Złap mnie, jeśli potrafisz
[UWAGA! WULGARYZMY]
— Proszę? Czy mogłabyś powtórzyć? Chyba nie wszystko do mnie dotarło —
powiedział po raz trzeci w ciągu ostatniej godziny.
Corny posłała mu rozżalone spojrzenie. Siedziała ze skrzyżowanymi nogami
na swoim łóżku, wśród rozgarniętej pościeli, w cienkiej piżamce składającej się
z białej koszulki na wąskie ramiączka i krótkich szortów w czarno-białą kratkę.
Jej włosy wyglądały dokładnie tak, jak powinny wyglądać o tej porze – potargane
i niesforne. Wyglądały też tak prawie codziennie w szkole.
Draco miał wrażenie, że z szoku wypadnie zaraz przez okno, na którego
parapecie właśnie przysiadł. Zamknął oczy i ścisnął nasadę nosa. Merlinie, czy
ta dziewczyna choć przez pięć minut mogłaby usiedzieć spokojnie w miejscu i nie
pakować się w żadne kłopoty? Od pakowanie się w kłopoty był on. Westchnął.
— Corny, co ty, do jasnej cholery, robiłaś w środku nocy na Nokturnie?! —
zapytał ostro, otwierając oczy. — O ile pamiętam, miałaś tylko iść na kawę z
Pansy i Daph, a nie szwędać się po podejrzanych okolicach.
Dziewczyna żachnęła się nieco i otworzyła usta, żeby odpowiedzieć coś z
oburzeniem, ale natychmiast je zamknęła pod jego spojrzeniem. Zakłopotała się
lekko. Draco poczuł w środku jakiś przypływ tryumfu, że w końcu coś do tej jej
pustej główki dotarło. Miał nadzieję, że odrobina z tego nie wywietrzeje tak od
razu i trochę czegoś tam zostanie. Dziewczyna zaczęła skubać brzeg bluzeczki.
— Hmmm… więc ja… — wymamrotała niepewnie. — No bo ja…
— No bo CO ty?
— zirytował się. — Jeśli możesz, wytłumacz mi, o co w tym wszystkim chodzi, bo
za cholerę nie mogę tego zrozumieć. Po jakie licho polazłaś na Nokturn?
Przecież nikt ci nie kazał.
— No bo ja… ten no… No ja miałam przeczucie — wydukała w końcu.
Popatrzył na nią z niedowierzaniem.
— Przeczucie?
Skwapliwie pokiwała głową.
— Kurwa, jakie znowu przeczucie?! — wrzasnął, nie martwiąc się wcale tym,
że w pokoju obok spał właśnie Snape, który miał przecież nie wiedzieć o jego
nocnej wizycie.
— Ja… — zająknęła się. — No ja nie wiem.
— Czekaj — rzucił, patrząc na nią z niepokojem. Szczerze obawiał się o
jej zdrowie psychiczne. — Chcesz mi powiedzieć, że miałaś przeczucie, żeby iść
na Norkturn, zamordować trzech śmierciożerców i nie wiesz dokładnie, o co w tym
wszystkim chodziło? Otaczają mnie wariaci — wymamrotał do siebie.
— To niedokładnie tak — obruszyła się lekko, ale jakoś słabo jej to
wyszło. Draco uniósł brwi, przez co zmieszała się i zawahała. — Coś mi
powiedziało, że powinnam tam pójść. Nie wiedziałam, że będzie tam trzech typków
z ilorazem inteligencji nogi od stołu, którzy zapragną mnie zaatakować —
wytłumaczyła. — Ja się tylko broniłam!
— Wielka wróżka nagle nie wiedziała. I ona tylko się broniła! — sarknął
pod nosem. W tej chwili coś mu się przypomniało. — Czekaj, gdzie to było?
— Pod Różanym Krzakiem.
— Różany Krzak to ten burdel niedaleko Borgina i Burke’a, tak?
— Mhm.
No i zdaje się, że oto właśnie mamy naszych zaginionych posłańców od
Borgina, pomyślał z przekąsem. Ciekawe, jak ja to wytłumaczę Voldemortowi. Że
zamordowała ich siedemnastolatka? Nie ma co, Snape się ucieszy, gdy oberwie za
swoją córeczkę. A Draco oberwie dwa razy, gdy nie będzie potrafił
wytłumaczyć całego zajścia. Świetnie.
— Draco? O czym myślisz? — zapytała niepewnie dziewczyna.
— Cors, czy oni mieli coś przy sobie? — rzucił, ignorując jej pytanie.
Oderwał się od okna i usiadł obok niej. — Nie wypadło im nic, gdy z nimi
walczyłaś? Jakaś drobna paczuszka? Fiolka z eliksirem? — drążył napastliwie.
Zamrugała gwałtownie.
— Ja… Nie wiem — odparła niepewnie. — Może. Nie zwróciłam uwagi. To coś
ważnego? — zaniepokoiła się. — Może profesor będzie wiedział…
— Snape? — zdziwił się odrobinę automatycznie, bo myślami był daleko
stąd. — Skąd niby Snape… Corny! — oburzył się, wracając do rzeczywistości i
widząc jej zakłopotanie. — Corny, ty chyba mu nie powiedziałaś…?
— No ja… Trochę trudno było wytłumaczyć fakt, że wracam do domu cała we
krwi, nie sądzisz? — odparła cicho, wpatrując się w swoje dłonie.
— Super — sarknął Draco. — No po prostu super. Co tam jeszcze masz mi do
opowiedzenia? Ależ nie krępuj się. Najwyżej cię zamorduję.
Zawahała się.
— Chyba zgubiłam twój sztylet.
Powstrzymał się od uderzenia dłonią w czoło. Popatrzył na dziewczynę jak
na wariatkę. Musiała nią być, skoro w czasie jednej nocy potrafiła zrobić aż
tyle tak bardzo głupich rzeczy. Nawet jemu się to nie udawało, a tu volia!
Wystarczyło ją na chwilę spuścić z oczu i mógł sobie kupować trumnę.
Zastanowił się głęboko, jakim cudem znał ją dziesięć lat i jeszcze żył.
Przy takim nagromadzeniu pecha, dawno ci wszyscy, którzy mieli z nią choć
trochę większą styczność, powinni wąchać kwiatki od dołu. Zaczynając od niego.
Albo życie po prostu postanowiło sobie z niego zakpić i teraz oddawało profity
od tych wszystkich wypadków, w których mieli szczęście. Pieprzona karma. Czy
musiała obrać sobie Corny jako obiekt? To bardzo głupie z jej strony. W
konfrontacji z Morgenstern nawet karma wysiadała i prędzej czy później musiało
to się dla niej źle skończyć. Corny po prostu była odwrotnością Pottera, który
podobnież zawsze miał niebywałe szczęście.
Draco stwierdził, że zabicie jej to za mało.
— Cors, czy ty chcesz mnie wykończyć? — zapytał z lodowatym spokojem,
robiąc kilka uspokajających oddechów.
Posłała mu urażone spojrzenie. Patrzyła na niego tak niewinnie spod
firanki długich rzęs, że zaczynał czuć wyrzuty sumienia. Jego umysł właśnie
dawał mu do zrozumienia, że to absolutnie i wyłącznie jego wina, że Corny
poszła sobie w środku nocy na Śmiertelny Nokturn, zamordowała tam trzech
śmierciożerców i zgubiła jego sztylet, a potem poinformowała o wszystkim
Snape’a. Świetnie.
