim bezmyślnie, równocześnie wpatrując intensywnie w Dracona tymi swoimi zielonymi oczami. Wyglądała na zakłopotaną i trudno było określić czy spowodowane to było samą obecnością Dracona, kurtuazyjnie uśmiechniętej Corny, czy może informacją, którą miała do przekazania.
— Czy co wiedzieliśmy? — zapytała Corny, zbierając swoje rzeczy z podłogi i tym samym przerywając przedłużającą się ciszę. Jej głos był bardzo uprzejmy i miły aż do przesady.
Blondynka ocknęła się nagle i odwróciła w jej stronę. Zawsze miały problem z porozumiewaniem się, jakoś nie mogły się nigdy dogadać, a gdy tylko w pobliżu pojawił się Draco, sprawa jeszcze się pogarszała. Trudno określić, czy się nie lubiły. Raczej nie rozumiały. I wolały nie wchodzić sobie w drogę.
— No, o Zabinim.
— Ale co o Zabinim? — wtrącił Draco, unosząc brwi. Tak naprawdę zapytał tylko dla zachowania pozorów. Dawno już znał odpowiedź.
— No… że spotyka się z Weasley — wyjaśniła Greengrass i zrobiła jeszcze bardziej zakłopotaną minę. — Znaczy, nie wiedzieliście?
Oboje jak na rozkaz pokręcili głowami, ukradkiem wymieniając spojrzenia. Draco uśmiechnął się w duchu. Diabeł nie próżnował.
— Skąd wiesz, że się spotykają? — Corny najwyraźniej postanowiła bronić przyjaciela. Romans ślizgońsko-gryfoński mógł zostać źle odebrany, zwłaszcza w tak niepewnych czasach. — Widziałaś ich?
Daph zaprzeczyła, kręcąc głową i zarumieniła się nieco zakłopotana.
— Nie. Dosłownie przed sekundą Olie Moon mi mówiła, że natknęła się na nich na siódmym piętrze. Zaraz zaczęłam was szukać.
Robi się niebezpiecznie gorąco, pomyślał Draco. Ratuj, mówiło spojrzenie Corny. Musiał się powstrzymać, aby się nie skrzywić. A co on? Złota rybka? Nie miał opracowanego planu na każdą okazję, ale to chyba był błąd. Następnym razem będzie przygotowany.
— Diabeł nie lubi Weasley, Daphne — rzucił obojętnie. — Od dawna wyzywają się przy najmniejszej okazji, czego nie raz byłaś świadkiem.
— Poza tym jest Gryfonką — wtrąciła Corny niepewnie.
— No niby tak, ale Olie mówiła, że wcale nie wyglądało to, jakby się kłócili. — Greengrass nie dawała za wygraną. — Raczej jakby rozmawiali. Tak intymnie.
— To o niczym nie świadczy — stwierdziła panna Morgenstern stanowczo. Na jej poważną i pełną znawstwa minę każdy dałby się złapać. Przekonałaby samego Lucyfera. — Może tak po prostu rozmawiali. Draconowi też zdarza się gadać z Potterem, jeśli akurat ma humor.
Taaa, jasne, pomyślał, ale nic nie powiedział. Nie chciał psuć efektu.
— Czyli…
— Czyli nie zaprzątaj tym sobie tej ślicznej główki, Daph — podsumował Draco lekceważącym tonem. — I bądź łaskawa nie rozpowiadać plotek. Przecież nikt nie chce, żeby Diabeł się zdenerwował, no nie?
Dziewczyna nie była do końca przekonana i jeszcze chwilę coś analizowała, ale szybko się poddała. Przytaknęła i rzuciwszy krótkie: No to cześć, opuściła bibliotekę. Powiódł za nią wzrokiem, zatrzymując go na jej zgrabnym tyłku. Nogi też miała niczego sobie. Corny kopnęła go pod stolikiem w kostkę, jakby czytając w jego myślach. A podobno nie potrafiła. Spojrzał na nią z mordem w oczach, gdy pochylała się w jego stronę.
— Nie uważasz, że trzeba powiedzieć Blaise’owi, żeby znalazł sobie jakieś bardziej intymne miejsce na te swoje potajemne schadzki? — szepnęła, ignorując jego wzrok wściekłego bazyliszka. — Inaczej będą kłopoty.
