niedziela, 27 stycznia 2013

Rozdział drugi

 Wiem, co zrobiłaś ostatniego lata
      

[UWAGA! WULGARYZMY]
Następne dwa dni można było nazwać cichymi dniami. Miesiąc miodowy skończył się nagle, choć nie burzliwie. Severus musiał to wszystko na spokojnie przetrawić, a Morgenstern starała się mu w tym nie przeszkadzać. Trochę mu to zajęło, nim zrozumiał, że ona jednak żałowała. Ale tak jak on, starała się to po prostu wypierać. Jeśli ktoś był słaby, przegrywał, ona go zabierała, choć on chciał przestać, ale nie mógł. Zew zżerał od środka, wyrzuty sumienia doprowadzały do szaleństwa, a głód krwi był tak silny, że człowiek sam już nie wiedział, co ze sobą zrobić. W końcu umierał, w mękach, w strachu, sam, bo nie potrafił już przebywać między ludźmi. Severus to wiedział i ona to wiedziała. A najbardziej przerażający był fakt, jak bardzo byli podobni do siebie.
Mogłaby być jego córką. Mogłaby nią naprawdę być. Ale nią nie była. Miała prawdziwych rodziców, znała ich, nawet jeśli oni nie znali jej. Severus nie był jej ojcem, nawet jeśli była do niego taka podobna.
Przerażało go, że zaczynał żałować, że to wszystko było tylko zwykłą farsą, niczym więcej. Żałował, że nie zobaczył od razu, co się z nią działo i nie pomógł jej, zanim było już za późno. Zanim podpisała pakt z diabłem własną krwią. Nim przypieczętowała pakt ze śmiercią.
I nagle przestał ją nienawidzić.

Drugiego dnia milczenia w końcu nie wytrzymał i wybrał się samotnie na Pokątną. Czuł się jak tchórz, ale nie umiał odezwać się jako pierwszy. Co miał niby powiedzieć? Że doskonale wszystko rozumiał? Że przepraszał, że wyszedł bez słowa? Że chciałby jej pomóc? To wszystko oznaczałoby, że miał jednak uczucia, a to powodowało, że czuł się mniej severusowaty.
Święty Severus Snape, patron nawróconych śmierciożerców. Popierdolony Severus Snape od skrzywdzonych przez życie.
Jak na złość, zaraz w aptece spotkał Pansy Parkinson, Daphne Greengrass i Lilian (albo Ophelię, sam już nie wiedział, jak ta dziewczyna w końcu miała na imię) Moon. Choć spotkał to jednak za dużo powiedziane, prawie na nie wpadł, wchodząc do tego zacnego przybytku zwanego apteką, o pojawianie się w którym nie posądziłby nigdy żadnej z nich. Na szczęście w porę je zauważył i zrobił unik, bardzo niegodny Mistrza Eliksirów swoją drogą, za najbliższy regał, zanim go dopadły i zaćwierkały na śmierć.
Nie to, że ich jakoś szczególnie nie lubił czy coś. Severus z natury nie darzył niechęcią żadnego swojego ucznia (Potter, Granger, Weasleyowie, Longbottom i cała reszta Gryffolandu była poza kategorią), ale znał Ślizgonki na tyle dobrze, żeby wiedzieć, kiedy należało ratować się ucieczką. Sześć lat użerania się z nimi czegoś go jednak nauczyło.
Parkinson jak zwykle była na czele, trzymając ster. Oczywiście wystrojona jak na otwarcie Ministerstwa Magii, otoczona obłoczkiem perfum Hexen no.6., których zapachu Severus od dziewiętnastu lat szczerze nienawidził. Tak bardzo niepodobna do Morgenstern, emanująca energią i zmuszająca do podziwiania jej uroku i inteligencji (obecnie także przyprawiająca Severusa o dreszcze i to wcale nie z powodu, przez który normalne kobiety przyprawiały o dreszcze normalnych mężczyzn). Nawet Severus nie mógł nie zauważyć, że Parkinson była bardzo ładna, bardzo zgrabna, choć wysoka, poprawiała to jeszcze wysokimi szpilkami, czarnowłosa, o zielonych oczach i może tylko nieco zbytnio spłaszczonym nosku. Nieustannie domagała się adoracji, zawsze w centrum uwagi.
Severus miał pecha znaleźć się w ostatnim roku w kręgu jej zainteresowań. Sam nie wiedział, co dziewczyna chciała osiągnąć – może się nudziła, a może ten piekielny Malfoy nasłał ją na nieszczęsnego Severusa, żeby zbadać grunt. W każdym razie Snape powtarzał sobie, że nigdy więcej nie dopuści nawet do w połowie tak niezręcznej sytuacji z uczennicą.
Oczywiście krótko potem Malfoy zainstalował mu w domu Morgenstern.
Greengrass i Moon nie można było nazwać świtą Parkinson. Żadna z nich nie wyglądała na taką, która mogłaby płaszczyć się przed jakąkolwiek dziewczyną inną niż one same. Greengrass była wysoką blondynką, nawet odrobinę wyższą od Parkinson (może stąd te szpilki), o zielonych oczach, elegancka i wyniosła jak prawdziwa dama, mniej agresywnie domagająca się uwagi niż Parkinson, ale wciąż się jej domagająca. Moon natomiast była ciemnooką brunetką o oliwkowej skórze, dość niską, choć również nadrabiającą to z nawiązką szpilkami. Severus odnosił wrażenie, że Moon stała zawsze w cieniu Parkinson i Greengrass, trochę niepewna, próbująca świecić, ale nie bardzo wiedząca jak dokładnie to zrobić.
Te dwie ostatnie jednak coś łączyło – nie darzyły Morgenstern sympatią. Może dziewczyna była Królową Slytherinu, ale pokłony składały jej jedynie osoby, które podziwiały ją, ale same nie chciały być takie jak ona. Parkinson, Greengrass i Moon absolutnie chciały. Severus przypuszczał, że ta niechęć zmieni się szybko w skrajną nienawiść, gdy wyjdzie na jaw, że Morgenstern już nie tylko przyjaźni się z młodym Malfoyem. Snape mimowolnie był świadkiem, co działo się między Parkinson i Morgenstern pod koniec zeszłego roku szkolnej i trochę bał się powtórki z rozrywki w wykonaniu Greengrass, Moon i Morgenstern.
Swoją drogą, dodał w myślach uśmiechając się do siebie paskudnie, trudno było nie zauważyć, że od dłuższego czasu chłopak patrzył na Morgenstern w dość osobliwy sposób, jakby sam nie wiedział, czego dokładnie od niej chciał. Severus szybko się jednak opanował i przybrał na twarz stałą, chłodną maskę obojętności. Ktoś mógłby jeszcze pomyśleć, że uśmiechał się obleśnie na widok trzech ładnych, młodych dziewczyn.
Z ulgą jednak przyjął do wiadomości, że nie czuł się wcale zazdrosny o dziewczynę, obecnie mieszkającą w jego domu. Ha! Jeszcze tego brakowało, żeby zauroczyła go siedemnastoletnia kokietka. Mało takich w życiu widział? Był na to za stary i zbyt zmęczony wszystkim, co teraz działo się w Anglii. Nie miał teraz czasu na takie dyrdymały. Uganianie się za nastolatkami było bardziej w stylu Luciusa, a nie w jego, starego, dobrego Severusa Snape’a.
Chyba jednak przydałaby ci się kobieta, skoro się nad tym zastanawiasz, panie Snape, zakpił z siebie w myślach, wiodąc wzrokiem za Ślizgonkami, które nieśpiesznie opuszczały aptekę. Tylko nie nastolatka. Jako nauczyciel miał po dziurki w nosie nastolatek z burzą hormonów. Dziękował jedynie bogom (jeśli jacyś istnieli), że wyglądał jak wyglądał i żadnej nigdy nie przyszło na myśl, żeby rzucić się na niego, aby wyegzekwować wyższą ocenę na zakończenie roku. A gdyby jednak przyszło, natychmiast zniechęcał je jego charakter.
Nawet w jego własnym Slytherinie desperatek niestety nie brakowało. Na przykład taka Parkinson, która w ciągu ostatniego roku kilka razy wprosiła się do jego własnej, osobistej sypialni, domagając się korepetycji. Nie wiadomo z czego i po jakie licho. Severus obawiał się, że dziewczyna miała po prostu ochotę na jakiś ogromny skandal z nim w roli głównej, co przerażało go jeszcze bardziej. Gdyby, nie daj Merlinie, ktoś ją tam przyłapał, musieliby się grubo z tego tłumaczyć, bo nawet Dumbledore nie był tak liberalny, żeby przymykać oko na romans – tfu! – nauczyciela z uczennicą. Severus dostawał zawału na samą myśl.
Niech wszyscy diabli porwą piekielną Parkinson!

