Kolejne niewiadome
Wiedzę
możemy zdobywać od innych, ale mądrości musimy nauczyć się sami.
Adam
Mickiewicz
Następnego dnia w większości roczników rozpoczęły się egzaminy końcowe i
najbliższe dwa tygodnie nie zapowiadały się wcale przyjemnie. Na szóstym roku
testy nie były może tak męczące jak SUMy, kończące rok piąty, ale jak każde
egzaminy przysparzały wiele stresu i zmuszały uczniów do wytężania mózgów,
jeśli oczywiście je posiadali. Zapowiedzi armagedonu nadchodziły już wcześniej,
Krukoni od trzech tygodni ślęczeli w książkach i może dlatego zostali pięknie
rozgromieni w meczu przez Gryfonów, którzy – co było wiadome nie od dziś –
mieli mięśnie, kafle i złote znicze zamiast mózgów. Wychowankowie Salazara
Slytherina podchodzili do testów końcowych nieco spokojniej, bardziej niż inni
uczniowie przekonani o swoich zdolnościach, co jednych z nich gubiło, a pewnej
części pomagało. Zawsze lepiej było przynajmniej udawać, że coś się umiało, niż
z miejsca sprawiać wrażenie totalnego idioty i nieuka.
Draco nawet nie zdziwił się, gdy w poniedziałkowy ranek przy śniadaniu
zamiast Corny zastał podręcznik od transmutacji, który miał dwie blade dłonie i
pogniecioną szatę z zielonym krawatem. Popukał w niego lekko.
— Nie czyta się przy jedzeniu — zażartował lekko.
Spodziewał się usłyszeć tylko niewyraźnie mruknięcie zza okładek książki
i to miała być jedyna reakcja na jego słowa, ale zamiast tego dziewczyna
trzasnęła książką, posyłając mu mordercze spojrzenie i byle jak wrzuciła ją do
torby. Była wyraźnie zła, co nieco go zdziwiło. Uniósł brwi, patrząc na nią,
jak na przybysza z kosmosu. Morgenstern zwykle nie manifestowała negatywnych
uczuć, kryjąc je za standardowym uprzejmym uśmiechem. Ktoś w nocy ją porwał,
wyprał mózg i podstawił z powrotem? Czy w ogóle ktoś byłby na tyle głupi, żeby
dobrowolnie porwać Cerridwen Riannon Morgenstern? Przecież to było samobójstwo.
— Ty się lepiej zastanów, jakim cudem zdasz transmutację, panie Malfoy —
warknęła groźnie. Zabrała mu jednak kubek z jego kawą, więc nie było tak do
końca źle. — Na SUMach jakoś ci się upiekło, ale w tym roku nie raz zalazłeś za
skórę McGonagall. Nie przepuści cię tak łatwo.
Przewrócił oczami.
— Jakoś to będzie.
— Mugole mówią, że głupi to ma zawsze szczęście — rzucił Diabeł, siadając
naprzeciwko i sięgając po dzbanek z kawą. — Może tym razem też mu się uda.
— Zamknij się — warknął na niego Malfoy.
Mimo wszystko atmosfera przy stole nieco się rozluźniła. Gdy do wielkiej sali
przyszli Anioł i Czarna, Corny dyskutowała swobodnie z Zabinim, czy Snape
powinien czy nie powinien robić teoretycznego oraz jakie zaklęcia mogą pojawić
się na transmutacji. Draconowi nagle przypomniało się, że wieczorem miał szlaban
u Mistrza Eliksirów i naszła go ochota, żeby jęknąć głośno. To na pewno nie
była miła perspektywa rozluźnienia się. Ale sam sobie był winien – było nie
łazić po nocach po szkole. Albo przynajmniej mógł pójść tam, gdzie nikt na
niego by nie wpadł. Teraz to i tak wszystko jedno, pomyślał z westchnieniem.
— Słyszeliście, że siódmioroczniacy urządzają w lochach imprezę
pożegnalną po egzaminach? — powiedziała Czarna znad Czarownicy. Włosy
miała wysoko upięte srebrnymi spinkami, a w uszach błyszczały jej szmaragdowe
kolczyki.
— Coś tam obiło się nam o uszy — mruknął Draco, nie patrząc nawet na nią.
— Wybieracie się?
— Jeszcze nie wiem. — Corny wzruszyła ramionami, machinalnie bawiąc się
widelcem. — Zależy od tego, kiedy to jest po egzaminach. Siódmioroczniacy
chyba już skończyli zdawać OWUTemy, no nie?
— Chyba w zeszły piątek — potwierdził Diabeł. — Ale słyszałem, że to ma
być po zakończeniu naszych egzaminów, czyli gdzieś za dwa tygodnie, tak pi razy
okno. To raczej naturalne, że niewiele osób przyjdzie w trakcie.
— Niby tak, ale licho ich wie.
Draco zastanowił się, dlaczego tak debatowała, skoro pewnie i tak było
jej wszystko jedno. Wszyscy doskonale wiedzieli, że Morgenstern nigdy nie
lubiła imprez w lochach i chodziła na nie rzadko, raczej z przymusu, żeby
dotrzymać towarzystwa jemu i Zabiniemu, a potem przetransportować ich do
dormitorium. A mimo to zawsze dyskutowała o tym, jakby była to sprawa ważna i
bezpośrednio jej dotycząca. Draco stwierdził, że kobiety nigdy nie przestaną go
zadziwiać.
— Może się wybierzemy — powiedział sucho. — Zobaczy się jeszcze.
Corny spojrzała na niego z oburzeniem, że znów decydował za nią, ale
zbytnio się tym nie przejął. Jeśli nie będzie miała ochoty iść, to przecież nie
będzie jej zmuszał. A on bardzo chętnie rozładuje napięcie po tych cholernych
egzaminach. W ogóle, kto wymyślił egzaminy końcowe? Jakby samo uczenie się nie
było wystarczająco stresujące.
Plan na najbliższe dni wyglądał następująco: – i na pewno nie zachęcająco
– tego dnia mieli zapowiedziany test teoretyczny z zaklęć, a Corny i Pansy
także z runów – nikt im tego nie zazdrościł, bo podobno Babbling robiła
piekielnie trudne sprawdziany, natomiast zaklęcia według Flitwicka były
dziecinnie łatwe – oraz egzamin praktyczny z transmutacji. We wtorek czekała
ich praktyka z zaklęć (bo Flitwick stwierdził, że im szybciej będą mieli to z
głowy, tym będą szczęśliwsi) i teoria z astronomii dla Czarnej i Anioła, a w
środę zarówno egzaminy praktyczne jak i teoretyczne z opcm. Czwartek oznaczał
nieprzespaną noc z powodu praktyki z astronomii oraz teorię z eliksirów i
numerologii, natomiast piątek… ach, piątek zwiastował słodkie lenistwo dla
wszystkich, którzy nie chodzili na historię magii i wróżbiarstwo. A w następny
poniedziałek od nowa… Żyć nie umierać.