— Poradzi sobie. — Przewrócił oczami. — On zawsze jest ostrożny. Musimy przeczekać pierwsze zauroczenie i natychmiast zacznie myśleć logicznie. Mam nadzieję — dodał już mniej pewnie.
Wzruszyła ramionami.
— Jak uważasz. Ale ja i tak mu powiem — oznajmiła, pakując rzeczy do torby.
— Oczywiście, wasza wysokość — mruknął, znikając za potężnym tomem Eliksirów leczniczych. — Niezależnie od tego, co będę ci mówił, ty i tak zrobisz, jak chcesz.
Mógłby przysiąc, że pokazała mu język, nim odwróciła się na pięcie i wymaszerowała z biblioteki, śledzona czujnym okiem pani Pince. Pokręcił głową nad swoim losem. Ułożył się wygodniej na krześle, położył nogi na stoliku i założywszy ręce za głowę, pogrążył się we własnych myślach.
A czas płynął leniwie między regałami pełnymi książek.

Draconie,
Jestem zawiedziony Twoją postawą i rozczarowany, że nie chcesz spędzić wolnego czasu z rodziną. Wczoraj przyjechała ciotka Eleonor z Twoją kuzynką Juliette i obie bardzo chciały Cię zobaczyć. Nieuprzejmością z Twojej strony jest to, że im na to nie pozwoliłeś. Zaprosiłem również do nas panią Zabini i oboje liczyliśmy, że Ty oraz Blaise do nas dołączycie. Rozczarowałeś mnie, Draconie i mam nadzieję, że znów tego nie zrobisz w najbliższym czasie.
Twój ojciec

— Ach, jestem zaszczycony, że sobie o mnie przypomniałeś po pięciu dniach, tatusiu — mruknął Draco z sarkazmem, zgniatając list w kulkę i wrzucając go do kominka. — Diabeł, jeśli twoja matka hajtnie się z moim ojcem, to powieszę się na ich ślubie — dodał głośniej.
Zaraz po śniadaniu brunet rozłożył się wygodnie na swoim łóżku z papierosem w jednej dłoni i tomikiem mugolskiej poezji w drugiej i dotrwał tak do teraz. Draco nigdy by go nie podejrzewał o czytanie poezji, a już na pewno nie mugolskiej, ale w tej chwili był gotów pojąć wszystko. Jak nie patrzeć Zabini był zakochany, a w takiej niechlujnej pozie przypominał tragicznego kochanka – trochę nonszalancki, trochę zaniedbany, trochę smutny i bardzo obojętny na wszystko. Corny na pewno zapragnęłaby go przytulić i za wszelką cenę starałaby się mu pomóc. Bo to była Corny.
— Nie licz na moją pomoc. Swoją drogą to ciekawe, które pierwsze wykończy to drugie — rzucił Zabini obojętnie. — Matka jest doskonała w wykańczaniu swoich wybraków, ale, jak sądzę, Twój ojczulek tak łatwo się nie podda.
— Mam nadzieję — odparł Draco. Usiadł przy stoliku z piórem, pergaminem i atramentem. — Wybacz, ale nie pozwolę na to, aby cały majątek Malfoyów został przepisany na Twoją zabójczą mamuśkę.
Diabeł wzruszył ramionami.
— Wybaczam.

Drogi ojcze,
Jest mi niezmiernie przykro, że ciocia Eleonor i droga kuzynka Juliette musiały doznać rozczarowania z mojego powodu. Nie wiedziałem, że mają zamiar nas odwiedzić. Przekaż im moje przeprosiny. Przeproś również ode mnie panią Zabini. Ubolewam, że nie mogę się z nią spotkać. Niestety oboje z Blaise’em mamy dużo zajęć w szkole oraz prac zadanych na przerwę świąteczną i postanowiliśmy się nimi zająć. Mam nadzieję, że zostanie nam wybaczone to uchybienie.
Twój syn
Draco

— Kim jest twoja droga kuzynka Juliette? — zapytał Zabini, czytając list nad ramieniem jego autora.
