środa, 1 sierpnia 2012

Rozdział dwudziesty piąty

Wróżby, zgryzoty i złamany obcas

W życiu można uciec od wszystkiego z wyjątkiem samego siebie.
Graham Masterton, Ciemnia

Gdy tym późnym piątkowym wieczorem usiedli całą piątką przy kremowym piwie, wyżebranych przez Anioła i Diabła z kuchni ciasteczkach z czekoladą oraz Eksplodującym Durniu (Draco i Czarna cicho i bezskutecznie protestowali, bo przecież nie każdy lubi zostać upapranym czarną sadzą), Draco sam nie wiedział, jak przetrwał ten tydzień. Wszystkie egzaminy praktyczne zdał – z opcm dostał nawet W, co zaskoczyło wszystkich, włącznie z Mistrzem Eliksirów, który, o zgrozo!, nie miał się do czego przyczepić – a odnośnie  teoretycznych był dobrej myśli. W następnym tygodniu czekały go cztery ostatnie, w tym dwa z zielarstwa, więc się nie martwił. Zresztą, czy on kiedykolwiek się czymś przejmował?
Nikt do tej pory nie zapytał Czarnej, jak to dokładnie było ze Snape’em, bo (według Corny) byłoby to troszkę nietaktowne oraz (według Dracona) opiekun Slytherinu niechybnie by ich wszystkich zabił. W każdym razie Malfoy, Morgenstern i Zabini zaczęli traktować ją z rezerwą i nieco nieufnie, ale tak, żeby się w tym nie połapała i nie domyśliła, że oni o wszystkim wiedzieli. Albo raczej wiedzieli, że coś tam było, ale nie mieli jeszcze pojęcia co. Szlaban Dracona też nie ominął, bo we wtorek przy śniadaniu zgłosił się do niego Oliver Rivers – niski, rudy i noszący okulary Ślizgon z ich roku, który od sześciu lat dzielił dormitorium z Aniołem – z kolejną karteczką od przemiłego Mistrza Eliksirów. Białowłosy odbębnił więc ten szlaban i gdy znudzony padł na swoje łóżko wieczorem, nawet ucieszył się, że wreszcie miał go z głowy. W gruncie rzeczy odnawianie szkolnej dokumentacji nie było takie złe, jeśli nie liczyć faktu, że prawie co stronę pojawiało się nazwisko Potter, ewentualnie Weasley. Georege i Fred mieli całkiem pokaźną kartotekę i pewnie zajmowali w kanciapie Filcha oddzielną szafkę. On sam dostał od starego woźnego karę może ze trzy razy w życiu – zwykle to nauczyciele (czytaj: McGonagall) znęcali się nad nim późnymi popołudniami za nieodrobioną pracę domową, pyskówki, całkiem regularne nieobecności na lekcji lub kolejną podjętą próbę wysadzenia jakiegoś Gryfona w powietrze na szkolnym korytarzu.
— Zagrajmy w coś innego — zaproponował, gdy po raz czwarty z rzędu karty wybuchły w rękach siedzącego obok niego Anioła. Popatrzył na to z niesmakiem. — W coś co nie uświni mi mojej nowej koszuli.
— Jeszcze ani razu nie zostałeś durniem — zauważył Diabeł, którego twarz i dłonie nosiły znamiona wybuchu.
— I nie mam zamiaru.
Tak jak nie miał nastroju. W jego głowie zaczęło się odliczanie, zegar cykał, niebezpiecznie zbliżał się koniec roku szkolnego, a Draco powoli dostawał świra. Cyk, cyk, cyk. Malfoy, weź się w garść. Cyk, cyk, cyk. Czas się kończy. Będziesz płacił. Cyk, cyk, cyk… Czasem miał wrażenie, że za chwilę wybuchnie mu głowa wraz z tym całym cholernym zegarem. Taka bomba zegarowa.
Ale w miarę jak zbliżało się rozwiązanie, nasilały się też wątpliwości. Draco nie miał już pojęcia, co powinien zrobić. Nie chodziło już o to, czy to było dobre i czy tak trzeba. To nie było ani dobre, ani moralne, ani rozsądne, ani bezpieczne, ani tym bardziej przydatne, więc, do jasnej cholery, po co on się w to wplątał?! Nie, on sam się w to nie wplątał. On nie miał wyboru. Właśnie on, Draco Malfoy, ten sam, który samym spojrzeniem uciszał każdego, niezależnie od wieku i domu, właśnie ten, który nie miał oporów, żeby napyskować nauczycielowi. Mógł sobie skakać, szczekać, wywyższać się i rzucać mrożące krew w żyłach spojrzenia do woli – tu, w Hogwarcie, z dala od ojca, od Czarnego Pana i hordy krwiożerczych śmierciojadów. Poza murami zamku nie miał już tyle do powiedzenia. Czyż nie był największym hipokrytą na świecie?
— Proszę? — zapytał, otrząsając się z własnych myśli, gdy zorientował się, że Diabeł coś do niego powiedział.
Brunet zgrzytnął zębami i wycedził:
— Pytałem, czy mam cię zamordować teraz, czy później.
Draco zamrugał, po czym spojrzał na kumpla jak na kretyna, nie rozumiejąc kompletnie, o co mu chodziło. I co, znów coś mu zrobił? Przecież siedział cicho i od kilku chwil nie odezwał się nawet słowem. Był grzeczny. Corny parsknęła cicho i uśmiechnęła się z politowaniem, zaś Zabini wyszczerzył kły.
— To jest mój podręcznik do zielarstwa, kretynie — warknął z wściekłością, wyszarpując białowłosemu coś spod rąk. — Jak już masz mazać, to łaskawie rób to po swoich rzeczach. Nie życzę sobie, żebyś niszczył moje książki.
Malfoy spojrzał na swoje dłonie. W lewej trzymał coś, co wyglądało mu na kredkę do oczu, zapewne własność Corny. Tylko ona miała tyle tupetu, żeby rozrzucać swoje dziewczyńskie rzeczy po ich dormitorium. Musiał ją bezmyślnie zgarnąć, bo była w zasięgu ręki, a potem zaczął machinalnie rysować po tym, co leżało najbliżej. Nie pierwszy raz mu się to zdarzyło. Kiedyś Blaise porządnie go sprał, bo niechcący pokrył rysunkami jego esej na transmutację. A już czymś całkiem normalnym było to, że swoje wypracowania musiał niekiedy przepisywać po kilka razy, bo wszystkie wolne miejsca zapełniał obrazami.
— Sorry, stary — mruknął ze skruchą, odkładając kredkę na stolik i sięgając po szklaneczkę z bursztynowym płynem. — Nie chciałem.
— Ciebie trzeba wysłać na jakąś terapię.
— Najlepiej do poradni małżeńskiej — prychnęła Corny ze śmiechem, kryjąc twarz za wachlarzem kart.
Wszyscy spojrzeli na nią zaciekawieni.
— Co masz na myśli? — burknął Draco. Przyglądał się jej spode łba.
— To, że ty i twój mózg najwyraźniej nie możecie się dogadać. Powinniście czasem współpracować.
Malfoy zawarczał cicho. Już otwierał usta, żeby powiedzieć jej coś bardzo niemiłego, ale dziewczyna posłała w jego stronę całusa i figlarnie zatrzepotała rzęsami. Może sama nie wiedziała, co robiła, ale zadziałało. Zmielił przekleństwo w ustach i ostatecznie nic nie powiedział.
Jednak żeby było ciekawiej, Czarna nagle podskoczyła na swoim krześle i klasnęła w dłonie jak pięciolatka.
— Wiecie co? — zaćwierkała radośnie.
— Nie, jeszcze tego nie wiemy, ale domyślam się, że za chwilę nam powiesz — wymamrotał Draco niechętnie, znów zaglądając do szklaneczki z Ognistą i za wszelką cenę starając się nie patrzeć na Morgenstern.
Dziewczyna wcale nie przejęła się jego wrogim tonem i znów podskoczyła jak nadpobudliwy przedszkolak.
— Stawiałam ostatnio tarota i wyszło mi coś interesującego.
Oho, zaczyna się, pomyślał złośliwie Draco, dolewając sobie trunku. Nie zdążył jednak tego skomentować nawet słowem, bo zawsze doskonale wszystko wiedząca Corny z niesamowitą wręcz siłą nadepnęła mu obcasem na stopę – nie, ona mu ją prawie zmiażdżyła, ale kto by w to uwierzył? – uśmiechając się przy tym niewinnie. Gdyby chłopak otworzył usta, pewnie zaraz by wrzasnął, a to nie było ani trochę arystokratyczne.
— Karty pokazały mi, że srebrnego smoka spotka wielka miłość! — oznajmiła rozemocjonowana Pansy. — Prawdziwa miłość, rozumiecie? Draco, zakochasz się! — zawołała tak głośno, że pewnie słyszano ją w całych lochach.
Malfoy uśmiechnął się paskudnie.
— Niestety, Czarna, moją jedyną prawdziwą miłością pozostaję ja sam.
— Przynajmniej nie martwisz się odrzuceniem — zachichotała Corny.
 Draco nie mógł oprzeć się wrażeniu, że zabrzmiało to sztucznie. Ale może on po prostu chciał, żeby udawała? Czy wtedy nie byłoby łatwiej? Nie, na pewno by nie było.