Kolejne dni mijały i ciągle cisza. Choć Severus był przyzwyczajony do ciszy, do samotności, do spędzania wieczorów w swoim laboratorium, teraz uciekał do niego jeszcze częściej. To nie była zwykła cisza. Co innego, gdy w domu nie było nikogo innego, gdy jadło się samotne posiłki, samotnie siedziało w salonie, a co innego, gdy wokół ciebie krecił się ktoś inny, obca osoba i nic nie mówiła, nawet na ciebie nie patrzyła. Tak jakby samotność nagle stawała się większa.
Morgenstern była niczym duch. Rano na stole w kuchni czekały na Severusa kanapki i kawa, punktualnie o trzeciej po południu obiad, ale dziewczyny nigdzie nie było. Wyglądało, jakby posiłki przygotowywały się same, naczynia zmywały się same, dom sprzątał się sam… Nawet skrzaty domowe nie bywały tak idealne, mimo zasady: Dobry skrzat to niewidzialny skrzat. Severus poczuł lekkie ukłucie niepokoju, gdy zdał sobie sprawę, że Morgenstern zamykała się w swoim pokoju na całe dnie, że bez słowa wychodziła wieczorami, a wracała dopiero nad ranem, bezszelestnie przemykając do swojej sypialni. Spełniało się wszystko, czego się tak obawiał. Prawie jej nie widywał, czasem tylko nadział się na nią w kuchni, ale szybko umykała mu z oczu, nawet na niego nie patrząc. Severus nie miał pojęcia, co należało robić w takiej sytuacji. Prawdę mówiąc, nie miał doświadczenia w postępowaniu z nastolatkami, w Hogwarcie pozwalał Ślizgonom wychowywać się samym, pilnując tylko, żeby nie wysadzili zamku w powietrze i nie pozabijali się nawzajem. Dowodziło to, że raczej kiepski był z niego pedagog.
McGonagall miała rację, oskarżając go przed każdym, kto chciał jej tylko słuchać (a cały Zakon słuchał jej chętnie, bo każdy jego członek miał jakiś stary uraz do Mistrza Eliksirów), że Severus przymykał oko na wiele wybryków swoich podopiecznych. Na alkohol, wszelkie możliwe używki, nielegalne imprezy, na to, że mało który jego wychowanek z roczników od piątego wzwyż spędzał noc we własnym dormitorium. Severus tłumaczył się przed samym sobą tym, że przecież sam był Ślizgonem i doskonale wiedział, jak to wszystko wyglądało od środka, a przez to mógł łatwo zapobiegać co gorszym rzeczom, pozwalając na te mniej… No właśnie, mniej jakie? Mniej złe? Mniej groźne? W tym przypadku używał słów: mniej szkodliwe. Do pewnej granicy. Severus pilnował, żeby tej granicy nie przekraczali, kontrolował wszelkie czarnomagiczne zawieruchy w jego lochach, przemyt zakazanych przedmiotów i obrót nieznanych substancji. Wicedyrektorka myliła się jednak, oskarżając go o popieranie uczenia się czarnej magii przez jego podopiecznych. Nie popierał. Ale trudno było zabronić. Trudno było ograniczyć, skoro znaczna część Ślizgonów przyniosła to z domu, dawno już potrafiła takie rzeczy, że McGonagall wolała tego nie wiedzieć…
A teraz, jak na złość, Severus został jeszcze na dodatek ojcem. On! Ojcem! Gdyby jeszcze okazało się, że zostanie ojcem i miał te pieprzone dziewięć miesięcy na przygotowanie się… Ale nie, on od razu dostał siedemnastolatkę! Dumbledore zszedłby zapewne ze śmiechu, gdyby o tym usłyszał. Zawsze naśmiewał się z jego severusowatej mości, gdy ten znów się wplątał w jakąś dziwną sprawę, z której w żaden sposób nie potrafił się wyplatać. Zamiast mu pomóc, on po prostu się z niego śmiał. I to niby miał być ten najpotężniejszy czarnoksiężnik na świecie!
Ale Dumbledore’a nie było, Severus nie wiedział nawet, czy starzec przeżył skutki trzech skumulowanych czarnomagicznych zaklęć, którymi został trafiony w czasie bitwy. Snape nie spodziewał się zbyt wiele. Zwłaszcza że jedno zaklęcie posłała w stronę dyrektora Bella Lestrange, która była pierwsza, jeśli trzeba było wymyślić kilka paskudnych klątw, zawsze skora do tortur. Nawet jeśli (mocno podkreślając JEŚLI) jakimś cudem Dumbledore jeszcze żył, zapewne miało się to wkrótce zmienić.
Dumbledore’a nie było, McGonagall nie było, nie było nawet Tonks, która akurat w tej chwili mogłaby się przydać, bo sama wyglądała, jakby wciąż miała szesnaście lat. Severus męczył się we własnym domu z jakąś rozemocjonowaną nastolatką, która miała problem z opanowaniem własnych zdolności. I na dodatek spotykała się z młodym Malfoyem. Gorzej już być nie mogło.