— Chodź, Pansy, bo spóźnimy się na runy — powiedziała Corny, zabierając
swoją torbę spod stołu. — Ciekawe, czy Babbling da nam jakiś interesujący tekst
do tłumaczenia. Myślisz, że tak w ogóle będą potrzebne runy ze wszystkich lat,
czy tylko z tego roku? No bo teoretycznie z ostatnich pięciu to sprawdzono nas
na SUMach — zagadała, próbując zmusić Parkinson do wyduszenia czegoś z siebie.
— Nie wiem — odparła obojętnie Czarna, zerkając przy tym na pewnego
przystojnego Krukona, który właśnie wstał od swojego stołu i też kierował się
do drzwi. Wkrótce zrównał się z nimi.
Corny spojrzała z ukosa na dziewczynę, westchnęła cicho i skapitulowała,
pozwalając przyjaciółce na bezczelne ignorowanie jej osoby i niezobowiązujący
flirt z wychowankiem Domu Kruka. Draco nadal siedział przy stole Slytherinu,
ale wyraźnie widział, że wychodząc z wielkiej sali, Morgenstern nie miała zbyt
uradowanej miny. Przyjaźń z Pansy Parkinson nigdy nie była zbyt przyjemna i w
pewnym sensie można było nazwać ją układem jednostronnym – Corny pomagała
Czarnej w lekcjach, w zamian dostając zniesmaczone spojrzenia i milczenie.
— Corny coś nerwowa jest dzisiaj — zauważył Diabeł. Skrzywił się, gdy
jego kawa okazała się być już całkiem zimna.
— Denerwuje się egzaminami. Normalnie jak Granger — prychnął Draco,
widząc jak Gryfonka o burzy poplątanych ciemnych włosów zerwała się ze swojego
miejsca przy czerwonym stole Domu Lwa i wybiega szybko z wielkiej sali, o mało
nie gubiąc po drodze butów. — Jeszcze chwila i zacznie nas prosić, żebyśmy ją z
czegoś przepytali.
— Niżdy w życzu — wymamrotał Anioł z pełnymi ustami, wpychając do nich
kolejną łyżkę budyniu waniliowego. — Ne ma żamiaru.
— Plujesz, idioto — warknął Malfoy, sięgając po chusteczkę i z
obrzydzeniem wymalowanym na twarzy zaczął wycierać nią rękaw swojej szaty. — Najpierw
przełknij, a potem gadaj, nie odwrotnie. Rodzice cię nie nauczyli podstawowych
zasad zachowywania się przy stole?
— Pewnie nauczyli, ale Anioł ma krótką pamięć — wtrącił Diabeł kpiąco.
Nott przełknął deser i spojrzał na niego z mordem w oczach.
— Baaardzo śmieszne.
— A i owszem.
— Co tam znów zrobił mój ukochany braciszek? — rozległo się nagle gdzieś
za ich plecami.
Draco i Theo odwrócili się jak na komendę, a Blaise podniósł wzrok znad
swojego talerza. Rick Nott najwyraźniej był w świetnym humorze, bo zwykle nie
przyznawał się do posiadania młodszego brata i unikał go jak ognia. Teraz
jednak nie dość, że do nich podszedł, to jeszcze się uśmiechał – Frederick Nott
potrafił się uśmiechać! – i patrzył całą trójkę z dziwnym wyrazem twarzy.
Zabini nagle tak głośno przełknął ślinę, że nawet Draco to usłyszał. Tiaa, ty
nie masz czego się obawiać, pomyślał z przekąsem. Siedzisz po drugiej stronie
stołu, Diable. Jakby co, pierwszy zdążysz zwiać.
— O co chodzi, Nott? — zapytał, siląc się na neutralny ton.
Rick wzruszył ramionami, wyciągnął rękę i wręczył mu zwitek pergaminu
przewiązany cienką, zieloną tasiemką.
— Spotkałem Snape’a na schodach i kazał ci to dać — powiedział krótko. —
Na razie — rzucił, na odchodne czochrając włosy młodszemu bratu.
Anioł zaprotestował głośno, choć jego fryzura wiele na tym nie
ucierpiała. Nadal wyglądał, jakby chodził po dworze przy wyjątkowo silnym
wietrze lub stoczył bój z kilkoma nietoperzami, które – co doskonale wiedzą
wszystkie dzieci i mugole – wplątywały się we włosy.
— Co to? — zapytał, bezczelnie zaglądając Malfoyowi przez ramię.
— Mam szlaban u Snape’a.
Malfoy, oczekuję cię dziś o dwudziestej w moim gabinecie i dobrze
radzę o tym nie zapomnieć.
profesor Snape
— Hę? — zdziwił się Diabeł i spojrzał na niego jak na idiotę. — Kiedy
zdążyłeś złapać szlaban u Wielkiego Nietoperza? Nic mi o tym nie mówiłeś.
— Wiesz, Diable, nie chwalę się szlabanami na prawo i lewo.
— Czasem mógłbyś. Kiedyś któryś z nauczycieli nie wytrzyma, zabije cię i
zakopie na błoniach, i nikt nie będzie wiedział, co się z tobą stało.
— I co? Będziesz mnie opłakiwał? — zakpił Draco, zgniatając pergamin i
chowając do kieszeni, w której było również wiele równie interesujących rzeczy,
niekoniecznie należących do niego.
— Chociażby. A potem wykopię cię, ożywię i zabiję jeszcze raz za to, że
dałeś się zabić i nikomu o tym nie powiedziałeś.
Malfoy parsknął śmiechem.
— To jest akurat zaleta, że martwi nie potrafią mówić.
— Smoku?
— Mhm?
— Co jest między tobą i starszym Nottem?
Draco opluł się kremowym piwem, które właśnie spożywał w dormitorium,
czekając na opcm mające zacząć się za około trzydzieści pięć minut. Egzamin z
transmutacji nie był taki zły, może i dostał tylko Z, ale za to zdał (Corny
dostała oczywiście W, a Diabeł P i był zawiedziony). Po obronie czekały ich
jeszcze tylko zaklęcia, z których trzeba było być kompletnym imbecylem, żeby
nie zaliczyć. Anioł ulotnił się jakiś czas temu, wymigując jakimiś wielce
ważnymi sprawami, nazywającymi się zapewne imieniem kolejnej dziewczyny.
