sobota, 5 maja 2012

Rozdział siedemnasty

Konsekwencje

W życiu bowiem istnieją rzeczy, o które warto walczyć do samego końca.
Paulo Coelho

Weekend minął w milczeniu, w atmosferze ciszy przed burzą i udawania, że się nie znali, nic się nie stało i nie było o czym mówić. Corny nazywała to cichymi dniami i twierdziła, że to całkiem normalne w każdym małżeństwie. Ale oni nie byli małżeństwem. Dracona bolało, że najlepszy kumpel nie odzywał się do niego pomimo wielu prób interwencji ze strony Corny, która gotowa była przysięgać na kolanach, że nic ją z Malfoyem nigdy nie łączyło i absolutnie nic nie zataili przed brunetem. Jak zresztą by mogli? Ale Zabini nie uwierzył w żadne jej zapewnienie i zamiast tego od razu do niej też przestał się odzywać – najwyraźniej postanowił ukarać w ten sposób ich oboje. Według Dracona to był nieco wkurzający sposób.
W poniedziałek cała trójka miała już siebie serdecznie dosyć, niezależnie, kto z kim rozmawiał i sympatyzował, a kto na kogo był obrażony. Corny spędziła cały ten dzień w bibliotece, między regałami pełnymi zakurzonych woluminów i próbowała się uczyć. Draco jeszcze przed śniadaniem zaszył się w Pokoju Życzeń, ale naprawianie Znikającej Szafy szło mu gorzej niż zwykle. Żadne z nich nie wiedziało nic o Blaisie, który najprawdopodobniej pałętał się w tym czasie po Hogwarcie, zapewnie nierzadko w towarzystwie Ginny Weasley. Od pierwszej randki stali się nierozłączni, co troszeczkę wkurzało Dracona. Nadal nie ufał rudej dziewczynie, jej piękność i wspaniałość wcale do niego nie przemawiała i z przyjemnością przycisnąłby ją do ściany i zapytał, o co dokładnie jej chodziło, bo przecież nie mogła zakochać się tak z miejsca w największym życiowym wrogu. Nie była Blaise’em, żeby jej się to udało. Jednak Draco postanowił taktownie się nie odzywać, żeby nie dostać w zęby. Zresztą, Diabeł i tak by go nie posłuchał, bo przecież nie rozmawiał ze zdrajcą.
Wieczorem atmosfera w dormitorium była napięta, a powietrze tak gęste od ciszy i duszącego milczenia, że prawie można było kroić je nożem. Draco udawał, że absolutnie nic go to nie obchodziło i że nie miał zamiaru nic robić w tej sprawie, ale miał wrażenie, że zaraz trafi go jasna cholera. Obserwował wszystko spod na wpół przymkniętych powiek i zastanawiał się, jak najlepiej zabić Blaise’a, żeby nikt nie dowiedział się, że to jego sprawka. Tak naprawdę brunet jeszcze nigdy nie zagrał mu tak na nerwach, choć przecież często się kłócili z powodu różnicy charakterów. Nigdy też nie obraził się na niego dłużej niż na pięć minut. W tym momencie mniej przyjaciół od Malfoya miał już chyba tylko Neville Longbottom, ale Gryfonowi przynajmniej zostawała wielka, ohydna ropucha. Niestety Draco nie mógł sobie pozwolić nawet na taki luksus jak gadanie do oślizgłego płaza i na tym właśnie polegał jego dramat. Zabini zabrał mu nawet swojego kota, a raczej można było powiedzieć, że Lucyfer poczuł się w obowiązku być solidarny ze swoim panem i również obraził się na białowłosego. Pozostawało jedynie iść i się powiesić w jakimś ustronnym miejscu.
Całe szczęście tylko w przyjaźni szło mu gorzej niż w miłości i na lekcji transmutacji. Daphne przyszła do niego już w sobotę i oznajmiła, że przemyślała jego propozycję i że zgadzała się na wszystko. Sama nie wiedziała na co dokładnie, ale się zgodziła i tylko to się liczyło. Zresztą nie miała zbyt dużo możliwości do wyboru – rodzice zaplanowali jej już całe życie, a ona nie miała ochoty się do tego zastosować. Była indywidualistką i lubiła stawiać na swoim. Propozycja Dracona była dla niej bardzo kusząca i widziała w niej więcej możliwości niż ograniczeń. Właściwie to jak do tej pory jedynie Draco i Corny wiedzieli, że było całkiem inaczej, ale uznali, że na razie nikt nie musi o tym wiedzieć. Draconowi podobała się myśl, że od tej chwili będzie miał jeszcze większy dostęp do informacji oraz swobodną możliwość przekazywania ich do odpowiednich uszu. A on, jak każdy Malfoy, lubił mieć władzę, a nie tylko w ślizgońskim półświatku dawał ją tylko swobodny dostęp do odpowiednich informacji. Przecież wiadomo nie od dziś, że kobiety były najlepsze w zbieraniu i roznoszeniu plotek.
Leżąc całkiem wygodnie na łóżku i z nudów czytając Pochodzenie nazw ciał niebieskich. Mugolska mitologia starożytnych Greków i Rzymian, Draco zabijał czas, który pewnie w normalnych warunkach spożytkowałby na granie z Diabłem w karty. Ale szczęśliwie się złożyło, że już od dzieciństwa lubił astronomię i patrzenie na gwiazdy, więc zawsze była to dla niego jakaś mniejsza lub większa rozrywka. Przynajmniej nie musiał użalać się nad sobą i swoją samotnością. Przy okazji dowiedział się też, że znaczna część jego rodziny, zwłaszcza ta ze strony matki, posiadała gwiezdne imiona. Zawsze był to jakiś pożytek z tej nieciekawej sytuacji. Natomiast bardziej mrukowaty niż normalnie Blaise uparcie skrobał kolejny esej zadany na ferie wielkanocne. Któryś z kolei tego dnia. Cisza aż bolała. Zwykle w takich chwilach wpadała Corny, robiła bałagan, wrzask, śmiech i ogólną dekoncentrację, a potem wymykali się we troje, żeby pokręcić się po zamku i zrobić w balona Filcha oraz patrolujących korytarze członków Zakonu Feniksa. Widocznie zmiany niekoniecznie muszą być na lepsze.
