środa, 2 stycznia 2013

Rozdział pierwszy

Dni naszego życia; część 1
      

Owy pierwszy września tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego pierwszego roku wspominał już trzydziestosiedmioletni Severus Snape, stojąc jak ten ostatni mugol w progu kuchni swojego domu przy Spinner’s End. Od tamtej chwili nic już nie było jak dawniej, bowiem w Hogwarcie pojawił się Potter, przydzielony do Gryffindoru, a Malfoy, Zabini i Morgenstern wkroczyli do lochów Slytherinu.
Severus z przekąsem wspominał, że rok tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąty siódmy miał być przełomowy. Przynajmniej tak twierdził Albus Dumbledore, ale pierwszą bitwę o Hogwart w historii (i zapewne nie ostatnią) jasna strona mogła uznać jedynie za totalną porażkę dobra. Czarny Pan i tym razem zatryumfował, a Dumbledore, pokonany i na progu śmierci, zmuszony był opuścić swoją ukochaną szkołę. Severus przypuszczał, że dyrektor sam nigdy by tego nie zrobił, gdyby nie został trafiony trzema czarnomagicznymi klątwami na raz i przez to o mało nie odszedł do lepszego świata. Śmierciożercy prawie roznieśli zamek na kawałeczki, a uczniowie zostali zagnani do wielkiej sali i zmuszeni do pokłonienia się nowej władzy. Pozostała przy życiu garstka członków Zakonu Feniksa wyniosła swojego umierającego mistrza z pola bitwy, a potem skryła się gdzieś wraz z nim oraz z wielkim Harrym Potterem, nadzieją świata. Harrym Potterem, upadłą gwiazdą.
Na placu boju został jedynie on, Severus Snape.
Severus Snape szpieg doskonały. Severus Snape podwójny agent. Severus Snape śmierciożerca. Severus Snape wieczny największy przegrany.
Dumbledore’a nie było, Pottera nie było, nie było również Zakonu Feniksa: do obrzydzenia miłego Lupina, działających na nerwy bliźniaków Weasley z milionem głupich pomysłów, najbardziej niezdarnej aurorki na świecie, czyli Tonks, nieufającego nikomu i niczemu Szalonookiego, państwa Weasley, którzy byli równie beztroscy na wojnie, co w robieniu dzieci i pieniędzy ani sztywnej jak kij od szczotki McGonagall, która wciąż niezmiennie go nie lubiła. Severus nie wiedział nawet czy ktokolwiek z nich jeszcze żyło. Czy żyła panna Ja-To-Wszystko-Wiem Granger oraz nieco przygłupi Weasley, kolejny z przychówku rudzielców.
Severusowi się udało i od tej pory miał tylko jednego pana. Oczywiście nie licząc faktu, że właśnie rodził się drugi.
Snape od kilku chwil stał w drzwiach, nie mogąc się zdecydować, czy wejść, czy się wycofać. Nieufnie przyglądał się, jak po kuchni krzątał się bez pośpiechu nie kto inny niż Corny Morgenstern. Siedemnastoletnia Morgenstern w luźnych, mugolskich i mocno poniszczonych ubraniach, w których wyglądała jakoś tak niepodobnie do siebie samej. Gdy odwróciła się, żeby nakryć do stołu, Severus ujrzał jaskrawozielony napis na jej czarnej koszulce, który głosił: Dość całowania żab! Nieco niżej rozsiadła się wielka, zielona ropucha w złotej koronie i zdawało się, że patrzyła na Severusa z niejakim wyrzutem. Jakby to on był winien temu, że Morgenstern miała dość całowania żab, cokolwiek to znaczyło. Może nie chciała pocałować księcia zamienionego w żabę? Albo na odwrót…
Gdy parę dni wcześniej w progu mrocznego domu przy Spinner’s End stanął młody Draco Malfoy, który od bitwy o Hogwart sukcesywnie wspinał się w górę po drabinie w hierarchii śmierciożerców, i oznajmił, że od tej pory Morgenstern będzie oficjalnie nazywała się Corny Snape, Severus uznał to za bardzo głupi i wcale nie śmieszny żart. Jakiś czas temu u młodego Malfoya ujawniło się nieco dziwne poczucie humoru, niebezpieczne dla otoczenia. A oto teraz w JEGO domu mieszkała Corny Morgenstern, kręciła się po JEGO kuchni, miała prawo grzebać w JEGO – do tej pory prywatnych – rzeczach i, co najgorsze, została oficjalnie uznana za JEGO córkę. I to wszystko działo się jedynie – albo aż – po to, żeby uniknąć Komisji Rejestracji Mugolaków, która ruszyła pełną parą na początku lipca. A nieszczęsny – akurat! – Severus dopiero teraz zdał sobie sprawę, że znów został podwójnym agentem, bo dał się wrobić w to wszystko i zobowiązał się ukryć tożsamość dziewczyny przed śmierciożercami. Malfoy namówił go do zdradzenia Czarnego Pana. Nie, on go do tego zmusił, sprytnie w to wkręcił, nie dając nawet okazji do zaprotestowania. I wtedy Severusowi nagle zrobiło się tak strasznie siebie szkoda.
— Dzień dobry, profesorze. — Dziewczyna zauważyła go, gdy znów odwróciła się w jego stronę z patelnią w dłoni, z której obficie nałożyła na talerz jajecznicy na bekonie. — Kawy? — zapytała uprzejmie.
Severus mimo wszystko musiał jednak przyznać (choć osobiście wolałby nie), że odkąd dziewczyna zamieszkała w jego domu, zachowywała się absolutnie nienagannie. Żadnych podejrzanych ksiąg, żadnych zakazanych przedmiotów, żadnego zamykania się na całe dnie w pokoju i znikania na całe noce. Przeciwnie – czytała jedynie to, co znajdowało się w księgozbiorze w salonie (z powodu bycia podwójnym agentem i grania również tego, może nie do końca, dobrego, Severus zmuszony był usunąć z niego wszystko związane z czarną magią choćby tytułem), zawsze meldowała, że wychodziła i wracała o przyzwoitej porze, a większość czasu spędzała na sprzątaniu, rzec by można troszkę zapuszczonego domu (który lśnił jak nigdy), robieniu obiadków, podwieczorków i prawie że śniadań do łóżka oraz na rozwiązywaniu w salonie krzyżówek z typowo damskich czasopism. “Żadnej czarnej magii”, ostrzegł ją Severus, gdy po raz pierwszy przekroczyła próg jego domu i postawiła niewielką walizkę w przedpokoju. Spojrzała na niego swoimi zbyt dużymi, czarnymi oczami. “Mam dość czarnej magii, profesorze”, odparła cicho, wyglądając bardzo niewinnie jak na nią. “Będę grzeczna.”.
I była.
— Tak, poproszę — odrzekł sucho, siadając.
Severus od początku był sceptycznie nastawiony do pomysłu Malfoya, które zwykle źle się kończyły. Wplątanie go w całą tę kabałę musiało się źle skończyć dla jego skromnej acz mrocznej osoby. Nie, żeby dbał szczególnie o swoje nędzne życie, które i tak nie miało zbyt wiele wartości. Jednak gdyby nastąpił przeciek na linii Snape-Morgenstern-Malfoy, losy tej wojny byłyby przesądzone.