Draco zwinął pergamin w ciasny rulon i nalał nieco laku na złączenie, a potem odcisnął w nim swój sygnet z herbem rodowym. W herbie Malfoyów znajdował się wąż, który był również symbolem Salazara Slytherin. Ale przecież Malfoyowie od pokoleń trafiali do Domu Węża i jakoś nie trudno było uwierzyć w ich pokrewieństwo z jednym z założycieli Hogwartu.
— Moja droga kuzynka Juliette, Diable, jest córką ciotecznej siostry ojca — wyjaśnił bez emocji, wpatrując się w zasychający lak. — Jej babka była pół wilą, więc Juliette jest, no wiesz — przewrócił oczami — piękna i doskonała w każdym calu. Cała rodzina się nią chwali.
— Uuuu. Żeby cię tylko z nią nie hajtnęli — stwierdził Diabeł współczująco i znów zwalił się na swoje wyrko.
— Weź mi nie mów. — Draco skrzywił się z odrazy. — Juliette może jest piękna i idealna, ale też strasznie wkurzająca. Małżeństwo z nią to byłby koszmar.
Wyobrażam sobie.
Wstał od stolika i wyjął z szafy swój czarny płaszcz. W sowiarni było raczej chłodno o tej porze roku. W tej chwili do ich dormitorium ktoś krótko zapukał, ale nim któryś z nich zdążył powiedzieć choć słowo, drzwi się otworzyły i do pomieszczenia wpadła Corny. Jak zwykle była nieuczesana, czarna sukienka była trochę za bardzo wygnieciona, żeby pokazać się w niej w towarzystwie. Ale Corny wcale to nie przeszkadzało.
— Cześć — rzuciła radośnie, a potem spojrzała na płaszcz w ręku Dracona. — O, wychodzisz gdzieś?
— Idę do sowiarni. — Zabrał list i wyszedł.
Corny patrzyła jeszcze przez chwilę na zamknięte drzwi, a potem zwróciła się w stronę Blaise’a z miną pełną bezradności.
— Co go ugryzło? — zapytała, przestępując z nogi na nogę.
Zabini wzruszył ramionami.
— To Malfoy. Kto go zrozumie.

W sowiarni było naprawdę zimno. Cholera, mamy połowę kwietnia, zaklął Draco w myślach, gdy przyczepiał list do nóżki swojej sowy. W połowie kwietnia powinno być ciepło. W końcu to wiosna, do licha. Ale niestety Draco nie potrafił zmienić pogody. Jeszcze.
Ale to nie zimno było powodem jego złego humoru. Ojciec zaprosił panią Zabini na święta. Matkę Blaise’a. Czarną wdowę, która wykończyła siedmiu mężów, a z tego co Draco słyszał od kumpla, miała na oku ósmego. A teraz wzięła się za jego ojca. Za starego, zapijaczonego śmierciożercę. Za obrzydliwie bogatego Lucjusza Malfoya. Dracona nie przerażała tak bardzo możliwość utraty całego majątku i śmierć ojca jak fakt, że ktoś mógłby próbować zastąpić matkę w roli pani Malfoy. Narcyza była jedyną panią Malfoy Manor. Białowłosy nie potrafił znieść w tym domu tych wszystkich kochanek ojca, jego przyjaciółek, znajomych, kuzynek, pocieszycielek. Drażniły go. Jak ojciec mógł w ogóle myśleć, że którakolwiek z nich zastąpi Narcyzę? To niedorzeczne.
Blaise kochał matkę. Niezależnie, co o niej myślał, co o niej mówił, jak bardzo się na nią denerwował – i tak ją kochał, bo był Blaise’em Zabinim. Jeśli chciałaby wyjść za ojca Dracona, dałby jej swoje błogosławieństwo. Gorzej było z samym Draconem. On nie mógł znieść myśli, że ktoś próbowałby zastąpić jego matkę, że jakaś inna kobieta zamieszkałaby w jej pokojach, siedziałaby w jej ulubionym fotelu, piłaby kawę z filiżanki należącej do jej posagowego serwisu i nosiłaby rodowe klejnoty Malfoyów, które przedtem nosiła ona. Draco nie mógłby na to patrzeć i niezależnie, co mówił, myślał i czuł jego najlepszy przyjaciel, on nienawidził Simone Zabini. I to nie tylko dlatego że próbowała zastąpić Narcyzę Malfoy. Matka Diabła ukrywała przed swoim synem kilka wstydliwych sekretów, a niektóre z nich wiązały się niestety z Draconem.