Półtorej tygodnia po pamiętnej rozmowie z Morgenstern, Severus obudził się z myślą, że najwyższy czas to zakończyć. Zbliżał się koniec lipca, śmierciożercy niemal już przejęli Ministerstwo, on sam miał zostać dyrektorem Hogwartu i miał wszystkiego po dziurki w nosie, absolutnie dość. Basta, koniec, pas. Bogowie (jeśli istnieli) chyba go nienawidzili, skoro wszystko kumulowało się nad jego głową.
Postanowił zamordować Morgenstern, czy jej się to podobało, czy nie.
Ubrał się nieśpiesznie, chyba nawet uważniej niż zwykle, bardzo dokładnie obmyślając swój zły plan. Mało go obchodziło, że Malfoy najprawdopodobniej go za to usmaży (lub zmusi, żeby wypił wszystkie trucizny własnej roboty, które miał w swoim podręcznym kuferku). Jeśli miał być szczery, było to mu nawet na rękę. Koniec z Czarnym Panem, koniec ze śmierciożerstwem, koniec z wojną. Koniec z Morgenstern. Żyć, nie umierać.
Już na schodach zauważył, że coś było nie tak. Z kuchni dochodził do niego cichy brzdęk naczyń, którego nie słyszał od dłuższego czasu. Severus zmarszczył brwi, przyśpieszając kroku. Czyżby nie musiał nikogo zabijać?
Morgenstern wyglądała jakby nigdy nic i jakby nigdy nic uwijała się wokół stołu, na którym stały już dwa talerze, dwa kubki, dzbanek z mlekiem i pojemnik z owsianką. Tym razem zaplotła włosy w dwa warkocze i przewiązała na górze i przy ich końcach czarnymi tasiemkami, z których zrobiła ogromne kokardy, zaś koszulka na dziś (czarna, a jakże) głosiła: Wampiry lubią jazz. Severus nie poznał nigdy żadnego wampira i nie mógł tego zweryfikować.
— Kawy? — zapytała bez ceregieli, jakby to był najnormalniejszy poranek w ich wspólnym życiu. Pytanie było raczej retoryczne, bo Severus rzadko pijał coś innego niż kawa.
Severus otrząsnął się z szoku i wolno ruszył spod drzwi, przyglądając się jej podejrzliwie. To zawsze mógł być jakiś podstęp. Tylko nie bardzo wiedział jaki i czego miałby dotyczyć. Nie zmieniało to jednak faktu, że Morgenstern absolutnie nie można było ufać. W końcu była Ślizgonką, do wszystkich diabłów!
Dziewczyna w milczeniu nalała mu kawy, wcale nie wyglądając na zbitą z pantałyku jego nieufnością. Zapewne przyzwyczaiła się do zbytniej ostrożności, bo, jak powyżej, była przecież najbardziej ślizgońską Ślizgonką. Ślizgoni z natury byli podejrzliwi i traktowali wszystkich innych jak potencjalne zagrożenie, a gdy zostawali śmierciożercami, jedynie się to nasilało. Dlatego większość sług Lorda miało tysiące paranoi i różnego rodzaju manii prześladowczych. Gryfoni raczej rzadko cierpieli na tego typu przypadłości. Chyba że było się Potterem. Severus zawsze twierdził, że Potter nie miał wszystkich klepek, ale nikt go nie słuchał.
— Wszystko w porządku, profesorze? — zapytała Morgenstern, stawiając przed nim cukierniczkę, pudełka z cynamonem, węgierską papryką, pieprzem Cayenne, gałką muszkatołową, imbirem, rodzynkami i mielonym kardamonem. Doskonale znała już wszelkie nawyki Mistrza Eliksirów [1]. — Wygląda pan… osobliwie.
Posłał jej niezbyt sympatyczne spojrzenie.
— Mógłbym zapytać o to samo, Morgenstern — powiedział grobowym głosem.
— Nie rozumiem.
— I vice versa. Masz rozdwojenie jaźni? — zasugerował delikatnie, gdy bez krępacji stawiała przed nim talerz z pieczonymi kiełbaskami. — Nie bardzo się orientuję w twoich zmianach nastrojów.
Spojrzała nie niego urażonym wzrokiem. Mimo wszystko Severus nadal nie zawsze potrafił odróżnić prawdziwe uczucia od gry pozorów.
— Staram się być po prostu miła.
Milczał.
— I naprawdę wolę, żeby nie czyhał pan na moje życie.
Severus uznał, że to jest ten moment, w którym powinien pójść do młodego Malfoya i błagać go na kolanach, żeby zabrał ją od niego. Nikt nie powinien wiedzieć, kiedy on, Severus Snape, przyjdzie, żeby go zamordować. W końcu śmierć miała nadejść niespodziewana, jak złodziej, czy coś w ten deseń.
— Jestem na to za stary — jęknął, chowając twarz w dłoniach. Oparł łokcie na krawędzi stołu. — Nie nadaję się na niańkę.
— Myślę, że jestem wystarczająco samowystarczalna — odparła natychmiast dziewczyna, siadając naprzeciwko. Spojrzał na nią przez palce. Miał wrażenie, że wampir z jej koszulki uśmiechał się do niego szyderczo, szczerząc kły z kapiącą z nich jaskrawoczerwoną krwią. — Karmię się sama, a przy okazji i pana, sprzątam po sobie, po panu czasem też, sama zajmuję sobie czas. Sądzę, że niewiele zostaje panu do roboty.
— A do tego wyznajesz mi czasem, że w dzieciństwie mordowałaś opiekunki.
— Tylko jedną — oburzyła się. Siedziała sztywno, z dłońmi na kolanach, a jej dziecinne warkocze przewiązane wstążkami z ogromnymi kokardami wyglądały groteskowo w tej sytuacji. — I sam pan chciał, żebym panu to powiedziała, więc niech pan teraz nie zgrywa obrażonego, bo ja się tak nachalnie nie rzucałam z tą szczerością. Sam pan tego chciał i sam pan jest sobie winien.
Severus odjął dłonie od twarzy. Jeśli tak wyglądała każda rozmowa ojca z nastoletnią córką, wcale nie żałował, że żadnej nie posiadał. Morgenstern właśnie mu uświadamiała, żeby pod żadnym pozorem nie szukać żadnej zaginionej córki, którą mógłby mieć z kimkolwiek. A gdyby jakakolwiek kiedykolwiek nagle się odnalazła, należało to jak najszybciej zweryfikować i wykluczyć. W jego domu nigdy więcej nie stanie noga żadnej nastolatki. Przynajmniej nie za jego życia.
— Dobrze, zakończmy ten temat raz na zawsze — powiedział, przerywając tym samym przedłużającą się ciszę. — Nie było żadnej rozmowy, ja o niczym nie wiem, ty nie masz o nic pretensji, wszyscy są zadowoleni.
— To pan wciąż ma jakieś pretensje — żachnęła się, posyłając mu mordercze spojrzenie, które było absolutnie zarezerwowane tylko dla niego. — Zachowuje się pan, jakby sam nigdy nikogo nie zabił.
— Morgenstern, może nie wiesz, ale tematy o tym, kogo kiedy się zabiło, nie nadają się na rozmowy przy herbatce.
— Pijemy kawę — zauważyła sucho. — Poza tym, nie cierpię tych bzdurnych rozmów przy herbatce. Wychowałam się na ulicy, nie nadaję się na arystokratkę.
— Cóż… Uważam, że twoje poglądy na ten temat powinien bardziej znać pan Malfoy, niż ja. Mnie one nie bardzo obchodzą. I dotyczą.
— Jeszcze nie bierzemy ślubu. I w najbliższym czasie się na to nie zanosi.
Do Severusa nagle dotarło, że rozmowa przybrała niebezpieczny obrót. Miał ogromną nadzieję, że sprawa z Czarnym Lordem rozwiąże się do czasu, gdy w końcu zacznie zanosić się na ślub Morgenstern i Malfoya, a on sam będzie wtedy oczyszczony z zarzutów spłodzenia tego diabelskiego pomiotu. Zrobiło mu się niedobrze na samą myśl, że miałby prowadzić ją do ołtarza. Nie, nie, nie. Nie było mowy. Nikt go do tego nie zmusi.
— Morgenstern, błagam cię — jęknął żałośnie w sposób, który na pewno nie przystoił Mistrzowi Eliksirów. — Zaczyna boleć mnie głowa.
— Za mało pan sypia.
— Dziwisz się? Łazisz po nocach i stukasz w meble jak jakiś poltergeist.
Prychnęła.
— Nie sądzę, żebym tańczyła kankana ani stepowała na schodach. Zdejmuję obcasy w dolnym holu.
— Mam bardzo lekki sen.
— W takim razie może powinien pan na noc brać Eliksir Słodkiego Snu? — podpowiedziała z kpiącym uśmiechem.
— Jesteś bezczelna, Morgenstern.
— Staram się być uprzejmie pomocna.
— To się nie staraj. I nic już nie mów!
Otworzyła usta, żeby się jeszcze odgryźć, ale szybko je zamknęła. Rzuciła mu niezbyt ciepłe spojrzenie, a potem sięgnęła po zimne już kiełbaski i nałożyła sobie dwie na talerz. Severusowa kawa też nie była już zbyt ciepła, na szczęście nie podjął się jeszcze przygotowywania owsianki, bo ta pewnie byłaby już totalnie rozmoczona. Odpowiedział dziewczynie takim samym spojrzeniem i bez słowa sięgnął po stojące przed nim produkty potrzebne do owsianki angielskiej według Severusa Snape’a. Niektórzy mówili, że tego nie dawało się jeść, ale skoro on jadał ją prawie co rano od dwudziestu lat i jeszcze żył, najwyraźniej się dało.
— No dobrze, wyduś to wreszcie z siebie — westchnął, przewracając oczami, a gdy dziewczyna posłała mu spojrzenie pełne niezrozumienia, dodał:
— Widzę przecież, że chcesz coś powiedzieć. Łaskawie daję ci przyzwolenie.
— Cóż za wielkoduszność — wymamrotała ironicznie, a Severus pomyślał, że czuli się ze sobą stanowczo zbyt swobodnie. Zaczynali rozmawiać, jakby nie byli całkiem obcymi ludźmi, na dodatek on nauczycielem, a ona jego uczennicą. — Co mam powiedzieć?
Zaklął pod nosem z irytacją.
— To co miałaś zamiar, zanim kazałem ci się zamknąć.
— Chciałam jedynie zapytać, czemu dusi pan w zarodku wszelkie przejawy życzliwości wobec pana osoby. — Wzruszyła ramionami.
Spojrzał w sufit.
— Czy ja wyglądam na osobę, która potrzebuje życzliwości, Morgenstern? A może mam na czole napis: darmowe przytulanie? [2] — dodał ironicznie. — Wątpię, żebym wyglądał na osobę, którą ktokolwiek chciałby przytulić.
Przechyliła głowę lekko na bok i przyglądała mu się uważnie, aż poczuł się głupio. Nachalnie gapiące się na niego siedemnastolatki, nie były szczytem jego życiowych marzeń. W ogóle nie były to jakiekolwiek gapiące się na niego kobiety w jakimkolwiek wieku.
— Obiektywnie? — rzuciła w końcu dziewczyna. — Jakoś nieszczególnie. Ale może gdyby przestał pan nieustannie obnażać zęby, jakby miał zamiar je w kogoś wbić, to ktoś by się jednak znalazł. Słyszałam, że w młodości nie miał pan jakiś ogromnie wielkich problemów z powodzeniem u kobiet.
Severus zatknął się zimną kawą.
— Co? — wydyszał wreszcie, kaszląc. — Skąd ty to wiesz, Morgenstern?
Wzruszyła ramionami.
— Ktoś powiedział komuś, że dowiedział się od kogoś, że ktoś zasłyszał od kogoś jeszcze… Wśród Ślizgonów chodzi wiele plotek.
— Absolutnie nie chcę wiedzieć jakich — wymamrotał z przerażeniem.
— Też uważam, że pan nie chce.
Gwałtownie potrząsnął głową, wyganiając z niej niechciane myśli. To nie był dobry sposób na początek dnia. Zastanawianie się, kto co o nim wie i jakie brudy wyciąga na światło dzienne, było najgorszym z możliwych sposobów na początek dnia.
— Koniec rozmowy —- zarządził tonem nieznoszącym sprzeciwu. — Nie chcę nic wiedzieć, nic mnie nie interesuje, a ty absolutnie masz mnie nie uświadamiać, czy to jasne, Morgenstern?
— Jak słońce — odparła lekko.
I tylko Severus nadal nie mógł połapać się w jej zmianach nastrojów, które, o zgrozo!, chyba były zaraźliwe.