Morgenstern nie wydawała się jednak zainteresowana wyciąganiem z niego jakichkolwiek informacji. Sprawiała raczej wrażenie, jakby przyjechała na długo oczekiwane wakacje. Od razu przestała się malować, dlatego nie wyglądała już jak skrzyżowanie wiedźmy ze starych mugolskich horrorów z wampirem i tym czymś, na co teraz mówili goth, a dawniej – ktoś nie do końca normalny. Szpilki i glany zmieniła na trampki, skóry, gorsety i czarne suknie do ziemi na jeansy i szerokie T-shirty. Obiektywnie, nawet była ładna. Jednak Severus nie patrzył na nią obiektywnie – wciąż była uczennicą, jego wychowanką i na dodatek faworytą młodego Malfoya. Absolutnie zniechęcająca sprawa.
— Życzy sobie pan coś konkretnego na śniadanie, profesorze, czy wystarczy jajecznica?
Czasem miał jednak wrażenie, że była wręcz zbyt miła. Jak… Lupin.
— Siadaj wreszcie, Morgenstern — warknął nieuprzejmie, nie czując się zbyt dobrze, gdy mu tak nadskakiwała. — Jeszcze ktoś gotów pomyśleć, że robię sobie z ciebie służącą. — Zignorował jej sztucznie urażoną minę. — Potrafię gotować i żywiłem się sam przez większość życia. Jak widać, nadal żyję.
— Ale ja lubię gotować — oburzyła się, stawiając przed nim kubek z parującą kawą, talerz i grzanki z serem. — I sprzątać, i zajmować się domem. No i wcale nie czuję się jak służąca, profesorze.
Severus posłał jej niechętne spojrzenie.
Oficjalnie była jego córką. Prorok Codzienny nie zapomniał rozgłosić tego na prawo i lewo, i już po chwili nagłówki wszystkich magicznych gazet w Anglii krzyczały zewsząd: Odnalazła się córka Severusa Snape’a! Jakby kiedykolwiek zaginęła, prychał Severus. Przypuszczał, że cała ta szopka była zasługą Malfoya, który chciał, żeby dziewczynę jak najszybciej wykreślono ze spisu mugolaków. W ciągu ostatnich dni przez Spinner’s End przewinął się cały tabun śmierciożerców i wszelkich innych popleczników Czarnego Pana, a wszyscy chcieli na własne oczy zobaczyć cudownie odnalezioną córkę Mistrza Eliksirów. Dziewczyna grała swoją rolę pierwszorzędnie, nie przejęzyczyła się ani razu, wtrącając w prawie każde możliwe zdanie tatusiu lub proszę taty, jakby nigdy nie zwracała się do niego w inny sposób. Bellatrix Lestrange miała niezły ubaw, ale chyba nawet ona łyknęła haczyk. A potem zostawali sami i Severus znów był panem profesorem, a ona była Corny Morgenstern, która jak zwykle działała mu na nerwy. Niekiedy odnosił nawet wrażenie, że miał Granger w Slytherinie.
— To może być jajecznica?
— Tak.
Severus nie mógł jednak zaprzeczyć, że odkąd Morgenstern pojawiła się w jego domu, warunki żywieniowe uległy znacznej poprawie. Mimo tego co jej powiedział, kucharzem był raczej miernym i jego kulinarne zdolności ograniczały się wyłącznie do tego, że jak do tej pory nie otruł samego siebie. Natomiast dziewczyna gotowała świetnie. Mało tego, Severus z niepokojem zauważył, że w ogóle spodobało mu się poprawienie się wszelkich inne warunków – kuchnia lśniła, salon błyszczał, natomiast łazienka była wręcz sterylna i trudno było uwierzyć, że wszystko to do tej pory pokrywała gruba warstwa kurzu, leżącego tam chyba od śmierci Eileen Snape. Niewielki pokój przerobiony ze składziku na stare kociołki i eliksiry, a który teraz służył za sypialnię Morgenstern, był wręcz pedantycznie wysprzątany i Severus zaczynał wyzbywać się obaw, że natknie się przypadkiem podczas swoich rutynowych anty-czarnomagicznych kontroli na poniewierające się wszędzie babskie akcesoria, których bał się przeraźliwie. Morgenstern jednak wydawała się uwielbiać porządek, co bardzo podobało się Severusowi, który jako Mistrz Eliksirów musiał przecież być skrupulatny i poukładany. Wyglądało na to, że ten wieczny bałagan we wspólnym dormitorium Morgenstern i Parkinson był zasługą wyłącznie tej drugiej.
Dziewczyna nałożyła mu na talerz sporą porcję smakowicie wyglądającej jajecznicy i usiadła naprzeciwko niego. Długie, czarne włosy miała zaplątane w grzeczny warkocz, oczy prawie skromnie spuszczone i wbite w blat stołu, nawet paznokcie wyglądały niewinnie, nierażące czernią. Przyglądając się jej wcale nie ukradkiem, Severus nie po raz pierwszy zastanawiał się, czy to na pewno była ta sama Corny Morgenstern, którą przez pięć lat uczył eliksirów, w ostatnim roku opcm, której przez sześć lat był wychowawcą i którą przez ten czas przy każdym posiłku widział przy stole Slytherinu obok Malfoya. Czy to ta sama Morgenstern, która mimo bycia cichą i niepozorną, nieustannie załaziła za skórę nauczycielce transmutacji i wicedyrektorce, Minervie McGonagall o za wysokie szpilki i zbyt ostry makijaż? Którą całkiem niedawno przyłapał w lochach na środku korytarza na całowaniu się z Malfoyem? Ktoś ją podmienił czy jak?
— Chciałabym wyjść wieczorem — oznajmiła dziewczyna, uważnie dobierając słowa i z zainteresowaniem przyglądając się swojej zimnej jajecznicy, w której niemrawo grzebała widelcem.
— Mam rozumieć, że prosisz o pozwolenie.
— Hm, chyba tak.
Przyjrzał się jej podejrzliwie. Bawiła się kubkiem z kawą, przesuwając go po stole. Jej wzrok był całkowicie skupiony na naczyniu, ale Severus był pewien, że nawet go nie widziała. Do tej pory jedynie meldowała każde wyjście, teraz prosiła o pozwolenie. To było co najmniej podejrzane.
— Czy mogę zapytać, gdzie masz zamiar iść, Morgenstern? — Starał się nadać głosowi chłodne, nieco obojętne brzmienie. Wszystko, byleby nie zabrzmiało to zbytnio po ojcowsku. On nawet nie nadawał się na ojca, do ciężkiej cholery.
Corny wzruszyła ramionami.
— Mamy spotkanie klasowe — powiedziała bardzo obojętnym tonem.
Severus uniósł brwi. Zmieszała się.
— Imprezę klasową? — zaryzykowała z niepewnością w głosie.
— Czy chcę znać szczegóły?
— Chyba nie.
— Dobrze. Coś jeszcze? — zapytał nieco bardziej nieuprzejmie niż początkowo zamierzał, ale nikt go nigdy nie uprzedził, że nagle stanie się ojcem dorastającej dziewczyny, która wiedziała o niektórych rzeczach zapewnie więcej od niego.
Wolno odłożył widelec i wstając, wziął do ręki Proroka Codziennego, który leżał nietknięty na brzegu stołu. Już dawno przestało go interesować, co pisał ten kiepski szmatławiec na usługach Mrocznego Lorda, ale zawsze dobrze było być na bieżąco z nowymi pomysłami dyktatora i jego świty. Przynajmniej, jeśli długo chciało się utrzymać na powierzchni.
— Chyba nie, profesorze. Dziękuję.
Wychodząc, pomyślał jeszcze, że jeśli ta dziewczyna miałą zamiar wciąż być tak obłędnie miła i uprzejma, to on oszaleje. Albo ją zamorduje.