Malfoyowi to nie przeszkadzało – nie musiał przynajmniej go słuchać. Półleżał
na swoim łóżku, oparty na poduszkach i drewnianym wezgłowiu, przeglądając z
nudów jakiś beznadziejny mugolski kryminał, który zostawiła kiedyś u niego
Corny. Czas upływał wolno i spokojnie, dopóki Diabeł nie postanowił tego
przerwać. Draco popatrzył na kumpla ze zdumieniem i przerażeniem, ale szybko
się opanował.
— Całkiem niedawno pytałeś mnie, co jest między mną a Corny —— zauważył
sucho. Skrzywił się, widząc, że jego szkolna szata nadawała się jedynie do
prania. Ściągnął ją z siebie, cisnął na łóżko i wyciągnął z szafy czystą. —
Teraz posądzasz mnie o zmianę orientacji?
— Nieee… Fakt, głupio to zabrzmiało — potwierdził Diabeł.
Siedział na swoim łóżku ze skrzyżowanymi nogami, wygalając przy tym jak
jakiś mały, bezdomny dzieciak i cały czas przyglądał się Malfoyowi co najmniej
z ciekawością. Draco stał do niego plecami i oglądał swój krawat w barwach
domu, który, po chwili zastanowienia, poszedł do prania wraz z szatą.
Zabini podrapał się po brodzie, chrzęszcząc trzydniowym zarostem.
— Chodzi mi o to… hm… Sam nie wiem, o co mi chodzi. No ale coś między
wami jest — stwierdził z pewnością w głosie.
— Taaak, no oczywiście, że jest. Sypiamy ze sobą od czasu do czasu tak
dla odmiany i żeby było ciekawiej — sarknął Draco, wiążąc nowy krawat. — Czy ty
jesteś normalny? — popukał się w czoło.
— Nie o to mi chodziło — oburzył się Blaise.
— To ja wolę nie wiedzieć, o co jednak ci chodziło.
— Ty to zawsze musisz się ze wszystkiego nabijać — zdenerwował się i
zaczął machać rękoma, żeby dodać mocy swoim słowom. — Przecież widzę, że coś
jest nie tak. Nott ostatnio podejrzanie często kręci się koło ciebie.
— No mówiłem ci przecież, że ze sobą sypiamy.
— Malfoy!
Draco natychmiast przestał oglądać swoje paznokcie i popatrzył na bruneta
z ciekawością, gdy ten po raz pierwszy od bardzo dawna podniósł głos. I to na
niego. To interesujące, że ktokolwiek śmiał podnieść głos na Dracona Malfoya,
ale Diabeł nigdy nie przejawiał chęci nadskakiwania białowłosemu i gdy trzeba
było – potrafił mu nawet przyłożyć. Draco czasem nie mógł zrozumieć, dlaczego
oni wciąż się przyjaźnili. Przecież to nie może tak być, że się tu na niego
krzyczał, bił go i w ogóle nie liczył z jego zdaniem, jak to czynili
Morgenstern i Zabini.
— No co? — zapytał ostrożnie, patrząc na kumpla z rezerwą.
Blaise ciskał z oczu gromy i tak ciężko dyszał, że Malfoy zastanawiał
się, czy nie był to stan przedzawałowy. Albo coś zgoła innego.
— Mógłbyś przez pięć minut być poważny?
— Byłem poważny.
— O — zdumiał się Zabini. — Kiedyż to?
— Na pogrzebie babci — palnął Draco bez namysłu.
W chwili gdy wściekły Diabeł ruszył z miejsca niczym rozjuszony byk, żeby
go złapać i/lub/ewentualnie zabić, Draco był już po drugiej stronie swojego
łóżka, niechcący zaplątując się w swoją pościel. Nie miał jednak czasu na
zastanawianie się – jakoś uwolnił lewą nogę i zaczął wiać. Zgrabnie ominął
kufer bruneta – który od dobrych kilku dni stał na środku pokoju i nikt nie
miał zamiaru go ruszyć, – przewrócił krzesło, żeby zwolnić pościg, przeskoczył
nad stolikiem, zrzucając z niego kilka książek i kałamarz, który rozsypał się w
drobny mak, a atrament rozlał się na książkach i dywanie. Chłopak wpadł do
łazienki i zatrzasnął za sobą drzwi, a potem szybko zamknął je na klucz. Po
drugiej stronie coś uderzyło w nie z impetem i po jęku doszedł do wniosku, że
tym czymś był jego przyjaciel. Potem posypały się przekleństwa pod adresem
feralnych drzwi, jego osoby oraz całego świata, który był zły i nie lubił
wilkołaków.
— Temu akurat nie jestem winien — mruknął, opierając się plecami o drewno
i starając się uregulować oddech po biegu z przeszkodami. — Sam muszę zadawać
się z jednym kundlem.
— Zabiję cię, idioto — warknął Zabini po drugiej stronie. — Normalnie cię
zabiję! Natychmiast otwieraj te pieprzone drzwi! Ale to już!
— Ani mi się śni. Ja bardzo lubię swoje życie.
Brunet przyłożył w drzwi pięścią, aż huknęło i zatrzęsła się cała
łazienka, co stanowczo nie wróżyło nic dobrego.
— Otwieraj! Już!
— I co wtedy?
— Aghr! Przerobię cię na pudding!
— No to ja tu zostanę. Nawet nie lubię puddingu. Szczerze powiedziawszy,
to nie wiem, dlaczego jest to potrawa narodowa – tego się nie da jeść. W ogóle
to…
— Malfoy! Nie baw się ze mną!
— Ale ja się z tobą nie bawię — zaprzeczył stanowczo i z oburzeniem. — Po
prostu nie chcę w wieku szesnastu lat wąchać kwiatków od dołu.
— Za miesiąc skończysz siedemnaście — poinformował go cichy głos, który
niechybnie należał do Corny. — O co znów chodzi, panowie? Co tym razem?
— Z tym idiotą nie da się normalnie porozmawiać — poskarżył się Blaise.
— To już wiem — odparła spokojnie dziewczyna i gdyby nie te dzielące ich
drzwi, Draco zabiłby ją pewnie wzrokiem. Nie wiedział tylko, jakim cudem sam
mógłby przy tym uniknąć stania się ofiarą mordu uczynionego przez chwilowo
niepoczytalnego wilkołaka. — Ale dlaczego siedzi w łazience?