— Nie rób takiej miny — zirytował się. Gwałtownie podniósł się z materaca
i zaczął niespokojnie krążyć po niewielkim pomieszczeniu. Stała tu szafa,
komoda, biurko z jednym krzesłem, regał na książki, łóżko i kufer w jego
nogach. — Tych trzech typków miało odebrać od Borgina i dostarczyć Jego
Mrocznej Mości ściśle tajną przesyłkę, która teraz gdzieś wsiąkła. Jeśli jej
szybko nie odnajdę, wsiąknę tak samo jak ona. Mój sztylet na miejscu zbrodni
nie jest w tej chwili pomocny.
— Przepraszam — wymamrotała ze skruchą, wbijając wzrok w dłonie złożone
na skrzyżowanych kostkach. — Wiesz, że nie zawszę panuję nad przeczuciami.
Westchnął. Przestał krążyć po pokoju i znów stanął przy oknie. Miał
wielką ochotę zapalić, ale wiedział, że Corny się to nie spodoba, nawet przy
tak dużym stężeniu poczucia winy. Tolerowała jego nałóg tylko do pewnego
stopnia i była przeciwniczką palenia wewnątrz domu.
— Czyli nie masz przeczucia, co się stało z tym eliksirem?
Pokręciła głową.
— No to mamy problem.
Oparł się dłońmi o parapet i popatrzył w ciemność. Przez otwarte okno do
pomieszczenia wdzierały się chłodne podmuchy wiatru. Było krótko po północy, a
niebo nad Cokeworth [1] prawie całkowicie zakryły gęste chmury i krajobraz za
domem zlewał się w jedną wielką czarną plamę. Corny dostała pokój (a
raczej składzik na kociołki) z widokiem na pola, brudną rzekę i las w oddali,
co chyba było o wiele lepszą opcją od zaśmieconej ulicy i obdrapanego budynku,
na który wychodziły okna po drugiej stronie domu. Ale znając ją, byłaby
szczęśliwa, nawet gdyby z okna widziała cmentarz. W końcu to właśnie była
Corny.
— Gniewasz się na mnie? — zapytała cicho, podchodząc do niego. Objęła go
od tyłu i przytuliła policzek do jego pleców. — Przepraszam. Nie miałam
pojęcia, że to się tak skończy.
— Ty i te twoje przeczucia — wymamrotał z westchnieniem, odwracając się w
jej objęciach. — Więcej z nimi problemów niż pożytku. Skoro ich nie
kontrolujesz, to mogłabyś chociaż zastanowić się, zanim polecisz za nimi na
złamanie karku i znów się w coś wpakujesz.
Wymamrotała coś w jego koszulę, ale chyba nie zależało jej zbyt mocno,
żeby ją zrozumiał. Popatrzył na nią z góry, a ona nagle zadrżała z zimna. Zanim
zdążył cokolwiek zrobić, puściła go na chwilę, a potem schowała ręce pod jego
czarnym płaszczem i znów go objęła w taki sposób, jakby bała się, że zaraz
gdzieś ucieknie. Zamknęła oczy i wtuliła się w niego, a on okrył ich oboje
szeroką szatą. Choć jakiś z niej pożytek, pomyślał z przekąsem.
— Przepraszam — powtórzyła po raz setny tej nocy.
— Jakoś to przeżyję — odparł już bez złości, a potem dodał z sarkazmem:
— Przynajmniej mam taką nadzieję.
W myślach już prawie widział siebie rozszarpywanego na strzępy przez
bardzo wymyślne klątwy Mrocznego Lorda, który rzucał kolejne kawałki Nagini, ta
zaś zwinnie łapała je w locie niczym tresowany tygrys na pokazie w cyrku. A
raczej tresowany wąż. No to się wężyca za dużo na nażre, stwierdził w duchu w
przypływie czarnego humoru. Jestem bardzo żylasty.
— Stęskniłam się za tobą — powiedziała nagle cicho Corny w jego koszulę.
Draco szybko odsunął od siebie obraz Nagini, której stawała kantem w
gardle jego własna kość i wrócił do rzeczywistości.
— Widzieliśmy się trzy dni temu — zauważył spokojnie, prawie
automatycznie broniąc się przed przyznaniem, że i dla niego były to bardzo długie
trzy doby. — A poza tym, miałaś Snape’a na otarcie łez — dodał z sarkazmem.
Prychnęła, nagle zirytowana.
— Jasne. Mówiłam ci, że od kilku dni ze sobą nie rozmawialiśmy. Bardzo
długo zajęło mu przetrawienie kilku drobnych faktów z mojego życia. — Draco od
razu domyślił się, o jakich faktach była mowa i, w sumie, niewiele się
Snape’owi dziwił. — A wczoraj rano postanowił mnie zamordować.
— CO?!
Poczuł, jak wszystkie jego mięśnie napinają się odruchowo. Mimo głośnych
protestów dziewczyny, wyplątał się z jej objęć i odsunął ją na wyciągnięcie
ramion, żeby się jej uważnie przyjrzeć. Wyglądała całkiem normalnie, jak tylko
normalnie może wyglądać Corny Morgernstern, i bez widocznego uszczerbku na
ciele. Była jedynie oburzona, że tak bezpardonowo jej się wyrwał.
— Jak to: postanowił cię zamordować? — zapytał zimno. Obraz
zaczynała przysłaniać mu już czerwona mgiełka.
Corny zamrugała gwałtownie, wyrwana z własnych rozmyślań. Gdy dotarł do
niej sens jej własnych słów, zatknęła się powietrzem, a potem szybko zasłoniła
usta i posłała chłopakowi przerażone spojrzenie. Zanim zdążył powiedzieć coś
jeszcze lub uczynić jakikolwiek ruch, jednym ruchem wyszarpnęła swoje ramiona z
żelaznego uścisku jego dłoni i znów złapała go mocno w pasie. Chyba się bała,
że zaraz pobiegnie zamordować Snape’a. Nie, żeby nie miał na to teraz ochoty.
— O Morgano — jęknęła, prawie chowając głowę pod jego ramię. — Nie, nie,
nie, Draco, to całkiem nie tak — zaczęła szybko się bronić, co oznaczało potok
nie do końca składnych zdań. — Znaczy, to tak, tylko nie do końca tak. Ale na
pewno to zupełnie nie tak, jak myślisz. Tylko tak po prostu on nie chciał,
znaczy tak nie do końca chciał, bo tylko trochę chciał, a trochę nie chciał i
ja…
— Corny.
Zamilkła natychmiast. Spojrzała na niego zalękłym wzrokiem spomiędzy fałd
jego płaszcza i koszuli, co w innej sytuacji może wyglądałoby komicznie, ale w
tym momencie Draco nie widział w tym nic śmiesznego. Czuł, że głowa bolała go
nawet bardziej niż po spotkaniu z Voldemortem i ciotką Bellą. Tam przynajmniej
coś rozumiał, a tutaj za cholerę. Zamknął oczy i ścisnął nasadę nosa.
— Corny, powoli i bardziej precyzyjnie.
Wzięła bardzo głęboki oddech.