Wieczorem miał okazję ujrzeć powrót dobrze mu znanej Corny Morgenstern – cichej Królowej Slytherinu. Niektórzy złośliwie zwali ją Królową Węży, choć ona sama chyba o tym nie wiedziała. Czasem Severus miał wrażenie, że w ogóle nie zdawała sobie sprawy ze swojego wpływu na innych. Jakby to działo się poza jej wolą. Ale ten pseudonim niewiele mijał się z prawdą. Otoczona czernią, pełna wdzięku, choć skromna i niewulgarna, absolutnie zapowiadająca nieszczęście, którą to zapowiedź nie każdy mógł dostrzec – tak Severus mógłby ją opisać w kilku słowach. Pamiętał, jaka w jej wieku była Bella Black, Królowa Domu Węża czasu jego młodości. U niej też piękno mieszało się z niebezpieczeństwem, wdzięk z drapieżnością, urok z szaleństwem. Ale od Morgenstern nie emanowało szaleństwem, prędzej grozą i z premedytacją tworzoną otoczką osoby tak nie do końca normalnej. Ona chciała taka być, Bella nie miała wyboru.
Ale Corny nie była Bellatrix Black, a Severus był już za stary i zbyt mocno doświadczony przez życie, żeby podziwiać jej kunszt aktorski. Śmiał się w duchu, gdy widział, jak wszyscy uważali ją za nieśmiałą i delikatną dziewczynkę, która wciąż potrzebowała pomocy we wszystkim. Tylko on ją rozgryzł, zaraz na początku, gdy tylko zobaczył ją przy stole Slytherinu na pierwszej uczcie powitalnej, kiedy grzecznie siedziała między Malfoyem i Zabinim. On i Minerva McGonagall, która zawsze świetnie dostrzegała takie rzeczy, zwłaszcza gdy dotyczyły Domu Węża, a nie jej własnego Gryffindoru. Oboje widzieli to, co dziewczyna starała się zdusić głęboko w sobie i czego nawet sama nie była świadoma.
Severus dawno już przestał lubić ten typ kobiet. Nie przychodziły, żeby je kochać, nie przychodziły, żeby łamać serca, nie żądały nawet, by je adorować i wielbić ich piękno. One po prostu wszystkim kierowały, panowały nad całym tym małym światem, który tworzyły. Nie były tak do końca złe, ale nie całkiem dobre. I mimo wspólnego mianownika, każda była jednak inna, każda wybierała inną drogę, która sprowadzała je do upadku. Corny nie była Bellą, a Bella nigdy nie stałaby się Corny.
Poza tym wszystkim i paroma jeszcze uwagami, Severusowi trudno było patrzeć na Morgenstern obiektywnie, jak na piękną, młodą kobietę. Widział w niej uczennicę, wychowankę, chudą jedenastolatkę, która zeskoczyła ze stołka na podium po tym, jak Tiara Przydziału wrzasnęła: “Slytherin!”
Ale to nie była też dokładnie ta sama Corny Morgenstern, która ukończyła szósty rok. Bez gorsetu i sukni do ziemi, z ostrym makijażem, ale z doskonale dopracowanymi szczegółami. Czarna, nieco obcisła sukienka do kolan była tak bardzo różna od ubrań, które dziewczyna od pewnego czasu nosiła na co dzień, ale też całkiem inna od tego, w czym Severus widywał ją prawie codziennie przez ostatni rok. Mogły określić ją słowa: elegancka, gustowna, kosztowna, kusząca, wyzywająca, mająca przyciągać wzrok. Te słowa świetnie określały również samą Morgenstern w tym mrocznym wydaniu, które prezentowała z wyraźną lubością, jakby zapominając, że miała być cicha, skromna i trzymać się w cieniu Malfoya. Absolutnie przyciągała wzrok. Bardzo wysokie szpilki nosiła chyba wyłącznie dlatego, że była bardzo niska i że McGonagall ich nie cierpiała. Ile to Severus się o nich nasłuchał! Mógłby spisać o nich księgę grubszą niż Historia Hogwartu i to co najmniej dwa razy. Rozpuszczone włosy opadały dziewczynie na plecy niczym czarny welon. Nie można było określić jej jako femme fatale. Zdawało się nawet, że to nawet byłoby dla niej lekko krzywdzące. To świetnie pasowało do Pansy Parkinson, arogancko i władczo pięknej, całą swoją urodą wołającej o to, aby ją wielbić, adorować, aby mówić, że to ona była jedyna i najpiękniejsza. Morgenstern nie była piękna, była przeciętnie ładna, ale pokrywała wszystko czernią, mocnym makijażem i włosami pozornie nieułożonymi – w przeciwieństwie do Parkinson przyciągała do siebie charakterem, postawą, bijącą od niej energią. I tym lekko szalonym uśmiechem.
Dla Severusa była niczym duch wspomnień. Gdy patrzył tak na nią, ukryty w cieniu górnego korytarza, prawie widział w niej kogoś, kogo wolałby dawno zapomnieć. Jednocześnie przypominała Ją i nie przypominała, była Nią i nie była – jednocześnie wspomnienie i rzeczywistość. Ale Ona napawała się swoją urodą, czerpała z niej korzyści, posługiwała się nią na wszelkie możliwe sposoby. Nie potrafiłaby stać w cieniu, nie dałaby się zamknąć z obcym facetem, którego może nawet nie lubiła. Potrzebowała tłumów jak powietrza, adoracji jak jedzenia, sławy jak dachu nad głową. A może nawet bardziej. Więcej i więcej, nigdy dość. Ona chciała błyszczeć. I błyszczała. Przez krótką chwilę. A potem znikła. A Severus zdał sobie sprawę, że nie miała dla niego znaczenia, że była tylko po to, żeby mógł zapomnieć. Tylko do tego się nadawała.
— Postaram się wrócić w całości, profesorze — rzuciła Corny, zauważając Severusa na szczycie schodów.
— Lepiej obiecaj mi, że nie narozrabiacie, gdziekolwiek będziecie, i ile was tam będzie, Morgenstern — odparł chłodno, wychylając się nieco z cienia. — Może nie pamiętasz, ale też byłem Ślizgonem i wiem, niestety, jak wyglądają te wasze spotkania klasowe.
— Będziemy grzeczni, profesorze.
Severus skrzywił się, uznając to za synonim stwierdzenia: Będziemy pić, palić, ćpać i uprawiać seks. Ślizgońskie imprezy nie miały ograniczeń.