— Niech cię trafi szlag, ty stary kretynie — warknął w przestrzeń, a kilka sów zahukało z oburzeniem.

Po kilku godzinach włóczenia się po zamku, po umyślnym ominięciu obiadu i kolacji, Draco oczekiwał, że pokój wspólny będzie pusty, a on sam nie narazi się na ciekawskie spojrzenia, na których znoszenie nie miał akurat ochoty. Nienawidził ich, ale były one nieodłącznym aspektem życia na świeczniku. Przekraczając próg natknął się jednak na Daph, która siedziała samotnie na jednej z kanap obejmując ramionami nogi otulone kocem w szaro-zieloną kratę.
— Cześć — powiedział, siadając obok niej i tak jak ona wpatrzył się w ogień płonący w kominku.
— Cześć — odparła niewyraźnie, nie spoglądając na niego. Oparła podbródek na kolanach.
— Coś się stało? — zapytał.
Pokręciła głową ze smutną miną, a jej długie blond włosy rozsypały się na wszystkie strony. Draco nie lubił takich depresyjnych stanów. Corny czasem je łapała, a on nie wiedział, co miał wtedy robić. Nie przypuszczał, że Daphne mogła popaść w takiego doła.
— Możesz mi wszystko powiedzieć, Daph — powiedział, starając się nadać swojemu głosowi kojące brzmienie.
— Ale ty już wszystko wiesz — odparła. — Ty zawsze wszystko wiesz. Przecież jesteś Malfoyem. Wiesz też, co to znaczy, gdy ktoś decyduje za ciebie i ustawia ci całe życie.
— Chodzi o Drake’a, tak?
Choć nie wypowiedziała ani słowa, samo jej milczenie było najlepszą odpowiedzią. Tak, Draco doskonale wiedział jak to jest, gdy ktoś dokonywał za niego wyborów. Jego ojciec robił to przez cały czas. Ale Lucjusz Malfoy nie potrafił teraz zająć się samym sobą i nagle Draco poczuł smak wolności, choć złoty łańcuch nadal przytrzymywał go blisko budy. Co z tego złoty, skoro nie pozwalał mu odlecieć? A co z ustawą zakazującą polowań na smoki i hodowania ich w domu? Czasem żałował, że nie obejmowała także jego.
— Może nie będzie tak źle — powiedział w końcu, czując jak kłamstwo kapie z każdego z jego słów. Jesteś podłym zdrajcą Malfoy. — Może nie wszystko jeszcze ustalone. Może jeszcze…
— Draco, ty naprawdę jesteś niepoprawnym idealistą — prychnęła dziewczyna z sarkazmem.
— Uznam to za komplement — mruknął, uśmiechając się do siebie.
— A uznawaj za co chcesz.
Zaśmiał się gorzko. I wtedy nagle w jego głowie zrodził się pomysł, tak absurdalny, że aż rzeczywisty. Tak szalony, że aż żal było go nie wprowadzać w życie. W końcu był niepoprawnym idealistą. Z mrocznym znakiem na lewym przedramieniu, ale idealistą.
— Wiesz, Daph, chyba wiem, jak ci pomóc.
Spojrzała na niego po raz pierwszy tego wieczora, a w jej oczach pojawiło się zdziwienie. Przekrzywiła głowę w ten uroczy sposób, który zawsze podobał się Draconowi i wbiła w niego zielone tęczówki. Kilka blond kosmyków opadło jej na twarz, ale odgarnęła je niedbałym ruchem ręki.
— Co masz na myśli? - zapytała.
Nie odpowiedział od razu, tylko układał sobie w głowie swój dość wielki aczkolwiek abstrakcyjny pomysł. Zgodzi się, czy się nie zgodzi? Uzna go za wariata? Przecież był niepoprawnym idealistą. Wprawdzie Notta tak jakby zaszantażował, żeby mu pomógł, ale Daphne Greengrass to nie Rick Nott – z nią nie pójdzie mu tak łatwo. Malfoy, czy ty się czegoś obawiasz, czy mi się tylko wydaje, zapytał sam siebie z ostrą kpiną.