Jednak gdyby ktoś w tamtej chwili zapytał młodego Malfoya, czy było warto, odparłby bez zająknięcia, że tak. Było warto i gdyby mógł, powtórzyłby to choćby zaraz. Pytanie, czy druga strona miała takie same odczucia.
— Ja już tak dłużej nie mogę. — Draco zatrzasnął książkę i cisnął ją na środek dormitorium. Wbił zrezygnowane spojrzenie w baldachim łóżka. — Masz zamiar tak milczeć do skończenia świata?
Blaise na moment podniósł wzrok znad pergaminu i spojrzał na niego bez emocji, a zacisnąwszy usta w wąską linię – zupełnie jak McGonagall na lekcji transmutacji, gdy Draco znów nie potrafił poprawnie rzucić zaklęcia – i wyraźnie powstrzymując się od komentarza. Po chwili wrócił jednak do zapisywania zwoju pergaminu równymi, arystokratycznymi literkami, które w tym momencie były bardziej dokładnie niż zwykle. Chłopak całe swoje uczucia przelewał na papier – uważnie stawiając każdy najmniejszy znaczek.
— Słuchaj, Diabeł, może tobie ta sytuacja odpowiada, ale ja mam dosyć twojej obrażonej miny i morderczego spojrzenia. Po pierwsze czuję się poszkodowany, bo tak naprawdę to nic nie zrobiłem, a po drugie, sam dobrze nie wiesz, a się obrażasz jak jakaś baba. Zarządźmy zawieszenie broni, a my z Corny wszystko dokładnie ci wytłumaczymy, okay?
Cisza.
— Diabeł, do jasnej cholery! — wrzasnął głośno Malfoy, siadając gwałtownie. — Wygłosiłem najdłuższy monolog w życiu, więc byłbyś łaskaw odpowiedzieć!
Cisza.
Draco zdenerwował się jeszcze bardziej, błyskawicznie wyskoczył z łóżka, zgrzytnąwszy przy tym zębami i rzuciwszy kilka niewybrednych przekleństw, a potem podbiegł do leżącej na podłodze Mugolskiej mitologii Greków i Rzymian i z całej siły cisnął nią w odwróconego do niego tyłem bruneta. Tomisko trafiło chłopaka w ramię, a w pergaminie zrobiła się sporej wielkości dziura otoczona ciemnogranatowym kleksem. Zabini spojrzał na nią, potem na książkę, a na koniec na sprawcę zamieszania. Między jego brwiami pojawiła się zmarszczka.
— Malfoy — wycedził — dawno nie dostałeś w zęby?
— Ty też najwyraźniej nie, skoro zachowujesz się jak ostatni kretyn — odgryzł się Draco. — Myślisz, że tylko ty możesz czuć się obrażony? Wyciągam do ciebie rękę na zgodę, a ty co, idioto jeden?! Nie raczysz się nawet odezwać!
— Pieprz się — odparł Blaise i rzucił Mugolską mitologią w Dracona.
Książka upadła u stóp białowłosego grzbietem do góry. Po drodze wypadło z niej kilka kartek, które bez ładu opadły na podłogę. Draco spojrzał na kumpla i zacisnął zęby, żeby się nie wydrzeć. Tylko spokojnie, Malfoy, powtarzał sobie w myślach. Tylko spokój nas uratuje. Ale trudno było zachować spokój, gdy stało się oko w oko z rozwścieczonym wilkiem, którego na dodatek miało się ochotę rozerwać na bardzo małe kawałeczki. Tak, żeby nie było co zbierać.
— Słuchaj, Diabeł, jeśli chcesz wojny, to będziesz ją miał — warknął. — Ale dla twojego dobra, może jednak się pogódźmy i udawajmy, że wszystko jest okay.
— Nic nie jest okay — odrzekł brunet w końcu podnosząc się z krzesła i stając o cal od niego. — I już nie będzie.
— Jesteś tego pewien?
Draco sam nie wiedział, co takiego zabrzmiało w jego głosie, ale Diabeł nie raczył mu tego wyjaśnić, tylko po prostu się zamachnął i przyłożył mu zęby, aż zadzwoniło. Nieprzygotowany białowłosy zachwiał się, cofnął o krok i w końcu upadł na plecy, czując, jak krew płynęła mu z rozciętej wargi. Wytarł ją grzbietem dłoni i wstał szybko.
— Ale z ciebie idiota, Zabini — wycedził i splunął krwią na podłogę. Pomacał językiem zęby i z zadowoleniem stwierdził, że miał wszystkie. — Za co to?
— Za Corny — powiedział ze spokojem Blaise. — A to za mnie. — Zamachnął się po raz drugi.
Draco wiedział o ciosie, nim Diabeł się na niego zdecydował. Zrobił unik i zablokował bruneta, a potem przyłożył mu w brzuch. Zabini zgiął się w pół, ale szybko wyprostował i znów zaatakował z jeszcze większą furią. Chwycił Malfoya z kołnierz koszuli. Cienki materiał nie wytrzymał i rozpruł się, ale żaden z nich tego nie zauważył. Po chwili tarzali się po podłodze, na oślep obijając pięściami, rozdzierając ubrania i ciągnąc za włosy. Może trwałoby to dłużej, gdyby nie Corny, która pojawiła się znikąd niewiadomo kiedy i wskoczyła między nich, próbując ich rozdzielić.
— Przestańcie! — krzyczała z paniką w głosie, podejmując próby ściągnięcia Dracona z Blaise’a. — Na Morganę, przestańcie natychmiast! Koniec! Już! Co wy wyprawiacie?! Przestańcie! W tej chwili!
W końcu, widząc, że w ten sposób nic nie zdziała, podjęła szybką decyzję. Odsunęła się na kilka kroków i wyciągnęła różdżkę.
Expulso!