Gdy wróciła, dochodziła piąta i za oknem było już całkiem jasno. Severus miał lekki sen, w końcu nie na darmo był śmiercożercą, i słyszał jak otwierały się drzwi wejściowe, a potem kroki w korytarzu. Lekkie tup, tup, tup w szpilkach, a zaraz potem miękkie klap, klap bez nich. Niezbyt donośny łomot i cichy chichot, gdy dziewczyna wpadła na stojak na płaszcze znajdujący się w hallu.
Severus miał bardzo, ale to bardzo zły humor po kolejnej niezapowiedzianej wizycie Bellatrix, dlatego postanowił nie wstawać i nie oglądać pijanej nastolatki w korytarzu własnego domu. “Gdzie twoja córeczka, Sevi?”, zapytała niezmiernie słodko Bella, rzucając na boki rozbiegane spojrzenia. Dziedziczne szaleństwo Blacków, pomyślał Snape, patrząc na nią z niesmakiem. “Nie twój interes, Bell.” “Czyżby ci uciekła?”, drążyła, ignorując jad, którym nasączył zdrobnienie jej imienia. “Może się zdziwisz, Bello, ale nie trzymam jej na smyczy. Chodzi, gdzie jej się podoba i kiedy jej się podoba. To moja córka, nie więzień”, odparł, dodając w myślach, że Czarny Pan mógłby założyć smycz Belli i uwiązać do kaloryfera. A najlepiej to jeszcze zakneblować. Severus nie mógł znieść myśli, że Morgenstern miała szyderczy uśmiech Bellatrix, potrafiła tak samo błysnąć szaleństwem w oczach. Jednak, chwała Merlinowi, Bella nigdy nie była w ciąży.