— Eee tam. — Anioł machnął ręką, tasując karty do następnej kolejki Durnia. — Kto by tam wierzył w takie dyrdymały.
Parkinson prychnęła.
— Odezwał się ten, który nie dalej jak tydzień temu prosił mnie, żebym wywróżyła mu, co dostanie z egzaminów.
— I co? Wywróżyłaś? — zapytał Diabeł z ciekawością.
— A co to ja niby jestem darmowa informacja turystyczna, czy co? — wkurzyła się. Zamachała rękoma tak gwałtownie, że Morgenstern musiała się uchylić, żeby przypadkiem nie dostać w twarz. Parkinson popukała się w czoło. — Karty to złota rybka, nie można sobie czegoś zażyczyć i dostać ot tak. — Pstryknęła palcami. — Poza tym, to gwiazdy mają gdzieś nasze egzaminy końcowe — dodała spokojniej, wzruszając ramionami.
— No oczywiście, bo gwiazdy zajmują się tylko miłościami — sarknął Draco złośliwie. — I właśnie dlatego w to nie wierzę.
Corny uśmiechnęła się pod nosem i wymamrotała:
— Nic nowego. Niewiara powinna być twoim mottem życiowym.
Posłał jej mordercze spojrzenie. Nawet się nie zdziwił, gdy się tym wcale nie przejęła i tylko wyszczerzyła w jeszcze szerszym uśmiechu. Zamorduję ją kiedyś, pomyślał.
— Ale to nie wszystko. — Pansy pochyliła się nad stolikiem, eksponując swój biust w kusej, jasnej bluzeczce, a Draco – okay, okay, oko na chwilę mu uciekło, ale tylko na chwilę! – powstrzymał chęć odchylenia się jak najdalej w tył na krześle. Ona sypia ze Snape’em, przypomniał sobie natychmiast i powstrzymał chęć skrzywienia się. — Powiedziały mi coś jeszcze na ten temat.
To się nazywa grobowa cisza pełna niecierpliwego oczekiwania, całkowicie bez kontroli woli przemknęło mu przez myśl.
— Zakochasz się w osobie ze swojego najbliższego otoczenia.
— Hm, a może karty powiedziały ci przypadkiem, czy będzie to chłopak, czy dziewczyna? — Uniósł drwiąco brwi. Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i wsadził jednego do ust. — Bo to jednak może skomplikować sprawę. A tak w ogóle to, Czarna, od kiedy ty bawisz się w takie idiotyzmy? — zapytał z niesmakiem i pewną nutą powątpiewania w głosie. — Nie za stara jesteś na wróżby i horoskopy rodem z Nastoletniej Wiedźmy?
Liczył, że dziewczyna się obruszy, prychnie i obrazi, ale ona wpatrywała się w niego tak intensywnie, że prawie się speszył. Chyba jeszcze pamiętał, jakie to uczucie, ale nie był pewny. Zdawało się, że nawet przy tym nie mrugała. Jakby próbowała go zahipnotyzować czy coś.
— Nie wierzysz mi? Nie wierzysz w karty?
— Ani trochę — odparł, robiąc dobrą minę do złej gry.
Standardowa mina Malfoyów numer siedem: lekko rozbawiony, delikatnie poirytowany i stanowczo wątpiący.
— Karty nie kłamią — powiedziała nie swoim głosem.
Diabeł pokiwał głową ze zrozumieniem, po czym pochylił się za Aniołem i poklepał Dracona po plecach z siłą godną Hagrida.
— Stary, masz przejebane — rzucił z nostalgią. — Radzę ci uważać, bo z tym zakochiwaniem się to są tylko same kłopoty. Uwierz mi, wiem, co mówię.
— Tiaa — mruknął Malfoy. Odpalił w końcu papierosa od różdżki i zaciągnął się głęboko dymem. — Informuję wszem i wobec, że nie wierzę w miłość. Żaden Malfoy nigdy się nie zakochał i ja nie mam zamiaru tego zmieniać.
Blaise wzruszył ramionami.
— Już to widzę — mruknął. — Jakbyś miał na to jakikolwiek wpływ.
— Zamknij się, kretynie.
— Boisz się, Draconie? — zapytała nagle cicho Czarna, przechylając lekko głowę na lewą stronę.
Chłopak musiał przyznać, że miała nieco nawiedzony wzrok, a głos był taki jakby chropowaty, głębszy. Jakby to nie ona mówiła, tylko coś przemawiało przez nią. Gwiazdy? Ale chwila, Pansy Parkinson nawiedzoną wieszczką? Pasowała na wróżbitkę jak Lucjusz Malfoy na ministra magii.
Wszyscy popatrzyli na nią, jakby spadła z księżyca albo co najmniej z Wieży Astronomicznej i uderzyła się przy tym w głowę, jednak ona nie spuszczała białowłosego z oczu. Może serio ma zamiar mnie zahipnotyzować?, zaśmiał się gorzko w duchu. Ta osoba z mojego otoczenia to pewnie ona. Zahipnotyzuje mnie i wmówi, że kocham ją na zabój, a potem zmusi, żebym się z nią ożenił. Niezły sposób. Ale chyba sam w to nie wierzył.
Jednak, gdyby nawet… Może wtedy u Snape’a to też nie do końca była ona?
Ciszę, która zapadła, można by było kroić nożem. Draco czuł na sobie cztery spojrzenia i trochę go to zestresowało. Tak, to uczucie też mu się przypomniało i raczej nie był z tego zadowolony. Jedno z tych spojrzeń było nieco nawiedzone (zielone), jedno bardzo, ale to tak bardzo ciekawskie, że irytujące (niebieskie), jedno pełne zrozumienia i jakby litości (orzechowe), no i ostatnie – całkowicie nieodgadnione, niczym studnia bez dna (czarne). Odchrząknął, żeby tylko pozbyć się tej niewygodnej atmosfery, która wisiała w powietrzu.
— Hmmm… A powinienem się czegoś bać? — zapytał pozornie obojętnym tonem, próbując wybrnąć z sytuacji.
— Czy boisz się miłości, Draconie Malfoyu? — zachrypiała Czarna, teraz na pewno już nieswoim głosem. — A może już ją spotkałeś?
Miał już rzucić jakąś uszczypliwą uwagę, która rozluźniłaby sytuację, ale powstrzymała go mina Parkinson. Nagle przeraził się, że naprawdę coś jej się stało. Rzucił szybkie, spanikowane spojrzenie na Corny, ale Morgenstern wydawała się być tak samo zdezorientowana jak on. I nie tylko ona.
W tej samej chwili Diabeł pomachał Pansy dłonią przed twarzą.
— Eeee… Czarna…? Wszystko w porządku? — zapytał niepewnie.
Wtedy dziewczyna jakby się ocknęła. Zakaszlała, zamrugała szybko kilka razy, chrząknęła i popatrzyła na nich jak na idiotów.
— Pansy, czy wszystko w porządku? — zmartwiła się Corny ze swoją matczyną wrażliwością. — Byłaś trochę taka… nieswoja.
— I gadałaś od rzeczy — mruknął Draco, ale chyba nikt go nie usłyszał.
— Ja nad tym nie panuję — rzuciła Czarna i uniosła dłonie w obronnym geście. Gdy zauważyła, że nikt nie ma zamiaru na nią przez to się obrażać, wzruszyła ramionami. — To samo się tak robi.
— Samo? — zdziwiła się Morgenstern. — To znaczy… To znaczy, że miałaś już tak wcześniej, tak? W takim razie… Dlaczego nikt tego nie zauważył? — zdumiała się. Spojrzała na Dracona, jakby właśnie on powinien to wiedzieć. Czy wyglądam na encyklopedię powszechną?, pomyślał z przekąsem.
Parkinson znów wzruszyła ramionami.
— Raz czy dwa zdarzyło mi się to w domu. Pamiętam to jak przez mgłę. No i nie utrudnia mi to życia, więc po co się tym zajmować?
Oczywiście, prychnął Draco w myślach. O czymś takim to nie warto nawet wspominać przyjaciołom.
— Nie strasz nas — rzucił Anioł bez większych emocji, tym beztroskim tonem, który zawsze powodował u Malfoya chęć mordu. — To co, gramy jeszcze partyjkę? — zapytał niefrasobliwie, szykując się do rozdania.
Nieco bezmyślnie pokiwali głowami.
Nie patrz tam, nie patrz tam. Nie wolno ci na nią spojrzeć. No, nie patrz na nią, kretynie. Oni nie są ani głupi, ani tym bardziej ślepi. Zaraz, a niby dlaczego nie? Przecież nic się nie dzieje, nic nie ma. Do jasnej cholery, opanuj się, Malfoy, nie patrz na nią. Zaraz, co z tobą? Wierzysz w te bujdy, które próbowała wcisnąć wam Czarna? Wróżby miłosne? Pfff… Dobre sobie. Miłość nie istnieje. To tylko bajka dla dzieci. Nie, nie, nie. Nawet się nie waż na nią spojrzeć. Zaraz będzie, że to wszystko prawda. Jaaasssnee, ciekawe dlaczego. Przecież jej nie KOCHASZ, prawda, Malfoy?
W uszach wciąż dzwoniły mu słowa Pansy: Boisz się, Draconie? Czy boisz się miłości? A może już ją spotkałeś? Kolejne pytania. Powinien je wszystkie spisać, bo zaczynał się gubić. Kolejne pytania, a on znów nie znał odpowiedzi.
Jak gdyby wiedząc, o czym właśnie myślał, Corny posłała mu pokrzepiający uśmiech. A potem ukryła się za swoimi kartami.