Siła zaklęcia odrzuciła Ślizgonów na dwa przeciwne krańce pokoju. Draco wpadł na swoje łóżko, prześlizgnął się po nim i, ściągając z niego całą pościel, spadł po drugiej stronie. Za to Blaise z całą mocą wyrżnął w drzwi od łazienki i z głośnym jękiem upadł pod nimi. Corny stała w miejscu jak wrośnięta w ziemię, a jej mina wyrażała bezgraniczne zdumienie. Patrzyła w szoku na swoją różdżkę, którą wciąż trzymała w wyciągniętej dłoni. Tak naprawdę to zawsze była kiepska w pojedynkach i jeszcze nigdy nie udało jej się rzucić poprawnego zaklęcia poza klasą opcm, na dodatek w stanie silnego wzburzenia. Jeszcze nigdy nie rzuciła żadnego zaklęcia na swoich przyjaciół.
W dormitorium zaległa cisza. Żadne się nie ruszyło, żadne nic nie mówiło, wydawało się nawet, że żadne z nich nie oddychało. Jakby cały pokój zatopił się w głębokim szoku. Wreszcie pierwszy podniósł się Draco. Z jękiem wygrzebał się spod własnych prześcieradeł, klnąc przy tym głośno na czym świat stał. Kilka inwektyw poleciało pod adresem Corny i jej zdolności magicznych, ale trudno było zaliczyć je do obrażania jej. Raczej brzmiały jak jęki bólu. Dziewczyna wcale nie wyglądała, jakby choć trochę tym się przejęła. Klapnęła na ziemię tak jak stała, krzyżując nogi. Diabeł usiadł na podłodze, opierając się o drzwi łazienki i przyjrzał się pozostałej dwójce z mordem w oczach, ale też z niepewnością, jakby nie wiedział, kogo winić za poobijane kości. Morgenstern ostrożnie położyła przed sobą swoją różdżkę i wpatrywała się w nią prawie z czcią godną wielkiego bóstwa. Malfoy bardzo wolno przedarł się na drugą stronę łóżka i oparł o nie tak, by miał widok na cały pokój i dwoje przyjaciół. W dormitorium panowała cisza przerywana tylko trzema nierównymi oddechami i westchnieniami bólu, ale żaden z chłopaków nie powiedział głośno, że coś go bolało. Wszyscy uważnie śledzili ruchy innych.
— Mam rozumieć, że ta bójka to była na zgodę, co? — odezwała się Corny jako pierwsza, nie mogąc ukryć jadu w głosie. Zakręciła włosy w luźny kok i wetknęła w nie różdżkę. — Stwierdziliście, że przydałoby się nieco ożywić nasze przyjacielskie stosunki?
Nikt jej nie odpowiedział, tylko obaj chłopcy zacisnęli usta i posyłali sobie mordercze spojrzenia. W myślach jeden obwiniał drugiego o rozwój wypadków, przeklinając dzień, w którym się spotkali. A tak naprawdę, Draco zastanawiał się, czy miał wszystko na miejscu, bo miał wrażenie, że brakowało mu którejś kości.
W końcu Blaise westchnął i jęknął głośno.
— Przydałoby się, żeby ktoś teraz ożywił moje kości — syknął przez zaciśnięte zęby, wypowiadając na głos myśli Dracona. Wydawało się, że nie miał na to ochoty, ale jednocześnie nie potrafił już wytrzymać. — Corny, mogłabyś…?
Dziewczyna spojrzała na niego, a jej pełne kpiny spojrzenie złagodniało, gdy ruszyła się z miejsca, żeby mu pomóc. Draco prychnął spod swojego łóżka, ale go zignorowała.
— Pokaż, co tam ci się stało — powiedziała do Zabiniego.
Usiadła obok niego i dotknęła dłonią jego ramienia. Chłopak wydał z siebie coś pomiędzy jękiem a warknięciem, jakby chciał krzyknąć z bólu, a jednocześnie nie był do końca pewny, czy mógł jej zaufać. Ale Corny udawała, że nie słyszała i już zajmowała się jego kontuzją, próbując poskładać go do kupy. Obmacywała staw barkowy bardzo delikatnie, ale to i tak powodowało bolesne odczucia. Gdy Blaise już otwierał usta, by powiedzieć jej, żeby dała sobie z tym spokój, nagle dziewczyna zrobiła gwałtowny ruch, bez żadnego słowa ostrzeżenia nastawiając mu bark. Mało nie wrzasnął i tylko zacisnął zęby tak mocno, że aż go rozbolały. Draco znów prychnął ze swojego bezpiecznego siedziska, zapomniawszy już, jak sam skomlał, gdy otarł sobie łokieć i Corny polewała go wodą utlenioną, ale od komentarza się powstrzymał. Szczęka nadal pulsowała tępym bólem na samo wspomnienie ciosu wielkiej pięści Zabiniego, a rozwalona warga spuchła jak balon. Przy brunecie Draco wciąż był małym, wyglądającym bardzo chorowito chucherkiem, które nie potrafiło się bić. Ale weź tu się umiej się bić z wściekłym, dwa razy większym od ciebie niedźwiedziem.