Rano na stole czekały na niego grzanki i kubek z gorącą kawą, ale kuchnia była pusta. Severus nie słyszał, kiedy Morgenstern schodziła na dół, żeby zrobić mu śniadanie, a przecież miał lekki sen i wyostrzony słuch. Musiało to zatem dziać się w chwili, gdy brał prysznic. Zwłaszcza że zarówno kawa, jak i grzanki były jeszcze gorące. To wygląda jak jakiś cholerny miesiąc miodowy, a nie pozornie normalna egzystencja ojca z córką, pomyślał złośliwie i natychmiast tego pożałował. Myśl, że mógłby być posądzony o romans z uczennicą przerażała go o wiele bardziej niż to, że obecnie cała Anglia uważała, że on, Severus Snape, zrobił dzieciaka jakiejś poznanej przypadkowo czarownicy z mugolskiej rodziny i prawie uciekł od odpowiedzialności. Mój własny ojciec przewróciłby się w grobie, zakpił z gorzkim uśmiechem i ostatecznie stwierdził, że młody Malfoy mógł wpaść na o wiele głupszy pomysł.
Swoją córkę zobaczył dopiero na obiedzie. Kręciła się wokół stołu i gazowej kuchenki, wyglądając zadziwiająco rześko i świeżo jak na osobę, która całą noc ostro imprezowała. Przywitała Severusa szerokim uśmiechem i postawiła mu pod nos talerz z gorącym, parującym jeszcze rosołem. Rosołem. Severus popatrzył na nią prawie z urazą.
— Jak spotkanie klasowe? — zapytał obojętnie, ale z paskudnym uśmiechem, mieszając łyżką w rzadkiej zupie. Już przez to, że Mistrz Eliksirów atakował ją swoim słynnym morderczym spojrzeniem, powinna nagle wyparować.
— Świetnie — odparła natychmiast dziewczyna, nalewając sobie rosołu. — Nie wysadziliśmy niczego w powietrze, nikt nie zginął, nikt nie trafił do Munga.
— To chyba wasz największy sukces — wymamrotał, znikając za najnowszymi Dziejami Alchemii, które przezornie zabrał ze sobą z salonu. Od lat chowanie się za eliksirycznymi pismami było najlepszym sposobem ukrycia irytacji. — Co u młodego Malfoya? — rzucił obojętnie.
Zauważył nad magazynem, że Morgenstern wzruszyła ramionami.
— To co zwykle.
— Nie został jeszcze nowym Czarnym Panem? — zapytał kpiąco.
— Nie powinien pan tak mówić — syknęła, rzucając mu spojrzenie bazyliszka, które było zarezerwowane jedynie dla niego, Severusa Snape’a. — Niebezpiecznie jest tak mówić, profesorze.
Skrzywił się.
  Życie jest krótkie, Morgenstern. Gdy przeżyjesz tyle co ja, przestaniesz się tak wszystkim przejmować. Na coś trzeba umrzeć.
— Możliwe. Ale na razie wolałabym jeszcze trochę pożyć.
Severus jedynie wzruszył ramionami, rezygnując z dalszej rozmowy. Ukrył się za gazetą, a dziewczyna zaraz podała drugie danie, kotleciki jagnięce w sosie. Nałożył nieco na talerz i zaczął jeść nad Dziejami Alchemii, choć w Slytherinie stanowczo się tego zabraniało. Czasem trzeba było poczuć się jak Gryfon.
Rosół pozostał nietknięty.

Severus sam nie wiedział, kiedy dokładnie się zorientował, że trójka z jego małej trzódki Ślizgoniątek siedziała głęboko w czarnej magii. Być może ostatecznie zirytowała go nieustannie trująca nad uchem McGonagall, przy każdej okazji nie zapominając wspomnieć, że jego bezczelni i aroganccy Ślizgoni maczali palce w dużo gorszych rzeczach niż jej Weasley&Weasley Company oraz nierozłączna – i bardzo denerwująca – Trójca Gryffindoru.
Nagle zauważył, że ginęły czarnomagiczne księgi z sejfu w jego prywatnych pokojach, zabezpieczonego kilkunastoma zaklęciami, które znaleźć można było tylko w woluminach zamkniętych wewnątrz niego. Zwalenie tego wszystkiego na Pottera było trochę bezsensowne, bowiem święty nad świętymi Wybraniec nigdy przenigdy nie tknąłby czegoś takiego, a mowa znać się już na tym na tyle, żeby rozbrajać sejf Snape’a. Wpychający wszędzie swoje długie piegowate nochale bliźniacy Weasley może mieli tysiące głupich pomysłów, ale czarna magia? To się lekko nie trzymało kupy. Severus z początku zwalił to więc na Moody’ego – który tak naprawdę był Crouchem Jr i rzeczywiście grzebał w jego gabinecie, ale szukając czegoś innego – ale w następnym roku Crouch zniknął, a księgi nadal ginęły. Severus zaczął więc szukać bliżej, w swoich lochach i choć sprawca nie został złapany na gorącym uczynku, Mistrz Eliksirów dowiedział się ciekawych rzeczy. Na przykład tego, że nie każda kobieca choroba Corny Morgenstern, do której wzywała jego i szkolną pielęgniarkę Pansy Parkinson, była w rzeczywistości kobiecą chorobą, a zatrzymywanie go w klasie przez wyżej wymienioną aktorkę to nie zawsze aktualny problem wyżej wymienionej z McGonagall. Severusowi nieco zajęło nim zorientował się, że Malfoy i Zabini wysyłali Morgenstern jako zasłonę dymną, a sami wkradali się do jego gabinetu i podbierali czarnomagiczne księgi z sejfu. Gdy pewnego dnia zasugerował dziewczynie, że doskonale wiedział, dlaczego została do niego przysłana, wszystko ustało. Woluminy nie ginęły, a ta piekielna dziewczyna nie przychodziła do niego z każdym skaleczonym palcem.
To było jednak w piątej klasie. W szóstej, cała trójka siedziała cicho. Malfoy dostał od Czarnego Pana zadanie, które przez cały rok spędzało sen z powiek nie tylko jemu samemu, ale też Severusowi i Dumbledore’owi. Zabini zaczął uganiać się za rudą Weasleyówną, co było doprawdy niezwykle widoczne, a do tej pory nikt o tym nie wiedział, natomiast mała Morgenstern zaszyła się w bibliotece i udawała, że jej nie było. Czasem tylko przyszła do niego McGonagall na skargę, że dziewczyna znów przebiła tę przemądrzałą Granger na zajęciach albo on sam przyłapał ją na całowaniu się z Malfoyem.
I wszyscy byli zadowoleni.