Co ja tu robię?, zapytał sam siebie, siedząc oparty o zimną, kamienną ścianę w Pokoju Życzeń. Na końcu alejki utworzonej z miliona rzeczy niechcianych czy zapomnianych stał spokojnie przedmiot jego zgryzoty. Gdyby to coś dało, Draco spaliłby tę przeklętą szafkę i w ogóle cały Pokój Życzeń razem z zawartością, gromadzoną tu zapewne przez wieki. Sentymenty, sentymenty, ale pomysł miał naprawdę do bani. Nie mógłby wpaść na coś mądrzejszego? Łatwiejszego? Gdyby poprosił o pomoc Corny, zapewne uwinęliby się z tym wszystkim w kilka dni albo znaleźliby jakieś inne wyjście. Corny zaraz wpadłaby na jakiś pomysł, na coś prostszego w wykonaniu i by mu w tym pomogła. Pewnie zaciągnęłaby do spółki Diabła, czy któryś z nich by tego chciał czy nie. Corny była najmądrzejszą osobą, jaką Draco znał. Ta przemądrzała Granger mogła się przy niej schować, bo nie wiedziała nawet połowy tego co Morgenstern. Nawet jednej trzeciej. Corny była najmądrzejsza, ale nikt jej nie chwalił, bo była też Ślizgonką. Ślizgoni z miejsca mieli przejebane. Takie życie.
Jednak nawet jeśli Draco miał świadomość, że Corny była najmądrzejsza, a Diabeł, niezależnie jak wściekły na niego, wciąż skory do wyciągnięcia go z największego nawet bagna, nic to nie zmieniało. Malfoy nigdy nie poprosił ich o pomoc i chyba w najbliższym czasie nie miało się to zmienić. A nawet jeśli, to do końca roku zostało kilka tygodni. Kilka dni. Wątpił, czy któreś z nich wpadłoby na jakiś genialny pomysł, dzięki któremu zachowałby swoją głowę. Musiał sam dokończyć to, co zaczął. Przynajmniej ten ktoś, kto na jego rachunek postanowił wybić połowę Hogwartu, siedział ostatnio cicho. Może nie oskarżą jego, Dracona, o próbę zabicia pieprzonego Weasleya i jakiejś równie pieprzonej Gryfonki, którą widział kilka razy w czasie meczów quidditcha. Zdawało się, że nikt nie dałby rady mu tego udowodnić i chwała Merlinowi. Azkaban był ostatnim miejscem na ziemi, które miał ochotę zwiedzić w najbliższym czasie.
Myśl, Malfoy, myśl. Podobno to nie jest takie trudne. W odpowiedzi jego organizm zażądał kolejnej dawki nikotyny. Niemal automatycznie wyjął paczkę papierosów i ze zdziwieniem stwierdził, że zostały mu tylko trzy. Przysiągłby, że otwierał ją poprzedniego wieczora, jednak zaczął już wątpić. Czyżby miał zaniki pamięci? Niemożliwe przecież, żeby popadł w taki nałóg. To nie w jego stylu, żeby uzależniać się aż tak od czegokolwiek. A może po prostu od środka zżerał go stres niczym ogromny robak i musiał go czymś zatruć. Z dwojga złego, lepiej, że to papierosy, a nie dragi. Przynajmniej istniała nadzieja, że jeszcze trochę pożyje, nim zabije go rak płuc, którym tak straszyła go Corny.
— Tu jesteś. — Morgenstern pojawiła się przed nim, niczym przywołana przez jego myśli. — Nie mam pojęcia, jak ty się tu odnajdujesz. To jest istny labirynt.
Usiadła obok niego, opierając się o obtłuczony, marmurowy posąg wiedźmy w ogromnej tiarze i obejmując kolana rękoma. Alejka była wąska, na szerokość tylko jednej osoby, tak więc żeby się wydostać ze ślepego zaułka, Draco musiałby przejść nad Corny, bo zastawiła mu przejście. Jednak na razie nie miał zamiaru nigdzie się stąd ruszać. Zaciągnął się dymem i wypuścił go przed siebie. Corny zakaszlała i zamachała rękoma, żeby go rozgonić.
— Jak tu weszłaś? — zapytał, udając, że tego nie widział.
— Drzwiami — odparła natychmiast, marszcząc mały nosek. — Zwykle wchodzi się drzwiami, wiesz? Choć można i oknem, jeśli komuś się tak podoba. A duchy potrafią przez ściany, ale to już wyższa szkoła jazdy jest.
— Ha ha ha, bardzo śmieszne.
Ale mimo wszystko nie mógł powstrzymać ledwie zauważalnego drgnięcia kącika ust. Dziewczyna posłała mu rozbawione spojrzenie.
— Myślałem, że siedzisz w bibliotece i zakuwasz do egzaminów — stwierdził.
Przewróciła oczami.
— Jest sobota, a ja też mam swoje życie. Nie sądzisz, że nieustannie siedzenie w książkach jest nieco męczące?
— Możliwe. Nigdy się nie skarżyłaś.
— A kogo to obchodzi? — Wzruszyła ramionami.
— Mnie obchodzi — odparł oburzony. — Zawsze obchodzi mnie twoje zdanie, nie zauważyłaś? Zresztą, nawet jeśli naprawdę mnie nie obchodzi, to i tak musi obchodzić. Z tobą nie da się inaczej.
Zaśmiała się cicho.
— Draco, czy ty się właśnie skarżysz, że jestem wredną jędzą?
— Możliwe.
— Możliwe — powtórzyła z rozbawieniem w głosie.
Przez chwilę siedzieli w ciszy. Draco spalił papierosa i miał już sięgnąć po następnego, gdy dotarło do niego, że to naprawdę było już niebezpieczne. Szybko cofnął rękę, ale był pewien, że Corny to zauważyła. Choć nie skomentowała. Nie znaczyło to, że nie lubiła się wtrącać w jego nałogi i narzekać, że niszczył sobie zdrowie. Pewnie zdawała sobie sprawę, że nie miało to sensu. A nieco przyjemności z życia to i on miał prawo mieć.
Uważnie przyglądał się dziewczynie i jednocześnie zastanawiał, czy coś zmieniło się od poprzedniego wieczora, gdy to Czarna wypaliła ze swoją wielką przepowiednią. Nie, wszystko wydawało się takie, jak dawniej. Corny była tak samo czarna jak zwykle, tak samo blada jak zwykle i tak samo ułożona. Może jej włosy były trochę mniej potargane, ale to zauważył już nieco wcześniej, jeszcze przed egzaminami. I były nieco dłuższe, sięgały jej do bioder. Pewnie dawno ich nie przycinała. Hm, nie miała gorsetu. Wydało mu się to dziwne, choć do tej pory nie zwracał uwagi, czy zawsze nosiła sukienki z gorsetami, czy nie. Teraz była w czarnej koszuli z kołnierzykiem i długiej, prostej spódnicy. Na pierwszy rzut oka wszystko było po staremu, ale zaraz, ona NIE MIAŁA GORSETU. Draco nie mógł stwierdzić, dlaczego nagle zapaliła mu się z tego powodu czerwona lampka w umyśle. W tych czasach dziewczyny nie nosiły gorsetów, chyba że na jakieś wielkie i ważne bale, jak na przykład Bal Bożonarodzeniowy na czwartym roku i może Corny po prostu postanowiła pójść z duchem czasu. Zaraz, zaraz, ta Corny nagle postanowiła być nowoczesna? W jego głowie zapaliła się kolejna czerwona lampka. Spod spódnicy wyglądały czarne szpilki z odkrytymi palcami i to akurat było bardzo normalne. Tak jak ostry makijaż.
Draco oderwał się na chwilę od kontemplowania wyglądu dziewczyny i napotkał jej zainteresowane spojrzenie. Zdał sobie sprawę, że od dobrych kilku chwil gapił się na nią bez słowa jak jakiś ostatni idiota. Jak się speszysz, to cię zamorduję, Malfoy, pomyślał. Ale i tak zrobiło mu się głupio z tego powodu.
— Czy coś się stało, Draco? — zapytała Corny ze zwykłą jej troską.
— Nie, czemu miałoby się coś stać?
— Bo przypatrujesz się mnie tak uważnie, że zaczynam się ciebie bać. Na pewno nic ci nie jest?
— Na pewno, Cors — odparł, wkładając w te słowa tyle pewności, na ile w tej chwili mógł się zdobyć i dla potwierdzenia przewrócił oczami. — Ja tylko… Po prostu mam wrażenie, że jakoś inaczej wyglądasz ostatnio.
Przechyliła lekko głowę na bok.
— Co masz na myśli? — zdziwiła się.
— Sam nie wiem — mruknął, wzruszając ramionami. — Nie przejmuj się mną — dodał z lekceważeniem. — Ostatnio dostaję świra.