Wyszła z domu zaraz po obiedzie, meldując, że to tylko zwykłe spotkanie w kawiarni przy ciastku z Parkinson, Greengrass, Moon, Gibbon i jeszcze kilkoma innymi Ślizgonkami, których nazwiska severusowy mózg przestał przyswajać. Na tę okazję ubrana była nieco inaczej, choć wciąż na czarno – w elegancką, ale nie tak obcisłą i wyzywającą sukienkę za kolana i krótkie kozaczki na szpilce. Gdy minęła go w dolnym korytarzu, z zadowoleniem zauważył, że nie pachnie tymi pieprzonymi Hexenami, tylko ładną, konwaliową nutą. Zdjęła z wieszaka swój czarny płaszcz i fikuśny kapelusik, który musiał być prezentem od Zabiniego – jego matka uwielbiała takie modne i nowoczesne badziewia, podczas gdy Severus nie wyobrażał sobie Narcyzy Malfoy w takim czymś na głowie. Narcyza Malfoy była tak samo mocno staroświecka, jak bardzo staroświeckie były rody Malfoyów i Blacków. A jeśli ktokolwiek miał sprawiać prezenty Morgenstern, to albo był to młody Malfoy albo Zabini.
— Coś nie tak, profesorze? — zapytała dziewczyna, gdy Severus przyglądał się jej odrobinę za długo.
Otrząsnął się. Trochę zmartwiał, czując się odrobinę głupio, tak przyłapany na gorącym uczynku. Przyglądanie się uczennicom ze zbytnim zainteresowaniem nie wróżyło niczego dobrego. A już na pewno nie wróżyło tego przyglądanie się Corny Morgenstern.
— Ładne to coś — wymamrotał wbrew sobie, wskazując na trzymane przez nią w dłoniach nakrycie głowy.
Spojrzała na nie i nagle zachichotała. Uniósł brwi.
— O co ci chodzi, Morgenstern? — oburzył się.
Pokręciła tylko głową, wciąż uśmiechając się do siebie. Stanęła przed dużym lustrem, które pojawiło się w korytarzu obok stojaka na płaszcze jednocześnie z pojawieniem się samej Morgenstern przy Spinner’s End. Dziewczyna przyłożyła kapelusz do głowy i zaczęła go układać. Dziecinne warkocze zniknęły, a zamiast tego czarne włosy zaplecione były w jakiś fantazyjny kok z mnóstwem czarnych, ledwie widocznych spinek. Przynajmniej Severus określał to jako kok, bo sam nie wiedział, jak inaczej mógłby nazwać coś takiego. Nie widział na oczy podobnej fryzury, nie znał się na fryzjerstwie i w skrytości ducha zastanawiał się, w jaki sposób Morgenstern ją ułożyła.
Mistrz Eliksirów zacisnął mocno usta, założył ręce na piersi i przyglądał się dziewczynie z groźną miną, oczekując odpowiedzi. Brakowało tylko, żeby tupał nogą. Morgenstern rzuciła mu przelotne, lekko złośliwe spojrzenie, aż w końcu wzruszyła ramionami.
— Ależ nic, profesorze. Tylko przypomniało mi się, że wieki temu Draco powiedział dokładnie to samo o tym kapeluszu.
Severus naburmuszył się w duchu, nie zmieniając wyrazu twarzy. Bez słowa odwrócił się na pięcie i odmaszerował w głąb domu, ścigany życzeniem miłego dnia i informacją, że kolację miał w lodówce i musiał ją sobie jedynie odgrzać. Prawie trzasnął drzwiami swojej pracowni.
Porównanie go do młodego Malfoya stanowczo zraniło jego dumę.