— Ekhem, profesorze?
Oderwał wzrok od najnowszego wydania Najsilniejszych trucizn i antidotów i spojrzał na stojącą w progu salonu dziewczynę. Zdaje się, że chciała wyglądać nieśmiało i niepewnie, ale trochę słabo jej to wychodziło. Severus uniósł jedną brew w milczeniu. Nie doczekał się.
— Tak?
Zaczęła wyłamywać palce, wbijając wzrok gdzieś w okolice jego butów.
— Chodzi o to… — zawahała się i tym razem wyglądała autentycznie. — Bo ja chciałam… czy mógłby pan… czy ja bym mogła…
— Nie.
Zamilkła, nadal na niego nie patrząc. Nie wyglądała już nieśmiało, choć wciąż niepewnie. Wyglądała na osobę, którą trawił wewnętrzny głód. Severus znał to uczucie i znał to spojrzenie, które wbijała w podłogę. Jej ciało pragnęło czarnej magii, choć rozum mówił, że miała jej dość. Mimo że ją odrzuciła, że dobrowolnie z niej zrezygnowała. Jak narkoman potrzebował kolejnej dawki heroiny. Zew ją wzywał. Najwyraźniej doświadczała tego po raz pierwszy. Severus domyślił się, że przedtem nie miała okazji przejść czarnomagicznego odtrucia, jak mówiono o tym w jego kręgach.
— Skąd pan…
— Nie dam ci czarnomagicznych ksiąg, Morgenstern — uciął zimno, patrząc na nią bez wyrazu. — Mówiłem ci, że żadnej czarnej magii w moim domu.
— Ale ja…
— Znajdź sobie jakieś zajęcie. Nie dostaniesz ksiąg, choćbyś miała umrzeć.
Westchnęła, spuściła głowę i odeszła. Severus popatrzył w jej plecy i zdał sobie sprawę, że miała nadzieję, że jej odmówi. Chciała, żeby jej odmówił. A jednak zapytała. Zew był silniejszy, niż Severus przypuszczał na początku.

_______________

Rozdział napisał mi się odrobinę za długi i jak widzicie musiałam go rozbić na dwie części, bo co za dużo to nie zdrowo. Mnie osobiście ani on ziębi, ani grzeje, wydaje mi się z lekka bezpłciowy, ale beznadziejny to też chyba nie jest. Chyba nawet delikatnie go lubię. Zwłaszcza, że, jak widzicie, znów mamy perspektywę Snape'a. Naprawdę super mi się pisze, jest doskonały do opisywania przemyśleń i naprawdę rozumiem teraz ludzi, którzy tworzą o nim ff. Może i ja się kiedyś skuszę?
A jak tam przywitaliście nowy rok? Bez niespodzianek? Mój sylwester był niezapomniany i chyba będę wspominać go do końca życia. W końcu nie co roku siedzi się pięć godzin na Izbie Przyjęć i ogląda wszelkie możliwe ludzkie wypadki. Nie polecam, choć teraz bardziej to wszystko śmieszne niż straszne.
A. Słyszałam, że niektórym osobom nowe notki nie wyświetlają się na pulpicie nawigacyjnym. Pojęcia nie mam, dlaczego się tak dzieje.

Wasza,

14 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie rozumiem, dlaczego usunęłaś ten komentarz. Chciałam Ci napisać, że faktycznie, jest to historia o Draconie, ale czasem, żeby coś zrozumieć, trzeba na to spojrzeć z innej perspektywy. A Draco pojawi się personalnie dopiero w czwartym rozdziale.

      Usuń
  2. Perspektywa Snape 'a jest bardzo fajna i cieszę się, że i na tym blogu postanowiłaś przedstawić jego rozmyślenia, które swoją drogą są boskie^^ Udawanie, że Severus będzie ojcem Corny wydaje się ciekawym pomysłem... trudno się dziwić, to pomysł Malfoya:) Teraz dziewczyna będzie bezpieczna.
    Corny wydaje się ułożoną dziewczyną, bo tak sprząta, gotuje, a jednak interesują ją książki czarnomagiczne... ciekawe:) I fajną miała tą bluzkę z żabą^^

    Oj, tak... nie pokazują mi się Twoje posty i strasznie mnie to wnerwia. Próbowałam się wylogować z obserwowanych i zalogować się z powrotem, ale i tak rozdział mi się nie pojawił. No cóż, będę liczyć na szczęście, kiedy wejdę do Ciebie na ten blog, może akurat trafię na nowy post, tak jak dzisiaj:)

    Całuję:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że są boskie, w końcu to Sever xD No dla Snape'a nie jest to taki fajny pomysł, pewnie zamordowałby Dracona, gdyby tylko udało mu się to zrobić tak, żeby nikt się nie zorientował.