— Zauważyłam. Na pewno nie chcesz pomocy? Blaise i ja…
— Poradzę sobie — przerwał jej niegrzecznie. — Dzięki, ale dam radę. Gdybym czegoś od was potrzebował, na pewno bym wam o tym powiedział, no nie? Raczej należę do osób, które głośno domagają się uwagi — zauważył oschle.
— Raczej tak. Ale ostatnio jesteś bardzo zamknięty w sobie — odparła.
Znów wzruszył ramionami.
— Ostatnio mam po prostu nieco więcej na głowie niż zwykle.
— Skoro tak mówisz…
Podniosła się z podłogi i otrzepała spódnicę. Pokój Życzeń prócz tego, że był bardzo zagracony, był także niesamowicie zakurzony, dlatego jej czarne ubrania wyglądały, jakby przeżyła wybuch wulkanu. Dodając jeszcze fakt, że jak zwykle były one niezmiernie pogniecione, dawało to niesamowity efekt, którego nikt nie powinien przeoczyć.
— Wyglądam, jakbym tarzała się z kimś w schowku na miotły — zauważyła z przekąsem, próbując wykręcić się tak, żeby widzieć się z tyłu. — Sama nie wiem, w jakim celu.
— Mogę podawać się za tego kogoś — rzucił Draco ze śmiechem. — Jakiś cel się zawsze znajdzie — dodał i natychmiast oberwał od niej w ramię.
— Nie pozwalaj sobie, Malfoy!
— Tak jest, Wasza Wysokość — odparł, kłaniając się nisko.
Zaśmiała się głośno, radośnie, jak dziecko, które po raz setny widziało bańki mydlane, a mimo to nadal goniło z nimi ze śmiechem.
Wyszli z Pokoju Życzeń wprost na ciemny i chłodny korytarz. Mimo że na zewnątrz było lato i dochodziło dwadzieścia pięć stopni – prawdziwe upały jak na angielski standard! – wewnątrz zamku wciąż było przyjemnie chłodno. Przez siedem pięter nie spotkali nikogo, za to gdy przechodzili przez hol wejściowy, dobiegły ich wesołe okrzyki z błoni, na których spędzało czas większość uczniów. Draco jakoś nie miał ochoty patrzeć, jak inni wylegiwali się w czerwcowym słońcu, opalali, moczyli nogi w jeziorze i radośnie paplali bez sensu o tym, co będą robić w czasie wakacji. Zwłaszcza nie miał ochoty słuchać tych wakacyjnych planów, bo on sam nie miał żadnych miłych perspektyw na te dwa miesiące. Nigdy się nie dziwił sobie, że był takim wrednym i niesympatycznym cynikiem, gdy miał takie życie. Każdy by się taki stał, będąc nim i żyjąc w jego świecie.
Ślizgońskie lochy też były puste. W pokoju wspólnym siedziało zaledwie kilku uczniów z czwartego roku, którzy zakuwali do egzaminu teoretycznego z transmutacji. Nie zazdrościł im. Dochodzili właśnie do zakrętu, za którym znajdowało się wejście do prywatnych kwater Slytherinu, gdy Corny potknęła się i złapała Dracona z nadgarstek, żeby nie upaść. Prawie instynktownie chwycił ją w pasie i postawił na nogi.
— Dzięki — wymamrotała cicho i mimo słabego światła pobliskiej pochodni zauważył, że się zarumieniła.
Pochyliła się i zdjęła prawego buta. Spojrzała niechętnie na złamany obcas, dyndający nieco smętnie na skrawku materiału. Widok nie przedstawiał się zbyt ciekawie. Prychnęła.
— Nowoczesna mugolska technologia — mruknęła z irytacją, machając Draconowi butem prawie przed twarzą. — Czy ty też to widzisz, Draco? To są po prostu buty jednorazowe. Czasem zastanawiam się, czy oni myślą, że ja mam tyle galeonów, żeby każdego dnia zakładać inne?
— Chwyt marketingowy, ot co — odparł, wzruszając ramionami. — Muszą na czymś zarobić. Nie martw się, kupię ci nowe — dodał pocieszająco.
Przewróciła oczami.
— Nie o to chodzi. Po prostu nie płacę za to, żeby mi się but rozwalał pode mną. Rozumiem, gdybym wyglądała jak hipopotam, to nie ma problemu. Ale, powiedz mi, czy ja wyglądam jak hipopotam? — zapytała czysto retorycznie i nie czekając na odpowiedź, ciągnęła dalej. — Teraz to wszystko robią takie, że tylko raz założysz i już do wyrzucenia, bo się po prostu nie nadaje. Paranoja jakaś. To zwykły szajs, nie but.
— Wielki Merlinie — westchnął, kręcąc głową. — Możesz mi powiedzieć, po co mi to wszystko mówisz? Co ja ci na to poradzę, Cors? Mogę ci najwyżej kupić nowe buty, ale ich wytrzymałość to nie moja broszka. Ja ich nie produkuję. Chyba że je sobie zaklęciem skleisz.
— A myślisz, że nie próbowałam? I gówno to dało! Jeden dzień i znów się rozlatuje, cholerstwo jedne.
— I co ja mam ci na to poradzić?
— No zrób coś!
— Zrób coś, zrób coś — wymamrotał poirytowany.
Wyciągnął różdżkę i zabrał jej z rąk przedmiot sporu, którym wymachiwała tak namiętnie, że musiał się uchylać, żeby nim nie oberwać. Naprawił but za pomocą zaklęcia, ale jeśli miała rację, nie na wiele miało się to zdać. Jakby to był koniec świata, pomyślał. Corny odebrała od niego swoje obuwie i natychmiast umieściła na stopie. Przeszła może ze dwa kroki, nawet nie dotarli jeszcze do rogu, gdy Draco znów musiał ją łapać, bo obcas załamał się pod nią. Dawno już nie słyszał, jak Corny klęła na głos.
— A nie mówiłam? — fuknęła rozzłoszczona.
Przewrócił oczami.
— Zdejmuj oba — rozkazał. — Niech stracę, zaniosę cię do dormitorium. Tylko mi tu już nie zrzędź jak stara baba.
Posłała mu rozbawione spojrzenie i posłusznie przystąpiła do zdejmowania butów. Najwyraźniej nie miała tego dnia wyczucia równowagi, bo zachwiała się nagle i chwyciła Dracona z dół koszuli. Po chwili oboje leżeli na podłodze.
— Czasem zastanawiam się, jak to jest możliwe, że ty jeszcze żyjesz — jęknął, gdy już odzyskał oddech. — Że oboje wciąż żyjemy. Przecież ty jesteś chodzącym nieszczęściem.
— Ha ha ha, odezwał się ten, który nieustannie zachodzi wszystkim za skórę — prychnęła. — Wiesz, ile osób chętnie by cię zamordowało?
— W tej chwili ja mam ochotę zamordować ciebie.
— Mam buta i nie zawaham się go użyć! — zawołała, wymachując pantoflem jak bronią. Oberwany obcas majtał się niebezpiecznie, gotowy w każdej chwili się urwać i trafić Dracona w oko.
Draco bardzo lubił swoje oczy.
Mając przed sobą perspektywę śmierci w męczarniach lub prawdopodobnej ślepoty, postanowił działać, nim komuś – patrz, jemu – stanie się krzywda. Szybko obezwładnił dziewczynę, przyciskając ją do posadzki własnym ciałem, jedną ręką unieruchomił oba jej nadgarstki nad jej głową, a drugą zabrał narzędzie zbrodni jeszcze niedokonanej, acz możliwej. Odrzucił buta daleko za siebie i popatrzył na Corny z politowaniem.
— I co teraz? — zapytał z rozbawieniem, z twarzą prawie przy jej twarzy. — Nie masz już buta i nie masz jak nie zawahać się go użyć. Jakieś pomysły?
— Hm, mam jeden — odparła z dziwnym uśmiechem i nim zdążył zareagować, uniosła lekko głowę i pocałowała go w usta.
Draco lubił być mężczyzną i mieć kontrolę, a także przejmować inicjatywę każdego, nawet przelotnego, związku. Ale trzeba było przyznać, że Corny zawsze go zaskakiwała. On chciał traktować ją jak przyjaciółkę i starał się to robić, ona na każdym kroku pokazywała mu, że to całkiem bezsensowne. I wyglądało to tak, że dwa razy to ona, podobno największa niedostępna w Hogwarcie, dobrała się do niego, chłopaka, który nigdy nie miał problemu ze zdobywaniem dziewczyn. Czy to nie była ironia losu, że dominowała nad nim taka niepozorna kujonica?