— Bo Diabeł pragnie przerobić mnie na pudding — odpowiedział.
Corny zaśmiała się krótko.
— Nie wiem, czy byś się nadawał. No wyłaź już.
— Ale on mnie nie zabije? — upewnił się błagalnym tonem wystraszonego
pięciolatka.
— Zabijesz go? — zapytała bruneta.
— Zastanowię się nad tym.
— No to ja poczekam, aż się zdecydujesz — stwierdził Malfoy.
Po drugiej stronie Corny wydała z siebie jakby westchnięcie i Draco
mógłby przysiąc, że pokręciła głową nad nimi. Corny często kręciła nad nimi
głową i robiła to lepiej niż nie jedna matka zajmująca się gromadką
rozwrzeszczanych dzieciaków.
— Draco, zaraz spóźnicie się na obronę. Macie dokładnie — nastała chwila
ciszy i białowłosy niemal automatycznie spojrzał na zegarek — dwie i pół
minuty.
— Cholera! — wrzasnął Malfoy.
Nie bacząc na groźbę rychłej śmierci, otworzył drzwi i wyleciał z
łazienki, potrącając po drodze Diabła i cudem unikając zderzenia z Morgenstern.
Chwycił w biegu swoją torbę, złapał bruneta za nadgarstek i siłą doholował go
do drzwi.
— Rusz się, Diable — warknął na niego, wypychając go na schody. — Snape
mnie zamorduje, jak się spóźnię. I tak mam u niego szlaban dziś wieczorem, ale
nie ominie okazji, żeby dowalić mi kolejny. On mnie zamorduje — jęknął, gdy
biegli przez pokój wspólny. — Normalnie mnie zamorduje.
— Jedno jest pewne — wydusił Zabini, który zdążył już załapać zadyszkę z
powodu ich dzikiego sprintu korytarzami Hogwartu. — Ktoś cię kiedyś zabije. I w
końcu świat będzie miał spokój.
— Och, zamknij się.
— Panie Malfoy, panie Zabini, gratuluję punktualności — wysyczał Snape,
gdy dopadli drzwi klasy, gdy już zamykały się one za ostatnim uczniem. — Muszę
przyznać, że macie wielkie szczęście.
Nic nie odpowiedzieli. Draco miał już na końcu języka ciętą ripostę, ale
nie mógł wydusić z siebie ani słowa, więc w milczeniu podreptał do swojej ławki
i opadł ciężko na krzesło. Może i lepiej, pomyślał, wyciągając podręcznik.
Kolejny szlaban potrzebny mi psu na budę.
Kiedy punktualnie o dwudziestej stawał pod drzwiami gabinetu Snape’a, nie
był już taki pewny siebie. Mistrz Eliksirów potrafił być wredny i to tak, że
typowa jemu wredność codzienna wydawała się być przykładem cudownego nastoju i
choć człowiek nie cierpiał jej bardziej niż czegokolwiek innego, w tej chwili
oddałby za nią wszystko. Draco, bądź mężczyzną, powiedział sobie Ślizgon.
Wyprostował się, wziął głęboki oddech i zapukał. Potem drugi raz i trzeci, ale
wciąż ze środka nie dobiegało zaproszenie. Zmarszczył brwi. Sięgnął do
kieszeni, żeby wyjąć z niej liścik od profesora, który otrzymał przy śniadaniu.
Było to trochę trudne, bo ten kawałek pergaminu nie był jedyną rzeczą
znajdującą się w jego kieszeni, ale w końcu udało mu się go znaleźć.
Rozprostował go i zaczął studiować w słabym świetle pochodni. Pismo Snape’a nie
było może zbyt piękne, ale bez trudu można było odczytać datę, godzinę oraz
miejsce, w którym miał się stawić. Niewątpliwie było napisane: dziś o
dwudziestej w moim gabinecie. No i groźne dobrze radzę o tym nie
zapomnieć. Białowłosy zmiął pergamin po raz kolejny i wrzucił tam, skąd
wyjął, po czym znów zapukał do drzwi. Cisza. No nic, pomyślał bez cienia żalu,
pewnie Snape zapomniał albo Dumbledore go wezwał w niezmiernie pilnej prawie i
nie zdążył mnie poinformować. Albo Voldemort – temu akurat było wszystko jedno,
czy ktoś miał szlaban. Draco już miał odchodzić, ale coś go tknęło. Wielki i
przerażający Naczelny Postrach Hogwartu zapomniał o szlabanie? Śpieszył się i
nie mógł wysłać pierwszego spotkanego dzieciaka z wiadomością? Coś tu
śmierdziało. Zawahał się z dłonią na klamce, ale stwierdził, że Snape zabić go
nie mógł, bo musiałby spowiadać się z tego dyrektorowi, który nie pochwalał
morderstw na uczniach.
Drzwi cicho zaskrzypiały, gdy je uchylił i zajrzał do gabinetu.
Niewielkie pomieszczenie było oświetlone jedną nędzną świeczką, stojącą na
pedantycznie sprzątniętym biurku, a jego krańce kryły się w mroku. Mimo że
Snape w tym roku dostał posadę nauczyciele opcm, nadal zajmował swój stary,
ciasny gabinet w lochach o ścianach zastawionych wzdłuż i wszerz różnej
wielkości słojami z podejrzaną zawartością. Trzy kroki za biurkiem znajdowały
się następne drzwi, zapewne prowadzące do prywatnych kwater Mistrza Eliksirów.
Były one lekko uchylone, a przez szparę sączyło się słabe światło. Draco był z
natury ciekawski, dlatego nie wycofał się na korytarz i nie zamknął za sobą
drzwi, tylko dał krok w głąb gabinetu.
Wtedy usłyszał śmiech.
Chłopak zamarł w pół kroku, zdumiony, zdając sobie nagle sprawę, że był
to śmiech niewątpliwie kobiecy. Co najciekawsze – znał go dosyć dobrze. Od
kilku lat słyszał go prawie przy każdym posiłku, a niekiedy także w pokoju wspólnym
czy we własnym dormitorium. Nie, nie miał co do tego żadnych wątpliwości – w
prywatnym pokoju Snape’a siedziała sobie właśnie Pansy Parkinson i głośno się z
czegoś śmiała. Profesor był tam z dziewczyną, ze swoją uczennicą, w prywatnych
kwaterach i nawet nie zamknął drzwi gabinetu na klucz! Draco był w szoku i
zapewne długo nie będzie mógł się z niego otrząsnąć.