      Corny nie jest taka niewinna na jaką wygląda. Właśnie to chcę pokazać w tych rozdziałach, bo będzie to miało duże znaczenie dla reszty fabuły.

      No ja nie wiem, czemu one się nie pokazują. Może dlatego oglądalność "Serca" tak gwałtownie spadła w ostatnim czasie. Nie mam zielonego pojęcia, jak to rozwiązać, przykro mi.

      Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Takie tam. Rozdział się napisał za długi. A tam, rozbiję na dwie części. KOBIETO - nie dołuj. Ja mam problem, żeby dobić do czterech stron z rozdziałem. I gdzie tu sprawiedliwość?

    Ogólnie bardzo mi się podoba. Jak już pisałam przy pierwszych rozdziałam na Dzieciach Slytherinu, nie przepadam za opisywaniem egzystencji Snapea, ale ty robisz to tak umiejętnie i fajnie, że czytam to z dużą przyjemnością. No i jest Corny! A ty masz chyba małe zboczenie na robieniu z niej córki Severa, hę? Biologicznej czy przyrodniej, to już bez znaczenia. Ja osobiście nie mam nic przeciwko, nawet pasuje :)A poza tym? Poza tym to ciesze się, że naprawdę łączy ją coś z Draconem, podoba mi się, że odbiegłaś od kanonu podczas bitwy i w ogóle wszystko mi się podoba :D Szczególnie niewinnie zapytanie o wyjście na impreze klasową... ekhem, imprezę? To takie łagodne określenie :)...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No przykro mi, ale mi się za długi napisał ;p Nic na to nie poradzę, że czasem jak mnie coś chwyci, to piszę bez opamiętania. Ale wiesz, to nie ma być tak, że Ty chcesz, musisz dobić do tych czterech stron, bo wtedy czujesz przymus. Pisanie ma być przyjemnością, no nie?

      Cieszę się, że przekonuję Cię do Severa. Ja za do wielbię go namiętnie, mogłabym pewnie o nim pisać, gdyby nie to, że wtedy zdradziłabym mojego Draco, a on by mi tego nie wybaczył ;p I tak, mam zboczenie do robienia z Corny jego córki, może dlatego że on się na ojca totalnie nie nadaje i tak fajnie nieporadnie radzi sobie z dziećmy xD

      Kanon jak zwykle u mnie leży i kwiczy. Jaki w ogóle ma sens kanon w ff? Przecież już sama idea ff łamie cały kanon.

      Pozdrawiam.

      Usuń
  4. Bardzo podoba mi się opowiadanie z perspektywy Snape'a, ponieważ sama go uwielbiam, mimo wszystko ;)
    Fragmenty, wtrącenia, przemyślenia i wspomnienia pomiędzy dialogami przyciągają uwagę i jednocześnie są miłą pauzą. Prócz tego nie mam nic do zarzucenia formie, czy stylowi, są wręcz idealne :)
    I na koniec dodam, że wykreowałaś naprawdę ciekawą postać, więc mam nadzieje, że będziesz kontynuować tą historię. (ps. szablon jest śliczny) ;)
    Pozdrawiam, L. ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sever jest strasznie plastyczny, jeśli chodzi o opisywanie jego przemyśleń. A może to tylko ja mam zboczenie do wrednych sukinsynów xD Ale tak naprawdę jest to opowieść o Draconie, choć pojawi się on personalnie dopiero w czwartym rozdziale. Piszę tak na wypadek, gdybyś potem się zdumiała ;p Bo to jest po prostu drugi tom opowiadania, a nie oddzielna opowieść. Choć perspektywa Severa pewnie jeszcze się pojawi.

      Miło, że wpadłaś i że Ci się podoba. Dziękuję za ciepłe słowa. Szablon mnie również okropieńczo się podoba.

      Pozdrawiam.

      Usuń
  5. Lubię Severusa. Uwielbiam. Jest to jedyna postać która pani Rowling wyszła najlepiej w całej książce. Jak dla mnie Ty w nim nic nie zmieniasz. Jest po prostu Severusem, którego poznałam w książkach i to jest cudowne (mam nadzieję, że nie obrazisz się za to co napisałam). Po prostu Severusa nie da się inaczej opisać. Corny córką Snapea? No dobry żart roku, ale może w tym jest jakaś część prawdy? W końcu nigdy nic nie wiadomo. Trochę mało Dracona, ale czekam na kolejne rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ oczywiście uznaję to za komplement ;) I absolutnie się zgadzam, że w sadze jest idealny. Dlatego staram się nie zmieniać jego charakteru i działać jedynie otoczeniem. A, jak już ktoś mi wytknął, robienie z Cors córki Severa to po prostu moje naturalne zboczenie. Trzeba mi to wybaczyć ;p

      Może Cię zmartwię, ale Draco pojawi się personalnie dopiero w czwartym rozdziale. Trzy pierwsze to taki wstęp do jego historii. Napawaj się Severem, bo potem za to jego będzie mniej.

      Pozdrawiam.

      Usuń
  6. Aaa... chyba ominęłam pierwszy rozdział, ale nadrobię Beo obiecuje.
    Co do rozdziału mówiłam już, że uwielbiam Corny?
    Ona jest najlepsza i jedyna w swoim rodzaju.
    Moim skromnym zdaniem nie ma drugiej takiej jak ona i podoba mi się, że dużo Seva u Ciebie.
    W fajny sposób ukazujesz ich relacje.... chyba biednemu nie jest łatwo mieszkać z żywiołową i pewną siebie Corny.
    Hmm a więc w rzeczywistości Corny nie jest córką Snepa?
    Jakoś wydawało mi się jest...
    Buuu:( czy ja naprawdę wyczytałam, że Draco pojawi się dopiero w czwartym rozdziale?
    No jak tak można!!
    Czy mówiłam że super wspaniały szablon?
    Chyba najlepszy do tej pory!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej, napisałam już pół komentarza i głupia o tym zapomniałam, stronę odświeżyłam i wszystko się usunęło T.T Muszę pisać jeszcze raz.