Już prawie zapomniał, że smakowała czekoladą. Czekoladą i czymś jeszcze, czymś czego nie mógł określić. Sam nie wiedział, czy tym lekkim muśnięciem ust chciała go tylko oszołomić, żeby dał jej spokój, czy może jednak chciała czegoś więcej. Nie myślał już, nie odbierał żadnych bodźców z zewnątrz. Czuł jej zapach i nie miał zamiaru odpuszczać. Nie tym razem. Gdy tylko ich usta się złączyły, natychmiast puścił jej nadgarstki i wsunął dłoń pod jej kark. Poczuł, jak ręce Corny oplatają jego szyję, jak dziewczyna wplata mu palce we włosy. Przycisnął ją mocniej do kamiennej posadzki. Jej usta rozchyliły się nieco pod naporem jego. Przygryzła jego dolną wargę, a potem zamruczała cicho, gdy naparł mocniej ustami i przejechał językiem po jej zębach. Chwyciła go za kołnierz koszuli i przyciągnęła bliżej. Draco nie mógł złapać oddechu. Jedna jego dłoń nadal spoczywała na jej karku, natomiast druga błądziła po jej ciele. W pewnej chwili wsunął ją pod materiał cienkiej koszuli Corny i dotknął palcami skóry na jej brzuchu. Miał chłodne palce i dziewczyna zadrżała, a potem jęknęła, gdy zaczął kreślić nimi znaki.
— Panie Malfoy, panno Morgenstern, szkolny korytarz to chyba nie za dobre miejsce na miłosne schadzki. Proszę mi natychmiast wstać z tej podłogi.
Draco poczuł się nieco ogłuszony, gdy gdzieś ponad nimi rozległ się bardzo nieprzyjemny głos Snape’a. I trochę niezadowolony, że znów ktoś musiał przyjść i im przeszkadzać. Jakby cały świat uwziął się, żeby ich od siebie odciągnąć za wszelką cenę. Z lekkim ociąganiem wykonał polecenie wychowawcy i podniósł się z podłogi, a potem pomógł wstać Corny. Oboje oddychali ciężko, z niemałym trudem i pewnie byli zarumienieni jak po maratonie. Dziewczyna spuściła głowę i wyglądała przy tym, jakby miała ogromną chęć, żeby się rozpłakać. Jak zwykle było jej głupio za całe zło świata. Natomiast Draco nie miał zamiaru się kajać i butnie patrzył w oczy opiekunowi domu, zastanawiając się przy tym, ile szlabanu tym razem dostanie. Ostatnio czasu miał akurat mały deficyt.
W powietrzu wisiała dziwna atmosfera. Snape wyglądał na zniesmaczonego zastałą sytuacją, przyglądał się im ze zmarszczonymi brwiami i z taką miną, jakby kogoś zabili. W pewnej chwili Draco przyłapał się na tym, że zastanawiał się już, czy nie jest to prawda i czy powinien się przyznać.
— Możecie mi wytłumaczyć, co się tutaj dzieje? — warknął Snape, a Corny aż podskoczyła ze strachu. Draco pomyślał, że biedny profesor może nigdy w życiu nie całował się z dziewczyną i był trochę zazdrosny. — Przed sekundą profesor McGonagall przyprowadziła do mnie parkę z siódmego roku, którą przyłapała na migdaleniu się na siódmym piętrze, a idąc tu natrafiłem na jeszcze inną. Czy to do tego już doszło, że nawet Ślizgoni nie mają już za grosz wstydu ani wyczucia dobrego smaku? Nie patrz tak na mnie, Morgenstern — prychnął, gdy dziewczyna odważyła się unieść głowę i spojrzeć na niego z urazą, że śmiał wątpić w swoich Ślizgonów. Pisnęła cicho i natychmiast ją spuściła. — A ty, Malfoy, choć udawaj, że jesteś przynajmniej zażenowany tym, że nauczyciel przyłapał was w takiej niedwuznacznej sytuacji — rzucił chłopakowi poirytowane spojrzenie. — Doprawdy, zachowujecie się jak niewyżyte Gryfiaki, które muszą sobie pofolgować, gdy tylko mają na to ochotę. A potem to ja muszę świecić za was oczami przed McGonagall i dyrektorem. Czy w Hogwarcie nie ma bardziej prywatnych miejsc niż szkolny korytarz, którym przechodzi codziennie setka uczniów? Doprawdy, po Malfoyu to spodziewałbym się wszystkiego, ale myślałem, że ty, Morgenstern, masz nieco więcej oleju w głowie. Możesz mi to wszystko wytłumaczyć?
— N-no… N-no b-bo m-mi się obcas z-złamał, p-profesorze — wyjąkała Corny nie podnosząc głowy.
— Słucham?!
Snape spojrzał na nią, jak na wariatkę, a Draco musiał powstrzymać się od śmiechu na widok jego miny. Zgroza malująca się na jego twarzy była warta tego zachodu i nawet tego niechybnego szlabanu.
— O czym ty mówisz, dziewczyno? Jaki obcas?
— Bo Corny złamał się obcas od buta, profesorze, więc zaproponowałem jej, żeby go zdjęła, a ja zaniosę ją do dormitorium — wytłumaczył Draco, przejmując inicjatywę. Corny chyba by się popłakała, gdyby miała coś jeszcze powiedzieć. — Ale straciła równowagę przy zdejmowaniu tego buta, no i się przewróciliśmy.
— Dziękuję za oświecenie mnie, panie Malfoy — sarknął Snape, zakładając ręce na piersi. Gdyby wzrok mógł zabijać, oboje już dawno byliby martwi. — Do tej pory myślałem, że przyłapałem was na całowaniu się na środku korytarza, ale chyba się myliłem.
— Nie ma sprawy, panie profesorze. — Draco wyszczerzył się głupio. To było godne chyba samego Pottera.
Opiekun Domu Węża posłał mu spojrzenie godne bazyliszka, że z miejsca powinien zamienić się chyba w kamień. Diabeł jeden wiedział, czemu tak się nie stało. Hm, no Diabeł właśnie siedział pewnie w dormitorium, niczego nie świadomy, a gdy się o tym dowie, to albo go zabije, albo będzie się z niego do końca życia nabijał. To niech już lepiej zabije, pomyślał Draco.
— Macie oboje szlaban dziś wieczorem — oznajmił chłodno nauczyciel. — O dwudziestej w moim gabinecie. Nie spóźnić się. I proszę oznajmić pozostałym Ślizgonom, żeby mieli nieco więcej taktu i nie dawali się przyłapać w miejscach publicznych jak jacyś Gryfoni. Malfoy, przypominam ci, że jesteś prefektem.
— Oczywiście, profesorze.
Snape odwrócił się na pięcie, zatrzepotał obszernymi, czarnymi szatami i odmaszerował w głąb lochów. Corny zaczerpnęła gwałtownie powietrza, jakby do tej pory wstrzymywała oddech, natomiast Draco odetchnął z ulgą i przejechał dłonią po twarzy. Jakby nie patrzeć, mieli duże szczęście, bo Snape w naturalnym środowisku rzadko bywał równie wspaniałomyślny. Odwrócił się w stronę Corny, która nerwowo prostowała ubrania. Przedstawiała osobliwy widok nawet jak dla niego. Oparł się ramieniem o kamienną ścianę, założył ręce na piersi i popatrzył na nią z psotnym uśmiechem.
— W dormitorium zapewne jest Diabeł, więc będziemy musieli dokończyć to innym razem — zażartował.
Trzepnęła go lekko w ramię, ale zarumieniła się. Przewrócił oczami. Musiał przyznać, że tym razem poszło im lepiej. Przynajmniej nie sprawiała wrażenia, jakby miała zaraz się rozpłakać albo, co gorsza, uciec. Może dlatego że była bez butów. Gdy dotarł do niego ten fakt, spojrzał na jej stopy w cienkich rajstopkach.
— No dobra, trzymaj się.
Otworzyła usta, zapewne, żeby go o coś zapytać, ale nim zdążyła coś zrobić, chwycił ją w pół i przerzucił sobie przez ramię. Ważyła tyle, co nic, tylko trochę się wierciła, co utrudniało sprawę.
— Draco! — zaprotestowała głośno, machając w powietrzu nogami. — Draco, w tej chwili odstaw mnie na ziemię!
— Ani mi się śni. Nie będziesz mi tu na boso biegać po lochach.
— Draco!
Prychnął tylko i poprawił ją sobie na ramieniu.
I poszli w stronę zachodzącego słońca… Pardon, w stronę znikającej ściany i skąpanego w mdłym zielonkawym świetle pokoju wspólnego Slytherinu.