— Myślałaś kiedykolwiek, co by się stało, gdybyśmy nagle tak wszyscy się zbuntowali i powiedzieli, że nie mamy zamiaru żyć tak, jak oni chcą? — zapytał ostrożnie.
— Draco, to niemożliwe. — Pokręciła gwałtownie głową, a jej włosy znów zatańczyły wokół niej. — Większość z nas lubi takie życie, jakie ma.
— Zdziwiłabyś się. — Uśmiechnął się tajemniczo.
Popatrzyła na niego podejrzliwe ze zdumieniem czającym się w oczach.
— Draco, o czym ty mówisz?
— Pomyśl tylko, Daph, co by się stało, gdybyśmy nagle wszyscy odmówili posłuszeństwa — powiedział. — Gdyby Rick Nott powiedział, że jest gejem i nie ma zamiaru zostać śmierciożercą, Anie Gibbon oznajmiła rodzicom, że podkochuje się w pewnym mugolaku, a Milicenta Bulstrode wyznała, że jest lesbijką i po szkole ma zamiar wyruszyć w podróż, aby odnaleźć swoją drugą połówkę?
— Mili jest lesbijką? — zdumiała się.
— Daphne, to akurat jest mało ważny szczegół. — Draco pokręcił głową.
— Draco, ale ty chcesz wywołać powstanie? Jesteś szalony! — wykrzyknęła z niedowierzaniem. — Przecież to nigdy się nie uda. Nasze rodziny zawsze będą cholernie konserwatywne i cholernie wkurzające.
— Pamiętaj, że my jesteśmy nowym pokoleniem, które też będzie kiedyś cholernie konserwatywne i cholernie wkurzające — wytknął.
Dziewczyna patrzyła na niego z mieszaniną strachu i powątpiewania. Draco całkowicie ją rozumiał, ale z drugiej strony nie mógł zrozumieć, że to właśnie ona, wielka indywidualistka, feministka, zawsze walcząca o swoje sprawy, była sceptycznie nastawiona do jego pomysłu. Przecież miała dużo do zyskania. I jeszcze więcej do stracenia.
— Ciekawe co powiesz, gdy tatuś odetnie ci wartki strumień galeonów — powiedziała z kpiną.
— Mówisz jak Diabeł — prychnął.
— I oboje mamy rację, wiesz o tym.
Przewrócił oczami.
— Moja racja, wasza racja, jego racja. Jakie to ma znaczenie? Daph, ja nie chcę urządzać zbrojnego powstania — tłumaczył jej — ale po prostu przeciwstawić się tym sztywnym normom, które są przeterminowane. Powinniśmy iść z duchem czasu, a zamiast tego cofamy się w przeszłość. Gdybyśmy wszyscy powiedzieli nie, to miałoby to siłę przebicia.
— To bezsensowne.
— Dlaczego? — zapytał ostro.
Szukała w myślach jakiegoś argumentu, ale nic nie znalazła.
— Przemyśl to, okay? - poprosił z poważną miną, słysząc kroki na schodach.
W tym samym momencie do pokoju wspólnego wpadła jakaś dziewczęca postać. Draco natychmiast rozpoznał w niej Corny, której nie można było pomylić z nikim innym, nawet gdy twarz miała zasłoniętą rozwianymi włosami. Wyglądała tak samo jak rano, tylko jej oczy podkreślał ostry, niepasujący do jej charakteru makijaż. Spojrzała na Draco i zrobiła minę zatroskanej matki.
— Draco! No nareszcie! Gdzie ty byłeś? Cały dzień cię szukam i… Och! — Zatrzymała się w pół kroku i zarumieniła delikatnie, gdy zauważyła blondynkę. — Ooo, cześć Daph… Ja… Szukałam Dracona i ja… Hm, to ja już sobie pójdę. — Odkręciła się na pięcie i wbiegła na schody tak szybko jak się pojawiła.
— Corny! — Draco krzyknął za nią, gwałtownie wstając z kanapy, ale się nie zatrzymała. Zaklął głośno. — Muszę już iść — powiedział do Daphne. — Obiecaj, że to przemyślisz.