A potem szmer głosów ucichł i Malfoy zdał sobie sprawę, że jeśli
nauczyciel nakryje go w swoim gabinecie, to chłopak nie wygrzebie się z tego do
trzydziestki albo i dłużej. Błyskawicznie cofnął się na korytarz i cicho
zamknął za sobą drzwi, a potem w dwóch krokach dopadł do rogu korytarza i ukrył
się za nim. Ja pierdolę, zaklął w myślach, opierając się plecami o ścianę i
uśmiechając się do siebie jak szaleniec. A ja do tej pory myślałem, że Czarna
buja się we mnie! Musiał się powstrzymywać, żeby nie wybuchnąć głośnym
śmiechem, ale nie było to wcale łatwe. Przyznał w duchu, że dziewczyna była
bardziej cwana, niż sądził do tej pory – wykorzystała fakt, że wszyscy uważali
ją za na zabój zakochaną w Malfoyu i dobrała się do własnego profesora. Jej
trzeba dać jakiś medal, pomyślał kpiąco Draco, trzęsąc się od hamowanego z
trudem śmiechu. Medal albo dyplom największej zdziry w Hogwarcie. Nikt w życiu
by nie przypuszczał nawet, że była do czegoś takiego zdolna, choć przecież
różne już rzeczy robiła i spała z połową szkoły. Nosz kur…
Nie dokończył, bo drzwi gabinetu otworzyły się i na korytarzu rozległ się
stukot obcasów. Draco zareagował automatycznie, ratując się ucieczką i
najciszej jak mógł ruszył w kierunku kwater Ślizgonów. Nie było to łatwe, bo
cały czas aż skręcał się ze śmiechu i gdy wreszcie stanął przed znikającą
ścianą, wejściem do pokoju wspólnego, nie mógł wydusić z siebie głosu.
— Vae… vae vi… victis…[1] — wydyszał jakoś w końcu, słysząc
zbliżające się kroki Parkinson.
W pokoju wspólnym siedziało kilka osób, które obejrzały się za nim, gdy z
prędkością światła dopadł do schodów i ruszył nimi do swojego dormitorium. Nie
patrzył, jaką reakcję wywołało wejście Czarnej, ale miał nadzieję, że nikt nie
skojarzy tych faktów i nie stworzy z tego jakiejś przedziwnej plotki. Staremu
Nietoperzowi zapewne przypomni się kiedyś, że Malfoy miał u niego szlaban, na
który się nie stawił. Białowłosy z impetem wpadł do sypialni, szybko zamknął za
sobą drzwi i oparł się o nie plecami. Roześmiał się w głos.
Jego łóżko jak zwykle zajmowała Corny i nawet go ten widok nie zdziwił,
natomiast ona patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami ze zdumienia – można
by nawet rzec, że prawie z przerażeniem. Diabeł wychylił się z łazienki w
samych bokserkach, z szczoteczką w ustach i wycierając włosy ręcznikiem.
— A czobie czo? — wymamrotał, unosząc brwi.
— Nie uwierzycie, jak wam powiem — odparł Draco, gdy uspokoił się nieco.
Corny włożyła zakładkę do książki, zamknęła ją i odłożyła na nocny
stolik, a potem przybliżyła się nieco i uklękła w nogach łóżka. Przechyliła
lekko głowę na prawą stronę, czekając.
— Czarna spotyka się ze Snape’em.
W tej samej chwili z łazienki zaczął wydobywać się dźwięk krztuszenia się
i gwałtownych prób złapania powietrza, przecz co Draco zaczął podejrzewać, że
zabił kumpla za pomocą pasty do zębów. Już miał nawet biec mu na ratunek, ale
brunet stanął w końcu w drzwiach, ocierając łzy wierzchem dłoni i
potwierdzając, że złego diabli nie brali.
— Co ty gadasz? — wysapał z trudem, patrząc na Malfoya jak na kompletnego
idiotę. — Snape i Czarna? Upadłeś na głowę?
— Ja już dobrze wiem, co mówię — odparł Draco bez wahania. — A ty się
lepiej ubierz, a nie paradujesz prawie nago przy damie — dodał z teatralną
przesadą w głosie. — Jeszcze mi tu Corny zgorszysz, bezwstydniku jeden.
Dziewczyna do tej pory nie zawracała sobie głowy Zabinim, ale teraz jak
na komendę spojrzała w jego kierunku, po czym natychmiast oblała się rumieńcem
i odwróciła wzrok. Draco zachichotał, a Diabłowi wyraźnie zrobiło się głupio,
bo szybko ewakuował się do łazienki. Wkrótce wyszedł z niej w pasiastej
piżamie, której używał od wielkiego dzwonu, czyli prawie nigdy.
— Dobra, no to teraz mów, o co ci chodzi — rozkazał, pakując się do
swojego łóżka i przykrywając kołdrą po samą szyję, co wyglądało naprawdę
zabawnie.
Malfoy zdusił w sobie napad śmiechu. Oderwał się od drzwi i bardzo wolno
podszedł do własnego łóżka, po czym wyciągnął różdżkę z wewnętrznej kieszeni
szaty i położył ją obok książki Corny. Z premedytacją trzymał ich w
niepewności, słysząc, jak za jego plecami brunet zgrzytał zębami i po raz
kolejny tego dnia planował mord na jego białowłosej osobie. Wreszcie niechcący
zerknął na Corny i to był błąd – został zmuszony do mówienia samym spojrzeniem.
Opowiedział im, co widział i słyszał – z naciskiem na to drugie – w gabinecie
opiekuna Ślizgonów i jak wiał przed Parkinson, żeby nie dowiedziała się, że
odkrył jej sekret. A potem zaśmiewał się ze zdumionych min przyjaciół.
— Ja myślałem, że ona sypia z Aniołem — wymamrotał Diabeł.
— Z Aniołem, z Averym, z Riversem, z kilkoma Krukonami i to czasami jednocześnie.
Jak to mówiła Corny, Czarna sypia z połową Hogwartu i jeszcze jeden do kolekcji
chyba nie zrobi jej różnicy. A że to nauczyciel. — Draco wzruszył ramionami. —
Zdarza się.
Morgenstern głośno wciągnęła powietrze.
— Wyrzucą ich — wyszeptała ze strachem. — Jeśli ktoś się dowie, wyrzucą
ich oboje. Dumbledore nic na to nie poradzi.
— No cóż, trzeba uznać, że są tego świadomi.
— Ale nie masz pewności, że ze sobą sypiają, no nie? — zauważył Zabini,
ale bez przekonania. — Nie wiesz dokładnie, co ona tam robiła, więc może to
nic, hm, nic zabronionego, no nie? — dodał.