_______________

Cóż mogę powiedzieć? Moja beta stwierdziła, że pisałam lepsze i nieco wyszłam z wprawy. Opisy są suche i bezpłciowe, a dialogi nienaturalne i wymuszone. Scenę w dormitorium Dracona musiałam ostro poprawiać, bo mówiła, że to nie to. To nadal nie jest TO, ale jakoś przeżyła. Serio, wyszłam z wprawy. Dawno nie pisałam, zwłaszcza nic o Draconie i może dlatego nieco wypadłam z rytmu. Ale chyba już go złapałam i na nowo się wciągnęłam w ff potterowskie. Moja własna, autorska opowieść leży odłogiem i nie mam ochoty się za nią brać. Jakoś ostatnio nie mam w ogóle natchnienia na pisanie. Opowieści powstają, oczywiście, ale w formie myślowej, jeśli można tak to nazwać. Zero chęci, żeby je spisać. Zwłaszcza, że przede mną najtrudniejsza część serca Smoka - Pierwsza Bitwa o Hogwart i śmierć Dumbledore'a. Jeszcze sama nie wiem, jak to rozegrać i opisać. Jeszcze sama nie wiem, czy zabiję dyrektora. Na dniach to się rozwinie, na razie mam napisany rozdział naprzód, więc mam cały sierpień na napisanie kolejnych części.
A tak nawiasem, nie uważacie, że wychodzi mi z tego tani romans? Bo ja mam takie wrażenie.
Zaległości w czytaniu także są. Dłuższe lektury nadal nie ruszone. Ale jestem brzydka i niedobra. Ba, Bea jest leniwa. Takie życie.
Kurczę, wiecie co? Chyba przydałby mi się nowy szablon. Jak wiecie, bardzo szybko się nudzę. Ktoś chętny do zrobienia mi go, czy znów muszę przekopać odmęty dziury bez dna zwanej szumnie Internetem?

Całuję.
Wasza,

30 komentarzy:

  1. Szlachetny Draco. Bardzo szlachetny. Zaniósł naszą Corny do Pokoju Wspólnego - miłe z jego strony. Scena pocałunku - jak dla mnie mistrzostwo. Nie uważam, że jest z tego tani romans. Czarna wróżką? Może powinna zastąpić Sybillę? (tak miała na imię ta nauczycielka od wróżenie z fusów? nie chce mi się upewniać, więc wybacz za błąd w razie czego). Wyczuwam chemię między Draco i Corny i to tak wielką, że dziwię się iż reszta tego nie dostrzega. Ironia Snapea? Jestem jaj fanką. Uwielbiam go za to i nie tylko za to zresztą.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, szlachetny Draco? Kurczę, to chyba nie miało tak wyglądać. W sumie, to w pewien sposób było to wymuszenie ;p Corny nie do końca się na to zgodziła.
      Tak, nauczycielka wróżbiarstwa miała na imię Sybilla. Dokładnie to Sybill w angielskiej wersji, ale to już mały szczegół. A Czarna pasuje do niej idealnie, masz rację xD
      Wszyscy to dostrzegają. Wszyscy, prócz bezpośrednio zainteresowanych.
      Snape jest genialny. Kurczę, jak można go nie kochać, no nie? ;) Ja tam też go uwielbiam.
      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Ale tak jest najczęściej. Wszyscy dostrzegają jakąś chemię tylko nie osoby zainteresowane - to jest ciekawy przypadek :P.
      No ja też się zastanawiam jak można nie kochać Mistrza Eliksirów... No cóż nie wszyscy podzielają naszą miłość :).

      Usuń
    3. Cóż... Miłość nieco zaślepia ;p Widocznie nawet wtedy, gdy jeszcze się o niej nie wie xD
      Nie znają się i tyle. Severus Snape rządzi! ;p

      Usuń
  2. Moim zdaniem stosunek Dracona do wszystkich i do Corny jest zbyt odmienny. Można by powiedzieć, że w stosunku do niej zachowuje się (niemal) jak dżentelmen. Zanoszenie do dormitorium na rękach ze względu na złamany obcas też mi nie podpasowało, ale ja jestem największą shipperką duetu Draco&Asteria, więc może także z tego powodu trudno mi przełknąć 'związek' między Draco a Corny. Opowiadanie mi się jak najbardziej podoba (czytam od dawna), ale może faktycznie robi się zbyt romantycznie. [Charlotte]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Niemal" słowo klucz. Nawet Draco ma czasem ludzkie odruchy ;p W mastępnym rozdziale się to bardziej uwydatni.
      No ja fanką tego duetu nie jestem. Dla mnie Astoria - ja nie wiem, ale chyba ona tak miała na imię, no nie? przez "o", ale pewności nie mam - jest taka bezpłciowa. To już bym chyba Daphne wolała.
      No wiesz, każdy lubi coś innego ;p Ja stworzyłam Corny z bliżej nieznanych mi powodów, chyba po to, żeby "wejść" do opowiadania tak cieleśnie - bo to moje takie alter ego - i chyba dlatego muszę ją lubić. Ale nikogo do tego nie zmuszam ;p
      Cieszę się, że Ci się podoba. Ten romantyzm się do mnie jakoś przykleił ostatnio i nie mogę się go pozbyć. Chyba Draco po prostu porzebuję miłości xD Za mało romansów miał w ostatnim czasie ;p
      Pozdrawiam.