Morgenstern usunęła jeszcze zaklęciem kilka siniaków i zadrapań z twarzy Diabła, a potem przeszła do znęcania się nad Malfoyem. Ten wyjątkowo nie klął ani nie narzekał, nie chcąc okazać się gorszym od bruneta i trzymał język za zębami. Nawet mu to wychodziło. Piorunował tylko wzrokiem kumpla nad ramieniem dziewczyny i udawał, że nic go nie obchodziło, że Corny była trochę mniej delikatna niż w przypadku Zabiniego. Mimo to czuł się nieco dyskryminowany, bo przecież był tak samo obolały i poszkodowany, co brunet i wymagał takiego samego stosunku co do swojej malfoyowskiej osoby. Albo nawet bardziej delikatnego, bo Malfoyowie byli na wyższej pozycji od Zabinich. Ale Corny miała w nosie jego uczucia i wymagania. Pousuwała z jego skóry wszystkie małe i duże ranki, poleczyła siniaki i mało subtelnie sprawdziła, jak się miały wszystkie kości, które były chyba w nieco lepszym stanie niż Diabła. Mówili, że głupi to miał zawsze szczęście i to nie bardzo pocieszało Dracona. Jednak wolał nic nie mówić, bo jak na to nie patrzeć, panna Morgenstern była najlepsza z zaklęć leczniczych w całej szkole – nawet Granger nie mogła jej podskoczyć – a on nie chciał chodzić po Hogwarcie ze spuchniętą dolną wargą albo fioletowym limem pod okiem. To bardzo szpeciłoby jego piękne, arystokratyczne rysy twarzy, do których był bardzo przywiązany. I nie tylko on. Jego zapalone fanki pewnie rzuciłyby się na niego, żeby się nim zaopiekować. Nie, żeby miał coś przeciwko temu – zawsze miło było być otoczonym wianuszkiem pięknych dziewczyn – ale sam fakt, że ktoś miałby opiekować się nim i to z powodu jego przegranej bójki, był nie do przełknięcia. Draco Malfoy nigdy nie przegrywał, a tę po prostu zremisowali. Albo raczej obaj przegrali z zawsze spokojną i niemiejącą walczyć Corny Morgenstern, która cisnęła nimi przez całe dormitorium i poobijała ich o wszystkie znajdujące się w nim graty. Kto by pomyślał.
— Dobra, Cors, daj już spokój. — Draco odsunął dziewczynę ręką, gdy znów dobierała się do jego twarzy. — Nic mi już nie jest.
Spojrzała na niego ze zdumieniem.
— Już nic ci nie jest? — powtórzyła z wyraźnym niedowierzaniem w głosie, uśmiechając się przy tym szeroko. — Kim jesteś i co zrobiłeś z Draconem Malfoy? — zapytała ze śmiechem.
— Odczep się. — Przewrócił oczami.
Usiadła obok niego, kładąc głowę na jego ramieniu. Na jej ustach błąkał się bardzo cornowaty uśmieszek, którego nikt nie miał możliwości oglądać od kilku dni. Draco siłą rzeczy też się do niej uśmiechnął. Odchylił głowę i wsparł ją na materacu łóżka. Był bardzo, bardzo zmęczony, choć sam dobrze nie wiedział czym. Może po prostu swoim życiem. Blaise spoglądał na tę dwójkę spode łba ze swojego przeciwnego końca pokoju. On też wyglądał jakby nie spał od jakiegoś czasu. A pomiędzy nimi istniała niewidzialna bariera milczenia.
Draco postanowił sobie, że tym razem nie wyciągnie pierwszy ręki na zgodę – jego duma drugi raz nie wytrzymałaby odrzucenia. Jeśli Diabeł miał zamiar być dalej upartym idiotą, to on nie będzie mu w tym w żadne sposób przeszkadzał. Nie poniży się po raz kolejny. Nic go nie obchodziło, że niszczyli w ten sposób szesnaście lat przyjaźni, szesnaście lat braterstwa. Gadka-szmatka. To nie była jego wina, że zafascynowała go Corny. On przecież nie obraził się na Zabiniego za jego ślepe zauroczenie Ginny Weasley, prawie dziewczyną jego największego wroga. Nie, nawet pomógł mu w jej zdobyciu, zmusił kumpla do zaproszenia Gryfonki na randkę i w milczeniu znosił jego rozanielone miny. Nie wyśmiewał, nie warczał, nic na to nie mówił. Był dobrym przyjacielem, a przynajmniej za takiego się uważał. Chociaż, biorąc pod uwagę jego malfoyowski charakter, to Blaise i tak długo wytrzymał. On czasem nie mógł sam na siebie patrzeć w lustrze, a brunet nie krzywił się widząc go przed sobą nawet przez kilka godzin. Może los w taki sposób dawał im do zrozumienia, że czas to już zakończyć? Najwyraźniej po prostu to nie miało już sensu, bo każde powinno iść w swoją stronę? Draco nie miałby do Zabiniego za to żalu, ale tak jak w przypadku matki, milczenie nie oznacza braku bólu. Nikt nie jest pozbawiony uczuć – nawet Draco Malfoy.
Kurwa, Malfoy, co ty mówisz? W jednej chwili przeraził się własnych myśli. Jak może ci w ogóle przejść przez głowę taka głupota? Przecież jesteście braćmi, a rodziny się nie wybiera. Ani nie porzuca z błahego powodu. Draco nie miał najmniejszej ochoty na rozstanie z przyjacielem, któremu zawsze mógł wszystko powiedzieć. Nie w chwili, gdy jego życie się sypało. Potrzebował kogoś, kto go rozumiał. Corny była najwspanialszą istotą, jaka chodziła po świcie, ale nigdy nie zastąpiłaby mu Blaise’a. Ani mi się waż mnie teraz zostawiać, Diable, pomyślał, spoglądając ostro na bruneta spod na wpół przymkniętych powiek.
I wydawało się, że Zabini zrozumiał to wszystko bez słów. Przejechał dłonią po swoich ciemnych włosach robiąc w nich jeszcze większy nieład i westchnął. Miało się wrażenie, że walczył sam ze sobą.
— Sorry, Smoku, że ci przywaliłem — wydusił w końcu. — Ale sam wiesz, że ci się należało — dorzucił z butą.
— Udam, że nie słyszałem tego ostatniego — powiedział sarkastycznie Draco, ignorując Corny, która uszczypnęła go w ramię. — Ale oczywiście przyjmuję twoje przeprosiny. I uprzedzając twoje pytanie — dodał, a kąciki jego ust drgnęły lekko. — Nie, nie jesteśmy parą.
Diabeł posłał mu piorunujące spojrzenie.
— Nie miałem zamiaru o to zapytać.
— Wystarczyło, że o tym pomyślałeś. Nie mogłem się powstrzymać. — Draco wzruszył ramionami z bezczelnym uśmiechem.
Oburzona takim zachowaniem Corny uderzyła go mocno pięścią w kolano i odsunęła się od niego na kilka cali. Z lekkim uśmiechem spojrzała na chłopaka naprzeciwko i zachęcająco poklepała podłogę obok siebie.
— Chodź tutaj, Blaise — powiedziała. — Zawarliście przecież rozejm.