— No bo ja powiedziałam profesorowi o Sarah Smith i on chyba nie bardzo
to przyjął do wiadomości, więc nie chciałam mu się zbytnio narzucać, więc go
przez pewien czas unikałam, a on zrozumiał to całkiem opacznie i po prostu
stwierdził, że jak mnie zamorduje, to będzie miał kłopot z głowy — wyrzuciła
jednym tchem, stosując się jedynie do drugiej części polecenia. — Ale to nie
tak, że on naprawdę miał mnie zamiar zabić. Znaczy, chciał, ale tak nie do
końca.
— Merlinie — westchnął Draco po raz kolejny tej nocy. Czekał, aż
dziewczyna roześmieje się w głos i krzyknie: Prima Aprilis! Cóż z tego,
że pod koniec lipca? Ale nic takiego się nie wydarzyło. — To w końcu chciał czy
nie chciał, bo już nic z tego nie rozumiem.
— No ja nie wiem — odparła Corny z nagłym zakłopotaniem. — Bo ja miałam
tylko przeczucie, że chciał, więc uznałam, że trzeba się bronić. Ale potem
zszedł na śniadanie i mnie nie zabił, więc chyba nie do końca chciał, no nie? —
Spojrzała na niego błagalnie.
— Nie mam pojęcia.
— I nie masz zamiaru go zabijać? — upewniła się.
Zachichotał.
— Nie, nie mam. Możesz mnie już puścić.
Zamiast tego znów schowała się pod jego płaszczem. Tegoroczne lato znów
było zimne i deszczowe, w przeciwieństwie do dwóch ostatnich, a noce chłodne i
wietrzne. Draco miał na sobie całe podstawowe umundurowanie śmierciożerców,
więc niekoniecznie to odczuwał, ale Corny była w samej piżamie, bardzo cienkiej
i przewiewnej. Do tego najwyraźniej uznała, że za karę nie powinna protestować
przeciwko szeroko otwartemu oknu i wdzierającemu się do pokoju zimnemu nocnemu
powietrzu. Draco skarcił się za swoją własną głupotę. Zaklął pod nosem i
zamknął okno jednym machnięciem różdżki, a potem złapał dziewczynę w pasie i
przeniósł na łóżko. Była boso, no jasne.
— Jak dostaniesz zapalenia płuc, to oczywiście będzie na mnie —
wymamrotał z irytacją, okrywając ją kołdrą.
— Od kilku lat nie miałam nawet kataru — zaprotestowała, a potem kichnęła
dla potwierdzenia tych słów.
Draco uśmiechnął się z kpiną.
— Jasne. Właśnie widzę.
Kichnęła jeszcze kilka razy, a on pokręcił głową. Jeśli to miała być
pokuta, to głupszej chyba sam nie mógłby wymyślić, a przecież był mistrzem idiotycznych
pomysłów. Jeszcze tego brakowało, żeby musiał martwić się przeziębioną Corny i
tym, czy Snape przypadkiem nie odstawi jej do Malfoy Manor, gdy będzie już miał
dość jej kichania i pokasływania. A znając Snape’a, zrobiłby to z uśmiechem na
ustach. I cały misterny plan wziąłby w łeb.
Corny ułożyła się wygodniej i przymknęła oczy. Draco widział, że niewiele
jej brakowało do zaśnięcia, a i on sam był dość mocno zmęczony. Wstał i
spojrzał na zegarek. Dochodziła pierwsza.
— Idziesz już?
— Chyba powinienem.
— Nie możesz zostać? — poprosiła, odgarniając przykrycie i przysuwając
się bliżej brzegu materaca. Klęknęła na nim. — Musisz iść?
— Mam zostać? Zdaje mi się, że Snape nie będzie zadowolony, gdy mnie tu
rano zastanie. — Uśmiechnął się paskudnie.
Przewróciła oczami.
— Nigdy tu nie zagląda, gdy śpię. Przeraźliwie boi się, że zostanie
oskarżony o molestowanie albo że zobaczy jakiś stanik na środku podłogi.
— Odnoszę wrażenie, że Snape w ogóle boi się kobiet.
— Możliwe. — Wzruszyła ramionami. — Zostaniesz? — poprosiła przymilnym
głosem, spoglądając na niego z błaganiem w ogromnych, czarnych oczach.
Skapitulował.
— No dobrze — westchnął. To był stanowczo ciężki dzień, idealny wręcz do
wzdychania na wszystko i wszystkich. — Łaskawie wskaż mi drogę do łazienki, bo
jestem prosto z wycieczki do Mrocznego Dworu.
— A jak cię profesor przyłapie? — wystraszyła się.
— A co, lunatykuje? Jak mnie zobaczy, to powiem mu, że to wszystko tylko
mu się śni. Corny — przewrócił oczami na jej przerażone spojrzenie — nie
przyłapie mnie. Potrafię być niezauważalny, jeśli chcę.
Nieco niepewnie pokiwała głową i powiedziała, jak tam trafić.
Mieszkanie Snape’a było dokładnie takie, jak Draco sobie wyobrażał. Małe,
ciasne i ciemne. Brakowało tylko grubej warstwy kurzu, ale Draco stwierdził, że
to pewnie wyłącznie zasługa Corny. Bezszelestnie przemknął przez korytarz i bez
trudu trafił do niewielkiej łazienki na jego końcu. Cicho zamknął drzwi.
Ściągnął z siebie czarny płaszcz i rzucił go na brzeg wanny. Miał nadzieję, że
nie zapomni o nim przy wyjściu, bo Corny będzie musiała się grubo z tego
tłumaczyć. Spojrzał w lustro. W sumie, to nawet nie wyglądał gorzej niż zwykle,
jedynie cienie pod oczami były bardziej sine. Blady był od urodzenia. Żałował,
że nie zabrał ze sobą szczoteczki do zębów, ale kto by przewidział, gdzie
będzie się akurat kręcił? W takim rozrachunku musiałby nosić ze sobą cały
kufer.
— Płaszcz! — syknęła Corny, zanim zdążył zamknąć drzwi jej pokoju.
Spojrzał na siebie i powstrzymał chęć uderzenia się dłonią w czoło.
Miałeś nie zapomnieć, idioto jeden, wrzasnął na siebie w myślach.
— Szlag — warknął, wracając na korytarz.
Gdy po raz drugi wrócił do sypialni Corny, tym razem ze śmierciożerskim
płaszczem w rękach, na przeciwległym końcu korytarza skrzypnęła podłoga. Był to
bardziej szelest niż skrzypnięcie, ale słuch Dracona bez problemu wychwycił ten
dźwięk. Malfoy przytknął palec do ust, dając dziewczynie do zrozumienia, że miała
być cicho, a sam przywarł do ściany między szafą a drzwiami. Corny od razu
zdmuchnęła świeczkę stojącą na biurku i zamarła na łóżku, prawie zapominając o
oddychaniu. Draconowi wydawało się, że minęła wieczność, nim kroki oddaliły
się, ale pozwolił sobie na głębszy oddech, dopiero gdy usłyszał bardzo, bardzo
cichy odgłos zamykających się drzwi po drugiej stronie korytarza. Nie ma to jak
dobry słuch u mordercy, pomyślał chłopak z przekąsem.
— Mówiłam! — zawołała szeptem Corny gdzieś w ciemności.