— Diabeł, czy gdyby nie było to coś zabronionego, siedzieliby w
prywatnych pokojach Snape’a? Myśl czasem — sarknął białowłosy.
Zabini podrapał się po głowie i mruknął coś, co zabrzmiało jak: no
fakt. Ale widać było, że nadal miał nadzieję. Bo gdyby się okazało, że
Snape jednak sypiał ze swoją uczennicą, przestałby on być takim idealnym
profesorem i wzorem do naśladowania. A z drugiej strony, stałby się jeszcze
bardziej niesamowity.
— Miejmy nadzieję, że Czarna nie sprzedaje Snape’owi wszystkiego, o czym
mówimy — rzucił. — Nie chciałbym, żeby ktokolwiek znał każdy mój krok, a już na
pewno nie Snape. Nie ufam mu.
— On jest po naszej stronie, Draco — odparła Corny łagodnie.
— Pytanie tylko, która to jest ta nasza strona.
_______________
[1] vae victis – (łac.) biada zwyciężonym
Znów nie było mnie miesiąc. A obiecywałam... Eh, przepraszam. Ostatnio nie mam poczucia czasu. To przez te wakacje. Jakoś dziwne to dla mnie, że ktokoliek chodzi jeszcze do szkoły. Ja przecież nie *głupi uśmiech*
Rozdział moim zdaniem nawet ciekawy. Choć znów za mało akcji. Ale to już bliżej niż dalej. Myślę, że następne rozdziały będą już poświęcone przygotowaniom oraz już konkretnie Pierwszej Bitwie o Hogwart. Tak myślę, ale czy mi się uda?...
Nie wiem, jak Wam upłynęło Euro, ale dla mnie się już skończyło. Szkoda, bo miałam nadzieję, że w końcu wyjdziemy z grupy. No i w tym ćwierćfinale Polacy w końcu zagraliby z Niemcami, a wszyscy wiemy, że to ich największe marzenie. No ale nie udało się. Są jeszcze MŚ, już za dwa lata, w 2014. Hm, w Brazylii? Będę kibicować naszym w eliminacjach i trzymam kciuki, żeby im się udało. Kto by pomyślał, że Beatrice stanie się taką zapaloną fanką piłki nożnej. Przecież ja na samo słowo dostawałam mdłości ;p
Nie ględzę już. Dziś u mnie ciepło. A jak u Was? Można się opalać? Bo przez ostatni tydzień to nie bardzo.
I wiem, mam straszne zaległości. Nie pomaga to, że od dawna mam już wolne. Jestem ostatnio bardzo, bardzo leniwa. Wybaczcie mi, proszę.
Całuję.
Wasza,
Rozdział fenomelalny jak zawsze chociaż brakowało mi w nim Corny ale mimo wszystko mnie ujęłaś.
OdpowiedzUsuńNie rozumiem kilku wątków, ale mi się zdarzają takie rzeczy więc będe musiała jeszcze raz sobie przeczytać.
co do Euro dla mnie nie skończyło się jeszcze;p
jestem kibicem do samego końca gdyż moi faworyci na których stawiałam od początku nadal grają.
a w stolicy gdzie mieszkam wciąż jest głośno więc nie można tak sobie odpuścić;d
ogółem czekam na ciąg dalszy oby lenistwo Ciebie opuściłoo jak najszybciej;d
Corny ma ostatnio gorsze dni xD A tak serio, to czasem mam wrażenie, że jest bardziej główną bohaterką niż Draco. Może dlatego że dziewczyny zawsze szukają w opowiadaniach postaci kobiecych? Wysnułam taką tezę i próbuję ją poprzeć.
UsuńHm, jeśli czegoś nie rozumiesz, śmiało pytaj. Jeśli nie zdradzę przez to dalszej fabuły, chętnie wszystko wyjaśnię. Ostatnio doszłyśmy z moją betą do wniosku, że ja po prostu wymagam od czytelników, żeby siedzieli w mojej głowie, bo czasem mam coś na myśli, ale nie raczę tego wyjaśnić.
Eh, słodkie lenistwo maturzysty ;p
Pozdrawiam,
Diabeł i Smok jak zwykle trzymają wysoki poziom. Uwielbiam ich, jak również Corny. No proszę, sprawa z Czarną jest bardzo interesująca. Jestem ciekawa co wymyśli nasza ukochana autorka wspaniałego opowiadania, które nie bez powodu ma tylu oddanych czytelników. Jest fantastyczne! Czarne charaktery zawsze miały swój urok. I ta mroczna aura... cudownie;*
OdpowiedzUsuńOjej, nie jestem pewna, czy aż tylu. Ledwie kilka osób. Ale bardzo dziękuję za miłe słowa :) Zawsze dobrze wiedzieć, że komuś podoba się moja pisanina.
UsuńAutorka ma kilka pomysłów, ale ich nie zdradzi, bo nie będzie frajdy z czytania.
Pozdrawiam.
Przeczytałam ^^. Fajnie wyszedł ten rozdział i naprawdę się cieszę, że tyle władowałaś w niego opisów. Fakt, był naprawdę długi, pewnie dłuższy niż moje, ale momentami nawet mi się smiać chciało, zwłaszcza jak Pansy spotykała się ze Snapem.
OdpowiedzUsuńW ogóle masz fajny styl. Jedyne, co mnie razi, to polskie ksywki typu Anioł, Czarna itd. No i wątpię też, żeby w Hogwarcie używali polskich wulgaryzmów ^^. Wiem, że czepiam się szczegółów, tylko jakoś mi to nie pasowało do potterowskich klimatów. Ja sama się muszę pilnować żeby nie nadużywac mojego ukochanego szyku przestawnego albo nie czynić postaci nadmiernie współczesnymi. No poza Simonem, ale ja go tak luuubię ^^.
Poza tym dzięki za komentarze na moim blogu, na wszystkie odpisałam ^^. Naprawdę mi bardzo miło, że wpadłaś i zaczęłaś czytać ;)).
No wiesz... Ja myślę po polsku i dlatego spolszczam ;p Gdybym pisała po angielsku, to nie byłoby problemu, ale mnie tak nieco trudno.
UsuńNo ja wiem, że "serce Smoka" jest dość, hm, niestereotypowe i nieco, hm, awangardowe, ale jakoś trzyma się to mnie. Lubię taką nieco skrzywioną rzeczywistość. Każdy ma jakiś styl :) Mój jest taki
Nadrobię u Ciebie wszystkie notki w najbliższym czasie, którego mam niewiele.
Pozdrawiam.