Cichy trzask drzwi wejściowych wytrącił go ze skupienia nad nową książką o eliksirach – przysłaną całkiem niedawno przez Aleksieja Romanowa, dawnego znajomego alchemika z Rosji. Severus siedział w salonie, w swoim ulubionym fotelu i na chwilę zapomniał, że od jakiegoś czasu nie mieszkał sam. Otrząsnął się i już miał wrócić do przerwanej lektury, gdy coś go zatrzymało. Sam nie wiedział czemu, odwrócił głowę w stronę drzwi na korytarz. Przez chwilę w całym domu trwała przerażająca cisza.
A potem w progu pomieszczenia stanęła Morgenstern.
Severus natychmiast zerwał się na równe nogi, a książka głucho uderzyła w drewnianą podłogę. Zamarł w pół kroku.
Dziewczyna patrzyła na niego szeroko otwartymi, czarnymi jak noc oczami, z których ziała pustka pomieszana z przerażeniem. Płaszcz miała w strzępach, włosy do połowy rozplecione i potargane, część z nich opadała jej na plecy, część sterczała we wszystkie strony, a z tego jej bzdurnego kapelusza zostało jedynie wspomnienie. Podrapana twarz cała była umazana krwią i smugami czarnego tuszu. Dziewczyna trzymała się za lewe przedramię, a między palcami kapała czerwona posoka.
— Morgenstern!
Zachwiała się. Wystarczyło to, żeby Severus wyrwał się z tego niezwykłego paraliżu, który go nagle ogarnął. Dopadł do niej w dwóch krokach i złapał ją, nim runęła na ziemię. Rozszlochała się w jego koszulę.
Severus poczuł się dziwnie, gdy dopadło go nagle zbyt wiele emocji, których jego umysł nie potrafił ogarnąć. Miał mętlik w głowie. Przerażenie, oszołomienie, zdezorientowanie, wściekłość, bezradność – te uczucia zalały go obezwładniającą falą. Nie był impulsywny, nie bywał zdezorientowany, zawsze i wszędzie potrafił dostosować się do sytuacji. Chyba że chodziło o Morgenstern. Nieświadomie klął bez przerwy pod nosem, prawie niosąc bezwładną dziewczynę w stronę kanapy. Posadził ją dosyć niezdarnie na meblu.
— Na Merlina, Morgenstern, dziewczyno, co ci się stało?!
Rozpłakała się jeszcze bardziej.
— Ja… ja naprawdę… nie chciałam… — wyjąkała między spazmami, podczas gdy Severus zajął się jej ręką. Od nadgarstka prawie do samego łokcia ciągnęła się cienka, ale głęboka rana, z której obficie płynęła szkarłatna krew. — Ja nie chciałam… Naprawdę… nie chciałam… nie chciałam… Ja tego nie chciałam, profesorze!… Starałam się… Ja… — Głos zginął jej w płaczu.
Mistrz Eliksirów widział w życiu wiele płaczących kobiet, część z nich bez opamiętania szlochała mu w ramię, ale stanowczo żadna z nich nie wywołała w nim tylu sprzecznych uczuć, co ta piekielna dziewczyna. Severus wyjął różdżkę i jednym jej machnięciem przywołał apteczkę ze swojej pracowni. Mechanicznie zajął się raną, obmył ją, jednocześnie szepcząc lecznicze inkantacje. Po chwili z głębokiej szramy została jedynie bardzo brzydka blizna, którą natychmiast pokrył specyfikami, mającymi ją usunąć. Wiedział, że dziewczyny nie lubiły blizn. Przy okazji zauważył, że większość krwi nie należała do Morgenstern, zaś jej ubrania, a raczej to co z nich zostało, były nią przesączone, jakby się w niej kąpała.
Dziewczyna ani na chwilę nie przestawała płakać, a mężczyzna czuł, że chyba zaraz oszaleje. Widział już ją śmiejącą się, zdenerwowaną, zmartwioną, przerażoną, skruszoną, beztroską, chłodno spokojną – do tej pory pokazała mu całą gammę uczuć, każde we względnych granicach. Ale nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek przy nim płakała. Choćby na pierwszym roku. Nigdy.
— Morgenstern — zaczął cicho, niepewnie. Nie był dobry w pocieszaniu dam w potrzebie, na dodatek szlochających mu w kołnierz koszuli. Zwykle w takich sytuacjach opanowywało go przerażenie. Stanowczo nie lubił płaczących kobiet. — Morgenstern, co ci się stało?
— Ja nie chciałam… nie chciałam… — powtarzała jak mantrę, kiwając się w przód i w tył. — Naprawdę nie chciałam…
Severus poczuł, że zaczynała go boleć głowa.
— Czego nie chciałaś? — zapytał ostrzej niż zamierzał. Spodziewał się, że dziewczyna rozszlocha się jeszcze bardziej, ale skutek był całkiem odwrotny.
Podniosła głowę i spojrzała na niego w taki sposób, że od razu zrozumiał. I nie mógł powiedzieć, że mu się to spodobało.
— Kto…?
— Śmierciożercy… — wyjąkała cicho. — Oni… Ja… Naprawdę nie chciałam! — Złapała go za rękę, szukając w jego oczach zrozumienia. Szukając przebaczenia, którego nie mogła tam znaleźć. To nie Severus musiał jej przebaczyć. — Ja się tylko broniłam… Ja… — Znów zaczęła płakać.
— Gdzie? — zapytał krótko.
— N-na Nokturnie. Przy Różanym Krzaku.
Wydał z siebie dziwny dźwięk – coś między westchnięciem, prychnięciem a warknięciem. Nie mógł się zdecydować, czy jest bardziej wściekły czy raczej przerażony, że znów nie udało mu się jej przypilnować.
— Morgenstern, głupia dziewczyno, nie powinnaś włóczyć się po nocach po Nokturnie! — syknął ze złością. — Idź się umyj i przebierz.
Posłusznie wstała i wyszła z salonu sztywna niczym lalka, głośno pociągając nosem. Severus z zaciśniętymi ustami powiódł za nią wzrokiem.