Przewrócił oczami, mimo że nie mogła tego widzieć. Czekał, aż jego wzrok
przyzwyczai się choć trochę do mroku, ale przez okno nie wpadało światło nawet
najmniejszej gwiazdki. Odpuścił sobie i na wyczucie podszedł do łóżka.
— Tak, ale mówiłaś też, że Snape do ciebie nie zagląda — zauważył,
siadając na brzegu materaca i rozsznurowując buty.
— Bo nie zagląda. Teraz też nie zajrzał.
— Tak, oczywiście, tylko stał pod drzwiami i nasłuchiwał. A jak
stwierdzi, że coś jest nie tak, to zajrzy przez dziurkę od klucza.
— Och, daj spokój, od kiedy ty tak przejmujesz się Snape’em —
wymamrotała, gdy wsunął się do niej pod kołdrę. Przytuliła się do jego torsu, a
jego prawą nogę oplotła swoją nogą. — Przecież jesteś wielki i zły Draco Malfoy
i masz wszystkich tam gdzie słońce nie dochodzi.
Zaśmiał się cicho.
— To się nazywa podsumowanie całego mojego życia w jednym zdaniu.
— Do usług — mruknęła sennie.
Zasnęła szybko, a on jeszcze przez chwilę leżał wbijając wzrok w
ciemność, która zlewała wszystko w jedno ciemną masę. Nie widać było niczego
poza nią, gdzie się kończył, a gdzie zaczynał pokój Corny, skąpych mebli, okna
ani nic za nim. Draco wytężał wzrok i próbował skupić go w miejscu, gdzie, jak
pamiętał, coś stało, ale była jedynie wszechobecna czerń. A potem pogrążył się
w pierwszy od dawna spokojny sen.
Ostre poranne słońce wdarło się przez okno do pomieszczenia i liznęło go
po twarzy. Jęknął i przysłonił twarz dłonią.
— Dzień dobry.
Gwałtownie otworzył oczy i syknął, bo oślepiło go jasne światło. Gdy jego
oczy w końcu przyzwyczaiły się do jasności, rozejrzał się po pomieszczeniu.
Było ono prawie ascetycznie urządzone, bez zbędnych ozdób. Draco w pierwszej
chwili nie pamiętał, gdzie się znajdował, ale potem poznał proste, hebanowe
meble i białe ściany. Corny siedziała na jedynym krześle w pomieszczeniu
stojącym tuż obok biurka i czesała swoje długie włosy. Czesała je. Draco
widział to po raz pierwszy w życiu. Miała na sobie ciemne jeansy i szeroką
koszulkę z napisem: Godzina zero, które to ubrania też widział po raz
pierwszy w życiu. Podniósł się na łokciu i przyglądał jej z ciekawością. To się
fachowo nazywa: nowe doświadczenie.
— Która godzina? — zapytał odruchowo. Jego zegarek, o ile dobrze
pamiętał, znajdował się w kieszeni spodni, które wisiały na oparciu krzesła.
— Pięć po siódmej. Profesor w tej chwili jest chyba w łazience, ale zaraz
będzie schodził na śniadanie — poinformowała go, zaplatając włosy w warkocz, na
którego końcu zawiązała czarną kokardę z aksamitnej tasiemki. — Czy mam cię
oficjalnie przedstawić? — dodała z psotnym uśmiechem.
Spojrzał na nią z urazą, ale zaraz uśmiechnął się w taki sam sposób.
— Czy przypadkiem chłopaka nie przedstawia się rodzicom, zanim pójdzie
się z nim do łóżka? — Uniósł kpiąco brwi. — Mogłabyś mi podać moje ubrania?
Ze śmiechem rzuciła mu je w twarz.
— Jesteś straszny — parsknęła, kręcąc głową. — A poza tym, profesor nie
jest moim ojcem.
— Oficjalnie jest — zauważył Draco, zakładając spodnie. Srebrny zegarek
wypadł z kieszeni spodni i złapał go w ostatniej chwili, tuż przy ziemi. — Choć
sądziłem, że po prawie miesiącu mieszkania z nim pod jednym dachem, będziesz
mówić do niego przynajmniej po nazwisku.
— Dziwnie by to brzmiało.
— Czemu? — zdziwił się, zapinając pasek. — Gotujesz, sprzątasz, pierzesz
i nie wiem, co tam jeszcze, to mógłby chociaż być dla ciebie miły.
— Jest miły.
Uniósł brwi.
— I okazuje to, próbując cię zabić?
Przewróciła oczami, cmoknąwszy z poirytowaniem. Odłożyła szczotkę do
włosów na biurko i wstała z krzesła. Bez makijażu, z grzecznym warkoczem i w
nie do końca czarnych ubraniach, wyglądała całkiem inaczej. Tak zwyczajnie i
przeciętnie, że aż niezwykle. Draco musiał przyznać, że była jakby ładniejsza.
— To był jednorazowy wypadek — rzuciła.
— Jednorazowy wypadek — prychnął pod nosem. Zapiął guziki od
mankietów i krytycznie przyjrzał się swojej wygniecionej koszuli, próbując ją
choć odrobinę rozprostować. Cudnie. — Wiesz, Cors, gdyby każde morderstwo w
afekcie można byłoby nazwać jednorazowym wypadkiem, Azkaban stałby teraz pusty.
Widziałaś może gdzieś moje buty?
— Są pod łóżkiem. Rozumiem, co masz na myśli, ale w przeciwieństwie do
tych siedzących w Azkabanie, profesor mnie jednak NIE zabił. A to chyba coś
znaczy, no nie? — zauważyła spokojnie.
Draco zaklął cicho, podnosząc się z podłogi. Dlaczego pod każdym łóżkiem
było tyle kurzu?, zirytował się. To była jakaś światowa norma, czy jak, do
diaska, żeby ludzie nie umierali z powodu braku bakterii? O ile w tym kurzu
cholernym były jakiekolwiek przydatne człowiekowi bakterie. Przysiadł na brzegu
materaca i wciągnął buty. Corny stanęła obok niego z rękoma założonymi na
piersi.
— Tak. Że jesteś sprytniejsza. Gdyby chodziło o jakąś inną dziewczynę,
dam sobie rękę uciąć, że dawno byłaby martwa.
— Przez to śmierciożerstwo dostajesz paranoi. Wszędzie widzisz spisek.
— Słońce moich dni, spisek to drugie imię każdego Malfoya, więc ja ich
nie wypatruję, ja je knuję.
— Jaaassne — zaśmiała się. Zanim zdążył zaprotestować, odsunęła płaszcz,
po który sięgał i usiadła mu okrakiem na kolanach. Otoczyła jego szyję rękoma. —
Bo ty jesteś wielki i zły Malfoy, którego wszyscy powinni się bać.
— Właśnie — mruknął.
Jego ciało zareagowało automatycznie. Miał wrażenie, że od początku tylko
na to czekał. Natychmiast złapał dziewczynę za biodra i przysunął bliżej
siebie. Nie protestowała. Była tak blisko, że czuł bijące od niej ciepło.