— Dobrze — odparła. — Ale Draco!…
Lecz on już był na schodach i gonił Corny. Nie podobała mu się myśl, że mogłaby znów się na niego pogniewać. Ostatnio była drażliwa, zwłaszcza gdy chodziło o Daphne. Nie wiedział, czemu nie lubiła blondynki. Czyżby Corny Morgenstern była o niego zazdrosna?
— O Malfoy, jest sprawa.
— Nie teraz, Nott. — Zbył chłopaka machnięciem ręki. — Później.
— Ale to ważne! — Brunet próbował go zatrzymać, ale on go nie słuchał.
— Później, Nott!
Drzwi do dormitorium Corny i Pansy były zamknięte na klucz. Przekonał się o tym, gdy próbował dostać się do pokoju bez pukania. Westchnął i zapukał. Odpowiedziała mu cisza.
— Corny, otwórz — zawołał, ciągle pukając. — Corny, wiem, że tam jesteś.
Szczęknął zamek i drzwi uchyliły się nieco. Twarz Corny była czysta i aż zbyt spokojna. Znaczy nie płakała. Draco musiał przyznać, że mu ulżyło. Nie lubił, gdy płakała. Ogólnie nie lubił płaczących dziewczyn. Wyzwalały w nim sprzeczne emocje, których nie rozumiał. Ludzkie odruchy.
— Mogę wejść? — zapytał cicho.
— Jeśli musisz. — Wzruszyła ramionami, wpuszczając go do środka.
Draco sam nie wiedział, po co to robił. Przecież nie musiał się jej tłumaczyć ani też przepraszać za to, że rozmawia z jakąś dziewczyną. Nie byli parą. Nigdy nią nie byli i nigdy nie mieli do siebie żadnych pretensji. Więc o co chodzi? Czy tylko o niewytłumaczalną niechęć do Daphne Greengrass, która zawsze starała się być dla Corny miła, a Morgenstern i tak nie potrafiła jej tolerować?
— Corny, co jest grane?
Usiadł na jej łóżku i patrzył, jak wolno zamyka drzwi i opiera się o nie plecami. Miała nieodgadnioną minę i choć bardzo się starała, nie mogła przed nim ukryć swoich myśli.
— O nic. — Znów wzruszyła ramionami. — A co ma być?
— Nie wiem. Ty mi powiedz. — Rozłożył ręce w geście bezradności. — Ostatnio zachowujesz się dziwnie.
— Wydaje ci się — odparła, przewracając oczami, ale zabrzmiało to sztucznie. Zaczęła zbierać książki i pergaminy ze stolika i podłogi wokół niego. — Po prostu jestem zmęczona. Mamy nawał zadań domowych, a poza tym martwię się o ciebie i…
— Corny — przerwał jej stanowczo. — Ty nie umiesz kłamać.
— Więc co chcesz usłyszeć?
— Prawdę.
Pokręciła głową. Nie patrząc na niego zaczęła równo układać podręczniki w swoim kufrze. Zawsze musiała zająć czymś ręce, gdy była zdenerwowana. Draco znał ją na wylot. Przyglądał się jej w milczeniu, gdy uważnie przyglądała się każdemu kawałkowi pergaminu, segregując je na potrzebne i te do wyrzucenia. Miała bardzo skupioną minę, ale nie dał się zwieść.
— Cors, ja tylko…
— Naprawdę nic się nie dzieje — rzuciła ostro, nie pozwalając mu dokończyć. — Jestem tylko trochę zmęczona i znerwicowana.
— Więc może powiesz mi, dlaczego uciekłaś? — sarknął.
W końcu spojrzała na niego, ale w jej oczach pojawiła się żądza mordu, co było do niej niepodobne. Draco zauważył, że od jakiegoś czasu wracała dawna dzika-Corny i przejmowała kontrolę nad spokojną panną Morgenstern. Nie wiedział, której z nich bardziej się bał – tej radośnie uśmiechniętej i lekko stukniętej, czy tej zadziornej i dziko szalonej. Obie były przerażające na swój sposób i co najgorsze, były dwoma wcieleniami tej samej osoby.