W końcu znalazłem trochę czasu, aby przeczytać rozdział. U siebie też coś muszę naskrobać, ale wena chyba zrobiła sobie wakacje.
OdpowiedzUsuńTo się porobiło. Czarna kręci ze Snapem. Niewiarygodne. Niesłychane. Nieprawdopodobne. Może być ciekawie. Heh. Rozdział jak zwykle świetny.
Czekam więc na tą akcje w twoim wydaniu ;d.
Żeby piłkarze grali tak jak siatkarze lub Radwańska, to byłoby fenomenalnie.
Pozdrawiam :)
Cieszę się, że znalazła się dla mnie chwila :) Wiem, że to nie takie łatwe, bo sama też cierpię na brak wolnego czasu.
UsuńCzarna i Snape - czyż to nie najdziwniejsze, co może być? Heh, ja z natury lubię zaskakiwać ;p
Hm, nasza piłka nożna to po prostu porażka. A mimo wszystko i tak ją lubimy xD Co by nie było, Polacy lubią piłkę, bo mają przynajmniej na co pozrzędzić.
Pozdrawiam.
Czarna i Snape? Wow. Bardzo intrygujące. Przez to nie mogę się doczekać kolejnych części. Jestem bardzo ciekawa, jak to się rozwinie.
OdpowiedzUsuńJak zwykle podobała mi się kłótnia między Draco a Zabinim :) Poprawiła mi humor ^^
Pozdrawiam!
Grafogirl
Ja też jestem ciekawa, jak to się rozwinie xD Sama jeszcze nie wiem, planów nie mam. Lubię, gdy życie mnie zaskakuje. Czyż tak nie jest ciekawiej? ;p
UsuńHm, Arvene mi kiedyś zarzuciła, że Blaise ciągle śpi. Teraz już nie śpi nieustannie, ale za to wciąż kłóci się z Draconem. Czyżbym popadała ze skrajności w skrajność? xD Ale czym byłaby przyjaźń bez ciągłych kłótni i bójek, które sprowadzają człowieka na ziemię ;p Musisz przyznać, że Draconowi przydałby się czasem porządny sierpowy w szczękę i Blaise najczęściej mu go serwuje xD
Pozdrawiam.
jestem! ha, a teraz się ode mnie tak łatwo nie odpędzisz :) korzystając z duuużej ilości wolnego czasu postanowiłam przeczytać wszystko, wszystko, wszystko. I nie żałuję ^^
OdpowiedzUsuńpiszesz super. ale co ja Ci będę gadać, skoro wiesz, prawda? a jak nie wiesz, to napisz to Ci powiem :D
A teraz trochę o tym rozdziale. Lubię to jak kreujesz postać Czarnej i Snape'a.
A Diabełek i Smoczek są kochani :) mogę sobie któregoś zabrać na jedną noc? Proszę :)
Pozdrawiam i przy okazji zapraszam na mój nowy blog: http://stypa-po-milosci.blogspot.com/
Miło mi, że jednak się skusiłaś i dałaś radę to wszystko przeczytać. Tego jest ze sto stron!
UsuńHeh, Dracona Ci nie oddam, no way! On jest mój ;p A do Diabła... Hm, wiesz, chyba będziesz musiała ustawić się w kolejce xD Wszyscy tak strasznie go kochają xD
Na blog wpadnę, w wolnej chwili.
Pozdrawiam.
Haha, te żarty Malfoy‘a są genialne, a fragment o pudding‘u ogólnie do łez mnie rozsmieszył. Świetnie oddajesz jego postać - może nawet w rzeczywistości jesteś do niego podobna, co? :)
OdpowiedzUsuńBiedni Hogwartczycy, te testy pewnie ich wykanczają zupełnie.
Uznam to za komplement xD
UsuńW sumie, to chyba tak właśnie jest. Jestem może nieco inaczej wychowana i czasem trzymam język na wodzy, ale ludzie twierdzą, że do mnie trzeba się przyzwyczaić. Nie jestem duszą towarzystwa, a już na pewno nie sympatyczną osobą. Taki ślizgoński charakterek mam ;p
Pozdrawiam.
Oczywiście, że to był komplement ;)
UsuńSlizgonski charakterek, powiadasz? Ja ponoć jestem ‘milutka‘ jak to mnie określają znajomi, choć za towarzystwem zbytnio nie przepadam. W gimnazjum to nawet na przerwach chowalam się w kabinach w toalecie, byleby być sama :)
[siostra-harryego-pottera.blogspot.com]
Na świecie muszą być osoby takie jak my, bo świat byłby nudny, no nie? Ja tam bym nie chciała, żeby wszyscy byli towarzyskimi Gryfonami. Gryfiaki są głośni i męczący.
UsuńA samotność jest dobra. Można wymyślać nowe historie ;p
Pozdrawiam.
I to jeszcze jak nudne, nawet tacy hałaśliwi Gryfoni popadliby w monotonię^^
UsuńSamotność ma wiele zalet. Ma się dla siebie mnóstwo czasu, nikt nas nie pogania i ma się gdzieś najnowsze trendy.
Lubię takie życie - bycie duszą towarzystwa jest, według mnie, potwornie męczące ;)
Absolutnie się z Tobą zgadzam. Ludzie zastanawiają się, jak ja mogę spędzać cały dzień w domu, a dla mnie to nie trudne. Najczęściej śpię ;p A potem w nocy dostaję weny twórczej i piszę.
UsuńGdy się jest wciąż między ludźmi, nie ma się czasu dla siebie. Trzeba się uśmiechać, kłamać, że wszystko jest okay, wciąż mówić i jeszcze więcej słuchać. Ile można?
Pozdrawiam.
Ja też praktycznie całe dnie spędzam w domu. Jest co robić, umiem znajdować przyjemności nawet w takim zmywaniu naczyń, pieczeniu ciastek.
UsuńCzytam i również piszę. Bloguję.
Moja młodsza siostra jest moim całkowitym przeciwieństwem - łazi jak piesek po naszej mieścinie nie powiem z jakim towarzystwem, bo nie chcę się brzydko wyrażać, ale jak widzę dzisiejsze gimnazjalistki to... Uch... Mam ochotę je pobić ;P
Ja na pewno długo nie wytrzymuję. To jest okropne i jak twarz potem boli od tych sztucznych uśmiechów ;)
Te młodsze rodzieństwo to jednak ma coś takiego, że lubi być na przekór inne. Mój braciszek też taki jest. Na dodatek zawsze w złym miejscu i czasie. O znajomych to też już nie wspomnę nawet. Jakby nie można było żyć spokojnie, no nie?