Brunet wolno ruszył się ze swojego miejsca pod łazienką, wciąż czując w kościach skutki bójki i usiadł obok niej. Też oparł się o łóżko Dracona, a głowę wsparł o materac. Corny bez wahania złapała za dłonie obu chłopaków i siedzieli tak razem, niczym trójka przedszkolaków. Żadne z nich nic nie mówiło, ale cisza między nimi była inna niż poprzednio. Brzmiała jak przed ich wielką kłótnią, jak dawniej. To było po prostu zwykłe milczenie przyjaciół, bardziej wymownie niż tysiące wypowiedzianych słów. I żadne z nich nie chciało go przerywać.
— Hmm, ten… no… — mruknął Diabeł. — Nawiązując do słów Smoka — zaczął cicho i z niepewnością. — Wy… Hm, wy nie macie zamiaru być razem?
Powrót nagłej ciszy aż zabolał. Corny i Draco w tej samej chwili spojrzeli po sobie z zaskoczeniem, tak jakby żadne z nich nigdy przedtem nie zastanawiało się nad tym. I oboje wiedzieli, że to była nieprawda. Każde z nich setki razy przerabiało w myślach ten temat, zastanawiając się, czy to naprawdę miałoby sens. I mimo to oboje nadal nie znali odpowiedzi na pytanie, które Zabini zadał im i też zamiast nich.
— Nie — odpowiedzieli jednocześnie z wahaniem w głosach.
— Ale dlaczego? — drążył bezlitośnie Blaise. Corny natychmiast puściła dłonie obu chłopaków, ale on wydawał się tego nie zauważać, żywo gestykulując. — Myślałem, że oboje tego chcecie. Poza tym… Wszyscy widzą, że pasujecie do siebie. Jesteście podobni. No dobra, może każde z was jest inne — zaczął się plątać w zeznaniach — i nieustannie się o coś kłócicie, ale jak to mówią przeciwieństwa się przyciągają. A zresztą ty zawsze mówiłeś, że chciałbyś mieć dziewczynę, która nie będzie cię zadręczać gadaniem, a Corny wcale tak dużo nie mówi. No okay, może trochę — poprawił się, widząc uniesione brwi Dracona i wcale nie zauważając, że dziewczyna tłumiła śmiech. — Ale przecież zawsze lubiłeś jej słuchać… — zaczerpnął powietrza.
W czasie tej przerwy Malfoy nie wytrzymał i parsknął śmiechem. Nie ma to jak krótki i treściwy monolog Blaise’a Zabiniego pomyślał. Ostatnio ze zgrozą zaczął dostrzegać, że jego kumpel mówił coraz więcej na tematy, które zwykle wolał omijać. W ogóle Diabeł od jakiegoś czasu dużo mówił. Gdzie się podział ten spokojny milczek, który nigdy nie pakował się w żadne dyskusje? Czy aż tak się zmienili? On zaczął mieć uczucia, Corny bawić się w intrygowanie, a Blaise dużo mówić. Czy ten świat stawał na głowie?
— Diabeł, pieprzysz trzy po trzy — rzucił Draco ze śmiechem, nim Zabini zdążył otworzyć usta i podjąć przerwaną wypowiedź. — I nie próbuj nas swatać, bo to ci nie wyjdzie.
— Dlaczego? — Brunet wyraźnie nie przyjmował tego do wiadomości.
— Bo to nie ma sensu — odparła Corny, włączając się do dyskusji. — Jak ty to sobie wyobrażasz? Ja jakoś nie potrafię.
— Słuchajcie, jeśli chodzi o mnie, to ja naprawdę nie mam nic do tego i nie jestem zazdrosny — oznajmił Zabini, unosząc ręce w pojednawczym geście. — Nie dlatego się wściekłem. Po prostu doszedłem do wniosku, że jesteście ze sobą już od dawna i nic mi nie powiedzieliście. No przyznajcie sami, że nikt nie lubi, gdy przyjaciele mają przed nim jakieś tajemnice — dodał.
— Spokojnie — mruknął Draco. — Nikt cię o nic nie wini. Tę sprawę już sobie wyjaśniliśmy. Ale Cors ma rację, to po prostu nie ma sensu.
— A co ma sens w tych czasach?
— Diabeł, bo tym razem ja ci przyłożę w zęby.
— Spieprzaj.
— Panowie! — zawołała Corny. — Spokój!
Diabeł wzruszył ramionami.
— To on zaczął — powiedział.
— I zaraz skończę — rzucił Draco, wychylając się zza dziewczyny z pięścią przygotowaną do ataku.
Morgenstern bez wahania z całej siły trzepnęła go dłonią w białą czuprynę, a wyraźnie przygotowującemu się do kontrataku brunetowi przyłożyła w dopiero co nastawiony bark. Obaj spojrzeli na nią z urazą.
— To nie fair. — Draco rozcierał tył głowy z obrażoną miną.
— Właśnie — dorzucił Blaise, trzymając się za ramię. — To nie fair.
Dziewczyna przewróciła oczami.
— Nie fair, nie fair — prychnęła. — Jak ja wam przyłożę, to jest nie fair, a jak wy macie zamiar się tarmosić, to wszystko jest okay, tak? Wiecie co? Nigdy nie zrozumiem facetów. — Westchnęła.
— A co tu jest trudnego do zrozumienia? — zapytał Zabini. — Jak nam się chce jeść, to mówimy, że chce nam się jeść. Jak jest źle, to się wkurzamy, jak jesteśmy zadowoleni, to się śmiejemy, a gdy kogoś nie lubimy, to najprostszym sposobem jest mu przywalić. Wy kobiety to dopiero macie skomplikowaną psychikę — stwierdził z poważną miną. — Nigdy nie wiecie, czego akurat chcecie i trzeba to wiedzieć za was, bo inaczej się tego domagacie i denerwujecie się, gdy tego nie dostaniecie. Gdy jest źle – płaczecie. Gdy jest dobrze – płaczecie. Gdy jesteście wkurzone – płaczecie. A jak kogoś nie lubicie, to udajecie, że jest inaczej. I odwrotnie. Żeby zwrócić na siebie uwagę kogoś, kogo lubicie, udajecie, że jest całkiem inaczej i się z nim kłócicie. Czy to jest normalne? — zapytał na koniec.