      Usuń
  3. No kochana jeszcze śmiesz się pytać mnie czy chce być powiadamiana?
    Oczywiście że chce.
    Na bieżąco śledzę losy Twojego Dracona i przyznam szczerze faktycznie rozdział jest bez porównania do Twoich pozostałych.
    jedyne co mi się podobało to relacja między Draconem a Corny.
    na coś takiego długo
    aj długo czekałam i mam nadzieje że będzie tego więcej.
    A że robi się zbyt romantycznie?
    Aj kochana czytasz moje wypociny i wiesz że uwielbiam jak coś takiego się pojawia.
    a co do szablonu polecam: http://place-of-art.blogspot.com/.
    wejdź na mojego drugiego bloga i zobacz jej pracę dokładna. nagłówek na dramione też mi zrobiła.
    jest wspaniała i nie czeka się długo na zamówienie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiesz, pytałam wszystkich to i Ciebie. To żaden jakiś tam przytyk, moja droga ;)
      Eh, wiesz, wyszłam z formy. Mało ostatnio czytam i piszę. Głównie to oglądam filmy, stąd moje zaległości na blogach oraz w sercu-Smoka.
      Ja nie przepadam za romansami. W sumie, to chyba jestem romantyczką, ale nienawidzę pisać scen miłosnych. Normalnie mnie wnerwiają.
      O, dzięki. Zamówienie już złożyłam. Teraz czekam, czy mnie przyjmnie, czy nie.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  4. To widzę, że nie tylko ja mam ten problem, jeśli chodzi o chęci spisania, tego co mi w myślach tworzy ;p.
    A co się tyczy powiadomień, to jak najbardziej chcę ;d.
    Oni się znowu pocałowali, no ale niedobry Snape im przerwał i do tego dał im szlaban. Zły on, bardzo zły. Ale i tak go lubię hehe.
    Może trochę faktycznie robi się z tego jakieś romansidło, ale to nic. Relacje Draco i Corny oraz pozostałych mi się podobają.
    Zbliża się Pierwsza Bitwa o Hogwart, już nie mogę się doczekać. Pozdrawiam :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę, koszmar, no nie? Tyle myśli, ale brak możliwości przelania ich na papier. Zawsze to nie to, przynajmniej u mnie.
      Snape jest cudowny, bo jest zły. Kto nie kocha Snape'a, no nie? ;p
      O kurczę, Bitwa o Hogwart... Chyba się powieszę. Nie mam pojęcia, co z tym zrobić.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  5. ja chcę być informowana, no! ale to chyba wiesz :D odpowiadam na pytanie spod poprzedniego postu: ja będę studiować we Wrocławiu, więc to trochę daleko od Bydgoszczy. A na co idziesz?
    Nowy szablon? jak nie masz mnie dość to napisz szczegóły to może, może, może coś dla Ciebie stworzę ^^
    A teraz do rzeczy, bo pewnie znowu napiszę więcej o niczym niż o notce.
    Mi się podobało, może fakt, faktem nie był to szczyt Twoich możliwości, ale tragedii nie ma więc chyba jest dobrze, nie? Ja toi zawsze mówię tak: rozdział wyróżnia się na tle wielu blogów i amatorskich pisarzy i pod tym względem jest świetny, ale jak na Ciebie to mogło być rzeczywiście lepiej.
    Było buzi! Uwielbiam pocałunki. Ach, ten Snape, czemu mnie to nie zdziwiło? Może Draco trochę wyleciał Ci spod kontroli bo musiałam przetrzeć oczy jak zanosił Corny do pokoju wspólnego, ale w gruncie rzeczy zachował się bardzo dżentelmeńsko.
    Pozdrawiam i czekam na news :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę, serio daleko. Eh, pewnie nie spotkam nikogo z blogów, ale nic to. Na analitykę medyczną, a Ty? Pewnie coś humanistycznego, co? :)
      Oj, dzięki Ci bardzo. Na razie zamówiłam na jednej takiej stronie, ale nie wiem, czy się na szablon doczekam, więc jak coś, to nie masz nic przeciwko, żeby pisać, tak?
      Eh, wiem, wiem. Paskuda ze mnie. Nie przyłożyłam się zbytnio. Chyba ostatnio piszę "na odwal". Muszę się spiąć w sobie i wziąć w garść.
      Draco ostatnio serio robi, co chce. Ja już nie wiem, jak nad nim zapanować. W sumie się nie dziwię, bo trochę mu ostatnio popuściłam, ale z nim to tak zawsze. Chyba robi mi się z niego pantoflarz. Tfu! Odpukać w niemalowane. Błagam, tylko nie to! Obiecuję poprawę ;P
      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. ja na coś humanistycznego? w życiu! chemia, chemia, chemia! a dokładniej towaroznawstwo. będę dbać o to, aby nikt się nie zatruł wołowiną :P
      a jak co to pisz w związku z tym szablonem.

      Usuń
    3. Serio? Kurczę, wiesz, że prawie wszyscy moi blogowi znajomi są umysłami ścisłymi, łącznie ze mną? He he, chyba coś mamy, że mimo wszystko ciągnie nas do pisania xD Ale to jednak dziwne ;p
      Dzięki Ci bardzo, kochana jesteś :)

      Usuń
    4. masz rację. większość dobrych blogów piszą umysły ścisłe. a jak widzę, że ktoś pisze o sobie: humanistka, to zazwyczaj po przeczytaniu notki zalewa mnie krew.

      Usuń
    5. Hm, w sumie to ja też jestem humanistka ;p Tylko taka nieco skręcona na punkcie biologii i chemii xD
      Mój brat mówi, że każdy kto nie lubi i nie rozumie matematyki, fizyki i chemii nazywa się humanistą, bo to ładniej brzmi niż - "jestem idiotą jeśli chodzi o przedmioty ścisłe i dobrze mi z tym". Ale to ciekawe, że większość ścisłowców nie ma problemu z historią, polskim, a już na pewno nie z ortografią xD
      Humaniści tak zatracają się w tym swoim "jestem geniuszem polonistycznym", że naprawdę czasem nie da się tego czytać.

      Usuń
    6. wiesz, ja też lubię czytać i pisać, ale humanistką bym sie nie nazwała :P
      a, dopiero teraz zauważyłam, że czytasz Ginevrę :) ale pierwsza część jest trochę straszna. Przygotuj się lepiej psychicznie jak będziesz chciała ją czytać. Od początku zrobiłam galimatias i zawiłości rodzinne, a potem musiałam odkręcać w jakiś racjonalny sposób :P i jest tam pełno błędów, bo rozdziały nie są sprawdzone.