Musnął jej wargi swoimi, początkowo delikatnie, potem z coraz większą
natarczywością. W pewnej chwili jęknęła cicho w jego usta i naparła na niego
całym ciałem. Przyciskała swoje usta do jego tak, jakby od tego zależało jej
życie. Draco zachwiał się na początku, a potem poddał jej ciężarowi i opadł na
plecy. Łóżko skrzypnęło cicho. Zachichotała. Brakowało mu trochę welonu jej
włosów, które zazwyczaj opadały po obu stronach ich twarzy, odgradzając ich od
całego świata. Uwielbiał wplatać w nie palce i już teraz wiedział, że nie lubił
warkoczy. Dawno wyrósł z ciągnięcia koleżanek za warkocze. Bez wahania ściągnął
tasiemkę i rozplątał grzeczną fryzurę, która nie pasowała do Corny Morgenstern,
którą znał. Gęste pukle opadły niczym czarna kurtyna. Przeczesał je palcami,
rozkoszując się ich miękkością, ale szybo odsunął na bok, gdy zajęło go coś innego.
Musnął zębami odsłoniętą skórę tuż nad linią obojczyka dziewczyny. Jęknęła i
odchyliła głowę do tyłu. Brzmiało to jak zachęta i prośba o więcej, a on długo
się nie zastanawiał. Jedną dłoń trzymał na karku Corny, a druga gładziła cienki
pasek odkrytego brzucha, ale było to stanowczo za mało…
W chwili, gdy przesunął dłoń nieco wyżej na brzuchu dziewczyny, rozległo
się trochę nieśmiałe, ale stanowcze pukanie do drzwi. Westchnienie zamarło
Corny na ustach. Zastygli w bezruchu, przez chwilę patrząc się na siebie
nieprzytomnie i ciężko oddychając, a potem jednocześnie spojrzeli w stronę
drzwi. Draco odgarnął czarne włosy dziewczyny, żeby mieć lepszy widok. Ale
drzwi były zamknięte.
— Morgenstern, czy wszystko w porządku?
Spojrzała na niego z przerażeniem w oczach. Na ten widok miał ochotę
zachichotać i z trudem się powstrzymał.
— Oczywiście, panie profesorze — odkrzyknęła szybko mocno zachrypniętym
głosem. Odchrząknęła cicho. — Co miałoby nie być w porządku.?
— Nie wiem, ty mi powiedz, Morgenstern. Jakieś dziwne odgłosy dochodzą z
twojego pokoju. Mogę wejść?
— Morgano, Morgano, Morgano… I co teraz? — jęknęła cicho, wpatrywała się
w Dracona, jakby żądała, żeby coś szybko wymyślił. — Moment! — rzuciła głośniej
tonem, w którym pobrzmiewała ledwie słyszalna nuta paniki. — Wielka Morgano, i
co teraz, do cholery? — szepnęła do Dracona.
— Mówiłaś, że tu nie zagląda — odszepnął, wysuwając się spod niej.
— Bo nie zaglądał!
— No to teraz zagląda.
— Morgenstern?
— Już, już! — pisnęła w panice. — Ubieram się.
Snape po drugiej stronie odrobinę się zatknął i zamilknął. Draco wyobrażał
sobie, jak trybiki w jego głowie obracały się z zawrotną szybkością i umysł
wrzeszczał: Siedemnastolatka! Ubiera się! Uciekać stąd! Chyba naprawdę
bał się kobiet, co tłumaczyłoby jego wieczny stan kawalerstwa, acz wcale nie
tłumaczyło gorących plotek o wielu szkolnych romansach i skandalach, a te
krążyły po Slytherinie od zarania dziejów. W Domu Węża mówiono także, że Draco
Malfoy był na prostej drodze do przyćmienia sławy swojego wychowawcy, ale jego
jeszcze nie przyłapał żaden nauczyciel. Jeszcze.
Draco złapał swój płaszcz poniewierający się po podłodze i bezszelestnie
pomknął do okna. Otworzył je, modląc się w duchu, żeby nie skrzypnęło. Usiadł
na parapecie i przerzucił nogi na zewnątrz. Popatrzył z kpiącym uśmiechem na
spanikowaną Corny, która z niepokojem spoglądała to na niego, to na drzwi.
— Ach, niczym Romeo i Julia — zaśmiał się cicho.
— Idź już — syknęła, sprawiając wrażenie, jakby miała ochotę go wypchnąć.
— Tylko sobie czegoś nie złam! — rzuciła za nim, gdy lekko ześlizgnął się po
ścianie budynku i wylądował pod kuchennym oknem na lekko ugiętych nogach.
— Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny; są one na kształt prochu
zatlonego, co, wystrzeliwszy, gaśnie [2] — wyrecytował patetycznym tonem,
spoglądając w górę i uśmiechając się psotnie.
Pokręciła głową i zamknęła okno.
Zachichotał cicho. Szybko jednak spoważniał i rozejrzał się wokoło,
jednak nie sądził, żeby ktokolwiek go zauważył. Jedyną możliwość miał Snape,
który stracił ją, stercząc pod pokojem Corny. Draco narzucił na siebie czarny
płaszcz i przemknął pod kuchennym oknem. Deportował się dopiero na końcu ulicy
(robił to wciąż nielegalnie, bo podczas pierwszego egzaminu z teleportacji
brakowało mu dwóch dni do siedemnastych urodzin) i znów wylądował przed bramą
dworu.
Nad Malfoy Manor krążyło stado kruków. Na ich widok Draco zacisnął zęby i
szybko przemierzył ścieżkę. Nie ma to jak trauma z dzieciństwa, zakpił w duchu
sam z siebie. Nie mógł jednak nic na to poradzić. Dwór jeszcze był cichy i śpiący,
choć słońce dawno już wyłoniło się zza linii horyzontu i teraz zaglądało w
okna. Chłopak porzucił bezładnie płaszcz tuż obok stojaka na parasole w dolnym
holu i bezszelestnie skierował się do schodów.
Jak to mówili, nadzieja umiera ostatnia.
— Draconie.
Szlag.
— Tak, ojcze?
Lucius siedział w salonie z kieliszkiem czerwonego wina w dłoni. Dracona
nieco zdziwiła wczesna pora, bo ojciec w wolne dni (czyli prawie codziennie)
kładł się spać nad ranem i nie wstawał przed południem. A jeśli wstawał, to tylko
po to, żeby zażądać od skrzatów szklanki wody i eliksiru na kaca.
— Wiesz, która jest godzina, Draconie?
Chłopak odruchowo spojrzał na zegarek.
— Za kwadrans ósma, ojcze — odparł beznamiętnym tonem. Rano, dodał w
myślach. I jestem już za stary na godzinę policyjną.
Mężczyzna z poirytowaniem popukał palcami wolnej dłoni w oparcie fotela i
patrzył na syna ze skwaszoną miną. Co do jednego ciotka Bellatrix na pewno
miała stuprocentową rację – Lucius III Malfoy był mordercą w białych
rękawiczkach, zarówno w przenośni, jak i dosłownie. Akurat dziś miał na sobie
aksamitną szatę w błękitnym kolorze, spod której wystawał kołnierzyk białej
koszuli, a długie, jasne włosy jak zwykle gładko zaczesał do tyłu i ściągnął
nisko nad karkiem jedwabną tasiemką o odcieniu pasującym do szaty. Lucius
pracował w ministerstwie, dawał pieniądze na bale charytatywne i od lat pomagał
w łataniu dziury budżetowej. A brudną robotę zlecał innym. Draco niechętnie
musiał przyznać, że jego ojciec może nie miał wielkiej klasy, ale na pewno
wiedział, jak się ustawić. Nie przeganiano go z kąta w kąt jak jakiegoś kundla.