A gdzie oklaski?, zapytał Draco sam siebie.
— Wow, Diabeł, to najdłuższa wypowiedź, jaką usłyszałem z twoich ust — rzekł z podziwem. — Najmądrzejsza jaką usłyszałem tego dnia.
— Uznam to za komplement — odparł tamten.
— A uznawaj sobie za co chcesz.
Oburzona Corny popatrzyła na nich jak na idiotów. Gdyby nie siedziała, pewnie wzięłaby się pod boki jak wściekła teściowa. Zmarszczyła groźnie brwi i ciskała z oczu pioruny.
— A ja uważam, że to najbardziej szowinistyczna opinia jaką kiedykolwiek słyszałam — oznajmiła ze złością. — Wypraszam sobie. My, kobiety, wcale nie jesteśmy nienormalne. Po prostu w przeciwieństwie do mężczyzn nasze uczucia i emocje nie mieszczą się w łyżeczce od herbaty.
Draco uśmiechnął się paskudnie.
— A ja, jako mężczyzna, informuję cię, Cors, że jesteś jedyną kobietą w tym prześwietnym gronie.
— I co w związku z tym? — zapytała bezczelnie.
— I w związku z tym radziłbym nie wygłaszać tak skrajnie feministycznych opinii na temat różnic obu płci — odparł.
— A niby czemu? — Uniosła wysoko głowę.
Obaj Ślizgoni spojrzeli na siebie ponad nią i szybko porozumieli bez słów. Nim dziewczyna zdążyła się zorientować, jeden złapał ją za nogi, a drugi za ramiona i podnieśli ją do góry. Początkowo ją zatkało, ale gdy Draco przerzucił ją sobie przez ramię i zaczął iść w stronę łazienki, podniosła głośny wrzask.
— Masz mnie natychmiast postawić na ziemi!
— Ani mi się śni — odrzekł wesoło.
Corny na chwilę zapowietrzyła się, a potem przypuściła nowy atak. Zaczęła wierzgać się, walczyć, z całej siły walić tymi swoimi małymi piąstkami w jego plecy, drapać, machać nogami i jeszcze głośniej domagać się natychmiastowego odstawienia na ziemię, ale on nie zareagował. Nawet gdy po drodze zgubiła buty, o które potknął się i o mało co nie przewrócił. Brakowało tylko, żeby zaczęła kląć, ale tego nie zrobiła. Blaise szybko otworzył im drzwi, a Draco bez wahania wszedł do małej łazienki. W tej chwili dziewczyna wyglądała już na delikatnie przerażoną, a chłopacy całkiem nieźle się bawili i to jej kosztem. Draco rozejrzał się po pomieszczeniu, nie bardzo wiedząc, co uczynić. Dziewczyna miotała się jak szalona, ale on nie zwracał na nią uwagi, okręcając się wokół własnej osi i patrząc po wszystkich kątach, jakby nie niósł przeszło sto funtów na ramieniu.
— Dobra, Diabeł, co z nią robimy? — zapytał wreszcie, poddając się.
— Hm, a co proponujesz? — odpowiedział brunet pytaniem na pytanie.
— Najlepiej będzie, jak postawisz mnie na ziemi, cholerny idioto! — zawołała Corny. — Natychmiast!
Malfoy spojrzał na kumpla, a ten wzruszył ramionami. Fakt, co mieli z nią zrobić? Wystarczyło, że napędzili jej niezłego stracha.
— No dobra.
Jeśli choć przez sekundę Draco myślał, że przez panna Morgenstern straci trochę buty przez tę sytuację, to bardzo się pomylił i musiał srodze rozczarować. Gdy tylko jej bose stopy dotknęły zimnych płytek podłogi, przystąpiła do ataku i z całej siły kopnęła go w piszczel.
— A masz ty! — krzyknęła, wyraźnie się krzywiąc, gdy jej palce spotkały się z twardą kością.
Chłopak zawył i złapał się za bolące miejsce, a ona już była w drzwiach i odepchnąwszy zdezorientowanego Zabiniego, wpadła do pokoju.
— Diabeł! Łap ją! — zwołał Malfoy, chwytając natrysk znad wanny.
Blaise odwrócił się i błyskawiczne złapał dziewczynę w pół, ciągnąc ją z powrotem do środka i starając się zachować w najbezpieczniejszą odległość od jej młócących powietrze rąk i nóg. Corny nie poddawała się bez walki, krzyczała i próbowała uwolnić, ale jej szanse na wydarcie się z silnego uścisku diabłowych ramion równały się zeru. Draco ze złowieszczym uśmiechem odkręcił kurek z ciepłą wodą i zaczął lać nią wyrywającą się dziewczynę i trzymającego ją bruneta.
— Draco, przestań! — krzyknęła Corny, ale już ze śmiechem.
Zresztą cała trójka zaczęła się śmiać. Dziewczyna nie poddała się tak łatwo i końcu udało jej się wydobyć z uścisku Zabiniego, a potem wyrwać Malfoyowi natrysk i z okrzykiem tryumfu skierowała strumień wody na chłopaków, co oni skwitowali głośny protestem. Co innego atakować, a co innego być atakowanym i to przez małego chochlika. Obaj natychmiast podjęli próby zabrania jej narzędzia zbrodni i śmiejąc się głośno oraz jednocześnie kłócąc, zaczęli się z nią szarpać. Tryskająca we wszystkie kierunki woda zalewała całą łazienkę, a oni po krótkiej chwili nie mieli na sobie już nic suchego.
— Draco! — wrzasnął Blaise. — Zakręć ten cholerny kurek!