Na Śmiertelnym Nokturnie, w wąskiej szczelinie między kiepskim burdelem a bardzo podejrzaną meliną czekały na niego trzy nieruchome ciała w czarnych płaszczach śmierciożerców. Przez dłuższą chwilę stał nad nimi w milczeniu. Było ich trzech, jeden wielki jak niedźwiedź, pozostałych dwóch tylko niewiele od niego mniejszych. W tej chwili wszyscy trzej byli bardzo nieżywi. Pierwszy miał poderżnięte gardło prostym, czystym cięciem, drugi brutalnie rozerwaną tętnicę szyjną, ostatniemu sztylet wystawał z piersi. Severus wyjął srebrne narzędzie i przyjrzał mu się bardzo uważnie. Na rękojeści widniała pieczęć Malfoyów.
Nagle poczuł się bardzo stary.

_______________

Opis do tytułu: Wiem, co zrobiłaś ostatniego lata - (ang. I Know What You Did Last Summer) w Polsce znany jako Koszmar minionego lata, amerykański horror z 1997 roku.
[1] Wszystkich, którzy jednak nie znają tych nawyków, odsyłam do Slytherinady autorstwa Toroj, konkretnie do części czwartej pod tytułem: Hapy Niu Jer.
[2] Angielskie: free hugs brzmi lepiej, ale za to nie bardzo pasuje do polskiego tekstu będącego niby tłumaczeniem angielskich rozmów.

Tak sobie pomyślałam, że dostaliście jednak na sam początek sporą dawkę informacji. Może za szybko to opisałam, powinnam poczekać kilka rozdziałów. Nie wiem. Dlatego już w następnym rozdziale pojawi się zapewne Draco, a kolejną część z życia Severa i Corny przesunę trochę dalej. Żeby Wam się procesory nie przegrzały, że tak powiem. Wiem, wiem, nie macie nic przeciwko. Ale ja stwierdziłam, że takie pędzienie do przodu nic dobrego mi nie przyniesie. Dlatego odrobinę zwolnimy.
Nie wiem, jak Wam się podoba. Ja mam mieszane uczucia. Corny biegająca po Nokturnie i zabijająca śmierciożerców chodziła za mną ze dwa miesiące, ale nie jestem jednak pewna przed ostatniej sceny, tej w severusowym salonie. Wydaje mi się, czy ja wiem, przerysowana? Błagam Risę i Lady Spark, żeby mnie nie zabijały. To Wy jesteście największymi znawczyniami severusowatości.
Pozostaje mi czekać na Wasze opinie.

Wasza,

18 komentarzy:

  1. "pochłonęłam" twoje opowiadanie w niecałe dwa dni
    masz dość nietypowy styl i świetne pomysły.. ;)
    zabrakło mi trochę Draco w ostatnich rozdziałach. mam nadzieję, że niedługo się pojawi :p
    kiedy nowy rozdział? czekam z niecierpliwością
    - P.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, strasznie dziękuję za ten komentarz. Nie bardzo się orientuję, co to znaczy "nietypowy styl", ale brzmi to sympatycznie ;)

      Draco będzie niedługo, rozdział z jego udziałem jest w fazie tworzenia, mam coś około jednej trzeciej zamierzonej długości. Nie wiem, kiedy się pojawi, możliwe, że jeszcze w lutym. Postaram się jak najszybciej.

      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Hmmmm....
    Normalnie chyba zatkało mnie a nie często to się zdarza.
    Według mnie ten rozdział to strzał w dziesiątkę i najlepszy jaki napisałaś do tej pory.
    Mówilam pewnie jak jesteś wspaniała i wielka i w ogóle wyjątkowa, ale z chęcią powtórzę to jeszcze raz.
    Po prostu niesamowite, że brak słów.
    podejrzewałam, że w końcu coś złego się wydarzy.
    Eee czy ja dobrze zrozumiałam, że Draco i Corny są sobie pisani?
    I czyżby Sev coś czuł do niepokornej uczennicy?
    Zaskoczyłas mnie tym niesamowicie.
    No i te wydarzenia na Pokątnej.
    Właśnie na coś takiego czekałam.
    Biedna Corny... szkoda mi ją na pewno takie wydarzenie mocno nią wstrząsnęło i nie pozbiera się zbyt łatwo.
    I czyżby Draco brał udział w tej masakrze?
    Oj coś czuje że Czarny Lord nie będzie zbyt zadowolony a wręcz przeciwnie.
    I znów wracając do Seva... zawsze lubiłam tę postać, ale jakś nigdy nie moglam znaleźć miejsca dla niego w opowiadaniu za to Tobie udaje się to znakomicie.
    Te jego relacje z Corny chwilami nie mogłam powstrzymać śmiechu.

    Odnośnie tytułu podoba mi się pomysł zwłaszcza że sam film oglądałam i zachwycil mnie (dziś już takich horrorów nie robią) i z miejsca domyśliłąm się skąd wzięłaś sam pomysł na tytuł!!
    Podoba mi sie również bardzo sam szablon.
    Według mnie chyba najlepszy jaki do tej pory miałaś a razi mnie jedynie czcionka a właściwie jej kolor.
    za bardzo wtapia się w tło i cięzko się przez to czyta.
    Aj bardzo często zmieniasz te szablony.
    Nie zdążę się przyzwyczaić i bach już nowy.
    Masz wielkie szczęście do szabloniarek zanim uda mi się dostać do kolejki jest masakra xp.
    Aj czytając komentarz mam wrażenie że jest bez ładu i skłdu, ale mam nadzieję, że połapiesz się co chciałam w nim przekazać.
    Niecierpliwie czekam na wiecej i pozdrawiam życząc weny i głowy do nauki!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy Draco i Corny są sobie pisani? Nie wiem. Raczej próbują, żeby coś z tego było, ale czasy temu nie sprzyjają. Trudno więc określić, co z tego będzie. I masz rację, Sever też nie polepsza sytuacji, a może nawet jeszcze namieszać. Ale co z tego będzie, któż wie? ;) Cieszy mnie, że podoba Ci się moja kreacja Severa.

      Filmu nie oglądałam, mam w planach, a tytuł tutaj pasuje idealnie. Co do szablonu, ten wisi tutaj już całkiem sporo czasu, coś około miesiaca. Czcionkę poprawiłam. Widziałam, że coś jest z nią nie tak, ale nie miałam pojęcia, że sprawia takie problemy. Czy mam szczęście do szabloniarek? Nie wiem. Raczej to one mają pecha do mnie, bo jak zauważyłaś, często zmieniam szablony.

      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. No tak faktycznie czuje, że z Sevem jeszcze będzie jakaś akcja.
      Wierzę w twoje możliwości i na pewno coś wymyślisz co mnie zaskoczy.
      Oczywiście że mi się podoba bo jest wspaniała.
      No tak czasy faktycznie nie są dla nich zbyt przychylne, ale może mały romans jednak będzie?
      Stawiam na Corns że uwiedzie Draco;d
      hmm albo Seva?
      jakoś dziwna myśl przyszła mi do głowy.