UsuńHe he, hipokrytka teraz ze mnie wyłazi. Żyję tak, a w opowiadaniach świat stwarzam całkiem na odwrót. Może tęsknię do tego podświadomie? Nie wiem. W każdym razie, niczego nie żałuję. Zresztą, ja naprawdę nie jestem sympatyczna. Tylko się taka wydaję xD
Pozdrawiam.
To jest już po prostu inne pokolenie. Moja sis tydzień temu wyjechała na wieś i miała wracać w niedzielę, a dzisiaj blagala mame by jutro ja zabrać. Bo naprawdę, życie bez WiFi, internetu i ‘psiapsiulek‘ jest takie beznadziejne, że. ja nie mogę :)
UsuńMój braciszek to raczej rozbojnik ;)
Mnie tam się naprawdę sympatyczna wydajesz, ale wiadomo, to wirtual i łatwiej jest kogoś zrozumieć, w realu trzeba trochę popyskowac i pokrecić nosem, nie ma bata ;)
Ej, na wsi jest internet! Przynajmniej ja posiadam ;p I nie jest tak źle w gruncie rzeczy, choć czasem wkurza człowieka to, że wszędzie daleko.
UsuńWiesz, wydaję się sympatyczna, ale gdybyś miała ze mną tak na co dzień przebywać, to chyba zmieniłabyś zdanie. Jestem kombinacją najgorszych cech Dracona, Corny, Theo i Pansy. Chyba z Blaise'a mam najmniej - tylko to, że oboje lubimy dużo spać i jesteśmy dla wszystkich rozjemcami.
Pozdrawiam.
Haha, miałam na myśli, że akurat mój wujek go nie ma ;) Osobiście lubię przebywać na wsi, chodzić lubię więc nie mam nic przeciwko chodzeniu do spożywczego oddalonego o 3 km po masło ;) Tak to mieszkam w małym miasteczku (ok. 21000 mieszkańców).
UsuńWiesz to zależy. Jakbyśmy się spotkały, ale tak wiesz - po raz pierwszy, nawet nie znając się z wirtuala, to chyba ty byś się do mnie najpierw zrazila. Dla zupełnie nieznajomych jestem dosyć specyficzna. Może burknę “cześć“ i na tym się skończy. Niektórzy znajomi z mojej licealnej klasy przyzwyczajali się do mnie przez większość roku szkolnego ;)
Wieś jest dobra... Do czasu, gdy nie chcesz wyjść gdzieś ze znajomymi. Wtedy powstaje jedno pytanie: niby gdzie? Koszmar. Ale ja miałabym problem, gdybym musiała mieszkać wciąż w okolicy z betonu.
UsuńNo zawsze inaczej, jak się pisze - i w moim przypadku uważa przy tym na słowa - a inaczej na żywo. Moja szczerość jest powalająca. Ale do każdego można się przyzwyczaić, no nie?
Ja to bym chciała poznać część osób z blogów na żywo. To mogłoby być ciekawe doświadczenie. Bo wiesz wyobrażasz sobie kogoś tak, a tu przychodzi całkiem inna osoba ;p
Pozdrawiam.
Pojdzmy w pole^^ w sumie lubię takie wyjścia (ale jak natężenie pylkow już spadnie, bo jestem alergiczką ), ale są one jednak dla miłośników spacerów. Inne przypadki to wymagają raczej wybycia do najblizszego miasta.
UsuńJa nie narzekam. Mieszkam w okolicy Gor Opawskich, niedaleko granicy z Czechami. Poza miastem mam naprawdę cudowne miejsca, i choć trochę buntuję się, że mieszkam w dziurze (bo ani kina, ani teatru, basen właściwie otwarty tylko dla tych ze szkółki, a jak chcę sobie popływać to moge przyjść dopiero ok. godziny 20 to, że tak powiem, z kiciorem) to piękne widoki wszystko mi rekompensują ^^
Ja mam w planach, że gdy będę już pelnoletnia, najlepiej już z prawkiem i ukonczoną szkołą to poodwiedzam niektórych bloggerów :)
Och, marzenie! Ile to ja osób chciałabym poznać w realu! Ciekawe, czy kiedykolwiek mi się to uda.
UsuńMieszkanie na odludziu ma wady i zalety. Choć moim zdaniem więcej wad.
Och, mieszkasz w górach! Kocham Cię! xD Ja jestem z północnego Mazowsza i żadnych cudów natury ni atrakcji turystycznych w promieniu kilkudziesięciu kilometrów.
Pozdrawiam.
Lady Spark powróciła! Rozwód z Onetem nie do końca wzięty, ale jutro czeka nas ostatnia rozprawa sądowa i powiem mu słodkie żegnaj... Nadrobiłam zaległości u Ciebie. Powiem szczerze, że gdy czytałam kilka ostatnie rozdziałów to Corny przypominała mi Hermionę... Ułożona, pomagająca przyjaciołom i oczywiście bardzo dobrze się ucząca...Jednak nie są takie same.. .Coś je różni... Nie wiem sama do końca co. Co do porównania Malofya do młodego Toma to zgadzam się z Tobą.Są do siebie podobni.
OdpowiedzUsuńRozmowa z Dyrektorem, która jak dla mnie bardziej przyśniła się Draco niż odbyła się w rzeczywistości.
I co do jasnej pogody Czarna robiła w prywatnych kwaterach Nietoperza? Nie pojmuję tego i nie umiem znaleźć logicznego rozwiązania.
Pozostał mi do nadrobienia jeden bonus, ale to pozwól, że zrobię już jutro, a teraz udam się do łóżka aby mój kręgosłup przestał boleć.
Pozdrawiam :)
Ależ pozwalam ;p Mam nadzieję, że Ci się polepszy.
UsuńNo tak, może nie do końca zamierzenie upodobniłam Corny do Hermiony, ale nie wypieram się tego. Corny jest Ślizgonką i ma ślizgoński kodeks moralny, nawet jeśli często zachowuje się po gryfońsku. Może to je różni? Nie wiem, jakoś nie zastanawiałam się nad tym nigdy ;)
Pozdrawiam.
Tak polepszyło mi się stanowczo :). Ja domyślam się, że nie zamierzenie, ale no jednak troszeczkę są do siebie podobne. No tak ociupinkę. Ha! I nadrobiłam zaległości. Bonus skomentowany :D. Teraz lecę dalej.
UsuńA rozwód z Onetem wzięty :) i już nie długo pojawi się coś na Mandy.
No naprawdę, to, co wyprawia Onet jest śmieszne i żałosne. Nie dziwię się, że uciekłaś.
Usuń