Oprócz Voldemorta, rzecz jasna, który robił z nim co tylko chciał.
— Gdzie byłeś?
Draco z westchnieniem rezygnacji spojrzał na śmierciożerski płaszcz,
którego nie można było pomylić z żadnym innym. A zbierałem w lesie kwiatki i
jagódki, pomyślał ironicznie. Gdyby miał teraz przed sobą kogoś innego niż
własnego ojca, pewnie uniósłby brwi i popatrzył na delikwenta jak na idiotę.
Miał świadomość, że rozmowy z Luciusem były stąpaniem po cienkim lodzie.
— Załatwiałem pilne sprawy — odparł spokojnie, starając się, aby jego
głos nie brzmiał zbyt butnie. Zrobił niewinną minę, która wcale do niego nie
pasowała.
— Dwie noce z rzędu? — Lucius uniósł brwi w bardzo malfoyowski sposób,
którego to właśnie Draco nauczył się od niego.
Chłopak otworzył usta, ale równie szybko je zamknął. Zapowietrzył się
lekko i spojrzał na ojca z desperacją, jakby ten miał mu w czymkolwiek pomóc.
Poważnie zastanowił się, co robił poprzedniej nocy. No i najważniejsze – gdzie
i z kim był, gdziekolwiek był? Nie mógł sobie przypomnieć. Ktoś obchodził
urodziny? Który w ogóle był przedwczoraj? Dziewiętnasty, dwudziesty? Może był
na imprezie? Tak, to najrealniejsza wersja, w końcu imprez się nie odmawiało.
No, a jak na imprezie, to na pewno z Diabłem, a ten to na sto procent powinien
pamiętać, gdzie byli i z kim. Jasna cholera, pomyślał z przerażeniem. Miał
czarną dziurę w pamięci, a jeśli była impreza, miał wielką nadzieję, że jego
przyjaciel naprawdę wszystko pamiętał i, co najważniejsze, że go choć trochę
pilnował. Draco nawet nie dopuszczał do siebie innej myśli, bo w przeciwnym
razie będzie się musiał gęsto tłumaczyć Corny, a to przyjemne nie będzie…
Szlag, no jasne, Diabeł! Draco doznał olśnienia. Matka Diabła w to lato
po raz setny wychodziła za mąż i zeszłej nocy chłopak ratował kumpla przed
skoczeniem z mostu. Może dlatego nic z tego nie pamiętał. Był świetny w
wyrzucaniu z pamięci wszystkich wspomnień związanych w jakikolwiek sposób z
Simone Zabini.
— Byłem u Blaise’a — odparł, nie mogąc powstrzymać tryumfalnego uśmiechu,
który wpłynął na jego usta. — Nie wiem, czy już słyszałeś, ojcze, ale jego
matka po raz kolejny wychodzi niedługo za mąż — dodał, z satysfakcją obserwując
zmiany na twarzy Luciusa. Czerwone plamy na szyi oznaczały, że jednak nie
słyszał. — No więc Blaise potrzebował pomocy w…
— Idź już do swojego pokoju, Draconie — przerwał mu bezpardonowo ojciec,
machnąwszy na niego ręką. — Boli mnie od ciebie głowa.
No jasne.
— Oczywiście, ojcze. Przysłać skrzata z eliksirem przeciwbólowym?
Spojrzenie Luciusa mówiło wyraźnie, że obejdzie się bez tego. Draco
skinął głową, odwrócił się na pięcie i opuścił dolny salon sztywnym krokiem.
Wbiegł na schody i przemierzył je, przeskakując po dwa stopnie. Dopiero na
piętrze odetchnął głębiej, ciesząc się swoim małym zwycięstwem.
________________
Opis do
tytułu: Złap mnie, jeśli potrafisz – (ang. Catch Me If You Can) tytuł
amerykańsko-kanadyjskiej komedii kryminalnej z 2002 roku opartej na faktach.
[1] Nie wiem,
czy wiecie (ja wiem dopiero od niedawna), ale Spinner’s End znajduje się w
Cokeworth, całkiem sporym mieście w Anglii. Nie mam pojęcia, czy miasto to
istnieje naprawdę, czy pani Rowling je sobie po prostu wymyśliła, a informację
tą mam z Internetu, więc ręki uciąć za nią sobie nie dam.
[2] Wiliam
Szekspir, Romeo i Julia, Akt II, scena 6, wyd. Gebethner i Wolff 1913,
s. 44-45, tłum. Józef Paszkowski (PS. Nie mylić ze Zmierzchem).
Jestem niesamowicie ciekawa Waszego zdania na temat tego rozdziału. Jest on nieco specyficzny i odrobinę niepodobny do mnie, bo ja zwykle nie piszę takich scen. Są zbyt tkliwe i ogólnie nie w moim stylu. No ale nie byłabym sobą, gdybym nie spróbowała czegoś nowego. W następnym rozdziale będzie już Blaise, to mogę Wam obiecać.
Wasza,
Pierwsza :P Kolejny rozdział <3 Aż uwierzyć nie mogę :) Uwielbiam "Złap mnie, jeśli potrafisz" :)
OdpowiedzUsuńPozwól, że dłuższy mój komentarz otrzymasz później ;P
L.
Witaj :*
UsuńW końcu jestem. Przepraszam, że dopiero teraz, ale wczoraj walczyłam z matematyką, a dziś chyba poległam na polu bitwy ;/ Więc na pocieszenie zostało mi wrócenie tu i nacieszenie się czymś, co wywołuje u mnie pozytywne emocje ;) A przechodząc do rzeczy.
Rozdział może do Ciebie nie podobny, ale ja takie uwielbiam. Wiem, że takie sceny są niedaleko banalności, kojarzą się z pierwszym, lepszym filmem romantycznym, ale cóż taka ma dusza, a jej się to podobało :) A jak już porównałaś ich do Romea i Julii. Uwielbiam tą historię, oczywiście nie w każdej odsłonie, ale oryginał czytałam kilka razy, niektóre filmy oglądałam kilkanaście swego czasu.
Podoba mi się specyficzna opieka i troska Dracona. Pod tym względem przypomina mi trochę mnie "Kurwa, jakie znowu przeczucie?!" xD Rozumiem go całkowicie, bo nie potrafię być spokojna jeśli chodzi o sprawy moich bliskich, więc to jest Draco bardzo ludzki, nawet jeśli twierdzi, że jest taki "zły" ;) Nie wiem czemu, ale twój Dracon jest wyjątkowy. Mam do niego od zawsze specyficzne podejście. Lubię go jako tego niedobrego. W większości ff (są to przeważnie Dramione) po pewnym czasie traci on cały swój charakter. A u Ciebie nadal jest świetną postacią mimo iż nie jest osobą bez serca. Chciałabym umieć wykreować go tak jak ty, ja bardzo ostrożnie podchodzę do scen z nim żeby go po prostu nie zepsuć. Choć mam wrażenie, że cienko mi to idzie i akurat tego jestem świadoma. Bynajmniej, więcej Draco, proszę. <3
Corny. Ta dziewczyna cały czas mnie zadziwia i szokuje. Z rozdziału na rozdział. Wygląda jak anioł, zachowuje się pozornie też bardzo niewinnie. A to co z nią się dzieje jest niewyobrażalne. Rozumiem, że ona nie ma na to większego wpływu, ale nawet jak się tłumaczyła z tych zabójstw to miałam wrażenie, że czytam o sześcioletniej dziewczynce, która potłukła wazon. Nieświadomie wprowadziła Dracona w kłopoty. Pytanie, czy poniesie za to jakieś większe konsekwencje?