      Koło miesiąca?
      Czemu mnie nagle olśniło że dopiero teraz to widzę?
      Oj powinnam zainwestować w okulary czuje xp
      ha ha no właśnie zauważyłam u Ciebie.
      Chociaż ja sama mam podobnie jak tylko dostanę się do kolejki.
      Tak teraz o wiele lepiej jest.

      Usuń
    3. Wiesz, słońce, na darmo się tutaj nie pojawił ;p Tak sobie myślę teraz, że w pierwszym tomie było go stanowczo za mało. Dopiero pod koniec lekko się poprawiłam i pojawił się kilka razy. No ale teraz wszystko nadrobimy ;) A po Corny absolutnie możecie spodziewać się wszystkiego. Choć sama jeszcze nie wiem, co tam dla niej umyślę.

      Ja tego nie wiem, słabo patrzysz ;p Wiesz, to może być zaćma, jaskra, czy coś w ten deseń ;)

      Usuń
    4. Ha ha ha no tak to faktycznie zaczynam aż się obawiać o Corny i w co się tam wpakuje.
      Ta dziewczyna ma talent do wpadania w kłopoty ot co;)

      wiesz ja bym bardziej zwaliła na wiek.
      Chyba przychodzi ta dramatyczna chwila, gdy człowiek moze powiedzieć śmiało że się starzeje;d

      Usuń
  3. Bardzo, a to bardzo podoba mi się złożony charakter Severusa w twoim opowiadaniu. Zawsze odbierałam go jako człowieka o takim samym wyrazie twarzy w każdej chwili. Osobę, która nie przejmuje się otaczającą go rzeczywistością. Dzięki Tobie zagłębiam się w jego umysł, jego spojrzenie na świat, co dla mnie jest bardzo ciekawym doznaniem, bo nie czytałam wiele opowiadań z Snape'm w roli głównej. I pozytywne jest to, że przekazujesz paletę emocji, które zaczynają powoli targać Severusem, może nie zawsze on je ujawnia, ale przejmuje się tym, co dzieje się dookoła, zastanawia go wiele rzeczy, budzi niepokój itp. ;)
    Oraz po raz kolejny rozbraja mnie Corny. Nie mam pojęcia, co dzieje się w tej jej główce, ale po tygodniu z nią odesłaliby mnie do wariatkowa ;)
    A wracając do Severusa, czemu mam wrażenie, że jest on zauroczony dziewczyną? Może się mylę, ale jakoś tak to odbieram. Choć o wiele bardziej podoba mi się zestawienie Draco & Corny ;)
    Na koniec zaskoczenie i to całkowite. W sumie nikt nie kazał się jej pałętać, ale z drugiej strony bardzo mi jej szkoda, pewnie bardzo odbije się na niej to wydarzenie. A Snape okazał w tej chwili naprawdę dobrą stronę, jak na siebie ;)
    Myślę, że na chwile obecną to tyle, jak mi się jeszcze przypomni co chciałam powiedzieć, to coś dodam ;)

    Ps. tak sobie dziś na polskim przerabiałam "Boską komedie" Dantego i jak usłyszałam "Beatrycze", to od razu pomyślałam o tobie :)

    Pozdrawiam, L. ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Morgano... Napisałam taaaką dłuuuuuugą odpowiedź i mi się to wszystko skasowało T_T Jak tak można?

      Chciałam powiedzieć, na właśnie takie postrzeganie Severa wpływ ma cała filmowa saga, gdzie Sever wciąż był lodowato spokojny i miał tak obojętną minę, że aż przerażającą, czego ja absolutnie nie rozumiem. W książkowej sadze nie raz wydarł się na Pottera, raz o mało nie pobił z Blackiem na Grimmauld Place 12, kłócił się z McGonagall i Dumbledore'em. Osobiście zawsze uważałam, że to człowiek bardzo złożony, w końcu nie każdy może zostać podwójnym agentem. A co do emocji, nawet Riddle je miał, no nie? W końcu bał się śmierci, nienawidził Pottera i Dumbledore'a, wściekał się, gdy coś szło nie po jego myśli i cieszył, gdy się coś udało. A skoro Riddle uczucia jakieś (choćby szczątkowe) posiadał, to Sever tym bardziej.

      Hah, Corny zawsze była nie do końca normalna. Wszystko to pokazane było w pierwszym tomie. Draco zawsze powtarzał, że coś jest z nią nie tak i nawet jeśli należałoby przymykać oko na jego zrzędzenie, coś tam zawsze było.

      A czy Corny nie jest urocza? ;p

      Och, nie, proszę, tylko nie Beatrycze. Co za paskudne spolszczenie. Już wolę hiszpańsko-niemiecką Beatriz lub Beatrix. Brrr... Beatrycze jest przerażające.

      Pozdrawiam.

      Usuń
  4. Dodałaś trochę oliwy w tym rozdziale. Rzeczywiście przyspieszasz nie co akcję. Drugi rozdział i tyle się dzieje. Jak dla mnie, podoba mi się:) Ale cieszę się, że w następnym rozdziale pojawi się Draco. Tęskniłam za nim:)
    Corny pokazuje jaka z niej niegrzeczna i diabelska dziewczyna, pokazuje swoje pazurki. Jestem to ciekawa, co robiła na tym diabelskim Norktunie. Końcówka mnie rozwaliła, ten sztylet... czyżby Malfoy tam był, czy może Corny miała po prostu ten sztylet od Malfoya?
    Nie dziwię się Severusowi, że nie wie, co ma począć z tą dziewczyną. Jak ma się zachowywać wobec niej.
    No i teraz wyszło na jaw, co ta Parkinson robiła w sypialni Snape 'a w Hogwarcie. Och, gdyby dowiedział się, że Draco go przyłapał... nie chciałabym być wtedy w skórze Malfoya:)
    I proszę o jak najwięcej takich dawek adrenaliny:)

    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Abolutnie te pazurki są czarne xD Cóż to by była z Corny za Ślizgonka, która nie miałaby czegoś w zanadrzu, no nie? Kręcenie się w podejrzanych miejscach też ma w swojej ślizgońskiej krwi.

      Ha, tego się nie spodziewaliście, no nie? Pansy molestowała Severa! Masz rację, dobrze, że Sever nie wie, że Draco wie, bo to nie mogłoby się dobrze skończyć.

      Adrenaliny będzie jeszcze całkiem sporo ;p W końcu ten tom nosi tytuł "Martwi nie potrafią mówić" ;)

      Pozdrawiam.

      Usuń
  5. Ciężka to sprawa. Kiedy w pierwszej części Corny była beztroską dziewczyną o dziwnych modowych nawykach wszystko było względnie proste. Teraz? Dziewczyna, która zabija śmierciożerców, w dodatku całą trójkę, kiedyś też swoją opiekunkę... Szaleństwo.
    Nie wiem za bardzo co napisać. Widzisz, dzieje się :) Dlatego niech Dzieci pozostaną takie, jakie są.
    Severus też jest dziwny. Jezu, co to za dziwny sposób pałaszowania owsianki? Jest to tak pokręcone jak jedzone przez niego zwykłe kanapki z serem i pomidorem :D
    Ogólnie to jest straszną zrzędą i marudą (co wszyscy i tak od zawsze wiedzą), ale ty to potrafisz idealnie zobrazować. A powiedz mi no,w sekrecie, Sever myje te swoje włosy czy nie xD?!
    Mam przeczucie, że wyniknie z całego tego zamieszania jakaś afera, jeszcze nie wiem jaka. No i co z tym morderstwem na Nokturnie, ktoś to widział, nie widział? Jakie będą tego konsekwencje, bo na pewno bez nich się nie obejdzie. I jak silna psychicznie okaże się wobec tego Corny? Oto jest pytanie.