      Nie wiem, o jakim rozdziale mówisz, bo na razie wszystko komentowałaś i nie przypominam sobie, żebyś coś ominęła. Chyba że z pierwszego tomu, bo w tym, drugim, to właśnie teraz piszemy pod pierwszym rozdziałem. Inny na razie się nie pojawił.

      Corny jest specyficzna, może stąd Twoje podejście do niej. Po prostu jest inna niż wszyscy wokoło i stąd człowiek automatycznie zwraca na nią bardziej uwagę niż na pozostałych ludzi w otoczeniu. A co do Snape'a, to sądzę, że nie wytrzymaliby ze sobą długo. Któreś w końcu zabiłoby to drugie i taki byłby tego finał ;p Mają jednocześnie bardzo różne i bardzo podobne charaktery. I Corny nie jest naprawdę córką Severa, przynajmniej nie na ten moment, bo na razie mam co do tej dwójki inne plany. Chyba że mi się odmieni, co bardzo jest możliwe.

      Tak, Draco pojawi się dopiero w czwartym rozdziale. Przykro mi, że Ci tym martwię, ale bez historii Corny nie ma sensu wprowadzać Draco, bo to trochę niezrozumiałe będzie. Ten nowy tom ma zbytni przeskok "wątkowy" i muszę na początku wyjaśnić to i owo. Proszę o cierpliwość :)

      Tam, mówiłaś, że jest ładny. Też tak uważam. Christel bardzo dobrze dobrała zdjęcia.

      Pozdrawiam.

      Usuń
  7. Sorry, że dopiero teraz, ale zawsze mam poważny problem, żeby się zmobilizować do nadrabiania czegoś ;). Leń ze mnie i tyle, ale w końcu dotarłam, połowa pierwszego rozdziału za mną, ale nie wiadomo, jak to będzie z tempem dalej.
    Wgl, podoba mi się to opisanie Corny w domu Snape'a. Tutaj można było ją poznać z innej strony niż w Dzieciach. Pierwszej części co prawda nie czytałam, więc nie wiem, co się tam działo, nie mniej jednak, zrobienie z tej dziewczyny córki Sevka jest ciekawym pomysłem. Tylko czy ona jest nią naprawdę, tylko przez tyle lat ukrywano ten fakt, czy to po prostu taki tam wymyślony kit?
    Wgl, widzę, że to opowiadanie nie jest zbyt kanoniczne i trochę rzeczy pozmieniałaś w świecie magii, nie mniej jednak, widzę, że tu wciąż działa Voldek, a z nim jest ciekawie ^^.
    Ukazanie relacji ojciec - córka wyszło świetnie i zarazem zabawnie. Było sporo momentów, kiedy miałam przy czytaniu zaciesz na twarzy. Oni świetnie się razem nadają, serio.
    I wyobrażam sobie, że to spotkanie klasowe było naprawdę ostre znając twoje upodobania, więc nie dziwię się Snape'owi, że nawet nie wnikał w szczegóły.
    Wgl opisy, dużo opisów! <333333333333.

    OdpowiedzUsuń
  8. Draco zachował się w stosunku do Corny naprawdę w porządku, zupełnie jakby wcale nie był sobą :) Podoba mi się to, że kreujesz go po swojemu, wgl. wszyscy twoi Ślizgoni wydają się być strasznie fajnymi postaciami, które doskonale wiedzą, czego chcą od świata, mają swoje marzenia, plany, mimo iż na zewnątrz panuje wojna.
    W sumie nie dziwię młodemu Malfoyowi że zareagował tak, a nie inaczej. W końcu naprawdę zależało mu na Morgenstern, była jego przyjaciółką, a potem dziewczyną. To chyba oczywiste że mu na niej zależało! Śmierciożercy i Komisja nie mieliby litości dla nikogo, nawet dla Corny, która znała ślizgonów, przyjaźniła się ze Ślizgonami i chodziła z Malfoy'em. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze z planem i Draconowi uda się ją uratować. Na początku myślałam, że ona rzeczywiście jest jego córką, poza tym, jest do niego bardzo podobna i zastanawia mnie jej pochodzenie ^^
    Wydaje mi się, że Corny trochę pogubiła się w tym wszystkim, że potrzebuje wsparcia i opiekuna, któremu będzie mogła się wyżalić i który będzie się o nią troszczył, choć Severus nie jest idealnym kandydatem, nie pozwolił jej dotknąć tych ksiąg ze względu na bezpieczeństwo dziewczyny.
    Poza tym, trochę zaskoczyło mnie jej podejście do świata. W pozytywnym sensie. Morgenstern jest zupełnie inna, niż pozostałe sieroty, nie narzeka na wszystko, nie wydaje być się oschła w stosunku do innych i nie zamyka się w sobie tylko stara się czerpać z życia to, co najlepsze.
    To chyba tyle. Ach, no i jeszcze uwielbiam twój styl pisania <3 Potrafisz doskonale wczuć się w postać, o której piszesz dany fragment ^^ Teksty a także przemyślenia Severusa są boskie <3

    OdpowiedzUsuń

Pod rozdziałami proszę zostawiać tylko komentarze na temat treści. Wszystko inne będzie traktowane jako spam, a na spam jest odpowiednia zakładka.