      Usuń
    7. No mój brat twierdzi, że nie mogę być ścisłowcem, bo nie potrafię logicznie myśleć i ciągle jakieś abstrakcje wymyślam xD
      Przeeeestań, nie może być tak źle. Czytałam to kiedyś, jak było tak dopiero kilka rozdziałów i mi się naprawdę podobało, ale wiesz jak to jest - format komputera i gubisz nagle wszystkie czytane blogi, bo kto by adresy wszystkie pamiętał? A czytać alternatywę bez wiedzy o "pełnej wersji", to tak jakby czytać ff potterowki nieprzeczytawszy sagi HP. Nieco trudne.
      Ty też tak masz - wpadasz na "genialny pomysł", a potem nie wiesz, co z tym zrobić, bo wszędzie Ci zaczyna zawadzać? ;p Masakra.
      I się już tak nie tłumacz. Ja wiem, że jest super. Inaczej nie miałabyś tylu fanów ;)

      Usuń
  6. A myślałam, że mam większe zaległości w czytaniu Serca Smoka... jak się okazało, to tylko kilka rozdziałów, które szybko nadrobiłam i teraz już będę na bieżąco ^^

    Z ostatnich wydarzeń to omal z krzesła nie spadłam, gdy przeczytałam o prawdopodobnym romansie Snape'a i Czernej. Coś mi tu nie pasuje, tylko jeszcze nie wiem co.
    Draco i Corny... Prędzej spodziewałam się, że Draco tym razem się jej nie podda, niż że złapie ich Snape. Gdybyś widziała mój zaciesz jak czytałam ten fragment, to padłabyś z mojej miny, serio :D

    Nie mogę się doczekać kolejnych wydarzeń, szczególnie bitwy i śmierci Dumbledore'a tudzież jego przeżycia. Mam nadzieję, że miło mnie zaskoczysz ;)

    Pozdrawiam!


    Ps. Już wkrótce ruszę z WK. Nareszcie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eh, prawda, ostatnio mało piszę. Ale lepiej mało, niż wcale ;p

      Heh, dobrze, że jednak nie spadłaś. Fajerwerków nie przewiduję. Czasem człowiek tak ma, że wpadnie na genialny pomysł, a potem nie wie, jak z niego wybrnąć. Dlatego Czarna i Snape muszą poczekać ;)

      Scena miłosna tak na wszystkich wpływa? Heh, moja też była ciekawa, jak to pisałam ;)

      Ja też mam taką nadzieję, ale zobaczymy, co z tego wyjdzie.

      I oczywiście czekam z niecierpliwością na powrót WK, bo to już kupa czasu minęła.

      Pozdrawiam.

      Usuń
  7. Matko, boję się Twojej bety, naprawdę ;)
    Osobiście bardzo podobał mi się rozdział. Kocham Twojego Dracona, jego postrzeganie świata.
    A o scenę z pocałunkiem się nie buntuję, bo, cholera, niespelniona romantyczka jestem i jak nie poznałam do dziś swojego chłopaka, to chociaż sobie poczytam, o!
    Jeszcze w ramach formalności (jak to poważnie brzmi :)) to chcę, byś mnie informowała, nie wiem czy to samo mam u Ciebie robić.
    A zaległości to smierdząca sprawa, teraz to wiem, wróciłam z wakacji otworzyłam SPAMOWNIK i się załamałam. Jak polonistka zapyta mnie o frasunki Wokulskiego z LALKI to prędzej opowiem jej o Twoim Draco, który nie wierzy w true love :)
    Pozdrawiam serdecznie :)

    [siostra-harryego-pottera.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na Morganę, dlaczego się boisz? Szczerze, betowałam w życiu dwa opowiadania i nigdy nie wtrącałam się w fabułę. Wyłapuję literówki i stylistykę, ale nie bawię się w moralizatorstwo. Twój zamysł i Twoja sprawa ;p

      Niespełniona romantyczka... Ja zawsze zabijam bohaterów, bo tak romantyczniej xD

      Czytasz "Lalkę"? Och, to naprawdę fajna książka! Izabella była wprawdzie irytująca, ale Wokulskiego polubiłam od razu.

      He he, dla nauczycielki musiałoby to nieźle wyglądać. "O czym ty mówisz, dziewczyno?"

      Pozdrawiam.

      Usuń
  8. zrobiłam dla Ciebie szablon, ale widzę, że dostałaś też zamówienie. więc nie wiem co rozbić :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aj, wszystko na raz. Tak naprawdę, to już straciłam nadzieję na to zamówienie, dlatego pofatygowałam Ciebie. Ale - jeśli nie ma problemu - możesz mi go przesłać, bo ten za tydzień mi się znudzi xD Kobieta zmienną jest ;p
      Mam nadzieję, że nie czujesz się urażona?

      Usuń
    2. absolutnie nie. tylko nie chciałam być nachalna.
      miało być eksperymentalnie, wyszło dziwacznie i raczej normalnie :P oceń sama.
      podam Ci szerokości, które u mnie pasują, ale mówiłaś, że moje szablony widzisz krzywo, więc jakby co, to daj znać.
      Układ: trójkolumnowy
      Nagłówek, http://c.wrzuta.pl/wi15785/89322778000e2114502e632a/tototo
      tło strony. http://1.bp.blogspot.com/-CXcBX0WLsWc/UC5W0kr2NnI/AAAAAAAACX8/-TA3pFA1rHg/s0/tototottgttttio.png
      Kolor tła zewnętrznego:1d0f0c
      Szerokości:
      cały blog: 1295,
      lewy pasek boczny: 400,
      prawy pasek boczny: 330
      Arkusz CSS: .header { height:132px;}
      co do menu, to polecam prawą kolumnę. jeśli jednak będziesz chciała też lewą to napisz. wykonam przezroczystą ramkę, aby tekst nie wpadł na Draco.
      pozdrawiam :D

      Usuń
    3. Podoba mi się, choć przyznam, że pierwszy raz mam szablon w takim kolorze xD Bea chyba skrzywiona jest nieco na punkcie czerni i odcieni niebieskiego ;p

      No zobaczymy, czy będę musiała użyć obu kolumn, jak już będę wstawiała szablon. Jeszcze raz Ci dziękuję za fatygę. Jeden szablon na zapas to jednak dobra rzecz ;p

      Usuń
  9. Bea wspaniały szablon.
    Arowvana wykonała naprawdę kawał dobrej roboty.
    Właśnie tak wyobrażam sobie Corny i czekam na ciąg dalszy u Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja ze swoją wadą wzroku nie nadaję się ani trochę na betę :) Ach te moje niedowidzace oczy, nawet w moim opowiadaniu ciężko im wyłapać wszystkie literowki, które zauważam dopiero czytając któryś raz z rzędu post już po jego publikacji :)

    Zabijasz? Osz Ty, niedobra jesteś :) Chociaż samobójstwo w pewnym sensie jest... Romantyczne :)

    Ja Wokulskiego też polubiłam. Tylko szkoda, że tak się dla tej nikczemnej Izy poświęcił, ale wiadomo, serce nie sługa ;)

    Ona by nic nie mówiła tylko zmierzyłaby mnie tym swoim spojrzeniem, które bije na głowę spojrzenie bazyliszka :p

    I tak jeszcze w sprawach ‘technicznych‘, to jeżeli informujesz o nowościach, to informuj mnie również, proszę :) Bo, co prawda wpadam do Ciebie często, jednak jak zacznie się rok szkolny to powiadomienia będą mi bardzo przydatne.
    Jeżeli chcesz to i ja będę Cię informować :)
    Pozdrawiam ;]

    OdpowiedzUsuń
  11. No i dotarłam do Ciebie:) Nadrobiłam sobie obie notki:) Kurczę, jestem pod wrażeniem tych wydarzeń które się potoczyły, naprawdę. Czarna i Snape? Kto by to pomyślał. Lecz moim zdaniem to trochę zagmatwane jest. Może ten Nott coś kombinuje, bo przecież dał mu kartkę z wiadomością. Albo już naprawdę nie wiem co. Czarna zachowuje się jakoś dziwnie, co nie przyszło uwadze jej kolegom. Tarotem się zaczęła się interesować i Dracona tym wkurzać. No ta scenka Corny i Dracona była bardzo ciekawa. Nie sądziłam, że Snape ich przyłapie. Wiedziałam, że ktoś ich nakryje, ale nie sądziłam, że to będzie Snape:) I nie sądzę, że wychodzi Ci z tego romansidło, bo napisałaś tylko raptem takie dwie sytuacje. Dlatego spokojnie, wciąż jesteś sobą:)
    Życzę dużo wenki:*
    Całuję:*

    OdpowiedzUsuń
  12. No i kochana kiedy nowy rozdział?
    Zaglądam tu z niecieprliwością oczekując przygód Corny i Dracona?
    Zwłaszcza, że nie mogę oderwać wzroku od wspaniałego cud szablonu

    OdpowiedzUsuń

Pod rozdziałami proszę zostawiać tylko komentarze na temat treści. Wszystko inne będzie traktowane jako spam, a na spam jest odpowiednia zakładka.