Jakimś cudem wyrwał dziewczynie natrysk, ale ona natychmiast przypuściła atak z głośnym piskiem, śmiechem oraz krzykiem i szybko odzyskała narzędzie. Odepchnęła od siebie bruneta, który przez przypadek potrącił pochylającego się nad wanną Dracona, a ten z głośnym hałasem wpadł do niej i, jak to mówią, nakrył się nogami. Corny nie puszczała prysznica z ręki, trzymając go jak tarczę lub broń, a cała łazienka wręcz pływała. Woda kapała z sufitu i szafek, płynęła po ścianach, lustrze i kabinie prysznicowej, strumień strącał wszystko z szafek i półeczek, woda moczyła ręczniki, szlafroki i ubrania w koszu, zalewała dywanik przed prysznicem, a przede wszystkim zapełniała wannę, w której leżał winny całego zajścia. I nikt nie miał nad nim litości. Corny zaśmiewała się w głos, wymachując natryskiem, Blaise też się śmiał, starając się jej go wyrwać z rąk, a Draco, no cóż… Draco natomiast na śmiech nie miał czasu, bo próbował się nie utopić w szybko napełniającej się wodą wannie. Gdy w końcu się z niej wydostał, złapał dziewczynę w pasie i uniósł ją do góry, chcąc zmienić kierunek strumienia wody i pomóc kumplowi, który złapał za natrysk i w końcu go wyrwał dziewczynie. Poślizgnął się przy tym na mokrych płytkach i cała trójka wleciała do wanny, a prysznic z głośnym trzaskiem rozbił się o podłogę. Jego końcówka odleciała i potoczyła się pod muszlę klozetową, a wąż zaczął zalewać podłogę. Woda popłynęła pod próg i przedarła się do dormitorium, docierając aż do dywanu, który zaczął ją wchłaniać. Nikt w całym tym zajściu nie słyszał pukania do drzwi, które po kilku sekundach uchyliły się i do dormitorium zajrzała Daph. Dziewczyna zobaczyła płynącą wodę i zmarszczyła brwi. Z niepokojem podeszła do łazienki, gdzie ujrzała dziwny obrazek.
Draco, Blaise i Corny siedzieli w pełnej wody wannie, mokrzy i zasapani, z nogami zwieszonymi przez jej brzeg, opierając się głowami o białe kafelki na ścianach, śmiejąc się i gadając jak najęci. Z zepsutego natrysku lała się wielka rzeka wody, ale żadne z nich nic sobie z tego nie robiło. Corny, znajdująca się po środku, waliła właśnie za coś Dracona po łapach, natomiast Blaise próbował ją odciągnąć i bronił kumpla. Nikt nie zauważył najścia nowej osoby.
Blondynka przyglądała się trójce przyjaciół przed dłuższą chwilę w niemym szoku, a potem otrząsnęła się i odchrząknęła. Trzy pary oczu zwróciły się na nią i trzy uśmiechy zamarły na ustach trojga Ślizgonów. Corny zarumieniła się, Blaise zbladł, a Draco zmarszczył brwi. Żadne z nich się nie ruszyło.
— Eee… Przepraszam… Pukałam — wytłumaczyła Daphne z przepraszającą miną, wskazując ręką na drzwi do pokoju. — Nikt nie odpowiadał, ale was słyszałam, więc postanowiłam zajrzeć. Zobaczyłam wodę w dormitorium, dlatego postanowiłam sprawdzić. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam — dodała.
— Nie — odpowiedzieli jednocześnie i w końcu się ruszyli.
Białowłosy pierwszy wyskoczył z wanny, a za nim wydostał się Diabeł i obaj podali ręce Corny, która miała z tym większe problemy z powodu obszernej, całej nasiąkniętej wodą sukni, która przykleiła się jej do ciała niczym druga skóra. Na jej policzkach wykwitły szkarłatne rumieńce jak zawsze w towarzystwie Daph Greengrass. Nie patrzyła na dziewczynę, przyglądając się swojemu mokremu ubraniu. Pod oczami miała czarne sińce od makijażu.
— Hm, ja mam sprawę do Dracona, ale naprawdę mogę przyjść później — powiedziała niepewnie Ślizgonka. — Nie chcę przeszkadzać. Naprawdę.
— Nie przeszkadzasz — odparł spokojnie Zabini, zakręcając kurek, a z węża natychmiast przestała lać się woda. — My tylko… — zająknął się.
— …topiliśmy Corny — dokończył za niego Malfoy z psotną miną, za co oberwał od Morgenstern w ramię. — A tak naprawdę to mieliśmy mały problem z prysznicem i przypadkiem wpadliśmy do wanny.
— Wszyscy troje? — zdziwiła się Daphne.
— Tak, wszyscy troje. Znaczy ja trzymałem Corny, a Diabeł się potknął i popchnął nas — poprawił się, ale jeszcze bardziej zakręcił historię. — No i tak wylądowaliśmy w niej wszyscy — skwitował.
Spojrzała na niego ze zdumieniem i niezrozumieniem, sprawiając wrażenie, że nie zauważała pozostałej dwójki. Bardzo prawdopodobnie tak właśnie było, bo widok Dracona tak właśnie działał na większość dziewczyn. Tak jakby nie było nikogo poza nim
— To skomplikowane — powiedział w końcu, widząc jej pytający wzrok.
— Okay. Nie musisz mi nic tłumaczyć — stwierdziła. — Masz chwilkę?
Spojrzał na swoje mokre ubrania i pokręcił głową.
— Wolałbym się najpierw przebrać — zapytał. — Poczekaj na mnie w pokoju wspólnym. Za pięć minut przyjdę.
— Dobrze.
Gdy blondynka wyszła i usłyszeli ciche trzaśnięcie drzwi na korytarz, Corny odetchnęła głęboko, jakby do tej pory się powstrzymywała. Otarła wierzchem dłoni płynące po twarzy czarne strugi makijażu, a podciągnąwszy brzeg sukni, skręciła go i wyżymała. Blaise usiadł na brzegu wanny i zdjął buty, a potem wylał z nich wodę, natomiast Draco zaczął ściągać z siebie mokre ubrania.
— A może poczekasz, aż ja wyjdę? — zapytała Corny z sarkazmem.
— Jakoś się do tego nie kwapisz — odparł.
Skrzywiła się. Westchnął.
— Wiem, że jej nie lubisz, ale Daph ma duże znajomości wśród dziewczyn i może mi dostarczyć wiele ciekawych informacji — wyjaśnił ze spokojem. — To nic z tych rzeczy.