Nie mogąc dłużej znieść napięcia, jakie się między nimi wytworzyło, gwałtownie wstał z łóżka i zaczął przechadzać się po dormitorium. Jakby miała rozdwojenie jaźni, pomyślał, przecierając dłonią twarz. To niemożliwe, żeby w jednej osobie były dwa tak rozbieżne charaktery. Przecież jeden umysł nie mógł tego ogarnąć.
— Słuchaj, Cors. Ja rozumiem, że nie lubisz Daph. Każdy ma prawo kogoś nie lubić, ale nie potrafię pojąć dlaczego. Przecież jest miła. — Zaczął wyliczać. — Nie obnosi się ze swoim bogactwem jak niektórzy, nie puszy się z powodu swojej urody jak Czarna, jest inteligentna, wprawdzie nie tak jak ty, ale wystarczająco, nie jest stereotypową blondynką. No i najważniejsze – tak jak ja próbuje oprzeć się systemowi, który nas więzi.
— Jej to łatwo, kiedy ma wszystko — mruknęła Corny, ze złością wrzucając podręcznik od transmutacji do kufra.
Draco przystanął i przyjrzał się jej uważnie.
— A więc o to chodzi? — zdumiał się. — Że ona pochodzi z rodziny czystej krwi, a ty nie? Że ma pieniądze? Cors, pieniądze to nie wszystko.
— Taaak — sarknęła — ale na pewno ułatwiają życie. Jej to łatwo mówić: Nie chcę tego, kiedy i tak to ma. A ja jak mam powiedzieć, że nie chcę pieniędzy, kiedy nie mam za co kupić słodyczy w Miodowym Królestwie?
— Cholera, ale ja jestem głupi — wymamrotał.
Życie w bardzo prosty sposób sprowadza nas na ziemię. Jeszcze pięć minut wcześniej Draco sądził, że Corny po prostu się w nim bujała i był gotów dać się za nią pokroić. A teraz jego duma kwiliła cicho gdzieś w kącie. Jesteś ostatnim idiotą, Malfoy. Czy wszystkie laski muszą kręcić się wokół ciebie? Skądże, wystarczyłoby, żeby ta jedna się kręciła.
— Corny, ale przecież my z Diabłem o ciebie dbamy — przypomniał.
— Wiem, ale przez to czuję się jak utrzymanka. Nie chcę być na czyjejś łasce, Draco — wyjaśniła, odwracając się w jego stronę. — To rani moją dumę.
— A nieprzyjmowanie prezentów rani moją — odparł. — Może to dziwnie zabrzmi w moich ustach, ale wiedz, że my naprawdę robimy to z dobrego serca, Cors i z najczystszych intencji.
— Piekło wybrukowane jest dobrymi intencjami — zgasiła go.
— No tak. Zapomniałem.
Podszedł do niej i usiadł obok. Opierali się o jej kufer szkolny, patrząc bezmyślnie przed siebie w całkowitym milczeniu. Draco nie wiedział, co myśleć. Ale musiał przyznać, że trochę mu ulżyło. Nie będzie jeszcze musiał się ustatkować.
— No to jak, Cors? Zgoda? — Wyciągnął do niej rękę.
— Zawieszenie broni. — Uśmiechnęła się uroczo, podając mu swoją.
Parsknął śmiechem. Taak, Ceridwen Morgenstern nigdy nie odpuszczała, niezależnie od tego, które jej wcielenie akurat dominowało.

ŚRODA, 23 KWIECIEŃ
Życie pisze czasem bardziej zaskakujące scenariusze niż najwybitniejsi scenarzyści. Niekiedy nie wiadomo, komu można ufać, a przy kim mieć się na baczności. Ale jedno jest pewne – przyjaciół trzeba mieć zawsze blisko siebie, ale wrogów jeszcze bliżej.
Daph, dam ci żyć. Ale tylko dlatego że dzięki tobie uśmiech gości na twarzy Dracona. Dopóki on cię lubi, ja będę cię tolerować. Nie dłużej. Taka jest właśnie rola przyjaciółki, którą zgotowało mi życie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pod rozdziałami proszę zostawiać tylko komentarze na temat treści. Wszystko inne będzie traktowane jako spam, a na spam jest odpowiednia zakładka.