I na koniec dodam jeszcze, że bardzo rozbawiło mnie wyobrażenie twarzy Severusa, który pomyślał o nie ubranej dziewczynie w pokoju. ;)
Pozdrawiam, L . ;*
Eh, znam ten ból, sama wciąż mam koła, a potem poprawki i tak w koło Macieju... Irytujące niezmiernie,ale trzeba być dobrej myśli ;-)
UsuńNo trochę bałam się i wciąż mam obawy, że wydaje mi z tego tani romans, ale mimo to, mi też się ta scena podoba ;-) "Romeo i Julia" z DiCaprio to mój ukochany film :-)
Draco pozostaje u mnie sobą, bo ja co takiego kocham i nic tego nie zmieni xD A opiekuje się Corny, bo ona sama sobą się nie zajmie ;p Myślę, że nie jest do końca świadoma, co robi, czasem przeczucie przejmuje nad nią kontrolę i stąd te dziwaczne sytuacje. Faktycznie, jest jak małe dziecko. Trochę dziwne, żeby Draco był w tej sytuacji spokojny, no nie?
Pozdrawiam.
A to, że jestem zwolenniczką takich scen (cóż, widocznie we mnie jest dusza romantyka), mogę przyznać, że wyszły Ci one bardzo dobrze i dajesz sobie z tym rade. Naprawdę, piszesz je równie dobrze jak wszystkie inne, są fajnie wplątane i nie krępuj się, możesz śmiało dalej tworzyć takie cuda.
OdpowiedzUsuńA co do tej poważnej sprawy z trzema śmierciożercami. Trochę sprawa się rypła, że tak powiem. Corny najwidoczniej jakoś nieświadomie robi, to co robi. Teraz Draco jest w poważnych tarapatach, bo nawet nie wie, czy tamci mieli ten tajemniczy eliksir. Oby się z tego wyplątał, bo uznanie, jakie dostał od Czarnego Pana nie czas temu, może się zmienić w wielki gniew Mrocznego Lorda.
Pozdrawiam:)
Hm, no do tej pory sceny miłosne były mi tu ni w pięć ni w dziesięć, ale teraz, skoro Draco i Corny są ze sobą, wszystko się zmieniło. Choć nadal nie wiem, co tam tak dokładnie pisać. To nie moja dziedzina, że się tak wyrażę ;)
UsuńPrzypuszczam, że gdyby Corny wiedziała w co wplącze Dracona tym swoim przeczuciem, siedziałaby cicho w domu Snape'a. No ale cały chwyt polega na tym, że jej przeczucia są niesprecyzowane i nigdy nie wie, co będzie dalej. A Draco nie byłby sobą, gdyby nie znalazł wyjścia z tej pokręconej sytuacji.
Pozdrawiam.
Jestem pod pełnym wrażeniem.
OdpowiedzUsuńNaprawdę sam rozdział czytał się tak świetnie że aż zaparło mi dech.
Widać ogromną różnicę w tym co pokazałaś wcześniej i teraz jest różnicą ogromną.
Najbardziej oczywiście podobał mi Draco a jakżeby inaczej!
Jego rozmowa w sypialni z Corny była po prostu genialna.
Czy wspominałam już że mnie powaliłas?
No i oczywiście szkoda mi go bo znalazł się w kłopotach... bo Lord nie rezygnuje tak łatwo..
No i jeszcze Corny i te jej dziwne przeczucia...
Coś czuje że wszystko jakoś się ze sobą złapało.
I na koniec szkoda że jednak Snape ich nie przyłapał.
Jestem ciekawa jego reakcji a co tam xp
Jednym słowem sumując podobało sie a jak!
Niecierpliwie oczekuje ciągu dalszego aby już wkrótce!
pozdrawiam i życze weny.
A ja uważam, że rozmowa w sypialni jest po prostu słodka xD Taka nie moja, ale jednak ma co w sobie.
UsuńNo gdyby ich Snape przyłapał, nie byłoby tak kolorowo ;) Już widzę jego minę na widok Dracona i niewinne: "Dzień dobry, panie profesorze. Ładny dom" xD To byłoby bezcenne ;p
Pozdrawiam.
No właśnie:(
UsuńCzemu tego nie zrobiłaś co?
Snape byłby idealną przyzwoitką dla Corny...
Właśnie go wyobraziłam sobie w tej roli ha ha ha;p
Och nie! Sever umarłby, gdyby miał grać rolę przyzwoitki xD Ale masz rację, nadawałby się idealnie. Samym swoim wyglądem odganiałby potencjalnych kandydatów ;p
UsuńOH, UWIELBIAM! ;)
OdpowiedzUsuńPowtórzę to po raz milion-pierwszy - kocham to opowiadanie całą sobą. Jest moim najpierwsiejszym(tworze nowe słowa:)) na liście najwspanialszych i najukochańszych. W ogóle podbiłaś nim moje serce już w momencie czytania prologu, a potem tych kilkudziesięciu rozdziałów w jeden dzień, tak bardzo tamtego dnia, kiedy siedziałam znudzona po operacji, a ono było właśnie pierwszym, które natchnęło mnie do powrotu na blogi.
Możesz pomyśleć, że faktycznie przesadzam, czy coś w tym guście, okej, to będzie Twoje zdanie, ale ja wiem swoje. Pomijam już kwestię wspaniałych bohaterów, pomysłu i stylu. Podoba mi się w nim to, że jest takie prawdziwe. Zero w nim wyuzdania, przesady czy niezrozumienia. Potrafisz opisać najprostsze czynności w sposób tak rzeczywisty, że czasem naprawdę czuje się, jakbym sama to robiła bądź na to patrzyła.
Ale dobrze, do rozdziału.
Oczywiście drobny, mało istotny co do ogółu błąd - chyba zmieniałaś po prostu zdanie i przeoczyłaś "prawie całkowicie zakryły gęste chmurami". XD SORKA NO! ;D
Podobał mi się ten rozdział. W ogóle, z racji tego, że RZEKOMO (podkreślam "rzekomo") jestem romantyczką (tak uważa mój chłopak, ja się tego wypieram), to uwielbiam właśnie takie sytuacje pomiędzy dwojgiem ludzi. Bardzo lubię o tym czytać. Tym bardziej, że naprawdę ci się udało. Tym bardziej taka bliskość między Corny a Draco jest wspanialsza, bo Draco to po prostu Draco, który przez większą część życia dbał tylko o swój tyłek, a teraz troszczy się też o drugą osobę. Co więcej, zależy mu na niej, i tak bardzo nie chce się do tego przyznać, że aż serce mięknie.
Kompletnie rozłożyłaś mnie na łopatki zwrotem Draco do Corny "Słońce moich dni". Przepraszam, ale jest ono tak wspaniałe, że nie umiem tego nawet jakoś szczególnie określić słowami.