— Jakich rzeczy?
Spojrzał do góry, na mokry sufit, z którego kapała na niego woda niczym wiosenny deszcz.
— Cors, kto cię zrozumie? — mruknął.
Wzruszyła tylko ramionami i zebrawszy suknię w garść, wyszła z łazienki. W dormitorium sprzątnęła swoje buty z podłogi i szybko opuściła pomieszczenie, zostawiając wszędzie mokre ślady bosych stóp. Zabini wymownie spojrzał na rozbierającego się Dracona .
— Co? — zapytał tamten.
— Ach, nic — sarknął Blaise. — Powiedz mi lepiej, którą w końcu kręcisz, bo nie mogę za tobą nadążyć.
Draco prychnął, wciągając na siebie suche ubrania.
— Z żadną.
— Taaa, jasne. A ja jestem Potter.
— Diabeł, nie wkurzaj mnie, okay? — warknął Malfoy, przerywając zapinanie guzików koszuli. — Nie kręcę z żadną z nich.
— Ale sypiasz z Greengrass, a ostatnio przyłapałem cię z Corny — zauważył bezlitośnie brunet. — Nie wiem, jaka jest twoja definicja kręcenia z kimś, ale jak dla mnie to grasz na dwa fronty. A może nawet na więcej. Ile ty w ogóle masz dziewczyn, co?
— Sto — prychnął Draco i pokazał mu środkowy palec. — Odpieprz się.
Gdy już wyszedł, Diabeł rozejrzał się po zalanej łazience, spojrzał na swoje mokre buty, które nadawały się już wyłącznie do śmieci i westchnął ciężko. Kto zrozumie Dracona Malfoy? Na pewno nie on.

Draco wkroczył do ciemnego i cichego pokoju wspólnego punktualnie po pięciu minutach. Pewnym krokiem, w suchych ubraniach i naładowany energią oraz z postanowieniem, że nic ani nikt nie zepsuje mu dobrego humoru. Nie było tam na szczęście nikogo prócz Daph i chwała Merlinowi, bo nie lubił świadków, tych wścibskich oczu i uszu, które doprowadzały go do szału. Przesunął dłonią po wciąż jeszcze mokrych włosach i usiadł koło dziewczyny.
— Co to za interes, Daph? — zapytał bez zbędnych ceregieli.
Zamiast od razy udzielić mu odpowiedzi, blondynka spojrzała na niego z namiętnością w oczach, a on natychmiast złamał postanowienie. Żałował. Innym razem może by się skusił, zaciągnął ją do jej własnego dormitorium i nie opuścił go przed świtem. Widział to w jej oczach, ale też w swoich myślach. Jednak niedawne zajście z Corny było jeszcze całkiem świeże i wciąż miał pod powiekami obraz jej bladej twarzy, jej czarne oczy, czerwone usta. Wokół niego wciąż unosił się jej zapach i wciąż miał wrażenie, że ona stała obok niego. Miał jej zapach na swojej skórze i nie czuł się z tym za bardzo komfortowo, zwłaszcza w towarzystwie innej, równie atrakcyjnej dziewczyny. Nie, w tej sytuacji nie byłoby mu zbyt dobrze w łóżku z Daphne. Jeszcze było za wcześnie. A może już dawno było za późno. I dlatego stanowczym ruchem odsunął dłoń dziewczyny, którą gładziła jego udo i wolno sunęła w górę. Spojrzała na niego z niezrozumieniem, a on nie miał ochoty nic jej tłumaczyć. I tak by nie zrozumiała, nieważne jak wiele rzeczy jej mówił i jak dobrze mu się z nią rozmawiało. Ten jeden jedyny raz był poza jej zasięgiem, a ona… no cóż, nie była Corny.
— Co za sprawę miałaś do mnie, Daphne? — powtórzył.
Zmieszała się i zarumieniła nieco. Usiadła prosto, patrząc na niego z urazą w oczach. Wiedział, że cokolwiek miała mu do powiedzenia, zamierzała zrobić to po całej nocy miłosnych igraszek, ale jej plan spalił na panewce. Czy to była ta sama dziewczyna, która radziła mu znaleźć sobie stałą partnerkę? W tej chwili jej nie poznawał. Widział tylko wyzywająco ubraną blondynkę, która patrzyła na niego z wyraźnym niezadowoleniem. I nie był przyzwyczajony do takiego spojrzenia.
— Daph, co się dzieje? Pokłóciłaś się z Averym?
— Skąd wiesz? — zapytała ostro, a jej spojrzenie stwardniało.
Przewrócił oczami.
— Zawsze przychodzisz do mnie, gdy chcesz się na nim odegrać — odparł ze spokojem, nie mając natchnienia na kolejną kłótnię. — Nie wiem, co ci to daje, ale ja tym razem nie mam na to ochoty. Więc jeśli nie chcesz mi nic powiedzieć, to najlepiej będzie, jeśli oboje wrócimy do siebie.
— Idź do diabła, Malfoy — warknęła wrogo, odpychając go.
Wstał z kanapy i spojrzał na nią z kpiącym uśmiechem. Kobiety, pomyślał. Diabeł jednak nie miał racji. Kobiety były bardzo przewidywalne, jeśli miało się ich wystarczająco wiele w swoim życiu. Kobiety zawsze wiedziały czego chciały, nawet jeśli udawały, że jest inaczej. I były dwa wyjścia – albo to zdobyły, albo niszczyły, by nie miała tego żadna inna.
— Wiesz, Daphne, tak właśnie zrobię — rzucił chłodno. — Pójdę do Diabła.
I po tych słowach wyszedł, zostawiając ją samą posyłającą w jego kierunku inwektywy i niewybredne przekleństwa. Nie mógł nic na to poradzić, że mimo wszystko miał wyśmienity humor. W końcu był draniem bez uczuć i sumienia. A zwłaszcza bez sumienia. W końcu był Malfoyem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pod rozdziałami proszę zostawiać tylko komentarze na temat treści. Wszystko inne będzie traktowane jako spam, a na spam jest odpowiednia zakładka.