    Mówisz, że w następnym będzie Draco? Ha! To już się nie mogę doczekać. Jakbyś wcisnęła jeszcze gdzieś Blaisea z jego poczuciem humoru i podejściem do życia ( np. spanie to moje życie) to już w ogóle byłabym wniebowzięta.

    No i przepraszam, że taki poślizg z tym komentowaniem, ale przez ferie całkowicie się rozleniwiłam.... A to jeszcze do siebie muszę coś napisać, tylko czeka mnie trudny rozdział i za cholere nie wiem, jak się do niego zabrać...

    Pozdrawiam :)))))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eh, wiem, że namieszałam. Jednak gdy zaczynałam pisać to opowiadanie, sama byłam beztroską dziewczyną, którą nie obchodziło, że addidasy nie pasują do spódnicy, a czerwonego nie łączy się z zielonym. Teraz wszystko się zmieniło, a jak to u mnie zawsze bywa, Corny zmieniła się razem ze mną.

      No proszę Cię, Sever by się obraził za nie uznawanie jego nawyków żywieniowych. Cors się już z tym oswoiła. Ale nie radzę próbować tego w domu ;p

      I tak, Sever myje czasem włosy xD Hahahaha, w sumie rozwaliło mnie to pytanie. Jeśli chcesz wiedzieć, to na tę jego fryzurę to sam Merlin by nie poradził. Jeśli nieustannie masz kontakt z wyziewami i oparami z eliksirów, to niestety może się to tak właśnie skończyć. Sever jakoś to przeżył, jego włosy nie ;)

      Jej, Blaise. Nie mam zielonego pojęcia, czy się pojawi. Może. Na razie nic nie obiecuję, bo rozdział wciąż jest na etapie powolnego brnięcia do przodu. Żółwim tempem.

      Eh, nic mi nie mów. Mam niesamowite zaległości. I czy ja mam jakiś Twój rozdział do sprawdzenia? Jutro mam ostatni egzamin, potem jadę na kilka dni do domu i będę miała dużo czasu, więc wszystko nadrobię i posprawdzam.

      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Nie, spokojnie, na razie jeszcze nic nie wysłałam, bo nic nie mam. Próbuję się do tego zabrać, ale mozolnie(niestety) mi to idzie, jednak mam w planie coś do końca weekendu dopisać - jak to wyjdzie? Zobaczymy.

      Powodzenia na egzaminie :)

      Usuń
    3. No to kamień spadł mi z serca. Mam chyba trzy rozdziały Leire do sprawdzenia, więc tak czy siak nad czymś sobie posiedzę ;)

      Dziękuję bardzo. Przesądna nie jestem ;)

      Usuń
  6. Pisze tutaj, gdyż na new-maruders nie mogłam dodać komentarza.
    Napiszę tak:
    Byłam, płakałam, krzyczałam, przeżywałam i zapisałam w swojej pamięci.
    Gratulacje.
    Bije brawa i kłaniam się nad niesamowitym talentem i pomysłowością.

    Pozdrawiam,
    Lis

    OdpowiedzUsuń
  7. Lady Spark jak zawsze przybywa spóźniona, ale grunt to się elegancko spóźnić. Cóż Severus nigdy dla mnie nie był tak zły żeby nie mógł pokazać swojej dobrej strony. Jest to postać pełna sprzeczności, więc scena w salonie nie jest wcale przerysowana. Idealnie pokazuje, że Sev ma uczucia. Po prostu ona jest podobna do tych scen z mojego opowiadanie kiedy to Draco pokazuje, że on również czuje coś do Mandy (właśnie swoją drogą powinnam napisać rozdział - przypomniało mnie się). Corny zagubiła się. Wszyscy są źli i nie dobrzy i są śmierciożercami. Ona nie chce być gorsza, ale czy to jest wyjście. Ma Draco, który nie jest zły - pokazał to gdy chciał ją chronić podczas bitwy o Hogwart. Myślę, że Corny usilnie próbuje nie być gorsza też pod względem czystości krwi. A to, że dziewczyna od małego wykazywała jakieś paranormalne umiejętności i zabiła opiekunkę to nic. Przecież Potter nadmuchał własną ciotkę, a gdyby mógł to by ją pewnie zabił, ale to jest święty Potter.
    Kończę, bo postanowiłam rzucić wszystko i nadrobić trochę blogów. Wracam do przepisywania słówek z włoskiego, potem może znajdę jakieś ładne zdjęcia do szablonu, a potem może w końcu napiszę rozdział (o ile nie będzie wołała mnie ksiązka) - matko z iloma pokusami muszę walczyć. No zawsze najgorzej!
    Pozdrawiam, całuję i czekam na kolejny rozdział.
    Lady Spark

    PS Dziękuję za określenie mnie "znawczynią severusowatości" sama bym siebie nigdy tak nie nazwała.

    OdpowiedzUsuń
  8. Przeczytałam kolejny rozdział ^^. Sorry, że się tak ociągam.
    Rozdział z perspektywy Snape'a był świetny. Na początku troszkę przeraziła mnie jego długość (zresztą, jak zwykle, bo piszesz wyjątkowo długie notki), to jednak był bardzo lekki i przyjemny do czytania, a momentami wręcz zabawny.
    Twoja interpretacja Severusa jest bardzo nietypowa i oryginalna na tle ff, które czytałam, o kanonie nie wspominając. Ale podoba mi się on u ciebie, i choć w książce nie przepadałam za tą postacią, twój Sev jest świetny. Te jego przemyślenia, zwłaszcza na temat Corny, ogólnie jego podejście do życia... No, naprawdę dobrze stworzyłaś postać.
    Opisów było dużo, co mnie ucieszyło, ale dialogi także wyszły dobrze. Wiesz, że na ogół nie przepadam za nimi (no, a przynajmniej za pisaniem ich), ale rozmowa Sevka z Corny była świetna i miałam zaciesz na twarzy, czytając ją.
    Po tym bardziej opisowo-obyczajowym początku (który mimo tego ani trochę mnie nie nudził, a zwykle jak nie ma akcji oraz mocnych scen, to zdarza mi się nudzić) zaskoczyło mnie zakończenie. Corny wróciła do domu Snape'a taka zakrwawiona i zagubiona, ale nie spodziewałabym się, że byłaby zdolna do czegoś takiego. Mimo jej mrocznej osobowości miałam ją raczej za dość ogarniętą (choć skrzywioną trochę też, przyznaję).
    Ciekawi mnie, co będzie dalej ^^. Mam nadzieję, że szybko się ogarnę i zmobilizuję do czytania dalej, bo naprawdę dobrze piszesz, tylko mój leń często się daje we znaki, buu ;(.

    OdpowiedzUsuń

Pod rozdziałami proszę zostawiać tylko komentarze na temat treści. Wszystko inne będzie traktowane jako spam, a na spam jest odpowiednia zakładka.