Zachwycam się. Tak bardzo, że aż przestać nie mogę.
Rozbawiła mnie wizja Draco odnośnie przerażenia Snapea o tym, że przecież "siedemnastolatka się ubiera!". HAHA! Ej, może on faktycznie ma jakąś nieodgadnioną fobię? Może kiedyś nie wiem, wszedł w nieodpowiednim momencie,w którym jakaś nizbyt urodziwa panna się przebierała czy coś, i on się teraz zraził? To jest poważny problem, myślę że nasz biało(srebrno)włosy nie powinien się tak naśmiewać. To faktycznie czasami może być cios i uraz ma całe życie.:DDD
Uwielbiam Romea i Julię, zarówno w formie literatury, jak i w formie fimu ( z młodym Leonardem DiCaprio, omnomnom *_*), więc ten rozdział szczególnie mi się podoba. Myślę, że pomimo tego, że nic ( w sensie, że nie ma akcji) się w nim nie dzieje, to jest on jednym z lepszych drugiej części ( zaznaczając, że nie masz złych rozdziałów).
Dziękuje Ci za niego. Dałaś mi natchnienie i motywację na napisanie w końcu nowego u mnie.
Pozdrawiam. <3
A ja powiem, że nie wiem, co powiedzieć na taki potok komplementów. Czuję się zawstydzona. Zwłaszcza, że nie uważam, że "Serce" to jakieś mistrzostwo świata - ot, zwykłe opowiadanie, na które natchnęło mnie po przeczytaniu setek kiczowatych historii o Draco. Ale mimo wszystko dziękuję. To miłe :)
UsuńAch tak, to zdanie z chmurami zmieniałam wiele razy i umknęło mi, że nie do końca dobrze je złożyłam. Co ja bym bez Ciebie zrobiła? ;p
Chyba w każdej kobiecie kryje się romantyczka. Najwyraźniej we mnie też, skoro napisałam coś takiego xD No ale trzeba przyznać, że Draco w tym rozdziale wyszedł mi ładnie - jednocześnie troskliwy i niezmiernie ironiczny, a przy tym wciąż odrobinę samolubny. Jak to on.
"Romeo i Julia" to klasyka, moje opowiadanie bez choćby jednego wątku w tym kierunku nie miałoby sensu;p A wersja z DiCaprio jest genialna i nawet nie chodzi o samego DiCaprio ;)
Hah, fajnie, że Cię natchnęłam, ale rozdział przeczytam i sprawdzę w wolnej chwili.
Pozdrawiam.
Jestem :). Uwielbiam to opowiadanie. Trochę bardziej od Dzieci Slytherinu, ale ogólnie to jestem fanką Twojego stylu ;).
OdpowiedzUsuńDraconie! oczywiście robienie głupot jest domeną mężczyzn i żaden z osobników płci męskiej nie widzi w tym problemu. Oczywiście, że nie, bo to wasza specjalność,ale gdy nagle takiej kobiecie jak Corny lub Lady Spark (tak czasami też popadam w tarapaty) znajdą się w opałach to są wielkie pretensje, że jesteśmy no nieodpowiedzialne. Faceci -.-
HiHiHi Snape <3. Ma wyczucie czasu i słuch genialny :D. Swoją drogą Corny była bardziej przerażona tym, że profesor nakryje Dracona niż tym, że zamordowała trzech śmierciożerców i jej luby może mieć problemy z powodu zaginionego eliksiru.
Podobał mi się ten rozdział. Pośmiałam się z końcówki.
Uciekam do robienia szablonu na Mandy.
PS Rozdział trzeci też skomentowałam ;).
Pozdrawiam, Lady Spark
No cóż, myślę, że "Serce" jest odrobinę lepsze od "Dzieci" i nie czuję się tym urażona ;)
UsuńHm, faceci naprawdę myślą, że tylko im wolno popełniać błędy, no nie? Draco Ameryki nie odkrył, co nie zmienia faktu, że wciąż jest to irytujące.
A Corny jest po prostu trochę dziwna xD
Pozdrawiam.
Trochę? Ona jest mega pokręcona, ale za to ją lubię.
UsuńOni wiecznie uważają, że jak coś zrobią źle należy natychmiast im wybaczyć! To jest mega irytujące.
Tak w ogóle 6206096 - mój numer gg. Pisałam do Ciebie kiedy poinformowałaś nas, że skasowała Ci się lista, ale nie wiem czy wiadomość doszła - sama mam zawirowania z komunikatorem ;).
Hahahaha, masz rację, "trochę" to mały eufemizm. Ale urok Corny polega właśnie na jej pokręconym myśleniu ;p
UsuńNo cóż, w tym przypadku, oraz wielu innych, Draco przedstawia się jako typowy facet. Oni myślą w sposób prosty i schamatowy i trudno im pojąć taką Corny, która wymyka się z wszelkich ram i ma czelność popadać w kłopoty. Jakim prawem? Masz rację, to okropnie irytujące.
Och, wiadomość nie dotarła. Ale teraz numer już zapisałam i mam nadzieję, że wszystko będzie przebiegać już bez zgrzytów ;)
Pozdrawiam.
Na tym polega magia Corny na tym całym wykręcaniu się, łamaniu schematów i ram oraz na irytowaniu Dracona na każdym kroku. Robi to cudownie :D.
UsuńNic innego do roboty nie ma ;p
UsuńTak swoją drogą właśnie przeczytałam, że w następnym rozdziale będzie już Blaise *_*
UsuńTo kiedy nowy rozdział?
No cóż, nie będę ukrywać - nowy rozdział będzie, gdy się w końcu napisze ;p A że sam nie może tego zrobić, trochę to jeszcze niestety potrwa.
UsuńOkazało się, że trzeci rozdział już czytałam i komentowałam kiedyś, więc odświeżywszy go sobie, przeszłam już do czwartego.
OdpowiedzUsuńFaktycznie był nieco inny niż poprzednie, ale scenka z Corny i Draco mimo wszystko wyszła ciekawie, choć troszkę poufale. No, ale skoro to już druga część historii, to pewnie mają na tyle bliskie relacje, że nie powinno to dziwić, heh.
Te wymówki Corny są świetne. Ogólnie lubię tą dziewczynę, bo ma dość złożony charakter. Z jednej strony wydaje się być takim delikatnym, niewinnym dziewczęciem, ale tak naprawdę wcale tak niewinna nie jest. Nie dziwię się, że Snape wymięka, mieszkając z nią, bo ta dziewczyna bywa przerażająca. Ale ma też w sobie coś z takiego dziecka mimo wszystko. Naprawdę osóbka bardzo pełna sprzeczności. Lubię skomplikowanych bohaterów. I lubię też twojego Malfoya, który także jest złożony, ironiczny i zdaje się być dość zdystansowany do otoczenia. Jest przy tym inny niż kanoniczny, który zawsze zgrywał wielkiego ważniaka, a gdy przychodziło co do czego, był tchórzem (choć mimo wszystko zawsze mi go było szkoda, bo tak został wychowany i ogólnie nie miał wcale łatwo w życiu).
Pewnie się powtarzam, wieem ;P. Niemniej jednak, podobało mi się i znowu szybko mi minęła lektura, dlatego komentarz pojawił się tak szybko po przeczytaniu i skomentowaniu dwójki.